piątek, 13 września 2013

EPILOG

***5 miesięcy później - grudzień 2013***


-Jak wyglądam ? - Nareesha ubrana w długą do ziemi białą kreację po prostu olśniewała wyglądem i tego nie było można jej tego dnia zabronić to w końcu jej ślub, razem z dziewczynami naniosłyśmy ostatnie poprawki i zostawiłyśmy ją z jej ojcem, a same poszłyśmy do Kościoła, gdzie czekali na nas nasi mężczyźni.
-Mówiłem już, że ślicznie wyglądasz ? - zapytał Max, gdy obok niego usiadłam.
-Tak. Ale podziękuje jeszcze raz. - gdy zobaczyłam tę sukienkę na wystawie to od razu pomyślałam o ślubie Siveeshy, więc najnormalniej w świecie ją kupiłam.
   Siedziałam jak na szpilkach. Całe przygotowywania do ślubu zajęły mnóstwo naszego czasu i nerwów, więc wszystko musiało pójść zgodnie w planem. Po prostu musiało. Chyba denerwowałam się bardziej niż nasza Panna Młoda. Jako, że chłopaki wyjechali we wrześniu na dwa miesiące do Stanów całe przygotowania spadły na barki Nareeshy, więc musiałam jej pomóc. Do Stanów wróciła dopiero w październiku, bo cały wrzesień byłyśmy zabiegane na załatwianiu formalności. Dostałyśmy również pomoc od innych znajomych Nareeshy oraz Sivy. Za to Nathalie i Kels wypoczywały wtedy w Stanach przy bokach swoich facetów. To po prostu musiało wyjść. Panująca zimowa aura na zewnątrz nie pomagała mi w skupieniu. Było mi zimno, bo miałam tylko płaszcz, ale jakby się zastanowić to Nareesha miała chyba gorzej. Spojrzałam na zgromadzonych. Widziałam Nathalie i Jay'a, miał na sobie dopasowany niebieski garnitur i muszę przyznać, że wyglądał naprawdę słodko przy koralowej Nat. Ławkę przed nimi siedzieli Kels i Tom, który w garniturze w stylu retro wyglądał ... no po prostu ciacho, był bardzo szczęśliwy, w końcu trzy miesiące temu dowiedział się, że będzie ojcem. Po drugiej stronie odizolowany od reszty siedział Nathan w typowo czarnym garniturze, z tym, że dzięki miętowej koszuli jego wygląd zyskiwał, za to jego narzeczona wyglądała uroczo, co nie zmienia faktu, że ta para miała u nas na pieńku. Szok jaki przeżyliśmy dowiadując się, że ta para spotyka się od dwóch lat i sam fakt, że około 6 miesięcy temu Nathan się jej oświadczył, był wręcz ogromny. Do tej pory nie mogłam wybaczyć mu tego, że nam nie powiedział. Co najśmieszniejsze nikt z zewnątrz o tym nie wiedział, więc fani przeżyją jeszcze większy szok niż my na wieść o tym, że nasze kochane BabyNath się żeni lub ma dziecko. Co tak na prawdę ich łączyło tego nie wiedzieliśmy. Nathan się odwrócił i zobaczył, że mu się przyglądam, uśmiechnął się, ale odwróciłam wzrok. W Kościele rozbrzmiały organy i wszyscy wstaliśmy czekając na Pannę Młodą. Gdy się pojawiła uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przechodząc obok mnie uśmiechnęła się jeszcze szerzej i poszła w kierunku oszołomionego Sivy. Patrzenie na nich sprawiało mi ogromną radość, ich miłość do siebie była wręcz namacalna. Nie wiem kiedy i jak uciekł mi ten cały czas, ale gdy usłyszałam sakramentalne "tak" od ich oboje wszystko stało się inne. Patrzyłam na nich i widziałam stare, dobre małżeństwo, więc cały wygląd Kościoła i te odświętne stroje mi nie pasowały. Wyszliśmy ze świątyni i czekaliśmy na młode małżeństwo, jak wyszli nie obyło się bez rzucania ryżu, monet i radości jaka przy tym panowała.
   Po oficjalnej ceremonii w Kościele pojechaliśmy do zamówionej parę miesięcy temu sali i zaczęła się zabawa. Pierwszy taniec i dalej poszło już z górki, wszyscy się dobrze bawili i uśmiechali. Max czasami mi uciekał, ale szybko ktoś się obok mnie pojawiał. Wszyscy byli życzliwi i uśmiechnięci.
-Jak się czujecie z myślą, że jesteście małżeństwem ? - zapytałam Siveeshe, gdy udało mi się do nich dotrzeć.
-Wspaniale i czuję, że to całe świętowanie będzie specjalne. - powiedziała Nareesha i spojrzała na swojego męża.
-Oczywiście, że będzie, w końcu to wasze święto.
-Wszystko może się zdarzyć. - powiedział Seev.
   Miło było patrzeć jak młodzi kroją wspólnie tort czy razem tańczą. Wszystkie pary szalały na parkiecie. Nawet Nathan i wydawało mi się, że nie czuł się niekomfortowo w naszym towarzystwie, za to jego narzeczona tak. Próbowała ze mną nawiązać kontakt, ale ja jej po prostu nie trawiłam. Nie wiem czy to przez to, że Nathan ukrywał ten związek czy jej osoba działała mi na nerwy. Jakby nie patrzeć dzieliła nas różnica sześciu lat i to również mogło być powodem. Byłyśmy inaczej wychowane, mamy wpojone różne zasady, byłyśmy różne. Z kolei wiem, że Nathalie bardzo się z nią polubiła, Kels też się do niej powoli przyzwyczajała, a Nareesha była tak jak zawsze przyjazna dla wszystkich, dopóki jej nie denerwowali. Jeżeli chodzi o chłopaków to ich reakcje również były różne. Tom przestał odzywać się do Nathana, Max był na niego wściekły, a Seev nie rozumiał jego zachowania, można powiedzieć, że tylko Jay przy nim został. Jeszcze przed wylotem do Stanów rozmawiałam z Nathanem o tej dziewczynie, wtedy nic o niej nie wiedziałam i nie znałam jej historii, mówił mi, że decyzja jaką podjął może nam się nie spodobać, że możemy być jej przeciwni, a parę tygodni później poraził nas wiadomością na temat tajemniczej blondynki. To działo się za szybko. Był ślub Sivy, a ja nawet nie miałam ochoty się bawić. Sprawa z Nathanem nie dawała mi spokoju, za to Max ciągle gdzieś znikał. Też już mnie to denerwowało, bo w końcu przyszliśmy tu razem, a nie osobno, tak ? Zaczęłam go szukać i długo nie musiałam, bo za chwilę jego głos rozbrzmiał na sali. Co on wyrabia na scenie z mikrofonem w dłoni ?
-Przepraszam, że przerywam wam zabawę, ale chciałbym coś powiedzieć. Po pierwsze to życzę Sivy'ie i Nareeshy szczęścia na nowej, wspólnej drodze życia i gratuluje podjęcia decyzji o ślubie. Mądry Seev wpadł na to jako pierwszy z nas. - spojrzałam na małżeństwo, które się szeroko uśmiechało. - Ale drugą sprawą jest pewna osobista i może nie powinienem wam teraz zabierać czasu, bo jakby nie patrzeć jest to tylko i wyłącznie moja sprawa, ale uważam, że dobrze robię. - jego wzrok spoczął na mnie. - Na sali jest pewna osoba, którą darzę ogromnym uczuciem i mam nadzieję, że z wzajemnością. - ciągle się we mnie wpatrywał. - To co teraz robię nie jest do końca przemyślane, bo kiedyś, gdy myślałem tak samo jak teraz długo się nie cieszyłem, ale mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej i nie zostanę odrzucony. - zaczął schodzić ze sceny. - Tak, więc mam pewne pytanie do pewnej pani. - klęknął przede mną, nie to nie dzieję się na prawdę, serce zaczęło mi bić jak szalone. - Lauro wyjdziesz za mnie ? - otworzył bordowe pudełko, a w nim zobaczyłam najpiękniejszy jaki widziałam w życiu pierścionek, z wrażenia zakryłam usta dłońmi i poczułam łzy w oczach, wiedziałam, że wszyscy czekają na moją odpowiedź, włącznie z Max'em, ale zszokowana nie mogłam nic zrobić, wpatrywałam się tylko w mojego łysego chłopaka, którego kochałam ponad życie, odważyłam się pokiwać głową i już po chwili byłam szczelnie zamknięta w uścisku Max'a, a goście zaczęli bić brawa, czułam jak po twarzy spadają łzy, byłam najszczęśliwszym człowiekiem w tym momencie.
-Kocham cię. - powiedział Max i mnie pocałował, wyjął pierścionek i założył mi na palec, zdziwiłam się, że mu się udało, bo cała się trzęsłam.
-Jest śliczny.
-Cieszę się, że ci się podoba.
-Nigdy więcej mnie tak nie zaskakuj, zrozumiałeś ? Myślałam, że na zawał padnę. - powiedziałam, gdy wolni od wszystkich, którzy nam gratulowali siedzieliśmy na tarasie za salą.
-Przepraszam. - Max mnie objął.
-Jak ty to sobie teraz wyobrażasz ?
-W sensie, że naszą przyszłość ? - pokiwałam głową. - No wiesz. Myślę, że nic się nie zmieni, no może tylko to, że teraz oficjalnie możemy zacząć przygotowania do ślubu, ale to zależy tylko i wyłącznie od nas.
-Nie uważasz, że na razie to za szybko ?
-Dlatego własnie mamy na to teraz czas. Sami musimy zdecydować jak będzie wyglądała teraz nasza przyszłość.
-Wracajmy do środka, bo zrobiło się strasznie zimno.


***2 miesiące później - luty 2014***


-Kelsey nie dźwigaj tego. - powiedziałam na widok ciężarnej niosącej coś w dużej torbie.
-Z nieba mi spadłaś Laura, bo myślałam, że tego nie doniosę do domu. - jej brzuch był już widoczny. 
-Dlaczego nie powiedziałaś, że coś jest ci potrzebne ? Pomogłabym ci, a nie sama dźwigasz. Tak w ogóle to dlaczego nie powiedziałaś Tom'owi, żeby zrobił zakupy ?
-No wiesz teraz mają dużo pracy nad tym albumem, a i tak w domu robi większość rzeczy nie chcę go dodatkowo obciążać.
-Z tym, że ty jesteś w piątym miesiącu ciąży, a on nie. - Kels otworzyła drzwi do domu. - A wy nadal na starych śmieciach.
-Jakoś taki sentyment mamy do tego domu. - weszłyśmy do środka. - Chyba jesteśmy same.
-Na to wychodzi. Wiesz, nie zgadniesz kogo ostatnio spotkałam na mieście. - zakupy położyłam na stole i zaczęłam wyciągać je z torby, a Kelsey usiadła na krześle.
-Opowiadaj. 
-No, więc idę sobie ostatnio na zakupy, patrzę, a na ulicy stoi Matt i się do mnie uśmiecha.
-Czekaj, to ten Matt z radia ?
-Tak, ten sam. No i podchodzi do mnie. Myślę sobie, że lepiej trafić nie mogłam, a on do mnie z uśmiechem i w ogóle "Co tam u ciebie ?". To mu mówię, że już nie pracuje w radiu i tak jakoś temat zszedł na pracę. Jak dowiedział się, że April odeszła to się zdziwił i był w szoku, ale jak dowiedział się kto ją zastąpił to już w ogóle zrezygnował. No i mu mówię, że faktycznie ten nowy kierownik to jakaś świnia, a nie człowiek i mu mówię, że to przez niego odeszłam z pracy. Fajnie nam się rozmawiało, więc poszliśmy na kawę.
-To na pewno był ten sam Matt ?
-No ja też się właśnie zdziwiłam, że taki miły i przyjazny, ale to faktycznie był on. Tak sobie gadamy o naszym dotychczasowym życiu. Mówię mu, że Max mi się oświadczył no i się ucieszył, rozumiesz to ? Ucieszył się, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym co on mi powiedział pod koniec naszego spotkania. - schowałam wszystkie zakupy i usiadłam obok Kels, która jadła rodzynki. - Dowiedziałam się, że on też ma kogoś przy boku.
-Współczuję dziewczynie. 
-Z tym, że to nie dziewczyna. - Kels znieruchomiała.
-Czy ty właśnie mi oznajmiłaś, że ten żigolak Matt jest gejem ?
-Dokładnie tak. - oparłam się.
-Ja pierdziele. Kto by pomyślał. - dziewczyna położyła dłoń na swoim brzuchu.
-Tak w ogóle to poznałam jego chłopaka. Ma na imię Adam i jest rok od niego młodszy, studiuje i pracuje w klubie jako kelner, to własnie tam się poznali. Mieszkają już razem, a Matt pracuje w kancelarii ojca. 
-Patologia.
-No. A dodatkowo jego ojciec zrobił jakieś małolacie dziecko i teraz jakieś sprawy w sądzie ma.
-Jeszcze większa patologia.
-Cześć dziewczyny. - do kuchni wszedł Jay i przywitał się z nami buziakami w policzek i tak jak zawsze pocałował Kels w brzuch, gdy już był widoczny to zaczął witać się w ten sposób z dzieckiem.
-Gdzie zgubiłeś Nathalie ? - zapytałam.
-A gdzieś tam z tyłu została.
-Cześć. 
-Cześć Seev. Tak w zasadzie to kiedy Nareesha wróci z Hiszpanii ? - zapytała Kesley.
-Dzisiaj.
-Dziewczyna to ma fajnie. Projektuje buty, kiecki i jeszcze po Europie jeździ. - powiedziałam.
-Ty też byś mogła. - wszedł Max.
-Niby z jakiej racji ?
-Jesteś uzdolniona.
-Tsa. Na razie jestem bezrobotna od paru miesięcy i tyle ci powiem.
-Nie musisz pracować.
-Muszę.
-Nie będę się teraz o to kłócił, gdyż znajdujemy się w pomieszczeniu z ciężarną kobietą, więc pogadamy w domu.
-Nie strasz, okay ?
-Laura musimy pogadać, będę u siebie. - Nathan  pojawił się w kuchni i zniknął.
-Znowu dostanę kazanie na temat Emmy i tego jak on ją bardzo kocha i znowu zostanę zasypana pytaniami dlaczego jej nie akceptuje ? Codzienność. - wyszłam spotykając się z Nathalie i Tom'em, którzy o czymś rozmawiali, przywitałam się i weszłam na piętro, zapukałam i weszłam do pokoju Nath'a.
-Jeżeli mam znowu słuchać o Emmie to wychodzę. - uprzedziłam go.
-Będziemy o niej rozmawiać, ale z innej perspektywy.
-Czyli ? - zaczynałam się niecierpliwić.
-Miałaś rację.
-Z czym, bo nie kontaktuje ?
-Z nią.
-Co konkretnie ?
-Wszystko. - spojrzał na mnie smutnymi oczami. - W zeszłym tygodniu dowiedziałem się, że ma dziecko. Z innym. Ma już prawie dwa lata.
-To by wychodziło, że urodziła je mając 17 lat.
-Tak. Zaczęliśmy się spotykać miesiąc po narodzinach tego dziecka, a jej chodziło tylko o pieniądze na jego utrzymanie. Dowiedziałem się jeszcze, że mieszka razem z ojcem dziecka. Nie mają co prawda ślubu, ale ona mnie oszukała.
-Jak się dowiedziałeś ? - usiadłam obok niego na łóżku.
-Od jakiegoś czasu nie nosiła pierścionka, gdy pytałem dlaczego mówiła, że zgubiła, ale okazało się, że go sprzedała. W ich mieszkaniu znalazłem zdjęcia i rzeczy dziecka, również rzeczy jego ojca. Poskładałem puzzle i się domyśliłem.
-Nie będę mówić, że mi przykro, bo wcale tak się nie czuję. Człowiek uczy się na błędach, ale przez tą laskę straciłem dwa lata swojego życia.
-Możesz powiedzieć "A nie mówiłam."
-Nie powiem tak.
-Dlaczego ?
-Bo cie kocham głuptasie i wiem, że człowiek czasami popełnia błędy. Sama ich sobie wiele narobiłam. Damy radę, nie ? Przezwyciężymy to ?
-Razem ?
-Oczywiście. Nie zostawię cię teraz samego.
-Dziękuje.
-Ktoś o tym wie ?
-Nie tylko ty i na razie niech tak zastanie.
-Nie ma sprawy. - przytuliłam go. - Idziemy na dół ? Za jakiś czas zacznie się impreza powitalna dla Pani Kaneswaran.
-Nareesha dzisiaj wraca z Hiszpanii ?
-We własnej osobie. Mam ochotę się upić.
-Ja też.
-No i takie podejście to ja rozumiem. - roześmiałam się i zeszliśmy z Nathnem na dół.

-Jeju, nie spodziewałam się tak ciepłego powitania. - w progu zobaczyliśmy Mulatkę uśmiechniętą od ucha do ucha, jej mąż pierwszy do niej podszedł, wyściskał, wycałował i zabrał ciężki bagaż.
-Rodzinę wita się z hukiem. - powiedział Tom.
-To jestem ciekawa jak przywitasz nasze maleństwo. - żachnęła się Kelsey, trzymająca za brzuch.
-Należycie. - odpowiedział jej narzeczony i pocałował brzuch, a następnie swoją narzeczoną.
-Miłość. - powiedziałam przyglądając się naszym dwóm parą.
-Jakaś aluzja ? - szepnął mi Max, do ucha, a ja wystraszona podskoczyłam. - Nie bój się, to tylko ja. - szeptał mi do ucha obejmując mnie lekko kołysząc.
-Żadna kochanie. - szybki buziak i przeszliśmy do salonu z naszykowanymi już dekoracjami, jedzeniem i piciem.
-Za naszą kochaną i jakże uzdolnioną panią Keneswaran - McCaffrey ! - krzyknął Tom podnosząc kieliszek z szampanem do góry, tylko Kels w kieliszku miała pomarańczowy sok.
-Proszę. - Siva podał jej alkohol, gdyż sama go nie wzięła.
-Nie mogę. - uśmiechnęła się przepraszająco z błyskiem w oczach.
-Jak to nie możesz ? Brałaś jakieś tabletki ? - zaniepokoił się Seev, który nie zrozumiał aluzji rzuconej przez Nareeshe.
-Stary, ale ty jesteś ptasi móżdżek. - Tom'owi opadły ręce.
-Masz coś do ptaków ? - oburzył się Jay.
-Nie, no co ty. Zluzuj majty JayBird. - chłopak podniósł ręce w geście obronnym.
-Teraz to ja już nic nie rozumiem. - Siva popatrzył na nas jak na debili, a Nareesha położyła rozłożoną dłoń na brzuchu i znacząco chrząknęła. - Jesteś w ciąży ?! - Siva się ożywił.
-Tak. - roześmiała się.
-Będę ojcem. - odwrócił się do nas uśmiechnięty, a po chwili jego oczy się przewróciły do góry nogami i legł jak martwy na dywan, Jay, który stał najbliżej podszedł do niego i sprawdził, czy oddycha.
-Oddycha. Zemdlał. - poinformował nas z uśmiechem.
-Można się było tego po nim spodziewać. - dźwięcznie śmiała się Kels.
-Będę ojcem. - usłyszałam cichy, radosny, niewyraźny głos Mulata.
-No stary. Tak jak ja. Co za zbieg okoliczności. - Tom podał mu dłoń i pomógł wstać, a ten szybko zaczął podnosić, przytulać i całować swoją ciężarną żonę, istna furia radości.


***3 miesiące później - maj 2014***


-Parker ty debilu, odpowiesz mi za to ! - już od godziny słyszeliśmy wściekłe krzyki Kels.
Biedny Tom. - pomyślałam.
-No jestem. Urodziła już ? - na oddział wbiegł zdyszany Nath.
-Nie, jeszcze nie. - Max spojrzał na swój nadgarstek. - My jesteśmy tu od trzech godzin, ale z tego co wiemy to Kels z Tom'em są już tutaj od pierwszej w nocy. - ziewnął.
-Czyli sześć godzin. - szybko policzył Nath.
-Na to wychodzi. - powiedział ledwo przytomny Jay, on był tu od samego początku, gdyż przyjechał razem z Kelsey i Tom'em.
-A co z Sivą i Nare ? - Nathan usiadł obok nas.
-No co ? W Dublinie są. Mamy przecież teraz wolne, to wiadomo, że do rodziny pojechali. - Max był zmęczony już tym czatowaniem.
-No tak. - odpowiedział.
-A tobie jak się jechało ? - zapytałam.
-No wiesz trochę ciężko wsiąść za kierownicę po informacji, że twoja przyjaciółka rodzi 180 kilometrów dalej, ale udało mi się przyjechać najszybciej jak mogłem.
-I tak trochę ci zeszło. - Max nie był zbyt przyjaźnie nastawiony.
-Trzy godziny temu się dowiedziałem, a wiesz jaki jestem po przebudzeniu. - uśmiechnął się, ale to i tak nie pomogło w polepszeniu naszych humorów.
-Co tam ? - oparłam głowę na ramię Nath'a i się do niego przytuliłam puszczając Max'a, Jay już spał.
-A dobrze. Wychodzę na prostą. Rozmawiałem jeszcze raz po tym jak się dowiedziałem prawdy z Emmą, ale to nie była przyjazna dla niej pogawędka.
-Ale wszystko sobie wyjaśniliście ?
-Tak. A co u Jay'a ?
-A kto by go tam zrozumiał. Zrywają ze sobą i po chwili do siebie wracają jak bumerang. Przyzwyczaiłam się. Po szóstym zerwaniu przestałam liczyć.
-Ale teraz biją chyba rekord. Już dwa tygodnie mija od ich rozstania, a oni nadal nie wrócili do siebie.
-Już dwa tygodnie ?
-Te przygotowania do ślubu was męczą. Max chodzi ciągle podrażniony, a ty przestajesz interesować się swoją rodziną.
-Nie tyle przygotowania do ślubu, który będzie w przyszłości, a znalezienie dla nas domu. Nie możemy się zdecydować.
-Zapraszam do nas.
-Tsa. My, ty, Jay z wiecznymi problemami sercowymi i może jeszcze Tomsey z dzieckiem ?
-Będzie wesoło.
-Z pewnością będzie tłoczno.
-To z pewnością też.
   Nagle zorientowałam się, że wrzaski Kels ucichły, czyżby coś się stało ? Okazało się, że nie tylko ja zauważyłam ciszę na oddziale, nawet śpiący do tej pory Jay zerwał się na równe nogi i czekał. Wydawało mi się, że nikt nie oddycha, słychać było tylko denerwujące tykanie zegara powieszonego na ścianie. Po około siedmiu minutach z sali wybiegł prze szczęśliwy, ale i zmęczony Tom.
-Mam syna ! - wydarł się i wskoczył na Max'a, od razu wszystkim poziom energii podskoczył i wszyscy zaczęliśmy się cieszyć razem ze świeżym ojcem. - Rozumiecie ? Mam synka ! Taki mały. - pokazał rozkładając ręce, jego oczy się zaszkliły.
   Zostawiłam radujących się mężczyzn i szybko wysłałam do Sivy sms.

"Parker ma małego Parkerka, który będzie łamał serca setkom dziewczynek"

   Ruszyłam w kierunku sali Kelsey. Zapukałam i zobaczyłam dziewczynę trzymającą małe zawiniątko. Nawet teraz po tak długim wysiłku promieniała, a jej uśmiech był na swoim miejscu tak jak zawsze, ale poszerzył się jak mnie zauważyła.
-I cała tajemnica wyjawiona. Będzie grać z tatusiem w piłkę. - stanęłam obok młodej matki i spojrzałam na noworodka, był malutki.
-I dawał mamie zmartwień i roboty przy zranieniach. - zaśmiała się lekko.
-Ale będzie bardzo kochanym dzieckiem i będzie miał wspaniałych rodziców. To się liczy.
-I wspaniałych wujków i ciotki. - spojrzała na mnie.
-To z pewnością również. Śliczny jest. - spojrzałam na maleństwo.
-Po mamusi.
-Dobry humor nigdy cię nie opuszcza, co ? - zaśmiałam się.
-Staram się. - zaśmiała się i do sali wszedł zadowolony tatuś.
-Może i Siva pierwszy się ożenił, ale ja pierwszy zmienię pieluchę mojemu dziecku. - zadowolony pogłaskał malucha po główce.
-Jaki malutki. - Nathan również podszedł do łóżka.
-Przepraszam, ale pani Kelsey musi odpocząć, więc proszę wyjść i wrócić popołudniu. - powiedziała pielęgniarka i zmuszeni byliśmy zostawić młodą matkę i maluszka, Tom został.


***2 miesiące później - lipiec 2014***


-Wszystko wzięliśmy ? - zapytałam, gdy wsiadaliśmy do samochodu.
-Tak. Najwyżej kupimy w Stanach. - Max odpalił silnik.
-Szkoda, że Nareesha nie może lecieć, ale zostaje z Kels, więc nie będzie samotna.
-Dla ciężarnej kobiety i młodej matki taka długa wyprawa nie jest odpowiednia. 
-Wiem, ale szkoda, że nie lecą z nami.
-Wcześniej zawsze z nami wszędzie jeździły, więc myślę, że nie jest tak źle.
-Ciekawe jak Tom czuję się zostawiając swojego synka tutaj.
-Na pewno będzie tęsknił, ale jest pod dobrą opieką. Bardziej martwię się o Sivę, wiesz jaki jest.
-Nareesha odpocznie sobie od jego opiekuńczości. - zaśmiałam się.
-Masz rację czasami przesadza z tą opieką nad Nareeshą, ale cóż. Ja pewnie zachowywałbym się tak samo. - spojrzał na mnie.
-Dobrze wiedzieć. - powiedziałam zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne.
-A skoro jesteśmy przy temacie dzieci.
-Nie, nie i jeszcze raz nie. Najpierw ślub, a dopiero później dzieci i koniec tematu.
-Z tobą w ogóle nie da się porozmawiać.
-A co ty myślisz, że życie jest takie kolorowe i piękne ?
-Nie filozofuj. - zaśmiał się. - No i jesteśmy.  - powiedział, a ja zobaczyłam przed sobą lotnisko.
-No to się zaczyna. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu, wzięliśmy swoje bagaże i weszliśmy do środka.
-To Nathalie z nami leci ? - zapytał zdziwiony Max.
-No przecież tydzień temu znowu się zeszli. - powiedziałam sprawdzając nową wiadomość w telefonie.
-Nie nadążam już za nimi.
-Myślisz, że ja nadążam.
-Ale wtedy co Kels urodziła to i tak długo byli w separacji, nie ?
-No trzy tygodnie, prawie. - włożyłam telefon do kieszonki spodenek i przywitałam się z Nathanem, Jay'em, Nathalie, Sivą i Tom'em właśnie w takiej kolejności.
-Jak zawsze dwie dziewczyny z nami jeździły, tak i teraz, z tym, że teraz inne. - błysnął Kevin.
-Co racja to racja. - potwierdził Nathan, który nadal był wolny.
-Kiedy mamy odlot ? - zapytał Jay.
-Tak w zasadzie to już powinniśmy iść. - powiedział Kevin i ruszyliśmy na odprawę, wiadomo jak jest, więc dopiero 40 minut później siedzieliśmy wygodnie w samolocie.
-Mam ze sobą katalog z salami weselnymi w Londynie, więc jak coś to możemy to załatwić teraz. Przed nami długa droga. - powiedział Max machając mi przed oczami dość grubym katalog.
-Już żałuję tej decyzji. - Nathan siedzący obok mnie zaśmiał się i założył słuchawki, przynajmniej ten nie marudzi, ale z kolei mu zazdrościłam, miał pełną swobodę, nie to co ja.
-Kochanie, może zajmijmy się tym kiedy już dolecimy i będziemy mieć więcej wolnego czasu. Z tym trzeba się zastanowić i dopiero podejmować decyzję, a nie tak na szybko.
-O patrz ta jest dosyć fajna. - pokazał mi jedną z sal, a ja spojrzałam na numer strony - 18, czyli wcale mnie słuchał. - Prawda ?
-Tak, ładna. Muszę pójść do toalety. - wstałam i ruszyłam w kierunku przeciwnym niż toaleta, obok Tom'a i Sivy znalazłam wolne miejsce. - Można ?
-A co znowu nasz Max wymyśla ze ślubem ? - Tom się uśmiechnął ze zrozumieniem.
-Bingo. - władowałam się między ich dwójkę.
-Biedactwo. - Siva pogłaskał mnie po głowie.
-Zabierzcie go ode mnie. - powiedziałam, a chwilę później spojrzałam na lewą dłoń. - Ale kocham go. - wpatrywałam się intensywnie w pierścionek.
-Jesteście już ze sobą ponad rok.
-Tom ja o tym wiem, ale czy to nie za szybko na ślub ?
-Jeżeli się kochacie to nigdy nie jest za wcześnie.
-Jakie mądrości ludowe. - uśmiechnęłam się do niego.
-Się ma te 25 lat.
-Jeszcze trochę. - przypomniał mu mulat.
-Nie wypominaj mi wieku.
-O jesteś Laura. Wszędzie cię szukam. Spójrz ta sala jest idealna, spójrz. - podsunął mi pod sam nos kartkę, czuć było jej specyficzny, fabryczny zapach.
-Taak, jest wspaniała.
-Ale spójrz na tę, też jest niezła, ale wydaje mi się, że trochę do nas nie pasuje. Zbyt wyzywająca.
-Nie dlaczego ? Fajnie by było zacząć się wyginać w sukni ślubnej przy rurze. - spojrzałam na niego zrezygnowana.
-No jakby nie patrzeć. Wszystko co chcesz myszko. - głośno westchnęłam i wróciłam z nim na nasze miejsca.

-Co dzisiaj robicie ? - zapytałam.
-Mamy wolne do niedzieli.
-Czyli mamy całe dwa dni dla siebie ? - właśnie się czesałam.
-Dokładnie. - Max dał mi buziaka w szyję i poszedł myć zęby. - Jak ci się tu podoba ? - zapytał z pełną buzią piany.
-Podoba mi się tylko was często nie ma i się momentami nudzimy z Nat, ale jest sympatycznie.
-Zauważyłaś w ogóle jak szaleją na swoim punkcie Nay ?
-Masz na myśli Jay'a i Nat ? - pokiwał głową. - Właśnie zauważyłam. Jesteśmy tutaj tydzień, a oni totalnie się zmienili.
-Dojdzie do tego, że zaczną używać wspólnie bielizny.
-Max to obleśne !
-Ale tak się może wydarzyć. Max ci prawdę powie.
-Wróżka się znalazła. - prychnęłam.
-Za to jaka przystojna.
-Taa. Uwielbiam widok twojej całej twarzy w białej pianie i te bokserki w kwiatki. Szaleję na twoim punkcie.
-Kurde, 9 rano jest, czego ty ode mnie oczekujesz ?
-Nie było tematu. - skończyłam układać koka i zajęłam się makijażem.
-A ty niby jak wyglądasz ? - zapytał po chwili, a ja z oburzenia wyjechałam za bardzo kredką i musiałam zmyć oko.
-Masz jakieś zastrzeżenia co do mojego wyglądu ?
-No masz tylko na sobie szlafrok.
-W przeciwieństwie do ciebie nie chodzę w negliżu, z resztą pod szlafrokiem mam sukienkę.
-To bo ci ci szlafrok ?
-Żeby nie ubrudzić sukienki, gdy będę się malować. Myśl troszkę, kochanie.
-No dobra, nie wiedziałem. Bo niby skąd mam to wiedzieć ? Nie jestem kobietą.
-Tsa. I pewnie nawet nie czujesz, że z brody ścieka ci piana, która zaraz spadnie na twoje bokserki i je ufajdasz. - moje przypuszczenia się ziściły i słyszałam tylko przekleństwa z ust Max'a.
-To moje ulubione bokserki !
-Ciekawe dlaczego ? - zaśmiałam się na widok pięknej szaty graficznej na pośladkach Georga. - A wiesz może jaki to gatunek tych kwiatków ? Bo z chęcią bym sobie takie kupiła.
-Haha. Zabawne, wiesz. - spojrzał na mnie i wrócił do czyszczenia bielizny.
-Wrzuć je do prania, a nie rozmazujesz tylko. - po chwili postanowiłam go oświecić.
-A ty weź mnie wkurzaj od rana, okay ?
-Skąd ja to wiedziałam ? - przewróciłam oczami. - Ulubione bokserki ubrudzone, więc teraz wszyscy dostaną opierdziel za cokolwiek co powiedzą, bo Max jest poszkodowany, a świat nie sprawiedliwy.
-Ale ty mnie lubisz denerwować, co ? - spojrzał na mnie.
-Ktoś musi w tym związku podgrzewać temperaturę, a że ty nie potrafisz to ja musiałam się tym zająć.
-Ja nie potrafię podgrzać atmosfery ? - rozwiązał mi pasek w szlafroku odsłaniając tym moją nową koralową sukieneczkę, kupioną dzień wcześniej na zakupach z Nathalie.
-Naprawdę ? - przejrzałam myśli krążące po jego łysej główce. - Ale ja już się uczesałam i prawie zrobiłam makijaż, a o tym, że wyprasowałam sukienkę to nawet nie wspomnę.
-Ale przypomniałem sobie właśnie, że jeszcze nie brałem dzisiaj prysznicu. - odsunął zamek z tyłu sukienki.
-Nie ma mowy. Zmoczę włosy, a makijaż się rozmarzę. Jak ja będę wyglądała ?
-Tak jak zawsze. - spojrzałam na niego. - Znaczy się pięknie. - po chwili wylądowałam w kabinie prysznicowej z moim narzeczonym, dobrze, że się wtedy nie widziałam.

-Laura zaraz wyślę ci sms adres i jak najszybciej możecie przyjedzcie tam z Max'em. Powiedz o tym też Nathanowi; Sivę i Tom'a poinformuje Jay. Czekamy na was. - dziewczyna się rozłączyła.
-Co było ? - zapytał Max skaczący między kanałami.
-Nathalie chce żebyśmy wszyscy pojechali pod ten adres. - pokazałam mu sms, który właśnie do mnie dotarł.
-Ale po co ? Jest już późno.
-A czort wie.
-Muszę ci powiedzieć, że bardzo apetycznie wyglądasz w tej nowej kiecce.
-Nawet nie myśl, że historia z rana się powtórzy. Mamy misję to wykonania. - wstałam i poszliśmy po resztę ekipy i pojechaliśmy we wskazane miejsce.
-O co im może chodzić ? - zapytał Tom.
-Dowiemy się jak dojedziemy. - powiedział Siva.
-To tu, niezła miejscówa. - pierwszy wyszedł Nathan, w oczy od razu rzuciła nam się para.
-Śliczna sukienka Nat. - Max przywitał się z nią, faktycznie sukienka była ładna, kupiona tego samego dnia co moja, ale buty jakie miała widziałam po raz pierwszy, ale od razu jej ich pozazdrościłam.


-Ślicznie wyglądasz, siostra. - Nathan się z nią przywitał, a później z Jay'em ubranym w czarny garnitur i koszulę oraz białą muszkę, prezentował się dosyć zabawnie, ale bardzo ładnie razem wyglądali i byli sobie równi, co było raczej rzadkością.
-No więc o co chodzi ? - zapytałam.
-Może wejdziemy do środka ? - zapytał nas uśmiechnięty Jay.
-Ale my chyba nie jesteśmy odpowiednio ubrani na to co zaplanowaliście. - powiedział Tom i spojrzał po nas, no tak mieliśmy raczej codzienne lub luźne ubrania, a nie nic odświętnego.
-Jesteście odpowiednio ubrani, zapraszamy, bo zaraz się zacznie. - Nathalie nas pośpieszyła.
-Ale co się zacznie ? - zapytałam, ale zostałam uciszona gestem dłoni weszliśmy do budynku, błądziliśmy po jakiś korytarzach, aż weszliśmy do jednej z sal, była mała i pięknie wystrojona, w kwiaty, świece i białe oraz jasno-różowe szarfy porozwieszane pod sufitem, czym przyciemniały światło.
-Siadajcie. - rozkazała nam Nathalie i posłusznie usiedliśmy na drewnianych krzesłach obitych krwistoczerwoną poduszką.
-Co się dzieje ? - zapytał Tom. - Dlaczego wy stoicie ?
-Możemy już zaczynać ? - do pomieszczenia wszedł mężczyzna, niby nic, po 40, ale moją uwagę przykuła biała koloratka pod szyją.
-Tak, są już wszyscy. - powiedział zadowolony Jay.
-To zaczynamy. - powiedział mężczyzna. - Zebraliśmy się tutaj by połączyć tych dwoje węzłem małżeńskim, więc przejdźmy do szczegółów. Czy ty Jay'u McGuinessie bierzesz sobie tę tutaj obecną Nathalie Daniels za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci ?
-Tak. - czy to się działo naprawdę, czy oni poszaleli ?
-Czy ty Nathalio Daniels bierzesz sobie tutaj obecnego Jay'a McGuinessa za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci ?
-Tak.
-W mocy nadanego mi prawa ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - nałożyli sobie na palce obrączki i się pocałowali, podpisali jakiś papierek i zwrócili się w naszą stronę.
-Powiedźcie coś, a nie tak patrzycie na nas z szerokimi oczami i otwartymi ustami. - Jay się nam przyglądał.
-A jakiej spodziewaliście się od nas reakcji na wiadomość, że bierzecie potajemny ślub w Vegas ? - zapytał Tom powoli składając zdanie.
-No nie wiem. Ucieszycie się ? - Nathalie zaczęła bawić się kosmykiem włosów.
-Cieszymy się i to bardzo, ale czy podjęliście dobrą decyzję, której nie będziecie żałować za kilka tygodni ? - wstałam z krzesła i do nich podeszłam.
-Wiemy, że nasz związek jest dość wybuchowy i kłótliwy, ale kochamy się, więc stąd ten pomysł. - powiedziała Nathalie.
-A kiedy to wszystko wymyśliliście i zorganizowaliście ? - zapytał Nathan.
-Dzisiaj. - powiedzieli równocześnie, a mi ręce opadły.
-Nieprzemyślane decyzje są najgorsze. - powiedziałam.
-Ale spontaniczność jest dobra. Czasami lepsza od czegoś co planowało się całe życie.
-Nathalie ty mi tu takich rzeczy nie wygłaszaj przed Max'em bo mu coś do głowy strzeli. - szepnęłam, ale na moje nieszczęście mój narzeczony stał za mną.
-Zapraszamy an after party ! - krzyknął Jay i zaprowadził nas do bardzo uroczego miejsca, w międzyczasie udało mi się przyjrzeć ich obrączką, były bardzo pomysłowe, nie powiem, że nie.



-Czyli od teraz jesteś Panią McGuiness ? - zapytałam siedząc przy stole.
-Tak. - odpowiedziała zadowolona.
-Powiem o tym Kels. - powiedział Tom i odszedł od stołu.
-Ja też powiadomię o tym Nare. - Siva podążył za Tommym.
-Nieźle nas wrobiliście. - powiedziałam kładąc szpilki na bok, gdyż był taki bajer, że posypali ziemię piaskiem, Nat zrobiła to samo.
-Sami siebie zaskoczyliśmy. - powiedziała świeża Pani McGuiness.
-No patrz. Nigdy bym nie podejrzewał, że Jay ożeni się jako drugi z nas. - Max się zaśmiał.
-Bywa. - cały wieczór i większa część nocy minęła nam na świętowaniu.


***3 miesiące później - wrzesień 2014***


-Zauważyliście, że jak któryś za jakiś czas będzie miał dzieciaka w domu, to drugi się dowiaduje, że będzie go miał za 9 miesięcy ? - siedzieliśmy sobie wszyscy w domu The wanted.
-No tak. Tydzień temu Nare urodziła śliczną córeczkę, a teraz ja jestem w ciąży. - powiedziała Nathalie.
-A wy jeszcze się nie pobraliście. - marudził Nathan patrząc na mnie.
-A ty nadal nie masz dziewczyny. - wystawiłam mu język, oni jeszcze czegoś nie wiedzieli.
-Skąd ta pewność, że nie ?
-Bo była umowa, że jak kogoś znajdziesz to nam powiesz.
-No właśnie chciałem wam o czymś, a raczej o kimś powiedzieć.
-BabyNath ma dziewczynę ? - Tom się ożywił, a na dół zeszła Kels, która usypiała w sypialni małego Davida.
-Nathan ma dziewczynę ? - podłapała temat i przytuliła się do swojego narzeczonego, wymieniałam z nią spojrzenia.
-Ostatnio poznałem pewną miłą dziewczynę, rozmawiałem z nią, wymieniliśmy się numerami telefonów i to na tyle. 
-Ostatnio znaczy kiedy ? - wypytywał Jay.
-No w tamtym tygodniu. 
-Jak ma na imię. - zapytałam.
-Julie.
-Ładnie. - powiedziała Kels.
-Blondynka, brunetka ? - Tomuś.
-Czarna. -Nathan się roześmiał.
-Masz jej zdjęcie ? - zapytał Siva.
-Nie, ale uwierzcie mi na słowo, że jest piękna.
-Czym się zajmuję w życiu ?
-Organizuje różnego typu bankiety i spotkania.
-Czyli musiałeś ją poznać na gali ? - zapytała Nareesha.
-Właśnie wtedy.
-To na co ty liczysz chłopie. Dzwoń do niej. - zbulwersował się Jay.
-Myślisz ?
-No pewnie Młody. Nie wiem na co ty czekałeś. - Max dołączył.
-To idę. - już wstawał.
-Nie tak szybko braciszku. Wiem, że ci w tym momencie najbardziej zależy na Julie, ale my również mamy coś do ogłoszenia. - spojrzałam na Max'a, a później na Tomsey.
-Bierzemy ślub. - powiedzieliśmy jednocześnie.
-Ale, że kto ? - zapytała zdziwiona Nathalie.
-No wy we czwórkę. Podwójna impreza. - śmiał się Tom. - Ale będzie jazda. 
-Czy wy własnie powiedzieliście, że robicie podwójne wesele ? - zapytał zdezorientowany Seev.
-Tak waśnie tak. - powiedziała podekscytowana Kels.
-Jak świetnie. - Nareesha się ucieszyła, a po chwili usłyszeliśmy płacz dziecka. - Oho. Cabrielle się obudziła, zaraz wrócę. - i zniknęła.
-Ale kiedy ? - zapytał Nathan.
-No tak za pół roku ? - powiedziałam, a raczej zapytałam.
-Luty ? -Jay.
-Czemu nie ? - zapytał Tom. - Szykujcie się na podwoje picie moi drodzy.


***7 miesięcy później - marzec 2015***


-Laura ty też się tak stresujesz tym całym przedsięwzięciem ? - Kelsy poprawiała makijaż, czego ja nie mogłam zrobić, bo ręce mi się za bardzo trzęsły.
-Cholernie. - jeszcze raz się sobie przyjrzałam i poprawiłam swoją fryzurę.
   Moja suknia różniła się od tej, którą miała Kelsey, choćby długością. Ja wolałam przejść obojętnie, bez kontrowersji, z resztą nigdy nie założyłam czegoś wyzywającego na ślub. Ale dla Kels było to obojętne. Może nawet chodziło jej o zwrócenie na siebie uwagi. Do naszego pokoju wszedł tato Kelsey.
-Dziewczyny jak wy ślicznie wyglądacie. 
-Dzień dobry. - przywitałam się z nim.
-Witaj Lauro.
-Tato ! Myślałam, że już nie przyjdziesz. - rzuciła mu się w ramiona uważając przy tym na fryzurę, makijaż i sukienkę.
-Idziemy ? - zapytał nadstawiając jej ramienia. 
-Jay jeszcze nie przyszedł. - dziewczyna spojrzała w moją stronę.
-Idź już. Musisz mieć swoje pięć minut, ja wejdę po tobie. - powiedziałam łapiąc oddech.
-Połamania obcasów. - rzuciła i wyszła.
Tak będzie. - pomyślałam i oparłam ręce na mojej toaletce i spuściłam głowę na dół. Stresowałam się jak nigdy wcześniej. Dodatkowo żałowałam, że w tak ważnym dniu jaki dzisiaj jest nie ma moich rodziców. Zawsze chciałam żeby to John zaprowadził mnie pod ołtarz i moje marzenie pogłębiło się na widok ojca Kels. Ona zostanie przez niego odprowadzona do ołtarzu, a ja ? 
-Jestem już. 
-Dobrze. - pokiwałam głową i w lutrze zobaczyłam uśmiechniętego Jay'a,
-Zdenerwowana ?
-Bardzo. Są już twoi rodzice ?
-Tak. Tato znowu się polecał do odprowadzenia cię pod ołtarz, ale przemówiłem mu do rozsądku, że to zły pomysł.
-Pójdę z bratem. - posłałam mu niemrawy uśmiech.
-Powinniśmy już iść. Kels pewnie już weszła.
-Jeszcze chwila. - zaczęłam głęboko oddychać. - Nathalie też jest ?
-Tak. 
   Nathalie była moim świadkiem, tak samo jak Jay dla Max'a. Tom wybrał Sivę, a Kels, Nereeshę. Roczny David został w domu pod opieką niani, podobnie jak siedmiomiesięczna Gabi. Ta impreza miała być największą w historii zespołu. Nie dziwię się. Rodzina z czterech stron, chociaż ode mnie przyszła tylko April, ciocia Amber z wujkiem Philem i to wszystko. Nie miałam nikogo więcej. Chociaż zaprosiłam, ale tylko i wyłącznie z grzeczności, Maureen i Andrew'u. Najzwyczajniej w świecie bałam się wejść do Kościoła. Wiedziałam, że byłam już spóźniona, ale to nie pomagało mi na podjęcie decyzji o tym, żeby wyjść.
-Lauro nie możemy tego przedłużać. Pewnie się zastanawiają czy uciekłaś. - cicho się zaśmiał, ale nie dodał mi tym otuchy czy odwagi, od tego momentu nie wiedziałam co się ze mną działo, pamiętam jak wyszłam z Jay'em z garderoby i weszliśmy do Kościoła, faktycznie ich miny pokazywały zwątpienie. Nie uciekłam jak jakiś tchórz. Wśród gości zobaczyłam tych ode mnie, ale znacznej większości nie rozpoznawałam. Zobaczyłam Nathana z Julią, bardzo polubiłam tę dziewczynę, była świetna. Uśmiechnęłam się do nich, byłam coraz bliżej ołtarza. Zobaczyłam Nathalie z widocznym brzuchem, zbliżał się jej termin. Posłała mi najpiękniejszy uśmiech, spojrzałam na Max'a. Nie ! Miał łzy w oczach. Automatycznie poczułam je również u siebie. Za to Tomsey tryskali pozytywizmem i swobodą ruchów. Jak oni mogli tam stać bez żadnych nerwów ? Nie rozumiałam ich. Cała się trzęsłam. Gdy Jay doprowadził mnie do Max'a od razu złapałam go za dłoń, gdyż bałam się, że bez czyjeś namacalnej obecności po prostu legnę jak trup. Nawet nie pamiętam co się działo w międzyczasie, bo wzrok Max'a mnie zahipnotyzował. Pamiętam, że słowa księdza trafiły do mojej głowy z prędkością światła.
-Tak. - powiedziałam.
-Tak. - powiedział Max i od tej pory byliśmy małżeństwem.
   Tego jak się czułam nie szło opisać słowami. Gdybym miała skrzydła dawno temu odleciałabym w kosmos. Jeżeli chodzi o samo wesele. Bawiłam się wspaniale. Pierwsze tańce w bezpiecznych ramionach Max'a następne w objęciach innych mężczyzn przez co poznałam trochę osób w rodziny Max'a, Tom'a czy Kels. Było magicznie.
-Jak się czujesz ? - podeszłam z Max'em do Nathalie i Jay'a siedzących przy stole. - Zmęczona ?
-Troszkę. - odpowiedziała, nie wyglądała na wypoczętą.
-Nie zacznij nam tu rodzić. - Max się zaśmiał.
-Nie kracz, bo wykraczesz. - Jay odpowiedział mu tym samym.
-Wyjdziemy na zewnątrz ? Potrzebuje świeżego powietrza. - powiedziała Nathalie, a Jay pomógł jej wstać i wyszliśmy na dosyć ciepłą, marcową noc.
-To jeszcze tylko Młody musi się ożenić. - powiedział Jay, gdy już byliśmy na zewnątrz.
-Myślę, że już nie długo. Z Julie są już ponad siedem miesięcy. Może coś im z tego wyjdzie. - odpowiedziałam.
-Zmienił się przy niej. I to na dobre. - zauważył Max.
-Racja. Promienieje przy niej. - powiedział Jay.
-Co nic nie mówisz Nat ? - zapytałam dziewczynę.
-Bo chyba wody mi odeszły. - powiedziała łapiąc się za brzuch.
-Ale jak to ? Termin masz za dwa tygodnie. - Jay zaczął wariować.
-Wszyscy już pili. Musimy zadzwonić po karetkę. - powiedziałam.
-Ja nie piłem. - opamiętał się Jay.
-Ty nie możesz w takim stanie prowadzić samochodu z rodzącą kobietą. Nathalie oddychaj. - logicznie myślący Max, mój Max.
-Nie mów mi co mam robić i dzwoń na to cholerne pogotowie ! Nie będę rodzić dziecka na waszym weselu !
-Już, już dzwonię. - wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer.
-Nathalie usiądź sobie. - pomogłam jej to zrobić.
-Jezus Maria ! Ona rodzi ! - zaczął wydzierać się Jay.
-Ty głupku nie drzyj mi się do ucha ! - wydarła się na niego dziewczyna. - Dlaczego ja za ciebie wyszłam ?!
-Kochanie nie denerwuj się. Będzie dobrze. - Jay zaczął głęboko oddychać.
-Nie chuchaj mi tu, bo mi niedobrze, a ty jeszcze jadłeś tę sałatkę z cebulą. - powiedziała na zmianę głęboko oddychając.
-Już jadą. - przyszedł do nas Max. - Spokojnie.
-Nie mogę urodzić dziecka tutaj. 
-Nathalie nie płacz. - Jay ją uspokajał.
-Nie mów mi co mi wolno, a co nie ! - jej wyraz twarzy się zmienił i zaczęła na niego krzyczeć. - To wszystko twoja wina !
-Ale co ja takiego zrobiłem ?
-Pojawiłeś się ! Nie denerwuj mnie. Niech ktoś go weźmie, bo nie mogę na niego patrzeć. - zawyła. - Jay gdzie ty jesteś jak ja cię potrzebuje ?! 
-Jestem kochanie. - złapał ją za dłoń, ale po chwili chyba ten pomysł mu się nie spodobał, bo Nathalie bardzo mocno ją ściskała.
-Gdzie ta głupia karetka !? - zaczęła równomiernie oddychać.
-Już zaraz Misiu przyjedzie.
-Mam ochotę na miód. - Nathalie spojrzała na Jay'a wzrokiem "Masz mi to przynieść!".
-Już idę. - i zniknął.
-Jak maleństwo ? - zapytałam.
-No jakby się uspokoiło. Jest dobrze. 
   Oddychała spokojnie i jakby faktycznie skurcze ustąpiły, uspokoiła się. Po chwili przybiegł Jay ze słoikiem miodu.
-Mam miód. 
-Jay jak ja cię kocham. - uśmiechnęła się do niego promiennie, a po chwili na jej twarz znowu wykwitł grymas.
-Masz miodku kochanie. - Jay podał jej miodu na łyżeczce.
-Ty głupi jesteś czy co ?! Nie widzisz, że ja rodzę ?! Wypchaj się tym miodem. 
-Gdzie jest rodząca ? - nagle na tarasie pojawili się funkcjonariusze i wynieśli Nathalie do karetki, Jay również z nią pojechał, a ja dopiero teraz zauważyłam ilu gości obserwowało tę sytuację i zaskoczyłam się, bo była to spora grupka.
   Dalsza noc minęła w nieco spokojniejszej atmosferze, bo chyba wszyscy żyli rodzącą Nathalie i zdenerwowanym Jay'em.


PODSUMOWYWUJĄC


   Od naszego ślubu minęły cztery lata. Mamy wspaniały dom w Londynie, psa i staramy się o dziecko. Własne i adoptowane. Niestety żadna z tych dwóch opcji nie chcę się zrealizować. Chłopcy już tak często nie podróżują, bo chcą spędzać więcej czasu ze swoimi rodzinami. Nathan niedawno się ożenił z Julie i spokojnie sobie żyją z dala od problemów i mediów. Jay i Nathalie mają czteroletnich bliźniaków, których wszędzie pełno. Olivia oczywiście jest uosobieniem Nathalie, za to Matthew to cały Jay. Oczywiście bez sprzeczek się nie obywa. Taki to wybuchowy związek mają. Pięcioletni David razem z mamusią przewija swoją młodszą o trzy lata siostrę - Alice to oczko w głowie Tom'a. Z kolei prawie pięcioletnia Gabreilla razem z rodzicami wyczekuje rodzeństwa, gdyż Nareesha jest w ciąży i urodzi podwójne szczęście w postaci dwójki małych piłkarzy. Chłopcy sprzedali dom i każde z nas mieszka gdzie indziej. My z Max'em mieszkamy niemalże w centrum i mamy największy dom, więc często spotykamy się wspólnie i dzieciaki i my mamy gdzie się pobawić. Jay z Nathalie i ich bliźniakami mieszkają pod Londynem. Kels i Tom'em razem z dwójką dzieciaków mieszkając w spokojnej dzielnicy północnego Londynu, za to Nathan z Julią mieszkają w miejscowości obok Londynu i to właśnie oni maja najdalej jeżeli chłopcy muszą spotkać się w sprawie pracy, ale nikomu to nie przeszkadza. Tylko Siva z Nareesha zostali tam gdzie byli.
   Nie tyle zyskałam przyjaciół ile dużą rodzinę, której nie miałam. Zależy mi jednak na powiększeniu własnej, ale ja nigdy nie miałam łatwo w życiu. Nie mogę mieć dzieci, które tak bardzo chcemy mieć z Max'em, ale może sprawa z adopcją ruszy do przodu i uda nam się pomóc jednemu maluchowi. Na razie muszę zadowolić się rolą ciotki. Razem z Nathalie otworzyłyśmy kawiarnię i to dziecko rozwija się bardzo dobrze i szybko. Nawet nie wiem kiedy wskoczyłyśmy do londyjskiej czołówki. Żyję pełnia życia i to mi się podoba. 


Laura ♥


The end 



Hej ! 
Piątek trzynastego - pechowy ? Być może.
Coś się kończy, żeby zacząć mogło się coś.
Tak to w życiu bywa, że na wszystko nadchodzi czas tak jest i tym razem. 
Nie wiem co pisać, bo piszę takie coś pierwszy raz. 
Powiem tyle, że ten blog był moim pierwszym fanfiction i to na nim zbierałam całe moje doświadczenie, dlatego czasami, a nawet często pewne momenty mogły być niezrozumiałe, pozbawione sensu, ładu i składu. Uczymy się na błędach, które popełniamy. Tak i tym razem. 
Chcę wam tylko serdecznie podziękować za to, że wytrwałyście ze mną do końca. Za skoki licznika wyświetleń, które na początku motywowały mnie do pisania. Za komentarze, z którymi niestety nie było zbyt kololowo ;), ale i one były dla mnie podporą i motywacją do dalszego pisania. 
Ta opowieść ma swoje zakończenie, ale nie moja. Piszę jeszcze drugiego bloga, którego ostatnimi czasy zaniedbałam, ale niestety, a może stety skupiłam się na epilogu do tego, więc wybaczcie to rzadkie dodawanie rozdziałów oraz długi czas oczekiwania na post na tym blogu. Na moim laptopie tworzy się również kolejna historia, oczywiście również poświęcona TW, tym razem z troszkę innej perspektywy, ale jeżeli chcecie wiedzieć kiedy zacznę ją publikować (sama chciałabym to wiedzieć) to zapraszam na ask'a, gg. Nie gryzę ;)
Pamiętajcie, że zawsze ten blog i wy - moje pierwsze czytelniczki - pozostaniecie w mojej pamięci. Tak jak pierwsza miłość.
Na zakończenie proszę was tylko o to, żebyście jednak zostawiły coś po sobie pod tym ostatnim wpisem. Nawet anonimowe 'przeczytałam" to na prawdę wiele dla mnie znaczy.
Szczególne podziękowania ślę do :
Angela Destino za to, że czytałaś moje romansidło i pozwoliłaś mi cię zarazić The wanted, fajnie jest z kim z zewnątrz porozmawiać o chłopach, gdy na całym świecie panuje "directioneria" oraz za fantastycznego kryminalno-obyczajowego bloga, którego czytam i bardzo lubię to robić
Camillie Lelek za wspaniałe komentarze, za szaloną Tess, za to, że zawsze byłaś obecna w moim życiu, że dzięki twoim komentarzom na mojej twarzy pojawił się uśmiech
Justina1451 za twoją szaloną osobowość, za szczere komentarze pełne humoru i prawdy, za nadzieję i oczywiście twojego bloga i szaloną Monę ; D
niepoprawna romantyczka za twoją obecność, za twoje miłe słowa i za to, że jednak zatrzymałaś się na moim blogu na dłużej, nadrobiłaś zaległości i ujawniłaś się pod wpisami.
Prisoner za wyczerpujące komentarze i wsparcie 
Jayla za to, że dzielnie komentowałaś, mimo że przy końcówce troszkę zniknęłaś mi z oczu
Alejandra Shadowhunters za to, że byłaś ze mną od początku i twoje komentarze dawały mi siłę do tworzenia dalszej historii oraz za twoje opowiadanie ;)
wspaniałej San za to, że czytałaś, bo takie wyróżnienie jest dla mnie czymś wielkim, za to, że komentowałaś, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam kiedy zobaczyłam od ciebie komentarz po rozdziałem po raz pierwszy, czułam się wyróżniona, że taka osobowość jak ty czyta moje wypociny oraz za wspaniałą historię, którą piszesz
Justynie za to, że wysłuchiwałaś mnie w szkole, za wsparcie z twojej strony, za pomoc w trudnych momentach, za wysłuchanie mojej historyjki, za to, że chcesz jechać ze mną na koncert TW w Pl ( o ile takie się odbędzie ) za przyjaźń ;)
Natalii mojej szalonej siostrze, która w opowiadaniu jest utożsamieniem pokręconej Nathalie, za to, że pomagała mi w tworzeniu tej historii, podsuwała różne rozwiązania, różne pomysły czy teksty, za własne historie, które mi opowiadała, ale jeszcze żadnej nie spisała, kocham cię ♥
I wszystkich innym osobą, których tutaj nie wymieniłam, ale jestem tylko człowiekiem, więc mogłam o kimś zapomnieć, Anonimkom, które również komentowały oraz za osoby, które mimo że czytały to nie komentowały, mam nadzieję, że teraz się ujawnicie, choćby z wspomnianego Anonimka.
Dziękuje wam za 63 rozdziały. Dziękuje za bycie współtwórcą tej historii, bo gdyby nie wy, nic by nie powstało.
Będę za wami tęsknić ♥



Dziękuje ♥

zostaw coś po sobie






piątek, 6 września 2013

63. Nie idę na wojnę.

-Max wracamy do domu ! – Laura krzyczała do zataczającego się chłopaka, ale ten był upierdliwy i zostawał przy swoim zdaniu.
-Ale ja muszę zostań. – czknął. – I wypić za zdrowie jubilata. – upierał się.
-Pijecie już razem od pięciu godzin, nie sądzisz, że już wystarczy ? – ledwo go trzymała.
-Kochanie, ale wiesz, że ja cię kocham najmocniej pod słońcem ? – spojrzał na nią swoimi pijanymi oczami.
-Tak wiem. Godzinę temu mówiłeś to samo. – powiedziała szukając czegoś w torebce, wyjęła telefon. – Max pożegnaj się z kolegami, wychodzimy. – zaczęła rozmawiać z kimś przez telefon, obstawiałam, że dzwoniła po taksówkę.
-Max nie sprawiaj trudności. – Kelvin pomógł Laurze i wziął chłopaka pod ramię, dziewczyna się do mnie uśmiechnęła i wyszli na zewnątrz.
   Max pił z Tom’em od samego początku urodzinowej imprezy tego drugiego, więc każdy przewidział jak to się może skończyć. Sam jubilat razem ze swoją narzeczoną wywijali na parkiecie lub jak kto woli myli podłogę swoimi ubraniami, z kolei nasze prawie małżeństwo zmyło się około pół godziny temu, bo Siva się źle poczuł i zakończył na dzisiaj picie. Jay z kolei nawet nie miał na to ochoty, bo ciągle siedzieliśmy na kanapie i parę razy zatańczyliśmy.
-Też bym już poszedł. – powiedział.
-A co z Tom’em ?
-Jest Kels, Kevin i Nathan. Dadzą sobie radę.
-Zostańmy jeszcze trochę. – powiedziałam obserwując pary na parkiecie.
   Specjalnie na okazję 25 urodzin Tom’a lokal został wynajęty tak samo jak dekorację, a jedzenie, picie i inne rzeczy zostały kupione. Od urodzin Jay’a każdy miał dość roboty z przygotowaniem imprezy w domu, bo było przy tym za dużo pracy. Jak przed imprezą tak po. Dopiero dwa dni po imprezie zaczęliśmy porządki w domu, a że chłopaki mieli dużo roboty w przeciągu tych paru dni dzielących urodziny Jay’a i Tom’a to też nie było zbytnio czasu na cokolwiek. Więc poszli na łatwiznę i kupili wszystko przychodząc na gotowe.
-Tak w zasadzie to kiedy masz zamiar użyć swój prezent ? – zapytałam popijając sok.
-Jak znajdę chwilę czasu. – był zmęczony. – A tak w ogóle to jak przeżycia po wspólnym skoku z Parkerem ?
-A wiesz myślałam, że będzie większa adrenalina. Ale było fajnie. Żebyś ty widział jego wzrok przed skokiem. Niby udawała twardziela, a jego mina mówiła o tym, że sra w gacie ze strachu. – zaśmiałam  się.
-To ja nie wiedziałem, że ja spotykam się z taką odważną kobietą. – uśmiechnął się.
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – porwałam go na parkiet do schlanego już Tom’a, gdyż Kelsey gdzieś się ulotniła.
-Stary odpuść już. – powiedział Jay pomagając mu wstać.
-Gdzie Nath !? Miał się ze mną napić. – już szedł w kierunku baru.
-Siedzi przy stoliku. – powiedziałam gdy go znalazłam. – On też schlany w trzy dupy. – ledwo trzymał pionowo głowę.
-A-a-a widzieliście j-jego niunię ? – wydukał jubilat.
-No parę razy nam się udało.
-A-ale ona t-tutaj dzisiaj była. – doszliśmy do stolika.
-Tom ! – Nathan się ożywił. – Jesteś w końcu, gdzie ty się szlajasz ?!
-Kelsey mnie na parkiet zaciągnęła, no i ten. – opadł na kanapę, a my razem z nim.
-Nathalie. – ton Nathana nie wróżył nic dobrego. – Dlaczego kobiety to takie szuje ?
-Yyy. Bo … Ale , że co ?! – nie mogłam się wysłowić.
-Szkoda słów. Kelner ! – wydarł się na cały głos ogłuszając tym siedzącego obok Tom’a.
   Po chwili kelner przyniósł butelkę czegoś mocniejszego i kieliszki. Razem z Jay’em odmówiliśmy, ale nasi przyjaciele wcale sobie nie żałowali. Lali w siebie hektolitry alkoholu. Kelsey zdążyła już wrócić, a oni nadal pili. Musieliśmy zainterweniować i wspólnymi siłami z Kevinem zaprowadziliśmy pijane towarzystwo do Vana i odjechali w znanym dla siebie kierunku, a my zamawiając taksówkę pojechaliśmy do naszego mieszkania. Znaczy mojego, ale naszego. Wiadomo o co chodzi.
-Zmęczony co ? – zapytałam widząc padniętego Jay’a.
-Jeszcze pytasz. Mogę iść pierwszy pod prysznic ?
-Pewnie i tak muszę zadzwonić jeszcze do Laury, a może jeszcze do niej pójdę ? Tak to lepszy pomysł. – zdjęłam szpilki i rzuciłam je w kąt, założyłam trampki, które niezbyt pasowały do krótkiej sukienki jaką miałam, ale i tak na zewnątrz było ciemno.
   Po trzech minutach już wchodziłam na schody, drzwi były otwarte, więc weszłam do środka. Laurę znalazłam przy kubku z herbatą przy stole, a obok stał drugi z parującym napojem.
-Hej. Jak tam droga powrotna ? Dałaś sobie jakoś radę z Max’em. – zapytałam słodząc sobie herbatę.
-Powiem tylko tyle, że łatwo nie było, ale dałam radę. – uśmiechnęła się, a ja przesunęłam cukierniczkę.
-I tak masz lepiej niż ja.
-Gdyby Jay tak się schlał to by się zmiażdżył swoją masą. – zaśmiała się.
-Noo. – wyobraziłam to sobie. – Ale nie o tym chciałam gadać.
-A o czym ?
-No po pierwsze to chciałam się upewnić, że żyjesz i Max też.
-Max to chrapie w gościnnym pokoju, bo nie mam zamiaru z nim spać. Wiesz jak od niego śmierdzi. No mówię ci. – zatkała nos i się roześmiałyśmy.
-No to pierwsza rzecz za nami. Teraz przechodzimy do drugiej, a jest nim Nathan. – postawiłam kubek na drewnianej powierzchni stołu.
-Co z nim ? – Laura zrobiła to samo.
-Zapytał się mnie dlaczego kobiety to takie szuje. Czyżby ta jego laska dała mu w kość ? – spojrzałam na moją przyjaciółkę wyczekująco, ona o czymś wiedziała, ale nic nikomu nie chciała powiedzieć.
-Emma. Ma na imię Emma. I nie wiem co go sprowokowało do takiego zachowania. Może uda mi się z nim pogadać rano.
-Zrobisz mu nalot o siódmej rano ? – zaśmiałam się.
-Nie o siódmej. Najpierw to ja sama chcę się wyspać.
-To nie przeszkadzam. Sama też jestem zmęczona.
-W takim razie dobranoc. – dopiłam herbatę.
-Dobranoc. – buziak w policzek i już wracałam do domu w podskokach, gdyż było zimno, a ja nie wzięłam nic na wierzch.
-Jestem ! – wydarłam się zamykając na klucz drzwi.
   Jay jeszcze był w łazience, więc skorzystałam w okazji i poszłam do sypialni naszykować łóżko. Po chwili i on wrócił. Walnął w kimono i wpatrywał się w sufit, zdjęłam sukienkę.
-Jay. Spójrz co sobie kupiłam. – chłopak na mnie spojrzał i w jego oczach pojawiły się ogniki.
-Ładne. – niemal jadł mnie wzrokiem.
-Dla ciebie też mam.
-Yy myślę, że się w to nie zmieszczę. – powiedział zdezorientowany.
-To uniwersalny rozmiar. – wyjęłam z szafki nocnej małe opakowanie i podeszłam do chłopaka. – Proszę. – uśmiech i podałam mu owe pudełeczko, a ten niepewnie je ode mnie wziął ciągle bacznie mi się przyglądając jakby zastanawiał się czy jestem zdrowa psychicznie.
   Uchylił wieczko i zaśmiał się, następnie spojrzał na moją szyję.
-Ładny prawda ? – usiadłam obok niego i zabrałam mu jego naszyjnik. – Widzisz łączą się w całość. – przyłożyłam jego część do mojej tworząc zgrabne serce. – Są nawet wygrawerowane nasze imiona.
-Dziękuje. – pocałował mnie w czubek głowy.
-A ty myślałeś, że o czym ja mówiłam ? – spojrzałam na niego z wyższością.
-No wiesz. – zaczął swoim wskazującym palcem gładzić moją rękę. – To i owo. – szepnął mi do ucha.
-A tak konkretnie ? – również szepnęłam.
-Nic dla dzieci.
-Ale my nie jesteśmy dziećmi. – nasze usta dzieliły milimetry, a oddechy złączyły się w jedność.
-Dlatego pomyślałem o czymś innym. – ugryzł płatek mojego ucha, a ja się zaśmiałam.
-To chyba już wiem do czego zmierzasz i o czym pomyślałeś, ale czy ty nie byłeś zmęczony ?
-Ten prysznic mnie rozbudził. – uśmiechnął się i wpiął w moje usta, a moje ciało dostało wstrząsu miłych ciarek, Jay szybko zakrył mnie swoim ciałem i zrobiło mi się przyjemnie ciepło, cała temperatura jego ciała emanowała również na moje, nasze usta toczyły wspólną walkę i żadne nie chciało jej przegrać.


***Perspektywa Laury***


   Zasnęłam myśląc o Nathanie i również z takimi się obudziłam. Jako poprawna siostra, wyczułam już od początku, że coś się działo, a nocna wizyta Nathalie mi to potwierdziła. Wstałam z łóżka i wybierając dzisiejszy strój udałam się do łazienki. Max zapewne jeszcze spał, więc się nie śpieszyłam. Wszystko po kolei z dokładnością do milimetra, dopiero po pół godzinie wyszłam gotowa i poszłam zrobić nam śniadanie. Czułam, że Max szybko nie wstanie, więc postanowiłam zrobić coś twórczego. Wyszło na to, że na śniadanie jedliśmy tarte z warzywami, ale cóż. Musiałam zająć czymś ręce, a gotowanie było jedynym dobrym sposobem. Nic nie niszczyłam, ani nikogo nie wkurzałam, a jeszcze moja praca przydała się, bo po wyglądzie mojego chłopaka, który wszedł rano do kuchni mogłam od razu stwierdzić, że czuł się jak zużyty papier toaletowy.
-Nieźle wyglądasz. – uśmiechnęłam się.
-Zabawna jesteś. – buziak w czoło. – Co jemu ?
-To co sobie zrobisz. – stałam tyłem do piekarnika, więc go zakryłam.
-Nawet nie zrobisz mi kawki i kanapeczki ?
-Masz bardzo duże wymagania.
-A ty co jadłaś na śniadanie ?
-Nic. – założyłam ręce na biuście.
-Czy ty właśnie mi powiedziałaś, że od rana nic nie jadłaś ?
-Na to wychodzi geniuszu. – spojrzałam na niego błagalnie. – Dobra nie chcę mi się słuchać twoich wywodzeń na temat zdrowego odżywiania bla, bla, bla, z resztą nie mam czasu. – wyjęłam tarte z piekarnika i krojąc ją na kawałki wrzuciłam na talerze jeden z nich podałam zdziwionemu Max’owi, sama wzięłam drugi i napoczętą już kawę z blatu, usiadłam przy stole. – Usiądziesz i zjesz czy czekasz, aż będzie zimna ?
-Dlaczego ty taka nerwowa od rana ?
-Mam taki kaprys. – spojrzał na mnie i po chwili usiadł, z tym, że w ciągu tej chwili zdążyłam zjeść połowę mojej porcji, chciałam najszybciej jak się da pojechać do Nath’a.
-Zachowujesz się jak kobieta w ciąży. – powiedział po chwili, a ja odniosłam talerz do zlewu.
-Wychodzę ! – rzuciłam i szybko wyszłam z mieszkania, żeby uniknąć niepotrzebnych pytań, dzisiaj naprawdę nie chciałam tego słuchać, a Max potrafił być często nadopiekuńczy.
   Wsiadłam do samochodu i wyjechałam z parkingu, w trakcie drogi zorientowałam się, że nie wzięłam telefonu. No nic przynajmniej jeden problem z głowy, zmierzmy się w takim razie z drugim. Stanęłam na światłach i nerwowo uderzałam palcem w kierownice. Wydawało mi się, że czekałam wieczność na zielone światło. Jeszcze jeden zakręt i miałam zobaczyć dobrze znany mi dom. I tak było. Poczekałam, aż otworzyła się brama i wjechałam. W drzwiach stał uśmiechnięty Kevin.
-Proszę cię, powiedź mi, że Nathan już wstał. – powiedziałam idąc w jego kierunku.
-Tak, właśnie wrócił na gorę po śniadaniu. – minęłam go i weszłam na schody. – A ty gdzie w takim bojowym nastroju idziesz. Chłopak ma kaca, może mu oszczędzisz ?
-Nie idę na wojnę Kev. Idę porozmawiać. – odwróciłam się do niego i szybko weszłam na piętro, zapukałam i weszłam, akurat rozmawiał z kimś przez telefon.
-To ogromny obowiązek i odpowiedzialność, w co my się wpakowaliśmy ? – zobaczył mnie. – Muszę kończyć, zdzwonimy się. Pa. –poczekał na odpowiedź z drugiej strony i się rozłączył. – No co tam ?
-Ty mi może powiesz ? – usiadłam obok niego.
-Nie wiem o czym mówisz.
-Nathan przeszłam przez tyle w życiu, że wiem kiedy moi bliscy cierpią i są przez coś męczeni. Mi możesz powiedzieć. – spojrzałam na jego oczy, które zdradzały fakt, że mam rację oraz mówiły, że i tak prawdy się nie dowiem.
-Nie chcę o tym mówić. Nie teraz.
-Skoro nie teraz to kiedy ?
-W przyszłości.
-Czyli jutro, w przyszłym tygodniu czy za pięć lat ? Nathan przyszłość to pojęcie o nie skonkretyzowanej odpowiedzi.
-Nie mów do mnie takimi trudnymi wyrazami. Na kacu jestem.
-Nie tylko ty. Max też zdycha w domu. I jeszcze zostawiłam go samego.
-To raczej ja powinienem cię zapytać co się dzieje.
-Myślałam, że od teraz wszystko się ułoży i będzie pięknie jak w bajce, ale nie. W pracy się wali, przez tego nowego kierownika nie wiem czy jestem prezenterem czy woźnym, ty masz jakieś tajemnice, Seev się zatruł, a tyle pracy przy ślubie teraz jest, Nareesha nie sobie sama rady, ostatnio dodatkowo denerwuje mnie wszystko co powie do mnie Max. No masakra jednym słowem.
-Problemy życia codziennego. – przytulił mnie, a ja położyłam na jego ramieniu głowę.
-Cieszę się, że cię mam, mimo tego że nie chcesz mi powiedzieć co się stało.
-Wszystko się ułoży.
   Nie wiedziałam czy to było skierowane do mnie czy do niego, ale uznałam, że i mi i jemu by się przydało.
-Max wie, że tu jesteś ?
-Nie. Zostawiłam telefon w domu.
-Idziemy się przejść ?

-Z przyjemnością.


Hej !
Wiem, że krótki, no ale tak jakoś wyszło.
Tajemniczy Nath. Co nasze kochane Baby kombinuje ?
Jakieś przypuszczenia ? ; P
Tak sobie ostatnio wpadłam na pomysł, że fajnie by było mieć z wami jakiś kontakt, więc specjalnie na tę okazję założyłam ask.fm i gg ( 48 555 800 ), więc jakby się, którejś nudziło czy coś chciałybyście wiedzieć, o coś zapytać, czy po prostu pogadać to nie ma sprawy jestem otwarta na takie formy znajomości. Nie gryzę ; D
To do magicznego poniedziałku ; *

PS. przepraszam za wszelkie błędy
nowy rozdział.

środa, 4 września 2013

62. Pobieramy się !

-Lauro ale to wielka szansa.
-April to radio to całe twoje życie. Rezygnujesz z niego przez jakiegoś durnia w garniturku ?
-Czas na zmiany. Sama wyprowadziłaś się z Sheffield, więc wiesz o co chodzi. Miałaś gorzej, ale ja jestem w podobnej sytuacji i nie mam zamiaru dłużej siedzieć w Londynie. Wystarczy mi bycia poszkodowaną w tym związku i tych wszystkich dziennikarzy. Po prostu nie zniosę minuty dłużej w tym mieście.
-Ale spróbuj. Ta decyzja może być jedną z twoich najgorszych.
-Jeżeli tak będzie, w co wątpię, będę sobie pluła w brodę, ale taka jest moja decyzja. I zdania nie zmienię.
-April przemyśl to.
-Myślałam już od miesiąca. I zdecydowałam już. Zabieram się stąd i zostawiam ci moją robotę. Mam nadzieję, że to ty zmienisz zdanie.
-Nie. Kocham to co robię i nie zamienię na nic innego.
-Nie dasz się przekonać, co ?
-Nie.
-W takim razie mam nadzieję, że radio będzie dalej dobrze funkcjonowało.
-Nie popieram tego co robisz. - pokiwałam głową.
-Starzy ludzie muszą ustąpić miejsca dla młodych i kreatywnych ludzi.
-Wcale nie jesteś stara.
-Ale młoda też nie. - zaśmiała się. - Decyzji nie zmieniam i zostaje przy swojej wersji. - wzięła swoje pełne pudełko z biurka. - Nie martw się tylko jedź do Max'a, zjedźcie wspólnie kolację, spędzajcie wspólnie czas i cieszcie się życiem. Skoro go kochasz to powinnaś przy nim być. Siedzisz tu od rana, a jest już wieczór.
-April.
-Nie ma aprilowania, jęczysz mi tu od rana, uszy puchną, jestem zmęczona i głodna, chcę się spakować i pójść spać. Odpocząć.
-Kiedy wyjeżdżasz ?
-Jutro rano.
-Tak szybko ?
-Nie ma sensu dalej tu tkwić.
   Westchnęłam. Nie podobało mi się to co robiła April, wcale.
-Trzymaj się kochana i czekam na zaproszenie.
-Jakie zaproszenie ? - zapytałam zdziwiona.
-Na wasz ślub. - zaśmiała się i wyszła z biura, a ja za nią.
-Na to jeszcze przyjdzie czas. - kobieta zamknęła drzwi na klucz i ruszyła przodem.
-Informuj mnie o wszystkim i dzwoń.
-Pewnie, ty też jak stanie się tam u ciebie coś ciekawego. - weszłyśmy do windy.
-Masz to jak w banku.
-Może masz rację co do tej zmiany środowiska. Pewnie zrobi ci to na lepsze. Ale i tak nie podoba mi się to co zrobisz z radiem.
-Skoro ty nie chcesz przyjąć mojej oferty to musiałam jakoś wymyślić jak to zrobić.
-Ale znasz tego gościa ?
-Z papierów jakie mi pokazał okazał się dobrym kandydatem na moje stanowisko.
-Kiedy go poznam ?
-Powinien być już w poniedziałek.
-Szybko.
-Starałam się. - drzwi się otworzyły i wyszłyśmy najpierw z windy, a później z budynku radia.
-Zobaczę cię jeszcze kiedyś ? - zapytałam stojąc przy jej samochodzie.
-No oczywiście. - uśmiechnęła się.
-Kiedy ?
-Pewnie za jakiś czas. Leć do Max'a już. Do zobaczenia. - pocałowała mnie w policzek i wsiadła do samochodu.
-Obyś znalazła tam szczęście. - powiedziałam, a kobieta zamknęła drzwi i wyjechała z parkingu.
   Wsiadłam do swojej Truskaweczki i wróciłam do domu. Było mi ciężko z tą decyzją, ale to decyzja April i jej życie, więc nie miałam w tej sprawie nic do gadania. Wlokłam się na górę i otworzyłam drzwi, torebkę i kluczę rzuciłam na szafkę, a buty w róg. Przeciągnęłam się i ziewnęłam.
-Ktoś tu jest zmęczony. - Max mnie objął i pocałował, wtuliłam się w niego.
-April odeszła. Od poniedziałku będę miała nowego kierownika.
-Nie przyjęłaś jej propozycji ? - pogłaskał mnie po głowie.
-Nie mogłabym spokojnie siedzieć w jej fotelu przy jej biurku w jej biurze i zajmować się papierkowymi sprawami. Po prostu bym nie podołała temu zadaniu.
-Mam nadzieję, że twój nowy kierownik nie będzie zbytnio przystojny, bo jeszcze mi cię odbije. - spojrzałam na niego.
-Tsa. - poklepałam go po torsie i poszłam do kuchni, chciałam wyjąć z lodówki sok, ale moją uwagę przykuł nakryty stół z pełną zastawą i świeczką na środku. - Max ?
-Podoba się ? - objął mnie od tyłu całując w szyję.
-Jest przepięknie, ale z jakiej to okazji ?
-Nasza miesięcznica. Spotykamy się już dwa miesiące.
   Na śmierć o tym zapomniałam.
-Ooo.
-Dobrze, że przynajmniej ja o tym pamiętałem. - zaśmiał się i zaprowadził do stołu.
-Nie jestem dobrą dziewczyną. - powiedziałam poprawiając sztućce przede mną.
-Jesteś wspaniałą dziewczyną tylko, że zabieganą. - Max podał mi parujący talerz.
-Ślicznie pachnie.
-Smakuje jeszcze lepiej.
-Nie wiedziałam, że z ciebie taki kucharz.
-Ja też. - uśmiechnął się. - To smacznego. - spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nawzajem. - faktycznie potrawa lepiej smakowała niż pachniała czy wyglądała, w życiu nie jadłam niczego lepszego. - Musisz częściej gotować. Masz talent.
-Z tym talentem to dziękuję, a co do drugiego to pozostańmy przy tym, że to ty gotujesz.
-Leń.
-Nie leń tylko zapracowany mężczyzna.
-I tak dobrze, że przez te dwa miesiące nie wyjeżdżaliście nigdzie na dłużej.
-Już za jakiś czas wyjeżdżamy do stanów, ale to długi i ciężki temat. Nie rozmawiajmy teraz o tym.
-Na jak długo ? - zaczęłam bawić się jedzeniem na talerzu.
-Na dwa miesiące. - Max odłożył widelec. - Po co o tym wspomniałem ? Teraz będziesz mi tu cały wieczór smutać.
-Nie będę. - sztucznie się uśmiechnęłam. - Dziewczyny jadą ?
-Nom.
-Wszystkie ?
-Kels, Nare i Nathalie.
-A ta od Nathana ?
-Nawet nam jej nie przedstawił.
-Lipa. - zaśmiałam się.
-Chcesz lecieć z nami, ale jednak radio cię tu trzyma co ?
-Bingo. - blado się uśmiechnęłam i nabiłam na widelec warzywo.
-To twoja decyzja. Ale nie rozmawiajmy teraz o tym.
-Tak, to zły temat do rozmowy w taki dzień jak dziś. - przestałam o tym myśleć i cieszyłam się chwilą.

-Mam coś dla ciebie. - powiedział Max zabierając talerze ze stołu, wypiłam do końca wino z kieliszka.
-Ciekawa jestem co. - uśmiechnęłam się.
-Żeby zobaczyć co to jest musisz przejść do sypialni.
-Czy ta prośba ma dwa znaczenia ? - niepewnie wstałam, a Max się zaśmiał.
-To wyjdzie w praniu.
-Pranie ? No cóż zaciekawiłeś mnie teraz. - wyszłam z kuchni kierując się do sypialni słyszałam, że za mną podążał cicho Max.
   Otworzyłam lekko drzwi, a moja szczęka spadła na podłogę. Pomieszczenie było zaciemnione i jedynym źródłem światła były zapalone świeczki, które leżały na meblach, parapecie i podłodze, ta z kolei była usiana cała w czerwone płatki róż. Widok był przepiękny, nie sądziłam, że ktoś kiedyś zrobi coś takiego dla mnie. Byłam baardzo miło zaskoczona.
-I jak ? Podoba się ? - zapytał Max obejmując mnie od tyłu.
-Jeszcze pytasz. - cicho się zaśmiałam nie mogąc odwrócić wzroku od zmiany wyglądu naszej sypialni.
-Twój prezent leży na łóżku. - pokazał na nie, a ja zauważyłam na nim granatowe pudełko, podeszłam tam czując delikatne płatki pod stopami, miłe uczucie.
   Usiadłam, bo nie wiedziałam jak zareagują moje nogi na widok tego co było w środku, więc nie chciałam się kompromitować niepotrzebnie. Spojrzałam na stojącego w drzwiach Max'a, a ten tylko zachęcił mnie głową do otworzenia pudełka. Wzięłam je do ręki, było dosyć ciężkie. Otworzyłam wieczko i zobaczyłam śliczny srebrny naszyjnik. Coś na wzór kołnierzyka, ale w bardzo subtelnej i delikatnej wersji, wyglądał jakby za moment miał się rozpaść.
-Jest prześliczny. - powiedziałam ciągle patrząc na niego. - Max nie musiałeś. - spojrzałam na chłopaka, który był już przy mnie.
-Ale jak go zobaczyłem to od razu wiedziałem, że ci się spodoba. Siła wyższa. Daj założę ci go.
   Delikatnie wyjęłam naszyjnik z pudełeczka i wstając podałam George'owi, wzięłam włosy na lewą stronę, a on szybko i sprawnie zapiął mi naszyjnik na karku, przejrzałam się w lustrze. W blasku świec naszyjnik pięknie odbijał światło i dawał tym magiczną poświatę, jakby się świecił. Był przepiękny.
-Nigdy nie dostałam nic piękniejszego.
-Nic nie przebiję twojej urody. - pocałował mnie szyję i objął w pasie kładąc swoje dłonie na mój brzuch lekko podnosząc top do góry, kiedy jego palce dotknęły mojej skóry lekko się wystraszyłam, ale szybko pokochałam ten dotyk.
   Usta Max'a błądziły po mojej szyi, a ręce czule głaskały brzuch. Zachwycona tymi doznaniami pozwalałam mu na więcej i napawałam się jego dotykiem. Zamknęłam oczy i przechyliłam głowę dając mu większy dostęp do mojego ciała. Pocałunki Max'a z chwili na chwili były składane coraz wyżej, aż doszedł do kącika ust, wtedy obrócił mnie w swoją stronę i z miłością oddawał mi pocałunki, a ja je z tym samym oddaniem oddawałam. Zdjęłam mu koszulkę, a on szybko zrobił to samo z moją. Znowu zaczął całować szyję i zaczął schodzić niżej. Podniósł mnie, a ja instynktownie oplotłam swoje nogi na jego biodrach. Teraz składał pocałunki na moim biuście i na obojczyku. Delikatnie położył mnie na łóżku i nadal objęci całowaliśmy się. Gdyby Max miał włosy pewnie włożyłabym w nie dłonie, ale miałam utrudnioną sprawę, więc z pasją gładziłam jego umięśnione plecy, on gładził mój podbródek, a drugą ręką podtrzymywał się. Całą noc spędziliśmy w swoich uściskach i pocałunkach na zmianę się kochając. Pamiętam, że zmęczeni tym nocnym maratonie zasnęliśmy wtuleni w siebie nad świtem. Naszyjnik cały czas był na mojej szyi.



***Perspektywa Nareeshy***


-Seev, a spójrz na te. Są śliczne.
-Są idealne. - mój narzeczony szybko spojrzał na wzór jaki trzymałam w dłoniach.
-Czyli zaproszenia na ślub mamy już ustalone ?
-W zupełności. - Siva zabrał mi wzór i włożył do pudełka z innymi rzeczami uzgodnionymi przez nas na ślub, a resztę zaproszeń wrzucił do drugiego, w którym było wszystko co odrzuciliśmy.
-To teraz sala ? - zapytałam przeglądając katalog z salami weselnymi w Dublinie.
-Na ile gości w ogóle potrzebna jest nam sala ?
-Od ciebie będzie 86 osób, a ode mnie 94. Czyli 180.
-Zaokrąglijmy do 200, bo może ktoś nam jeszcze wpadnie do głowy. A chłopaki są już wliczeni ?
-Tak z dziewczynami. Teraz zależy ile osób przyjdzie z osobami towarzyszącymi, a ile nie.
-No właśnie i jest teraz problem.
-To może sala na 250 osób ?
-Myślę, że to dobry pomysł.
   Jeszcze godzinę przeglądaliśmy katalog dopóki nie zdecydowaliśmy się na tą idealną. Położoną niedaleko Kościoła z pokojami na nocleg parę metrów obok. Duża, przestronna spełniała wszystkie nasze wymogi.
-Ten dzień był ciężki. - Siva ziewnął się przeciągnął leniwie.
-Masz rację, ale i tak dużo rzeczy już uzgodniliśmy, nie sądzisz.
-Nie spodziewałem się, że uda nam się to już uzgodnić dzisiaj.
-Ja też. - schowałam katalog do pudełka z rzeczami na ślub, jeszcze raz spojrzałam na obrazki sali w środku, nie mogłam uwierzyć, że od sakramentalnego 'tak" dzieli mnie zaledwie kilka miesięcy.
-Co nam jeszcze zostało ? - zapytał.
-Dekoracje, jedzenie, alkohol, ubrania, wybór obrączek, wizyta u księdza i to chyba wszystko. - wyliczałam.
-Że też o tym wszystkim pamiętasz, ja nie mam głowy do takich rzeczy.
-To zasługa dobrej organizacji.
-To kiedy ogłaszamy te wieści reszcie ?
-Może jutro ?
-Okay. To rano do nich zadzwonię i powiem, żeby na 14 przyjechali do domu.
-No dobrze. Idę pod prysznic.
-Schowam te pudła.

   Obudziłam się w mocnym uścisku mojego narzeczonego, a już za jakiś czas męża. Nie mogłam uwierzyć w to, że się pobierzemy. Wydawało mi się to takie nierealne i odległe, ale z drugiej strony byłam tym podekscytowana i zadowolona. Udało mi się bez budzenia chłopaka wstać z łóżka i poszłam do łazienki. Po pół godzinie wyszłam z niej w pełnej gotowości. Siva jeszcze spał, zdziwiłam się, bo wskazówki na zegarze dawno temu przekroczyły godzinę 10, ale przecież nie zbudzę go. Niech śpi. Poprawiłam swoją sukienkę i zajęłam się śniadaniem. Przygotowałam naleśniki i zagotowałam wodę na kawę. Po 10 minutach zszedł mój przystojniak.
-Hej. - buziak. - Długo dzisiaj spałeś.
-No właśnie wiem. - potargał swoje włosy, które jeszcze nie postawił na żel i zabawnie się mu układały. - Co dobrego jemy ?
-Naleśniki. - podała mu talerz z ciepłymi jeszcze plackami.
-Dziękuję. - i zaczął zajadać, a ja szybko do niego dołączyłam z kubkami kawy.
-Powiadomiłeś już chłopaków o naszym małym zebraniu ?
-Tak, wysłałem do nich sms-y.
-To dobrze.
-Ale umówiliśmy się o 13, bo później Jay nie mógł.
-Dlaczego ?
-A gdzieś tam jedzie z Nathalie i ma zarezerwowane miejsca.
-Miło.
-No, fajnie, że są ze sobą szczęśliwi, mimo tego co się między nimi działo. Bardziej martwi mnie Nath.
-Tak. Coś przed nami ukrywa.
-Raczej kogoś.
-I to bardzo ładnego ma tego ktosia.
-Tylko dlaczego nas jeszcze oficjalnie nie przedstawił ?
-No i tu jest kolejny problem. - spojrzałam na niego.
-Czyżby Młody się nas wstydził ?
-Może boi się waszej reakcji na tę nowinę lub woli uchronić jego miłość jak najdłużej się da przed dziennikarzami.
-To też może być przyczyną.

-To co jedziemy ?
-Tak. - uśmiechnęłam się wiedząc co za parę chwil się wydarzy.
   Dojechaliśmy po 10 minutach i zadowoleni weszliśmy do pełnego już salonu. Wszyscy nas już wyczekiwali. Zdenerwowany Jay trzymał Nathalie za dłoń, a drugą pisał coś w telefonie. Nath również był wpatrzony w urządzenie. Kels z Tom'em o czymś dyskutowali i do rozmowy włączyli się również Laura z Max'em.
-No jesteście już. - Kevin wszedł za nami do salonu.
-No jesteśmy. - powiedziałam i dostałam od wszystkich zainteresowanie.
-Fajnie, że już jesteście, bo trochę się nam spieszy. - Jay podniósł złączone dłonie jego i Nathalie, schował telefon do kieszeni, a Nath trzymał go w dłoni, ale na nas patrzył.
-To żeby nie zwlekać i dać wam wolny dzień powiemy to chyba od razu, bez owijania w bawełnę, co ? - Siva na mnie spojrzał, a ja z wielkim bananem na twarzy ogłosiłam reszcie :
-Pobieramy się !
   Wszyscy ze zdziwieniem i zaskoczeniem na nas spojrzeli.
-Oczywiście wszyscy jesteście zaproszeni na tę uroczystość. Zaproszenia również dostaniecie. - powiedziałam nie mogąc się powstrzymać od mówienia.
-Ale jak to ? - wydukał niepewnie Max.
-Normalnie, stary. - zaśmiał się Seev.
-O jacie ! - Kels szybko wstała i do nas podeszła. - Jak się cieszę ! - przytuliła nas.
   No i się zaczęło - pomyślałam i za chwilę zostaliśmy przytłoczeni gratulacjami, pytaniami i stertą innych rzeczy, które dostarczaliśmy reszcie. Do naszego mieszkania wróciliśmy dopiero późnym wieczorem, więc szybko zasnęliśmy.


Hej !
Witam w środku tygodnia, parę dni po rozpoczęciu roku szkolnego. I jak u was ? Bo u mnie to nawet szkoda gadać ;)
Jay chciał zrobić dzisiaj  twitcama, ale nie wypaliło ;D Za to mamy nasze kochane #WW
Tabum ! Taką oto nowinę miała nasza Siveesha.
Już dwa miesiące, a ja piszę to od ok. 5 msc. Troszkę zeszło ;)
Do następnego ! I mam nadzieję, że nie powtórzy się to samo co pod ostatnim rozdziałem, tylko 2 kom. ? 

*przepraszam za wszelkie błędy, ale nawet nie chcę mi się ich dzisiaj sprawdzać