sobota, 29 czerwca 2013

39. Nie mogę zawiązać tego cholernego krawata.

   Obudziłam się w środę po 9, wzięłam prysznic i ubrałam się w jeansowe shorty, luźną białą koszulkę na ramiączkach i czarne niskie trampki. Związałam włosy w wysokiego kitka i zapukałam do balkonowych drzwi obok. Nie byłam pewna jak w tym domu mam chodzić ubrana, ale skoro matka Jay'a mówiła, że mam się czuć jak u siebie, więc ubrałam się luźno i spokojnie. Otworzył mi Jay, był zaspany, ale już ubrany.
-Hej ! - przywitałam się.
-Hej. Czemu nie zeszłaś na dół na śniadanie ? - zapytał i wpuścił mnie do środka.
-A tak jakoś nie chciałam sama. - usiadłam na niezaścielonym łóżku, a Jay jeszcze krzątał się po pokoju.
   Po chwili razem zeszliśmy do jadalni, w której tak jak poprzednio czekał na nas stół z przekąskami. Wybrałam jasny chleb, sałatę, pomidora, żółty ser i tak przygotowane kanapki popiłam herbatą.
-O której jest pogrzeb ? - zapytałam.
-O 15, a co ?
-Tak się pytam, żeby wiedzieć i wcześniej się przygotować.
-A ty kiedy masz załatwiać te sprawy z radia ?
-Jutro o 18 dziewczyna z którą mam przeprowadzić wywiad ma występ.
-W takim razie pójdę z tobą. Z wielką przyjemnością posłucham jej debiutu w Newark.
-To pójdziemy razem.
   Zjedliśmy śniadanie i Jay zaprowadził mnie na zewnątrz. Jego rodzice mieli ogromny taras. Drewniana altana, leżaczki, basen wszystko czego dusza zapragnie. Usiedliśmy na jednej z ławeczek obok krzewu różowych róży, naszych ulubionych kwiatów.
-To jest moje ulubione miejsce w domu. - powiedział Jay.
-To ? Ławeczka obok róży ?
-Owszem. Tutaj można w spokoju przemyśleć parę rzeczy i spraw.
   Po dłuższym zastanowieniu przyznałam mu rację. Gatka szmatka, obiad i zajęłam się szykowaniem na pogrzeb. Lekki makijaż, włosy na prostownicę i miałam ładne loki, ubrałam się i zapukałam do drzwi Jay'a.
-Proszę. - usłyszałam jego ledwo słyszalny głos.
-Jestem już gotowa jakby coś.
-W takim razie pomóż mi. Nie mogę zawiązać tego cholernego krawata. - był poddenerwowany i spięty.
   Podeszłam do niego i zawiązałam mu "ten cholerny krawat".
-Będzie dobrze. - poklepałam go po ramieniu.
-Tylko nigdzie nie odchodź. - powiedział błagalnym głosem.
-Nie mam zamiaru, z resztą twoi rodzice też tam będą.
-Tsaa.
   I na tym skończyła się nasza rozmowa, zeszliśmy na dół i razem z jego rodzicami pojechaliśmy na ceremonię, mieli nawet własnego szofera. Mogłam to przewidzieć. Dojechaliśmy i na miejscu zobaczyłam już dużo osób, mimo że wszystko miało się zacząć dopiero za 15 minut. Rodzina Jay'a ciągle się z kimś witała, a ja stałam i się temu przypatrywałam przyznam, że nie było to miłe uczucie, czułam się zbędna, ale Jay widząc moją minę znowu powiedział, że mam mu nie uciekać. Więc nie uciekłam. Z minuty na minutę żałobników przybywało, aż w końcu wszystko się zaczęło. Najpierw początek księdza, a później członkowie rodziny wypowiadali się na temat zmarłej. W pewnym momencie do mikrofonu podeszła mama Jay'a.
-Elle była, jest i będzie zawsze w mojej pamięci. Moja starsza siostra była doskonałym człowiekiem. Uśmiechnięta, pomocna i życzliwa to tylko parę jej zalet, gdyby przyszło mi wymieniać je wszystkie zabrakłoby mi czasu. Kochałam ją całym sercem, była dla mnie wsparciem w trudnych etapach mojego życia i za to jej dziękuje. Niech teraz gdzie jest wiedzie się jej lepiej niż tu. - z jej policzka spadła jedna łza, odeszła do mikrofonu i jej miejsce szybko zajął Jay.
-Ciocia Elle znana mi również jako najlepsza przyjaciółka pod słońcem - Elle. Spędzałem z nią mnóstwo czasu, bawiąc się z nią, rozmawiając z nią, słuchając jej rad i przemyśleń. Mimo, że była ode mnie sporo starsza czasami zastanawiałem się kto tu jest dzieckiem, a kto dorosłym. - tu Jay się uśmiechnął, a tłum lekko zaśmiał. - Z wiekiem stawała się coraz bardziej szalona. Za to ją kocham. - po policzku spłynęła łza. - Jest dla mnie autorytetem i natchnieniem. Wszystko co osiągnąłem w życiu zawdzięczam jej. To ona pokazała mi, którą drogą iść, skierowała mnie na nią. Wierzyła we mnie nawet wtedy kiedy ja nie byłem pewny. - jego głos załamywał się, większość tłumu płakała i miała smutne miny, ale jego rodzice nadal trzymali tę całą surowość na twarzy jak jakąś maskę. - Dbała o mnie i troszczyła się. - rozpłakał się, po chwili dodał. - Kocham cię Elle i zawsze będę. - tu łzy poleciały strumieniem, sama nie mogłam już wstrzymać łez w oczach i sama zaczęłam płakać. - Ja ... - Jay próbował coś dodać, ale jego stan mu w tym nie pomagał, podeszłam do niego, złapałam go w pasie, jego wzrok był wbity w ziemię.
-Jay chodźmy już. - szepnęłam do jego ucha, po chwili podniósł głowę i razem odeszliśmy od mikrofonu, jego rodzice nawet na niego nie spojrzeli, jakby go nie znali, mocno złapałam go za rękę i podałam mu chusteczkę. Po Jay'u nikt nie był odważny podejść do mikrofonu, więc każdy wrzucał kwiaty i ziemię do grobu. Ludzie zaczęli się rozchodzić, ale Jay nadal stał w miejscu, jego rodzice również. W pewnym momencie podszedł do grobu, wrzucił ziemię i różową różę. Jego rodzice nawet nie odważyli się na taki gest. Zostaliśmy do końca usypywania grobu i dopiero po tym pojechaliśmy do domu. Wracaliśmy w ciszy, a po powrocie Jay od razu zamknął się w swoim pokoju.
   Zdecydowałam się go zostawić samego i poszłam do siebie, przebrałam się w wygodniejsze ubranie i zebrałam włosy w niedbałego kucyka. Rozłożyłam na łóżku materiały o Julie i zbierając o niej informacje napisałam zestaw pytań na jutrzejszy wieczór, obejrzałam jej teledysk do jej debiutanckiego singla i naprawdę mi się spodobał. Tekst piosenki był o dobrej zabawie o tym żeby się nie przejmować zdaniem innych i żyć chwilą, a teledysk był pełny alkoholu, dobrej zabawy i muzyki. Minęły już dwie godziny odkąd wróciliśmy do domu, w między czasie była już kolacja, na którą nie zszedł Jay. Na zewnątrz zrobiło się szaro i pochmurno. Wzięłam paczkę Skittles i ruszyłam do pokoju chłopaka, zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Jay w garniturze leżał na łóżku plecami do drzwi. Na ten widok do oczu napłynęły mi łzy. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego oczy pełne łez, położyłam się obok niego twarzą do twarzy.
-Ciii. - powiedziałam i objęłam go, ten zaczął szlochać. - Będzie dobrze. Jestem tutaj. - pocałowałam go w czoło i mocniej przytuliłam na co on również mocniej mnie zacisnął.
   Leżeliśmy tak objęci jeszcze jakieś 20 minut, bez zbędnych słów. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego kim dla niego była jego ciotka. Nie była tylko ciotką była kimś więcej. Jedyną zaufaną osobą na świecie, teraz nie ma nikogo takiego. Cierpi. Nie chcę żeby moi przyjaciele cierpieli. Nie pozwolę na to.
-Jay nie możesz się odizolować od świata. Masz w tej chwili wstać, umyć się i przebrać w coś wygodniejszego. Idziemy na miasto. - usiadłam na łóżku, a on patrzył na mnie czerwonymi i opuchniętymi oczami.
-Nie wiem. - powiedział zachrypniętym głosem, wyciągnęłam w jego stronę dłonie i posadziłam go w pozycji siedzącej.
-Wyjdź do ludzi. Nie rób tego samego błędu co ja pięć lat temu. Cierpiałam w samotności przez te wszystkie dni, dopóki nie poznałam was. Pięć lat z życia wyjęte.
   Patrzył na mnie tymi swoimi biednymi oczkami i się wyprostował.
-Dziękuje. - powiedział i mnie przytulił, po raz ostatni.


-Szoruj do łazienki i to już. - powiedziałam ze śmiechem w głosie, Jay wstał i zniknął w pomieszczeniu obok, a ja najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam.
   Mój przyjaciel cierpi, a ja muszę na to patrzeć. Tak bardzo chciałabym mieć tu wszystkich chłopaków razem, wskuralibyśmy coś, a tak sama nie wiem czy dam radę podnieść Jay'a po tej traumie. No nic, muszę wziąć się w garść i mu pomóc. To mój cel, a ja zawsze dążę do spełnienia wymierzonego celu. Wierzchem dłoni otarłam policzki, zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i stwierdziłam, że nie było widać oznak mojego płaczu. Poprawiłam swoje ubranie, zaścieliłam łóżko i czekałam na powrót chłopaka. Po 10 minutach wyszedł i wyszliśmy na miasto, najpierw poszliśmy do kręgielni i humor Jay'a minimalnie się poprawił. 
-Nie staraj się, bo i tak nie zbijesz żadnego kręgla. - śmiałam się, gdy Jay szykował się do strzału.
-Bo się zdziwisz. - puścił kulę.
-Zleciała z toru ! Wiedziałam, że tak będzie. -śmiałam się w najlepsze, gdy kula wypadła z toru.
-W takim razie pokaż swoje umiejętności. - Jay był oburzony.
   Wzięłam zieloną kulę i szykowałam się do strzału, wypuszczałam już ją z ręki, gdy poczułam jak ktoś wkłada mi palce w żebra, kula mi wypadła i oczywiści wypadła z toru.
-Jay ! - oburzyłam się jego zachowaniem i odwróciłam.
-Mistrzyni przez duże M. - piał ze śmiechu.
   I właśnie o to mi chodziło, żeby chłopak się uśmiechnął i zaczął bawić. I w ten oto sposób osiągnęłam swój cel. Teraz będzie tylko z górki.




Siema !
Dodatkowy rozdział - dodany :) Trochę krótki.
Jak tam rozpoczęcie wakacji ? U mnie lipnie :( 
Co wy na ten rozdział ? Już po pogrzebie, teraz będzie tylko z górki :)
To do poniedziałku :*

piątek, 28 czerwca 2013

38. Rybka złapała haczyk.

   Wstałam około 11 i od razu ruszyłam do kuchni, byłam głodna i nie chciało mi się przebierać. Zajrzałam jeszcze do pokoju Nathalie, jeszcze spała. Nie miałam zamiaru jej budzić, niech sobie odpocznie. Jak się obudzi to ją wypytam o pierwszym dniu w pracy. Zrobiłam sobie kawę i kanapki, z takim oto śniadankiem siadłam do stołu twarzą do okna, nie śpieszyłam się z jedzeniem. Raczej się nim delektowałam niż jadłam. Po około 20 minutach do kuchni weszła zaspana Nathalie w pidżamie.
-O nie śpisz już ? - zapytała ziewając.
-A no nie. - odpowiedziałam i zajęłam się ostatnią kromką, Nathalie otworzyła lodówkę i wyjęła z niej butelkę mleka, wsypała płatki do miseczki i zalała mlekiem, dosiadła się do mnie.
-Która jest w ogóle godzina ? - zapytała.
   Odwróciłam się w stronę zegara powieszonego nad wejściem.
-11:17, a co ?
-A bo mi bateria w telefonie wysiadła i nie wiedziałam.
-Kiedy mają przyjechać meble ? - wzięłam gryza kanapki.
-No jakoś pod koniec tygodnia, bo co ?
-Wyjeżdżam wieczorem i wracam w czwartek. Dasz sobie radę ?
-Jak to wyjeżdżasz ?
-Zapomniałam ci wczoraj powiedzieć. Mam wyjazd służbowy do Newark i zabieram sie tam z Jay'em, bo on też tam jedzie.
-Czy oni przypadkiem nie są w tej całej trasie po UK ?
-No są, ale jego ciotka umarła i jedzie na pogrzeb, jutro jest.
-O kurczę, nie dobrze. Złóż mu ode mnie kondolencje.
-Nie muszę, bo do popołudnia powinien przyjechać do Londynu. Sama możesz to zrobić.
-Przynajmniej go poznam. - dziewczyna wstała i odniosła miseczkę do zlewu.
-A kto pozmywa ? - zapytałam, gdy ta opuszczała kuchnie.
-No ty. - uśmiechnęła się i wyszła.
-Wyzysk człowieka ! - krzyknęłam za nią i znowu powróciłam do mojego śniadania, o pracę zapytam ja kiedy indziej.
   Gryzłam każdy kęs w skupieniu i bez pośpiechu, gdy usłyszałam, że Nat wyszła z łazienki sama tam ruszyłam zostawiając naczynia na stole. Wzięłam z szafy jeansowe shorty, czarną bluzkę na krótki rękaw w większym rozmiarze niż mój, przez co fajnie na mnie leżała, a może wisiała ? Wzięłam prysznic, włosy zawinęłam w ręcznik i zrobiłam sobie makijaż, ubrałam się i wysuszyłam włosy, po czym je wyprostowałam. Wyszłam z łazienki i postanowiłam, że się spakuję. Wyjęłam z szafy małą torbę podróżną, wrzuciłam do niej jakieś koszulki, spodenki, parę jeansów, trampki i zdecydowałam, że wezmę jeszcze skromną, czarną sukienkę do kolan i czarne szpilki, w razie gdyby Jay chciał zabrać mnie na pogrzeb. Do torby wrzuciłam jeszcze prostownicę i kosmetyki, zapięłam ją i odłożyłam na bok. Wróciłam do kuchni w celu pozmywania naczyń ze śniadania, ale ich nie było. To chyba zasługa Nathalie, która siedziała w swoim pokoju i rozmawiała z kimś przez telefon. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeglądać magazyny.
   Nawet jeden artykuł był poświęcony The wanted, pisali w nim, że zostali bardzo przyjaźnie i ciepło przywitani w Cambridge, było parę fotek z fanami. Chłopcy byli jak zwykle uśmiechnięci, dalej były kolejne zdjęcia z innych miast i na tych zdjęciach były już Nareesha i Kelsey. Na następnej stronie był wywiad. Najbardziej zainteresował mnie moment, w którym chłopaki mówili o swoich dziewczynach.
"Jak dobrze wiemy Tom i Siva są zajęci. Jak wasze ukochane radzą sobie w tak trudnej sytuacji, gdy jesteście rozpoznawalni i znani ? Jak wy sobie z tym radzicie ?
Tom: Bardzo kocham Kelsey i nic nie jest w stanie zniszczyć naszego uczucia, ale są takie momenty, kiedy chcielibyśmy wyjść na miasto tylko we dwóje, ale na każdym kroku ktoś chcę zrobić sobie ze mną zdjęcie lub poprosić o autograf. Jest to uciążliwe, ale to część naszej pracy.
Siva: Tak, jest ciężko zwłaszcza wtedy kiedy nasze dziewczyny są obrażane i hejtowane w sieci. To nie jest miłe kiedy jakaś obca ci osoba wypowiada się w ten sposób o twojej miłości.
Kelsey i Narresha często z wami podróżują, prawda ?
Tom: Wtedy kiedy mogą.
A jak to jest z tobą Max ? Chodzą głoski, że jesteś z kimś szczęśliwy, ale tego kogoś nie ma przy twoim boku. Jak to jest ?
Max: Jest pewna urocza kobieta, ale ona ma własne życie, spełnia się zawodowo i nie może jeździć z nami. Każdy ma swoje życie. "
   Nawet nie wiem, kiedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-A co ty się tak cieszysz jak mysz do sera ? - do salonu weszła Nathalie.
-A nic. Z kim rozmawiałaś ?
-Z Nick'iem. Wyprowadza się dzisiaj. Opowiadał jak zareagowała matka na moją nieobecność. 
-Jak ? - odłożyłam magazyn na stolik.
-Moją nieobecność zauważyła dopiero wczoraj kiedy nie mogła przejść z salonu do kuchni, bo podłoga była już maksymalnie zasyfiona. Weszła wtedy na górę, do mojego pokoju zobaczyła gołe ściany i się zdziwiła. Zadzwoniła do Nick'a i się dowiedziała, że się wyprowadziłam, ale nie pozwoliłam bratu powiedzieć gdzie, więc nie wie. Ale to lepiej, jeszcze by tu przyjechała, a wtedy to kicha. 
-Nie martwisz się o nią ?
-To jakby odwyk, zobaczy, że została sama i się za siebie weźmie. Wyjdzie na prostą. Test dorosłości dla nas wszystkich. 
-Jak uważasz. - zadzwonił mi telefon.
-Cześć Jay.
-Cześć Laura. Dojeżdżam już do Londynu.
-Przyjeżdżaj do mnie. Zjesz obiad, odświeżysz się przed podróżą, znaczy jak chcesz. Jak chcesz po coś jechać do domu to możesz tam.
-Tak w zasadzie to z chęcią skorzystam z tej propozycji. Do domu muszę jechać tylko po parę rzeczy i samochód.
-To czekamy na ciebie. Pa. - rozłączyłam się.
-Kto przyjedzie ? - zapytała Nathalie przeglądając magazyn, który niedawno odłożyłam.
-Jay.
-Co ?! - spojrzała na mnie oczami wielkości pięciozłotówek.
-No Jay, ten z wczoraj.
-Przecież ja nie nie wyglądam. Zajmuję łazienkę. 
   I tyle jej było. Czyżby jej się spodobał Jay ? Tak na marginesie to ładnie by razem wyglądali. Uśmiechnęłam się pod nosem i zajęłam się filmem, który leciał w telewizji. Po 20 minutach usłyszałam dzwonek domofonu.
-Jezu ! Ja jeszcze nie gotowa. - usłyszałam głos Nat w łazience, kiedy szłam do słuchawki i znowu się uśmiechnęłam.
-Słucham ? 
-To ja. Jay.
-Wejdź. - wcisnęłam przycisk i rzuciłam do Nathalie. - Lepiej się pośpiesz. 
   Otworzyłam drzwi i czekałam na Jay'a, ten po chwili wtaszczył się na górę z torbą podróżną.
-Cześć. - przytuliłam go i troszkę się kołysaliśmy.
-Padam na twarz. - weszliśmy do środka, akurat z łazienki wyszła Nathalie.
   Miała na sobie jasne jeansy i podobną do mojej, koszulkę. Czarną w większym rozmiarze. Na nogach miała czarne baleriny. Włosy wyprostowała. I zrobiła sobie lekki makijaż.
-Cześć. - przywitała się.
-Hej ! - Jay ją przytulił.
   Uśmiechnęłam się na ten widok. Nathalie była ode mnie niższa, więc przy Jay'u była malutka, ale to było takie słodkie.
-To ja idę włożyć zapiekankę do piekarnika. - powiedziałam i zostawiłam ich samych, w kuchni na bladzie czekała zapiekanka, którą teraz włożyłam do piekarnika.
-Laura ? Gdzie masz ręczniki, bo Jay chciałby się odświeżyć ? - do kuchni weszła Nathalie.
-Zaraz mu przyniosę. - wyszłam z kuchni i z komody w sypialni wyjęłam biały, puchowy ręcznik. 
   Zaniosłam go Jay'owi, który razem z Nathalie siedział w salonie, po chwili zostałam tam tylko ja i ona. Non stop się uśmiechała. Nie wierzę. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Wszystko co straciła w Sheffield znalazła w stolicy i to jak szybko.
   Akurat Jay skończył brać prysznic, gdy wyciągałam zapiekankę i wszyscy zebraliśmy się w kuchni w celu jej zjedzenia.
-Przydałoby się po obiedzie od razu jechać. - powiedział Jay.
-Ja jestem już spakowana i mogę w każdej chwili wyjechać. - dodałam.
-O mnie się nie martw. Do pracy pojadę metrem i wrócę metrem. Nie spalę, ani nie zaleje ci mieszkania. - dodała Nat.
-Tylko byś spróbowała. - pogroziłam jej palcem.
-W razie czego możemy zamieszkać u mnie. - zaśmiała się.
-To jest jakieś rozwiązanie. 
   Włożyłam naczynia do zmywarki, którą miała nastawić Nat i taksówką pojechaliśmy z Jay'em do domu TW. Chłopak wziął garnitur i jego samochodem ruszyliśmy w dalszą drogę. Przez całą podróż, to jest ponad dwie godziny, rozmawialiśmy o ich dwutygodniowej trasie, gdzie grali, co grali jakie były reakcje fanów itp. Bardzo miło słuchało się Jay'a opowiadającego o tym wszystkim z wielkim poświęceniem i radością, oddawał się tym w całości, dokładnie w całości, bo raz przejechaliśmy na czerwonym świetle.
-O kurczę ! Myślisz, że ktoś to zauważył ? - zapytał po wykroczeniu.
-Jedynie tylko te parędziesiąt kierowców. - zaśmiałam się i Jay zrobił to samo.
-Masz bardzo fajną i miłą przyjaciółkę. - zaczął temat niepewnie Jay, schowałam telefon, którym się aktualnie bawiłam i podłapałam temat.
-Chodzi ci o Nathalie ?
-No tak, mieszkacie razem.
-Tak wyszło. Trzymałyśmy się razem dobre parę lat i zżyłyśmy się. Ja po wypadku wyjechałam z Sheffield, a ona miała szkołę, kochającą rodzinę. Później chłopaka i pracę. Nagle straciła to wszystko. Został jej tylko młodszy brat. Stwierdziła, że nie ma sensu nadal tkwić w miejscu i razem podjęłyśmy decyzję, że na początku jej pobytu w stolicy jej pomogę użyczając schronienia, a później z pomocą w szukaniu pracy, mieszkania być może miłości. Na razie dwie pierwsze rzeczy już ma. Czekamy na tę ostatnią. - spojrzałam na Jay'a, na jego reakcję.
-Jak to straciła wszystko i został jej tylko brat ? wpatrywał się w jezdnię.
-No jej ojciec rozwiódł się z jej matką. Ma teraz inne życie z inną kobietą, a jej matka nie może pozbierać się po stracie męża. Pije, baluje i ogólnie stacza się na dno. Szkołę skończyła, ale nie poszła na studia. Pracowała jako kelnerka, ale i to straciła i na deser chłopak, który z nią był przez trzy lata również nagle zniknął z jej życia.
   Był skupiony i mocno jakby przejęty tym. Rybka złapała haczyk. Uśmiechnęłam się pod nosem i wróciłam do zabawy telefonem. Pozwalając Jay'owi przemyśleć tę całą sytuację w spokoju. Po chwili chłopak zatrzymał się pod dużą, żelazną bramą. Schowałam telefon i przyglądałam się okazałej willi, która mieściła się za bramą.
-Robi wrażenie, co ? - gardłowo zaśmiał się Jay. - Jak zawsze pokazują przed gośćmi, że nie mają tu czego szukać.
   Nie skomentowałam tego nie dlatego, że nie wiedziałam co odpowiedzieć, a dlatego, że po prostu mnie zatkało i wmurowało w fotel. Brama zaczęła się otwierać, a Jay powolutku wjechał na podjazd pod domem. Zabraliśmy swoje torby i weszliśmy do willi, która jak się okazało była urządzona surowo i dyscyplinarnie. Czułam się tu jak więzień. Wszędzie służba. Może to rezydencja królowej Anglii ? Przeszła mi przez głowę myśl, ale po chwili podeszła do nas kobieta ubrana w fioletową sukienkę do kolan. Oczywiście jej wyraz twarzy nie pokazywał niczego prócz surowości, nawet ton jej głosu był monotonny, na siłę próbowała się uśmiechnąć na widok syna, ale wyszedł jej ogromny kaprys.
-Jay jaka tragedia się wydarzyła. - podeszła do syna i go lekko objęła, mnie chyba nawet nie zauważyła.
-Na każdego przyjdzie pora. - skwitował Jay. - Mamo to jest Laura, Lauro to jest moja mama.
-Milo mi Panią poznać. - podałam kobiecie dłoń, a ta jakby z hipnozy zdała sobie sprawę z tego, że stoję obok niej.
-Laura. Jay mi o tobie mówił przed przyjazdem tu. Mam nadzieję, że miło spędzisz u nas czas. Czuj się jak u siebie w domu. - zwróciła się do mnie entuzjastycznie i mnie uścisnęła. - Jesica zaprowadź gości do pokoi. - tu z kolei zwróciła się do drobnej i młodziutkiej dziewczyny, która zaprowadziła nas do pokoi.
-Jakbym nie znał drogi do mojego pokoju. - mruknął Jay wchodząc na schody.
-Pana pokój został zamieniony na prywatny księgozbiór pańskiej matki. - odezwała się Jesica.
-Jess po prostu Jay,  nie żaden Pan. To że moja matka ma jakiegoś świra na te wszystkie tytuły nie znaczy, że ja też. - uśmiechnął się do dziewczyny.
-Dobrze Jay. - odwzajemniła gest.
   Zaprowadziła nas do pokoi, jak się okazało mój był dużym pomieszczeniem z własną garderobą, łazienką i balkonem, który łączył się z pokojem Jay'a. Tam się znalazłam.
-Nieźle mnie matka wrobiła. - usłyszałam głos Jay'a obok siebie, odwróciłam się, Jay również wyszedł zaczerpnąć świeżego powietrza lub sam zaskoczył się wyglądem swojego gościnnego pokoju.
-Taa. Królewskie pokoje. - odezwałam się.
-Pokaż mi swój pokój. - powiedział Jay i weszliśmy do mojej sypialni.
   Miałam czas by się jej przyjrzeć. Lawendowe ściany i kremowe meble świetnie do siebie pasowały. Na środku stało ogromne łóżko zaścielone kremową pościelą z milionem poduszek i poduszeczek. W pomieszczeniu było jeszcze ogromne lustro na przeciwko łóżka i jeszcze większy telewizor w rogu. Jedne z drzwi prowadziły do garderoby, w której był długi rząd wieszaków i półek, a drugą ścianę zajmowało olbrzymie lustro. Sufit był usiany małymi światełkami. Łazienka była większa od garderoby, ale mniejsza od pokoju. Białe płytki na podłodze i brązowe na ścianach wyglądały efektownie. Ogromna narożna wanna, a obok niej kabina prysznicowa, komoda z ręcznikami i pościelą, dwa zlewy i duże lustro, jedna duża szafka pod zlewami i kibelek. Cały ten widok zaparł mi dech w piersiach. Takich warunków to ja nawet u chłopaków w domu nie widziałam za to tu widać, że życie wiedzie się bardzo dobrze.
-No to nieźle. Lepiej niż w pięciogwiazdokowym hotelu. - odezwał się Jay.
-Pokaż mi swój. - powiedziałam i przez balkon weszliśmy do pokoju Jay'a, który był prawie identyczny, różnił się tylko kolorem ścian, były jasno zielone, a meble były ciemnego brązu, ten pokój był zdecydowanie bardziej surowy od mojego, garderoba była identyczna jak moja, a łazienka znowu różniła się kolorami płytek, były turkusowe i białe.
-Twoi rodzice mają jakąś manię wieszania wszędzie gdzie się da luster. - powiedziałam, gdy zobaczyłam, że nawet na korytarzu były lustra.
-Nic na to nie poradzę. Nienawidzę luster.
-Od teraz też za nimi nie przepadam. Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
-O to chodzi. Wszyscy mają się tu czuć obserwowani.
-To kicha.
-Zapraszamy na kolację. - na korytarz weszła kobieta w fartuszku około trzydziestki .
-Już idziemy. - odezwał się Jay i zeszliśmy do jadalni, jak się okazało jedliśmy tylko my.
   Matka Jay'a poszła już do siebie, a jego ojciec był nieobecny tego dnia w domu. Usiedliśmy przy dużym stole i dostaliśmy duży wybór dań, sama nie wiedziałam co mam wziąć, więc wybrałam to samo co Jay. Okazało się to naprawdę dobrą potrawą. Po zjedzonym posiłku zmyliśmy się do swoich pokoi. Wymoczyłam się w wannie pełnej wody, skoro mam taką możliwość to dlaczego nie skorzystać ? Ubrałam się w czarne spodenki i brązową bokserkę, a włosy związałam w niedbałego koczka. Torbę położyłam obok łóżka, nie miałam zamiaru korzystać z garderoby. Usłyszałam pukanie w drzwi balkonowe, otworzyłam je.
-Skusisz się na skittles i soczek pomarańczowy przed snem ? - przede mną stał Jay w bokserkach i białym topie do połowy ud, miał wilgotne włosy.
-Z wielką przyjemnością. - każde z nas położyło się na leżaczku i wcinając cukierki ze szklanej miski popijając soczkiem rozmawialiśmy i oglądaliśmy niebo, na które zaczęły pojawiać się gwiazdy.
   Było ciepło, a świerszcze bardzo ładnie grały, na szczęście nie słyszałam uporczywego bzęczenia komarów, więc plan Jay'a stał się planem idealnym.
-Pójdziesz jutro ze mną na ten cały pogrzeb ? - zapytał nagle Jay.
-Pewnie. - uśmiechnęłam się do niego, a w jego oczach pojawiły się łzy, złapałam go mocno za rękę co szybko odwzajemnił i złączeni w uścisku leżeliśmy na leżakach.
-Ciocia Ella była starszą siostrą mojej matki. Kochałem ją, bo to dzięki niej poznałem miłość rodzicielską. Gdy rodzice nie mieli czasu się ze mną pobawić zawsze pojawiała się ciocia. Była bardzo przyjazną i szaloną osobą, nigdy się z nią nie nudziłem. Była nie tyle ciotką, a moim najlepszym przyjacielem. Mogłem z nią pogadać o dosłownie wszystkim. To ona namówiła mnie na przyjście na przesłuchanie do The wanted. To wszystko zawdzięczam jej, a teraz jej nie ma. Matka jak zwykle jest nieugięta. Jutro pewnie uroni co najwyżej jedną łzę, żeby nie było, że ma serce z kamienia, ale ja doskonale wiem, że tak właśnie jest. Nie chcę być wtedy sam. - Jay się rozpłakał, widać było, że jego zmarła ciotka była jedną z najważniejszych osób w jego życiu.
   Wstałam i usiadłam obok niego, mocno go objęłam i pozwoliłam mu się wypłakać na moją koszulkę. Doskonale wiem co to znaczy stracić kogoś bliskiego. Ja sama próbowałam się pozbierać po stracie rodziców, ale długo mi to zeszło, gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to zupełnie inaczej, z kimś bliskim przy boku. Nie pozwolę Jay'owi  popełnić tego samego błędu co ja pięć lat temu.
-Ciii. Jestem tutaj i pójdę jutro z tobą na pogrzeb. Możesz na mnie liczyć. Jesteśmy przyjaciółmi. - objęłam go mocniej, co sam powtórzył i wtuleni w siebie każde odgrywało swoją rolę.
   Jay wypłakiwał się i dał sobie ulżyć w bólu, a ja po prostu byłam obok i pomagałam mu uporać się z męczącym uczuciem przytłoczenia. Po około 10 minutach Jay już się uspokoił.
-Dziękuję, że tu jesteś. - powiedział ochrypniętym głosem i podciągnął nosem, szybko pobiegłam do swojego pokoju i wróciłam z opakowaniem chusteczek.




-Nie ma sprawy. - podałam mu pudełeczko i usiadłam na swoim leżaku.
-Nawet nie masz sprawy jak się cieszę, że tu jesteś, że nie jestem sam.
-Taka rola przyjaciela. Jestem gdy mnie potrzebujesz, bo wiem, że gdy ja będę w dołku ty przyjdziesz i mnie z niego wyciągniesz.
-Posiadanie przyjaciół jest bardzo fajne. - zaśmiał się, miał czerwone i opuchnięte oczy.
-Też tak sądzę. - uderzyłam go lekko w ramię i posiedzieliśmy jeszcze trochę na zewnątrz po czym każde poszło do siebie.



Hej ! 
Jak tam świętujecie pierwszy dzień wakacji ?? ; )
S an jak tam wyniki ? Pewnie najlepsze :*
Ogarnęłam, że nie wyrobię się na środowy mega rozdział w środę, więc żeby wyrobić się na środę dodam jutro dodatkowy rozdział jest to w drodze wyjątku i nie sądzę, że to powtórzę. Tak więc czatujcie na rozdział JUTRO W SOBOTĘ :D
No tak, do ostatniej chwili starałam się nie rozpłakać, ale jak Ola zaczęła wszystkich przytulać to pękłam.
Sad . . .
Czyli w drodze wyjątku widzimy się jutro :) Co nie zmienia faktu, że możecie odpuścić sobie komentarze :P

aktualizacja :
Nie jestem pewna, czy włącza się wam gif z Jay'em jak nie to wystarczy na niego kliknąć, a później w jakieś miejsce obok i się powinno włączyć :*

środa, 26 czerwca 2013

37. Jutro wyjazd.

   Tak jak dnia poprzedniego nie obudził mnie żaden budzik, za co byłam mega wdzięczna. Wstałam z dobrym humorem, bowiem dzisiaj wyjeżdżałam z Sheffield i to na dodatek z moja ukochaną Nathalie. Postanowiłyśmy wyjechać jeszcze przed obiadem, zatem wstałam z łóżka i jak przystało na porządnego gościa - zaścieliłam łóżko. Upewniłam się, że wszytko spakowałam i z naszykowanymi ubraniami, tu : z czarnymi shortami, koszulą w kratkę i czarnymi trampkami, ruszyłam do łazienki. Prysznic, makijaż, upięcie włosów w leniwego koka, ubranie się i byłam gotowa. Jeszcze tylko zjeść śniadanko, podjechać po Nathalie i kierunek -> DOM.
   Weszłam do kuchni po której krzątała się ciotka i dostałam od niej przepyszne naleśniki na śniadanie i sok pomarańczowy z wyciśniętych pomarańczy. Po 12 byłam już w drodze do domu Nat, zapakowałyśmy jej pudła do mojego samochodu i akurat wszystko się zmieściło. Pakowałam jeszcze jej walizkę do bagażnika, gdy usłyszałam męski głos.
-Nathalie ? Wyprowadzasz się ?
-No tak. Wiesz już na to dorosłam. - zaśmiała się.
-Kurczę, szkoda, że wcześniej mi nie mówiłaś. Pożegnalibyśmy cię jakoś. - wychyliłam się by zobaczyć z kim rozmawiała moja siostra.
-Gary ?! - zobaczyłam mojego byłego w towarzystwie drobnej blondynki z krótko ściętymi włosami, która trzymała przed sobą wózek.
-Laura ! Kopę lat. - uśmiechnął się. - Nina poznaj Laurę, Lauro poznaj Ninę, moją żonę.
-Słyszałam o twoim szczęściu i jeszcze o tym malutkim. - przytuliłam jego żonę, wydawała się bardzo miłą kobietą. - Miło mi cię poznać. - powiedziałam do niej.
-Mi ciebie też. Gary dużo o tobie mówił. - powiedziała.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - uśmiechnęłam się do nich.
-Same dobre. - potwierdziła.
-Jak malec ma na imię ? - zajrzałam do wózka, w którym słodko gaworzył sobie malec.
-Tommy. - powiedziała Nina.
-Śliczny. - powiedziałam i malec się do mnie uśmiechnął. - No ale na nas już pora. Chcemy dojechać do Londynu jeszcze za dnia.
-To przecież trzy godziny. - powiedział Gary.
-Taa. Jechałam tu cztery.
-O kurczę, to faktycznie lipa.
-Teraz masz jeszcze dodatkowe obciążenie. - zaśmiała się Nathalie.
-A no mam. To do zobaczenia. - rzuciłam do młodego małżeństwa i razem z Nathalie odjechałyśmy zostawiając swoją przeszłość trzy godziny za sobą.
-Ale jeszcze musimy pojechać do marketu, bo u mnie w lodówce tylko światło. - powiedziałam mijając tabliczkę z napisem "LONDYN".
-No okey, ja też muszę sobie kupić parę rzeczy. - powiedziała Nathalie mocno skupiona na swoim telefonie.
   Zaparkowałam pod jednym z marketów i ruszyłyśmy do wejścia, po półtora godzinie z niego wyszłyśmy.
-Ale w tym Londynie kolejki, ja pierdziele. - powiedziała Nathalie idąc z zakupami.
-Mówiąc parę rzeczy sądziłam, że kupisz parę rzeczy, a  nie pół sklepu. - powiedziałam wsadzając zakupy na tyły samochodu.
-Czepiasz się po prostu. - dodała i zrobiła to samo.
   Po kolejnych 30 minutach zatrzymałyśmy się pod moją ukochaną kamienicą.
-Boziu ! Jakie korki w tej stolicy. - marudziła Nathalie.
-Nie gadaj tylko bierz te swoje "parę rzeczy" i idziemy na górę. - powiedziałam biorąc zakupy.
   Zrobiłyśmy tego dnia jeszcze parę takich rundek z góry na dół, bo wniosłyśmy wszystkie pudła Nathalie, dopiero po 17 byłyśmy wolne i mogłyśmy cokolwiek zjeść.
-Nie wiem jak ty, ale ja jestem mega głodna. - powiedziałam, gdy ostatnie pudło wylądowało w pokoju gościnnym, które miała zająć dziewczyna.
-Ja jestem piekielnie głodna. Idziemy do kuchni. - Nat ruszyła do kuchni.
   Na szybko zrobiłyśmy sobie tosty, po czym wygodnie rozsiadłyśmy się na kanapie przed telewizorem i do wieczora siedziałyśmy oglądając filmy.
-Od jutra szukam roboty i jakiegoś mieszkania nie daleko. - powiedziała dziewczyna zajadając na zmianę popcorn i orzeszki ziemne.
-Nie no spoko. Przecież nie wyrzucę cię z mieszkania. - poszłam w jej ślady i zajęłam się popcornem.
-Ale nie chcę cię wykorzystywać. Ile można ?
-Wykorzystujesz mnie dopiero dzień, nawet nie cały.
-No ale źle się z tym czuję. Na którą masz do radia ?
-Na 10.
-A do której ?
-Do 14.
-Zrobię obiad.
-Miło.
-Lecę spać, bo jestem padnięta, Dobranoc. - wzięła swój tyłek w troki i zniknęła w łazience, po jakimś czasie zrobiłam to samo.


-Ale ten tydzień szybko zleciał. - powiedziała Nathalie w drodze do pobliskiej kamienicy.
-Prawda ? Niedawno się do mnie wprowadzałaś, a teraz idziemy obejrzeć mieszkanie. - dodałam wchodząc do kamienicy, która stała jakieś 100 metrów od mojej.
-I jeszcze na dodatek od poniedziałku zaczynam pracę. - była tym faktem zachwycona.
-Będziesz kelnerką w pubie. Masz mi dawać jakieś zniżki na piwo.
-Ma się rozumieć. - zapukała do drzwi na drugim pietrze, otworzył nam mężczyzna około 30.
-Dzień dobry. Zapraszam.

-O mój Boże ! Pomożesz mi ?! Sama nie dam rady przenieść tych wszystkich pudeł. - Nathalie wręcz skakała po moim mieszkaniu z kluczami do swojego.
-Pewnie, że pomogę. - cieszyłam się jej szczęściem. - Czyli ten weekend będziemy malować, szpachlować i urządzać ?
-No a jak ? - jej energia aż emitowała. - Znaczy jeżeli chcesz.
-Baa pewnie, że chcę.
-Jak ja cię kocham Laura. - podeszła do mnie i mocno przytuliła. - Jak myślisz jak pomalować salon ?
-Salon jest duży i jasny, jak pomalujesz go na jasny kolor to będzie przejrzyście i nie nawal do niego mebli, bo będzie przytłoczony, co do kuchni to myślałam o żółci. Bardzo ładna by była taka żółciutka kuchnia, malutka.
-Też tak myślałam, a co sądzisz o sypialni ?
-Tu już ci nie pomogę, bo to już indywidualna sprawa.
-No mam już jakiś zarys jak miałaby wyglądać, ale jeszcze nie wiem. Muszę jeszcze odwiedzić bank i przesłać kasę za mieszkanie do jego wcześniejszego właściciela.
-Skąd ty wytrzaśniesz tyle kasy ?
-Rodzice od zawsze zbierali pieniądze na studia dla mnie i Nicka, ale w tym momencie wolę kupić sobie za nie mieszkanie. Jeszcze od ojca dostaje regularnie pieniądze, więc nie jest źle.
-W takim razie idziemy na zakupy.
   Cały weekend włącznie z piątkiem spędziłyśmy w nowym mieszkaniu Nat. Ściany w pokojach były już pomalowane na zamyślone kolory. Łazienka z kuchnią były już gotowe, sypialnia czekałam jeszcze na łóżko, a salon na telewizor i całą meblościankę. Jedna ze ścian w sypialni była wyłożona czerwonymi cegłami, a reszta była szara, czerwone meble i białe, małżeńskie łóżko, które na dniach miało przyjść, kontrastowo do siebie pasowały. Wszystkie firanki leżały czyste i wyprasowane w komodzie i czekały na dzień ostateczny. Ten weekend był mega pracowity, ale osiągnęłyśmy to, że całe mieszkanie było już urządzone, oprócz mebli, które jeszcze nie doszły.
-Nie wiem jak ty, ale ja myślę, że zasłużyłyśmy sobie na wypad do pubu na dobrą whiskey. - powiedziałam w niedzielę wieczorem.
-Jack Daniels będzie odpowiednia. - dodała Nat.
-Oczywiście Nathalio Daniels. - zaśmiałam się ze zbiegu nazwisk. - Idziemy zrobić się na bóstwo.
   Po godzinie byłyśmy w pubie sącząc alkohol, potańczyłyśmy trochę, pogadałyśmy i przed północą wróciłyśmy do domu, od razu padłyśmy w ubraniach do łóżek.
-Nieee. - obudził mnie budzik. - 8 ?? Jeszcze 5 minut. - wymamrotałam i ustawiłam drzemkę i po 5 minutach wstałam.
   Wzięłam prysznic, z którego nie skorzystałam dnia wczorajszego i ubrałam się w niebieską sukienkę przed kolana, do tego czarne lakierowane szpilki na platformie, czarna, miejska torba. Włosy na prostownicę, szybki makijaż i śniadanko. Nathalie jeszcze spała, ale gdybym nie musiała iść do pracy sama pewnie jeszcze gniłabym w łóżku, ale czy ona przypadkiem nie musiała dzisiaj iść do pracy ? Trudno. Pewnie idzie wieczorem, skoro mówiła, że zrobi obiad. Zostawiłam ją śpiącą w mieszkaniu i wyszłam. Do pracy dojechałam w 20 minut. Weszłam do swojego studia i dzień minął jak z bicza strzelił, nawet nie zauważyłam jak wskazówki zegara ustawiły się na godzinę drugą popołudniu. Wychodząc ze studia napotkałam April.
-Właśnie do ciebie szłam. - uśmiechnęła się. - W środę masz wyjazd służbowy do Newark, mają tam w czwartek mały festiwal i wystąpi na nim Julie. - Julie ? ah tak, dziewczyna, z którą przeprowadzałam wywiad.- Przeprowadzisz z nią wywiad i takie tam. Ale w piątek widzę cię z gotowym materiałem w radiu i o 10 przy konsoli.
-Okey. - zbiła mnie tym z tropu, ale zgodziłam się, bo co miałabym zrobić, wręczyła mi jakieś papiery i zszokowana ruszyłam do wyjścia, minęłam po drodze Matt'a, który rzucił mi drobne "cześć" i poszedł, widać było, że się śpieszył, ale tylko tyle ?
   No nic, może już się ode mnie odwalił. Wyszłam z radia i wróciłam do domu. Już po otwarciu drzwi uderzył mnie zapach obiadu, o którego istnieniu przypomniałam sobie po przekroczeniu progu.
-Jak ładnie pachnie ! Co ty tam pichcisz. - weszłam do kuchni, zdejmując po drodze szpilki.
-Same pyszności, umyj ręce i siadaj do stołu. - tak więc poszłam do łazienki umyć ręce i wróciłam do kuchni, w której na talerzu miałam już smażone warzywka z ryżem i soczek z czarnych porzeczek, za którym nie przepadałam, ale z grzeczności wypiłam.
-To co dzisiaj robimy ? - zapytała Nat.
-Czy ty przypadkiem nie musisz iść do pracy ?
-Kurczę, prawie bym zapomniała. Lecę się szykować. - i zniknęła w drzwiach pokoju gościnnego.
   Sama nie wiedziałam co mam zamiar dzisiaj zrobić, ale na pewno nie miałam zamiaru gdzieś wychodzić. Byłam tak zmęczona, że postanowiłam wcześniej pójść spać, ale na sam początek odpaliłam mojego laptopa i włączyłam Skypa z nadzieją, że będzie dostępny Max. I był.
-No cześć Piękna. - przywitał mnie.
-Cześć.
-A co ty taka zmęczona ?
-Ciężki weekend.
-Ja tu ciężko pracuje, a ty sobie balujesz ? - zaśmiał się.
-Tsa. Chciałabym. Cały weekend przygotowywałam mieszkanie mojej przyjaciółki do jego zamieszkania, ale   efekt końcowy jest boski. Czekamy jeszcze na część mebli i będzie już mogła się do niego wprowadzić.
-Nic mi o tym nie mówiłaś.
-Nie chciałam zapeszyć. Nathalie - bo tak ma na imię moja przyjaciółka, która mieszka ze mną i teraz szykuje się do pracy, przeprowadziła się do Londynu i chciałam jej pomóc. Dzisiaj ma pierwszy dzień w pracy i w ogóle. A co tam u was ?
-A dobrze, ale Jay szybciej wróci do domu.
-Jak to ?
-W środę ma pogrzeb swojej ciotki.
-O kurczę, nie fajnie.
-Nom i wraca jutro do Londynu, a później do Newark.
-Ja też tam jadę w środę.
-Jak to ?
-Służbowy wyjazd. Jedna dziewczyna ma tam koncert i moim zadaniem jest przeprowadzić z nią wywiad i w  ogóle. Tak mi się tam nie chcę jechać. Jeszcze muszę znaleźć jakiś hotel, czy coś.
-Przepraszam cię na chwilę, ale chłopaki mnie wołają. Zaczekaj tu chwilkę.
   Max zniknął, a ja mogłam przyjrzeć się jego hotelowemu pokojowi. Był kremowy i w moim polu widzenia była ściana za łóżkiem, na której wisiały jakieś drobne obrazki w ramkach i srebrna rama łóżka. Po chwili do pokoju weszli Max  z Jay'em.
-Cześć Laura ! Słyszałem, że jedziesz w środę do Newark. - Jay usiadł na łóżku, a obok niego Max.
-Widzę, że nowiny szybko się rozchodzą. - zaśmiałam się. - Owszem jadę, a co ?
-A bo możesz zabrać się ze mną. Przyjeżdżam w wtorek jakoś do południa będę w Londynie.
-Tylko, że ja w piątek muszę być w pracy, a ty wolałbyś chyba zostać razem z rodziną.
-Nie. Wolałbym wrócić do domu, do Londynu.
-W takim razie z wielką ochotą się z toba zabiorę.
-To jesteśmy umówieni. Wyjeżdżamy popołudniu. Pasuje ci ?
-Już jutro ? Dobrze, będę musiała znaleźć sobie jakiś hotel.
-No co ty ! Te dwie noce przenocujesz u moich rodziców. I kropka.
-D-dobrze. - uśmiechnęłam się. - Mi to nawet na rękę. - zaśmiałam się.
-A co tam u ciebie ? - zapytał Jay.
-A dobrze, nawet bardzo. Tylko tęsknie za wami, debile. - roześmiałam się.
-Wypraszam sobie. - oburzył się Max.
-A gdzie Młody ? Znowu będzie ci truł dupę, że go nie zawołałeś jak ze mną rozmawiałeś. - zapytałam.
-Pewnie teraz siedzi w jakimś sklepie z full-cap'ami. - powiedział Jay.
-Aż ten Nathan. - powiedziałam, a do mojej sypialni weszła Nathalie, akurat było ją widać na monitorze, więc chłopcy ją zauważyli.
   Miała na sobie jasne rurki, różową koszulkę, granatowe trampki. Włosy spięte w koka i przewiązane czarna bandaną.
-O przepraszam. - chciała już wychodzić.
-Nie zostać. Chłopcy z chęcią się przywitają. - powiedziałam i odsunęłam się na łóżku, by zrobić jej trochę wolnego miejsca.
-W takim razie cześć. - usiadła obok mnie.
-Cześć ! - wydarł się Max, a Jay lekko uśmiechnął.
-Chciałam tylko powiedzieć, że wychodzę. - powiedziała do mnie Nat.
-A na którą masz ?
-Na 18, ale zaraz mam metro.
-Mogę cię zawieść. Ale później wrócisz metrem, bo padam na twarz.
-Okey. - Nathalie wygodniej się rozsiadła i spojrzała na chłopaków. - Co tam ?
-Yyy no dobrze. - odezwał się Max.
-Ale ze mnie ... Natalie. - przedstawiła się. - Podałabym wam rękę, ale w tych warunkach to niemożliwe. - zaśmiała się.
-Masz śliczny śmiech. - powiedział Jay, ale po chwili jakby zorientował się, że powiedział to na głos, bo speszony miotał wzrokiem po całym pokoju, wymieniłam spojrzenie z Max'em i uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Dzięki. - odpowiedziała.
-To jest Jay, a ja jestem Max. Nam również miło cię poznać. - powiedział Max.
-Dobra nie przeszkadzam wam. - powiedzieli w tym samym czasie Nat i Jay.
   Razem z Max'em cicho się zaśmialiśmy, a para wymieniła spojrzenia.
-Do zobaczenia. - pożegnała się Nat i wyszła, po chwili Jay zrobił to samo.
-Widziałeś to co ja ? - zapytałam gdy byłam pewna, że dzieciaków z nami nie ma.
-A no widziałem. Robi się ciekawie.
-Bardzo. - uśmiechnęłam się.
   Porozmawialiśmy jeszcze około 20 minut, a później zawiozłam Nat do jej nowej pracy. Było troszkę daleko, ale dziewczyna nic nie mówiła, cieszyła się, że ma mieszkanie i pracę w stolicy. Zostawiłam ją i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i szybko zasnęłam. Byłam mega zmęczona. Jutro wyjazd.



Hey ! ♥
Zauważyłam, że w tym rozdziale nadużywałam wyrazu "mega", no ale zdarza się ;P 
Wakacje już tuż tuż, a za oknem jesień : /
Moja sis miała dzisiaj taki słodki sen z TW, a ja oczywiście zawsze po przebudzeniu zapominam co się w moim śnie działo. Świat jest "mega" niesprawiedliwy xD
Ogłoszenie parafialne :
Już za tydzień szykuje się petarda, więc szykujcie się psychicznie i . . . fizycznie. Za uchybienia na zdrowiu i psychice nie odpowiadam : D Tak więc środowy rozdział czytacie na własną odpowiedzialność :)
Jeszcze chciałam ponarzekać na małą liczbę komentarzy pod postami, ale nie przejmujcie się tym. Polacy są wybredni.
Trzymajcie się i do ukochanego i upragnionego piątku. Czekam na niego od września ^^ I szykujcie się na środencje :***

poniedziałek, 24 czerwca 2013

36. Nathalie to zły pomysł.

   Po piątkowych przeżyciach liczyłam, ze ta sobota przyniesie lepsze wrażenia. Zaczęło się o 10, wstałam i poszłam do łazienki, ogarnęłam się i ubrałam w pierwsze lepsze rzeczy z torby. A były to jeansowe shorty i kwiecista koszulkę, której przód wsadziłam w spodenki. Poszłam do kuchni. Na lodówce wisiała kartka.
"Wujek jest w pracy a ja na zakupach. Wrócę jakoś po 12. 
Amber"
   Czyli mam jeszcze półtora godziny pusty dom, wyjęłam mleko z lodówki i płatki z szafki obok. Zjadłam przygotowane przeze mnie śniadanie i z niewiedzy co mam zrobić poszłam do pokoju po telefon i zadzwoniłam Nathalie.
-No hej ! - przywitał mnie jej świergot.
-Co ty taka szczęśliwa ? - zaśmiałam się.
-A bo właśnie się pakuję i o tobie pomyślałam, patrzę a ty dzwonisz.
-Telepatia jakaś.
-No i teee no ... voodo.
-Voodo ?
-No chodzi mi o te magiczne rzeczy, wiesz o co kaman. 
-Tak, tak wiem. - Nat jak zwykle myliła pojęcia. - Może ci pomóc ? 
-Ale, że teraz ?
-No na przykład.
-Okey to wbijaj. Czekam.
-To do zobaczenia. - rozłączyłam się i pędem pobiegłam do łazienki, zrobiłam sobie koka i założyłam różową bandanę, szybko włożyłam stopy w różowe Vansy, napisałam ciotce kartkę o tym gdzie jestem i powiesiłam na lodówce pod kartką od niej, zamknęłam dom i wyszłam.
   Drogę do domu Nathalie znałam na pamięć, więc bez żadnych problemów dotarłam do niej. Przycisnęłam guzik dzwonka do drzwi,po chwili usłyszałam krzyk Nathalie.
-Wejdź !
   Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Zostawianie otwartego domu jest nieodpowiedzialne.
-Jestem u siebie, jak chcesz coś do picia to lodówka nadal stoi w kuchni ! - dalej krzyczała dziewczyna.
   Poszłam do kuchni i z lodówki wyjęłam karton soku pomarańczowego, nalałam go do dwóch szklanek i tak przygotowana ruszyłam po schodach na górę. Pierwsze drzwi po prawej były otwarte, to pokój Nathalie. Weszłam tam i to co tam zobaczyłam mnie zaskoczyło. Wszystkie szafki i półki były puste, a pod jedną ze ścian leżały kartonowe pudła za pewnie to w nich było wszystkie rzeczy z pokoju dziewczyny. Sama zainteresowana siedziała po turecku na podłodze i sortowała ubrania. Jedne trafiały poukładane do torby podróżnej, a inne na kupkę ubrań. Jedna walizka stała pod drzwiami. Gdy mnie zobaczyła od razu zaczęła się tłumaczyć.
-Spokojnie nie wezmę tego wszystkiego od razu do twojego mieszkania. Wezmę tylko ubrania i kosmetyki.
-Wiesz mi to nie przeszkadza, jak nie zmieściło by mi się to w mieszkaniu to mam jeszcze miejsce w garażu. Chodzi mi o to, że się szybko z tym uwinęłaś.
-No wstałam wcześnie rano i nie miałam co ze sobą zrobić, więc zajęłam się pakowaniem. Muszę ci powiedzieć, że znalazłam wiele rzeczy, które myślałam, że wyrzuciłam. Dobrze, że jesteś to mi pomożesz. Te ciuszki trzeba złożyć i oddać do jakiegoś sklepu z używaną odzieżą, jakaś kaska wskoczy do portfela. - pokazała na stertę ubrań. - A to trzeba wynieść przed dom, same śmiecie.
   Podałam jej sok i szybko połowę wypiła, swój też nadpiłam, położyłam go na komodę z pootwieranymi szufladami i zabrałam się za worki ze śmieciami.
-To do roboty.- uśmiechnęłam się i zaczęłam schodzić po schodach, a za mną dziewczyna.
-Kobieto co ty tu masz ? - zapytałam, bo worek nie należał do najlżejszych.
-No wszystko. - powiedziała i położyła swój worek obok kubła na śmieci, zrobiłam to samo, wróciłyśmy do domu.
-A gdzie są wszyscy ? - zapytałam, gdy zdałam sobie sprawę, że w oprócz nas w domu nikogo nie ma.
-Nick wyszedł rano do swojej dziewczyny wczoraj już się pakował, ale jeszcze się nie wyprowadza. A matka wyszła wczoraj na imprezę i jeszcze nie wróciła. - wdrapałyśmy się na górę i wzięłyśmy kolejne worki. - Ale to nawet lepiej, że tego nie widzi, bo zaraz by zaczęła dramatyzować. Wystarczy, że muszę ciągle za nią łazić i sprzątać pety i puste butelki po piwie. O sprzątaniu jej wymiocin nie wspominając.
-Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. - powiedziałam, kładąc kolejny worek.
-I tak masz na głowie mnóstwo swoich własnych kłopotów. A jak tam wczorajszy wyjazd ?
-Nawet się nie pytaj.
-Do dupy ?
-Nooo. - usiadłyśmy na podłodze w jej pokoju i popijając soczek wszystko jej opowiedziałam.
-Tak w zasadzie to się im nie dziwię. Ich córka ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa, więc nie chcą mnie do niej dopuścić, bo wtedy mogłoby się posypać. Ale to i tak boli. - zakończyłam swoją opowieść o wizycie u moich "dziadków", nie wspominał o jeździe z powrotem do domu i o tym co się później działo, nie chciałam się upokarzać.
-Ale i tak z ich strony to niezbyt miłe. Mogli ci to powiedź troszkę delikatniej. - powiedziała i wzięła łyka soku.
-No mogliby, ale tak nie zrobili.
-Ciekawe czy ta kobieta by ci coś powiedziała, gdyby nie było jej męża ? - myślała na głos.
-Być może, ale tego się nie dowiem, bo dostałam od nich wilczy bilet.
    Spojrzałam na Nathalie, miała ten wyraz twarzy.
-O czym myślisz ? - zapytałam podejrzliwie.
-Ty dostałaś wilczy bilet, ale nie ja. Mogłybyśmy tam pojechać udałabym, że jestem kimś kim nie jestem, weszłabym do domu i gdyby nie było w nim wtedy tego staruszka dałabym ci cynk i wspólnymi siłami wydusiłybyśmy coś od tej kobiety.
-Nathalie to zły pomysł.
-Jak zły ?! Dobry. Genialny. - Nathalie wstała i ruszyła do schodów.
-A ty gdzie się wybierasz ? - zapytałam.
-Jak to gdzie ? Jedziemy tam. Pamiętasz dom ?
-No coś tam pamiętam.
-No to ruszaj swój szanowny tyłeczek z mojej jakże wygodnej i czystej podłogi i jedziemy. - uśmiechnęła się zachęcająco.
-Masz dar przekonywania, siostro. - zaśmiałam się i wstałam.
-Się wie. - powiedziała i zaczęłyśmy schodzić po schodach.

-Jutro wyjeżdżam i pomyślałam, że wybiorę się z Nathalie na zakupy. Tak dawno się nie widziałyśmy. - tłumaczyłam Amber dlaczego biorę samochód.
-Sama wiesz jak jest Amber. - dodała swoje Nathalie.
-No dobrze, ale zjedź coś tam. - powiedziała moja ciotka.
-Spokojnie. - powiedziałam, pożegnałam się z nią i wyjechałyśmy w tylko nam znanym celu.
-O co chodziło Amber z tym jedzeniem ? - zapytała w drodze Nathalie.
-A bo jak przyjechałam to mało co jadłam i się martwi.
-A co dzisiaj jadłaś ?
-Śniadanie. No nie mów mi, że będziesz mnie kontrolować tak jak ona.
-Nie. Nie jestem twoja matką, ale z kolei co na to twój Max ?
-On o tym nie wiem.
-Jak to nie wiem ?
-No normalnie. Wczoraj wyjechali z Londynu i są w trasie po UK, to co mam dzwonić do niego i mówić, że dzisiaj kręciło mi się w głowie, bo zapomniałam o jedzeniu ? Wystarczy, że martwi się tą całą sprawą z rodzicami.
-Rozmawiałaś dzisiaj z nim ?
-Nie, nie miałam czasu. On też pewnie jest zajęty. - minęłyśmy tabliczkę MANSFIELD.
-I gdzie teraz ? - zapytała Nathalie.
-Tu, a później w prawo. I tyle na tę chwilę pamiętam.
-To nieźle.
-Przypomni mi się.

-Przecież już tu skręcałaś ! - krzyczała Nathalie.
-Ja cię proszę nie krzycz na mnie, bo ja zaraz ze skóry wyjdę.
-No to kurczę tak trudno jest zapamiętać drogę do tych ludzi ?
-Phil non stop skręcał w jakieś uliczki jak mam pamiętać je wszystkie ?!
-Teraz ty krzyczysz na mnie.
-Bo mnie już denerwuje ta cała sytuacja. - a po chwili dodałam już spokojniejszym tonem. - Ooo już jesteśmy.
   Uśmiechnęłam się i zaparkowałam trochę dalej od domu, żeby domownicy nie zobaczyli auta lub co gorsza mnie.
-I co masz zamiar zrobić ? Tak po prostu tam wejdziesz ? - zapytałam.
-No. Zapytam się czy jest jej mąż w domu, bo chcę z nim porozmawiać i mi odpowie.
-A jak będzie to co ?
-Będę improwizować.
-A jak to on ci otworzy drzwi ?
-To powiem, że pomyłka. Och dziewczyno, nie zadawaj tyle pytań, bo ci zmarszczki wyskoczą.
-Co mają zmarszczki do moich pytań ?
-Nie wiem. Idę. A ty miej włączony telefon. - wyszła i tyle ją było widać.
   Zostałam w samochodzie z milionem pytań i żadnej odpowiedzi. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem tego całego planu, a jeżeli znowu zostanę potraktowana jak wycieraczka w deszczowy dzień ? Znowu cierpieć ? Nie lubię tego uczucia. Poczułam wibrację mojego telefonu.
"wbijaj"
   Krótko i na temat. Cała Nathalie. Wyszłam z samochodu. Stanęłam przed drzwiami. I miałam dylemat dzwonić do drzwi, czy nie. Stałam tak przed tymi drzwiami jak jakaś debilka dobre parę minut w tym czasie wracałam przed nie trzy razy, bo dopadły mnie wątpliwości, gdy nagle drzwi się otworzyły. Stała w nich Natalie.
-Na zaproszenie czekasz, czy jak ? Wchodź szybko, jest w kuchni. - szepnęła, a ja szybko weszłam do środka.
    Wchodziłyśmy właśnie do salonu, gdy kobieta do niego weszła.
-Niech mnie Pani wysłucha. - powiedziałam. - Jak nasza rozmowa zakończyła się wczoraj to wiemy, ale czy nie mogłaby mnie Pani zrozumieć i chodź trochę pomóc ?
-Musisz stąd wyjść póki mój mąż nie wrócił.
-Ale niech mi Pani da chodź jedną małą wskazówkę. - wręcz ją błagałam.
-Proszę cie wyjdź. Mój mąż zaraz się tu pojawi. - usłyszałam trzask wejściowych drzwi. -To on. Musicie uciekać. Tylnym wyjściem.
   Zaprowadziła nas do tylnego wyjścia.
-Ale proszę chodź jedną podpowiedź. - byłam nieustępliwa.
   Kobieta wręcz nas wypychała z domu.
-Mieszka w Newark. - usłyszałam jej głos przed zamknięciem mi drzwi przed nosem.
   Szybko z Nathalie uciekłyśmy z ich posiadłości do mojego samochodu.
-Widzisz już coś mamy. - powiedziała dziewczyna, po wejściu do samochodu.
-Mam gdzie zacząć poszukiwania. - odpowiedziałam.
-To pół godziny stąd. Jedziemy ?
-Nie, nie teraz. Wracajmy do domu.
-Okey.
   W drodze powrotnej rozmawiałam z Nathalie o jej wyjeździe do stolicy.
-Co ty robisz ?! Skręcaj w prawo do galerii handlowej. - powiedziała Nathalie, gdy przejeżdżałyśmy obok galerii.
-Przecież to była tylko przygrywka.
-Ale nie będzie przekonująca, jeżeli wrócimy do domu z pustymi rękami. Wracaj się, muszę kupić sobie parę ubrań do Londynu, bo jak widziałaś rano to sporo wyrzuciłam i musimy zjeść obiad.
-Dobrze, ale muszę jeszcze odwiedzić bankomat. - zawróciłam i wjechałyśmy na duży parking przed galerią handlową.
   No więc było tak jak mówiłyśmy, najpierw znalazłyśmy bankomat, później zjadłyśmy obiad w restauracji w galerii i na cztery godziny zniknęłyśmy w sklepach. Wieczorem zmęczona po zakupach i z paroma fajnymi ciuszkami wróciłam do domu. Amber i Phil siedzieli w salonie i oglądali wspólnie film w telewizji, gdy usłyszeli trzask drzwi zawołali mnie do siebie.
-Widzę, że te zakupy wyszły ci na dobre. - zaśmiał się Phil. - Totalnie inna dziewczyna, uśmiechnięta, zadowolona i widzę, że sobie nie pożałowałaś na nowych ubraniach.
-A jak. Przed wyjazdem trzeba odświeżyć swoją garderobę. - nie pozostałam dłużna i sama się zaśmiałam, usiadłam w fotelu.
-No pochwal się co sobie kupiłaś. - powiedziała Amber i pochwaliłam się jej moimi łupami.
   Kupiłam sobie parę jasnych rurek, trzy koszulki i jedną seledynową koszulę bez rękawów z żabotem, parę czerwonych shortów, czarne, niskie trampki i czerwoną torebkę - worek, z której byłam najbardziej zadowolona.
-To ja się nie dziwię, że wam cały dzień zszedł na tych zakupach. - zaśmiała się ciotka.
-Gdybyś zobaczyła to co kupiła sobie Nathalie to byś w życiu nie uwierzyła, że kupiła to wszystko sobie dzisiaj.
-Aż tyle tego było ? - zapytał Phil.
-Strasznie dużo. No właśnie jak już rozmawiamy o Nathalie to muszę wam coś powiedzieć. Chodzi o to, że Nath wyprowadza się do Londynu. Na początek zamieszka u mnie, ale jak znajdziemy jej mieszkanie to się wyprowadzi.
-Aż tak jest źle u niej ? Słyszałem, że Nick też się wyprowadza do swojej dziewczyny, bodajże. - powiedział Phil.
-Owszem, ale nie wiem kiedy.
-Zostawią swoją matkę samą ? - zapytała Amber.
-Z opowiadań Nathalie jej matka stoczyła się na dno i nie ma zamiaru się z niego podnieść.
-To prawda, to się stało z tą kobietą jest straszne. - dodał Phil.
-To ja lecę do siebie i się pakuje, wyjeżdżamy rano, żeby Nathalie miała jeszcze czas na rozpakowanie. - powiedziałam i zmyłam się do pokoju.
   Zebrałam wszystkie ubrania porozrzucane po pokoju i poskładane znalazły się w walizce. Następnie włączyłam mojego laptopa i po jego włączeniu automatycznie włączył się Skype, nawet nie zdałam sobie z tego sprawy dopóki nie usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni.
-Max ! - wydarłam się do jego twarzy na wyświetlaczu.
-Jak dobrze cię widzieć i słyszeć. Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale nie miałem czasu.
-Spokojnie ja też nie zawsze mogłam odebrać. Zajęta byłam.
-No właśnie. Opowiadaj jak tam ? Masz jakieś wiadomości ?
-A weź szkoda gadać. Z Philem pojechałam wczoraj do moich "dziadków" - cudzysłów w powietrzu. - Ale ci mnie wyrzucili z domu mówiąc, że nic mi nie powiedzą o Maureen, bo zepsuje jej życie. A z kolei dzisiaj byłam tam znowu tym razem z moją przyjaciółką i dowiedziałam się, że mieszka w Newark.
-Niby nic, ale już coś. - Max się uśmiechnął.
-Max idziemy ! - usłyszałam czyiś krzyk w tle.
-Musisz iść. - powiedziałam, widząc, że Max na to nie zareagował.
-Nie chcę.
-Wiem, ja też. Ale musisz. Leć.
-Jutro wracasz ? - zachowywał się tak jakby nie usłyszał tego co przed chwila powiedziałam.
-Owszem. - nie mówiłam mu o Nathalie.
-Miłej podróży.
-Dziękuje, ale teraz leć. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Laura ? - zapytał.
-Tak ?
-A wiesz, że cię kocham całym moim sercem ?
   Przez parę sekund po prostu się w niego wpatrywałam z bananem na twarzy, a po chwili powiedziałam.
-Myślę, że wiem, bo ja też kocham cię całym serduchem.
-To dobrze.
-Do jasnej cholery ! Max rusz swój zad z tego laptopa ! - w pokoju pojawił się Nathan.
-Laura ! - od razu zmienił ton głosu. - Czemu nie mówisz, że rozmawiasz z Gonzales ? Tylko sam napawasz się tym faktem ? - z wyrzutem zapytał Max'a.
-Sam przed chwilą kazałeś mi się stąd zbierać.
-Tak w zasadzie to mamy jeszcze troszkę czasu. - Nath się dosiadł. - To co tam u ciebie ?
-Laura ! Kolacja. - krzyczała Amber z kuchni.
-Max ci wszystko opowie, ale teraz ja muszę lecieć i wy również. - odpowiedziałam.
-Jedzenie nie zająć nie ucieknie. - dodał Nathan.
-Powiedź to mojej ciotce. Ale dobra wy też musicie iść. Trzymcie się tam. Kocham was chłopcy. - posłałam im buziaka.
-My ciebie też. Do zobaczenia. - dodał Nathan, a Max spojrzał na mnie stęsknionym wzrokiem na co odpowiedziałam szerokim uśmiechem, po czym się rozłączyłam i ruszyłam do kuchni na posiłek.


Lalala :)
Już się nie mogę doczekać opublikowania rozdziałów w Londynie. Są takie . . . hipnotajzing :D Lubię je po prostu i są takie lekkie i przyjemne. Rozpływam się. 
Były upały, było źle. Leje deszcz jeszcze gorzej. No kurde co to za pogoda jest, ja się pytam ; P 
Czyli widzimy się w środę :)
Ostatni tydzień z moją jakże wspaniałą klasą, a raczej z tymi, którzy postanowili się pojawić w szkole na ostatni tydzień :)
To do środy :*

PS. zmieniłam opis na górze :) i zastanawiam się nad zmianą wyglądu bloga, ale nie wiem czy zdążę przed zakończeniem bloga i czy będą chęci :P

piątek, 21 czerwca 2013

35. Kierunek Mansfield.

   Obudziłam się grubo po 10. Czyli spałam jakieś 16 godzin. Wow długo. I to na dodatek w ubraniu. Wstałam i zakręciło mi się w głowie, przypomniało mi się, że oprócz wczorajszego śniadania i lodów nic oprócz tego nie jadłam. Nie miałam na nic siły, nawet na jedzenie. Ledwo stojąc skierowałam się do kuchni, nawet nie spojrzałam w lustro, bo nie chciałam się przestraszyć. W domu rozchodził się zapach pieczonego ciasta.
-O mój Boże. - powiedział wujek widząc mnie stojącą w drzwiach kuchni.
-Aż tak źle ? - powiedziałam i otworzyłam lodówkę, znowu zakręciło mi się w głowie.
-Siadaj kochana. Zrobię ci coś do jedzenia. - powiedziała ciotka i pogłaskała mnie po ramieniu.
-Źle się czujesz ? - zapytał Phil.
-Trochę, ale jak coś zjem to mi przejdzie.
-Masz gorączkę ? - zapytała Amber.
-Nie, nic z tych rzeczy, po prostu wczoraj mało zjadłam i teraz mi nie dobrze.
-Mało ? Czyli ile ?
-Śniadanie z wami i lody z Nathalie.
-Czyli nic. - skwitował Phil.
-Jak nic ? Coś zjadłam.
-Dwie kanapeczki i lody ? To nie jest jedzenie.
-Nie będę się z tobą sprzeczać, bo najzwyczajniej w świecie nie mam siły. - położyłam się na stole.
-I na do dodatek się nie wyspałaś. - powiedział ciotka.
-Spałam 16 godzin.
-Ile ? ! - zachłysnął się kawą wujek.
-No 16 albo więcej, nie jestem do końca pewna.
-Ale to by oznaczało, że poszłaś spać po naszym przyjeździe z cmentarza. - powiedziała ciotka.
-No nie od razu po przyjeździe, ale coś koło tego.
-Proszę. - Amber podała mi herbatę i naleśniki.
-Nie zjem tyle. - powiedziałam na widok parujących placków.
-Zjesz.
   Zaczęłam jeść naleśniki, zjedzenie pierwszego zajęło mi około 7 minut i kubek herbaty. Zaczęłam jeść następnego i dostałam drugi kubek napoju. Zjadłam mniej niż połowę i znowu wypiłam całą herbatę.
-Więcej nie zjem. - powiedziałam.
-Ale jak to ? Przecież ty nawet nic nie zjadłaś. - oburzyła się Amber.
-Ale ja już więcej nie zjem. Widzisz jak opornie mi to idzie.
-Nie ma co wciskać jej na siłę jedzenia. Słyszałaś, że wczoraj nic nie jadła, to teraz trudno jej zjeść więcej. - dołączył się wujek.
-W takim razie nic już nie jedź, ale pilnuj się. - powiedziała Amber.
-Możemy już jechać ? - zapytałam Phila.
-Owszem, ale najpierw idź się zobacz w lustrze i powiedź mi czy na pewno chcesz tak jechać. - odpowiedział mi, a ja wyszłam z kuchni i skierowałam się do łazienki.
   W lustrze zobaczyłam obraz nędzy i rozpaczy. Wróciłam do pokoju po torbę i całą zaniosłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i cieszyłam się obecnością wody, czułam każdą krople na moim ciele. Wyszłam z kabiny i wysuszyłam się. Założyłam białe shorty, białe trampki do tego dłuższą, granatową koszulkę z krótkim rękawami z napisem BOOM ! i przód koszulki włożyłam w spodenki, a tył zostawiłam luźno opadający. Włosy spięłam w koka, zrobiłam sobie makijaż i wyszłam z łazienki. Do brązowej torebki spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i byłam gotowa do wyjścia.
-Wyglądem przypominam człowieka ? - zapytałam wujka stojącego przed telewizorem w salonie.
-I to bardzo ładnego człowieka. - uśmiechnął się i wyjechaliśmy z domu, kierunek Mansfield.
   Podczas podróży mało rozmawialiśmy z wujkiem. Gdy już jechaliśmy pół godziny naszły mnie wątpliwości co do szukania mojej matki. A co jeżeli ona jednak nie chcę się ze mną spotkać ? Nie bez powodu zerwała kontakt z Meredith i Johnem. Po kolejnych 30 minutach jazdy moim oczom ukazała się tabliczka "MANSFIELD"  wjechaliśmy do miasta i wujek wjeżdżał w różne nieznane mi uliczki. Po paru minutach zatrzymaliśmy się przed uroczym jednopiętrowym domem z bardzo zadbanym i ślicznym ogródkiem. Były w nim kwiaty i grządki z warzywami. Podwórko bardziej przypominał park niż ogród. Niepewnie wyszłam z samochodu wpatrzona w dom.
-Jesteś pewna ? - obok mnie pojawił się wujek.
-Tak. - oderwałam wzrok z domu i spojrzałam w jego stronę.
-W takim razie Panie przodem.
   Weszłam przez białą furteczkę i stanęłam na ścieżce, ruszyłam do zielonych drzwi wejściowych i wcisnęłam guzik dzwonka. Po chwili usłyszałam kroki dźwięk otwieranego zamka w drzwiach.
-Dzień dobry. - powiedział starszy mężczyzna w drzwiach, miał siwe włosy na oczach okulary, miał na sobie brązowe spodnie z paskiem i do tego niebieską koszulę w kratkę włożoną w spodnie.
-Dzień dobry. Nie wiem czy Pan mnie pamięta. Phil Montgomery. - wujek podał mu dłoń.
-Ach tak. Pamiętam Pana. Pańska żona jest siostrą Meredith, prawda ? - zapytał patrząc to na mnie, to na wujka.
-Owszem. Możemy wejść ?
-Tak. - spojrzał na mnie niepewnie i lekko się do niego uśmiechnęłam.
   Weszliśmy do domu i zostaliśmy zaprowadzeni do salonu. Były w nim stare meble i wszystko w nim było z przed parunastu lat. Usiadłam na kanapie i po chwili doszła do nas starsza kobieta. Blond włosy miała upięte
w koka, ubrana była w kwiecistą spódnicę do kostek i do tego purpurową bluzkę z krótkim rękawem. Miała przyjazny wyraz twarzy, ale lekko zdziwiła się na mój widok.
-Dzień dobry Phil. - podała wujkowi dłoń, a ten wstał.
   Patrzyła jeszcze chwilę na mnie jakby próbowała sobie przypomnieć skąd mnie zna, po chwili wujek zabrał głos.
-To moja siostrzenica. Laura.
   W jej oczach zobaczyłam szok i strach. Usiadła wpatrzona we mnie. Chyba mnie rozpoznała. Jej mąż nadal stał i również się we mnie wpatrywał.
-O mój Boże. - powiedziała starsza kobieta. -Bardzo ładnie dali jej na imię. - zwróciła się do Phila.
-Zawsze chcieli tak nazwać córeczkę. - odpowiedział i ich oczy znowu wpatrywały się we mnie.
-Jeżeli można zapytać to po co Państwo tu przyjechali ? - zapytał po chwili mężczyzna.
-Postanowiłam odnaleźć moją biologiczną matkę, Państwa córkę. I pomyślałam, że może wy mi pomożecie. - powiedziałam.
-To nie jest dobry pomysł. - powiedziała kobieta.
-Dlaczego ? - zapytałam.
-Maureen nie bez powodu zerwała kontakt z twoimi rodzicami. - dodała.
-W takim razie wytłumacz mi.
-Po urodzeniu dziecka w jej życiu pojawił się mężczyzna. Nigdy mu się nie przyznała do nieślubnego dziecka, które oddała do adopcji. Wzięli ślub i szybko na świat przyszedł ich synek. To działo się tak szybko, że zdążyliśmy już zapomnieć o jej ciąży. Ale ona nadal utrzymywała kontakt z twoimi rodzicami. Pisała z nimi listy i dostawała od nich zdjęcia i kasety VHS z filmami, które nakręcali twoi rodzice. Mówiliśmy jej żeby urwała kontakt póki jej mąż Andrew nic o tym nie wiedział. Ale ona była uparta, aż do momentu, w którym jej mąż prawie dowiedział się o wszystkim. Wtedy postanowiła to skończyć i nikt się o tym nie dowiedział. Teraz ma szczęśliwe życie z kochającym mężem i nie chcemy żebyś jej to teraz zniszczyła. Wiesz co może się stać, gdy jej rodzina się o tym dowie ? Zniszczysz jej życie.
-A czy Pani nie uważa, że to ona zniszczyła moje ?! - nie wytrzymałam napięcia i powiedziałam to trochę głośniej niż powinnam.
-Lauro uspokój się. - powiedział wujek.
   Wypuściłam powietrze z płuc.
-Czy to tak dużo, że chcę poznać moja matkę ? - zapytałam.
-W tej sytuacji to bardzo dużo, bo gdy pojawisz się w jej życiu może się jej wszystko posypać. Zaczęło jej się układać i nie pozwolimy żebyś to wszystko teraz zepsuła. - dodał jej mąż.
-A czy Pan myśli, że moje jest lepsze ? Meredith i John nie żyją od pięciu lat, a teraz dowiaduje się, że nie byli moimi biologicznymi rodzicami. Chcę poznać moją matkę, a Państwo nie chcecie mi pomóc. - byłam wstrząśnięta tym co od nich usłyszałam.
-Nie wiedzieliśmy, że oni nie żyją. - powiedział kobieta.
-Teraz już Pani wie. Naprawdę nie chcą mi Państwo pomóc ? - zapytałam.
-Nie i lepiej będzie jak już Państwo wyjdą. Dziękuję za wizytę, ale myślę, że to wystarczy. I proszę już do nas nie przyjeżdżać. - powiedział mężczyzna i wstał.
-Laura, na nas czas. - wujek wstał, a ja utrzymywałam kontakt wzrokowy z kobietą, widziałam że w jej głowie jest teraz mętlik, jakby zastanawiała się czy czegoś mi nie powiedzieć.
-Nic ? - zapytałam patrząc jej w oczy.
-Proszę wyjść i więcej tu nie wracać. - powiedział mężczyzna.
-Tak się Pan zwraca do swojej wnuczki ? - zapytałam wstając.
-Dziękujemy za wizytę. - powiedział, a kobieta nadal siedziała w fotelu i zastanawiała się, wiedziałam, że chcę mi coś powiedzieć, ale coś w środku jej na to nie pozwalało, poczułam jak wujek ciągnie mnie za ramię do wyjścia.
-Lauro musimy iść. - szepnął mi do ucha.
   Zostawiłam starszych ludzi i wyszłam z domu, myślałam, że może ta kobieta coś mi powie, ale się na to nie zapowiadało.
-Widziałeś to ? - zapytałam wujka w samochodzie.
-Lauro nie możemy oczekiwać od tych ludzi, że od razu nam wszystko powiedzą.
-Oni nam nic nie powiedzą. Widziałeś tę kobietę. Chciała mi coś powiedzieć, ale jednak tego nie zrobiła.
-Maureen ma inne życie. To zrozumiałe, że nie życzy sobie teraz powrotu swojej córki, której się wstydzi.
-Naprawdę tak myślisz ? !
-Lauro sama słyszałaś tych ludzi. Jej życie wyszło na prostą spróbuj ją zrozumieć.
-Myślałam, że chcesz mi pomóc, ale najwyraźniej ty również nie chcesz żebym się dowiedziała czegoś więcej, ale wszyscy zobaczycie, że ja odnajdę.
   Jak mogłam być tak głupia i uwierzyć, że Phil będzie chciał mi pomóc. Ciągle w sercu miał obawę o to, że zniknę z ich życia i tym się kierował. Droga powrotna odbyła się bez słów. Wróciliśmy do domu po 14 nie odezwałam się słowem do ciotki, która w kuchni gotowała obiad. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku analizując spotkanie z moim dziadkami. Jeżeli moja matka miała być równie oschła jek moi dziadkowie, to chyba jednak nie chcę jej poznać.
-Lauro. - do pokoju weszła Amber.
-Nic nie mów o tym. - powiedziałam.
-Chciałam tylko powiedzieć, że zrobiłam obiad.
-Już idę.
   Ciotka wyszła i zostałam sama w pokoju. Nawet nie byłam głodna, ale dla świętego spokoju poszłam do kuchni, jak się okazało na makaron. Zjadłam trochę i znowu zamknęłam się w pokoju. Zadzwonił mój telefon.
-Hej Nathan. - powiedziałam do telefonu.
-Cześć siostra. Co porabiasz ?
-A leże sobie.
-Jaki wypas. Ja mam przerwę w pakowaniu się i tak sobie pomyślałem, że zadzwonię.
-Wyjeżdżacie dzisiaj.
-Tak o 16. - westchnęłam. -Też mi ciężko z tego powodu, ale mam nadzieję, że trzymasz się lepiej niż Max.
-A co robi Max ?
-Nie może się ogarnąć od rana. Roztargniony chodzi po domu, gdybym go nie przypilnował to by umył zęby odświeżaczem do kibelka. Pachniałby Domestosem.
-Miałby odświeżony oddech. - zaśmiałam się.
-I dodatkową wizytę u dentysty. - zaśmiał się.
-A co u Tom'a ?
-A weź lepiej mi o nim nie mów. Lata jak oparzony po domu z mnóstwem pomysłów na oświadczyny i kogo spotka na swojej drodze to zatrzymuje i opowiada swój genialny pomysł. Już słyszałem sześć propozycji, ale Siva miał gorzej, bo Tom złapał go dwanaście razy.
-Wow. Się chłopak zapędził.
-Aż za nadto. A co u ciebie ?
-Aaa dobrze. Wypoczywam sobie, spotykam starych przyjaciół jest spoko. - moi dziadkowie wyrzucili mnie z domu, a wujek tylko udawał, że chce pomóc. - Jest bosko.
   Mistrzyni intryg i kłamstw.
-Max wspominał, że dzisiaj zaczniesz poszukiwania.
-Tak. Ale nie wiem czy to wypali, bo wujek nie najlepiej się dzisiaj czuje. - kolejne kłamstwo, gdybym była Pinokiem miałabym już długi nos.
-O kurczę to niech się trzyma. Wiesz muszę kończyć, Kevin nas woła na zebranie w salonie. Zadzwonię jeszcze. Pa.
-Dobrej podroży. - rozłączyłam się.
   Z braku laku do roboty wzięłam mojego laptopa i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia jeszcze z czasów dzieciństwa. Było mnóstwo zdjęć z Meredith i Johnem, Philem i Amber. Tyle zdjęć i wspomnień. Nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać.
-Ciii. Kochanie wszystko będzie dobrze. - usłyszałam głos ciotki, zabrała mi laptopa i wtuliłam się w nią, głaskała mnie po głowię i mnie uspokajała.
   Nie mogłam się tak dalej oszukiwać, kochałam moich rodziców i nadal kocham. Nadal za nimi tęsknie i tak bardzo chcę żeby wrócili i mnie przytulili, żebyśmy pojechali jak co roku do dziadków na wieś, mimo, że oni już nie żyją. Tak bardzo chciałam upiec mamie ciasteczka na dzień matki i się do niej przytulić. Tak bardzo chciałam zagrać z tatą w kosza. Tak bardzo za nimi tęskniłam.


***Perspektywa Nathan'a***


   Zszedłem na dół gdzie miało odbyć się zebranie przed wyjazdem. Usiadłem na fotelu i obserwowałem resztę. Tom znowu rozmawiał z Siva i Nareeshą o oświadczynach. Nie wiem jak oni to wytrzymywali i mieli jeszcze zawsze do tego jakieś dodatkowe pomysły. Nieźle im się udzielił ten temat. Może to przez to, że oni już są po zaręczynach ? Nie wnikam. Jay pił piwo i zajmował się telefonem, przypuszczam, że był na twitterze, bo ciągle się uśmiechał do komórki. Kevin stał za kanapą, na której siedzieli Tom, Siva i jego narzeczona i miał zdenerwowaną minę. Martin na podłodze porozkładał papiery i je segregował. Cały pochłonięty pracą nie zdawał sobie chyba sprawy, że mamy zebranie. Brakowało tylko Max'a.
-Max rusz swój tłusty zad z góry ! - wydarł się Kevin za co został obdarzony spojrzeniem od wszystkich zgromadzonych w pomieszczeniu włącznie z Martinem, a to już coś.
-Może po niego pójdę. - zaoferowałem pomoc.
-Nie zostań. Jeszcze ciebie gdzieś wciągnie. - powiedział nasz ochroniarz.
   Po paru dłuższych chwilach i głośnych niezbyt kulturalnych wrzasków Kevina, Max pojawił się w salonie. Znowu totalnie roztargniony. Pomachałem mu i gestem ręki nakazałem usiąść obok mnie, chłopak posłusznie to zrobił i wpił wzrok w stolik przed nami.
-Okey. Nasz kolejny wyjazd i nasze kolejne spotkanie przed większym wyjazdem Chciałem wam powiedzieć, że jestem bardzo z was dumny i cieszę się z waszych osiągnięć. Chciałbym jeszcze powiedzieć, że po tym wyjeździe chciałbym wrócić do Londynu i nie wylądować w więzieniu. Więc proszę o w miarę kulturalne zachowanie. Z mojej strony to tyle. Martin ? - powiedział Kevin i spojrzał w stronę Martina.
-Ja chcę tylko powiedzieć, że wyjeżdżamy na dwa tygodnie i będziemy jeździć po Anglii. Nasz pierwszy przystanek jest w Cambrige. Po dwóch tygodniach wracamy i tak jak Kevin chciałbym wrócić tutaj, a nie zostać zgarnięty do pudła. A po naszej wycieczce po kraju bierzemy się ciężko do pracy nad nową płytą, więc odpoczywajcie ile możecie, bo później może już być za późno. Koniec ogłoszeń, możecie się rozejść i przypominam, że za dwie godziny wyjeżdżamy. - zakończył swoją przemowę nasz menager.
-Max spakowałeś się już ? - zapytał Kevin.
   Od Max'a żadnej reakcji.
-Max ! - krzyknął mężczyzna i dopiero teraz chłopak otrząsnął się.
-Laura ma dzisiaj dowiedzieć się więcej o swojej biologicznej matce. - powiedział.
-Rozmawiałem z nią. - powiedziałem i dostałem jego zainteresowanie.
-I co ? - był głodny nowości.
-No nic. Jej wujek źle się czuje i dzisiaj nigdzie nie byli, być może jutro.
-Tylko tyle ?
-Mówiła jeszcze, że spotyka się ze starymi przyjaciółmi i odpoczywa. Nic więcej.
-Dobrze. Może też do niej zadzwonię. - myślał na głos. - Muszę się spakować.
   Chłopak zniknął na schodach.
-Max bardziej stresuje się tą sprawą niż Laura. - powiedziałem.
-Współczuje tej dziewczynie. - powiedział Siva.
-Przejść przez takie coś. - dodał Tom.
   Powiedzieliśmy z Max'em i Jay'em o historii Laury jakoś niedawno naszym domownikom. Byli nią wstrząśnięci, ale kto by nie był ? Postanowiłem pomóc Max'owi się spakować, bo wiedziałem w jakim był stanie. Zostawiłem resztę w salonie i poszedłem do niego. Nawet nie miał wyjętej torby. No nic, spakowałem go i akurat zmieściłem się w czasie, bo wyjeżdżaliśmy. Zostawiliśmy nasz dom na dwa tygodnie samotnie, ale nie tylko dom będzie samotny. Jest jeszcze jedna osoba, którą zostawiamy samotną w trudnej sytuacji życiowej. Oby nam wybaczyła.



Siemaneczko !
Taki pełen zawiedzenia i roztargnienia rozdział :)  A co :P
tak w zasadzie to nie mam nic więcej do napisania, bo nawet mi się nie chcę ;D
Do poniedziałku i miłego weekendu.
Dziękuje za ponad 3 tys. wyświetleń :*

środa, 19 czerwca 2013

34. Patrz jakie ciacho. Bierz go.

   Siedziałam już od pięciu minut w naszej ulubionej kawiarni i czekałam na Nathalie. Zostało jej jeszcze 7 minut do godziny naszego spotkania. Wiedziałam, że się nie spóźni, bo ta działka zawsze należała do mnie. Zawsze, gdy miałyśmy się gdzieś spotkać, przychodziłam spóźniona, ale Nathalie nigdy nie miała mi tego za złe. Przyglądałam się ludziom na ulicy i piłam sok pomarańczowy, gdy nagle zobaczyłam Nathalie. Miała na sobie jeansowe spodenki z grubymi szelkami, do tego kwiecisty top na ramiączkach na stopach miała granatowe Converse, a na szyi białe słuchawki. Gdy mnie zauważyła przy stoliku w kawiarni pomachała mi i na jej buzi pojawił się szeroki uśmiech, ledwo weszła do lokalu, a już krzyczała.
-Laura ! Moja siostro ! - szybko do mnie podbiegła i przytuliłyśmy się, cała Nathalie, nie przejmowała się nigdy tym co ludzie powiedzą, zawsze była sobą i mówiła to co w danej chwili myślała, co nie było lubiane przez naszych rówieśników.
-Siostrzyczko jak ja cię dawno nie widziałam. - powiedziałam i usiadłyśmy do stolika.
-Świetnie wyglądasz. - powiedziała.
-Dziękuje, ale ty i tak mnie powalasz swoim dzisiejszym wyglądem. Laska, Bryan to chyba musi cię pilnować, żeby cię ktoś mu nie zabrał. - zaśmiałam się.
-Bryan to przeszłość. - powiedziała, a z mojej twarzy uciekł uśmiech.
-Jak to ? Zerwaliście ? - Nathalie była z Bryan'em od trzech lat, zawsze im zazdrościłam tego wielkiego uczucia, które jak się dowiaduję już zniknęło.
-Tak, jakoś dwa tygodnie temu. Za długo się znaliśmy i zaczęły się sprzeczki i kłótnie. Wiesz. Wolałam zakończyć ten związek póki sprawy nie zajdą za daleko i będę w tej samej sytuacji co moja matka.
-No właśnie. Słyszałam o rozwodzie. Ale dlaczego ?
-Wychowali dzieci i nie mieli już ze sobą więcej wspólnego. Okazało się, że ojciec ma jakąś na boku i teraz z nią mieszka za miastem. Matka mi wyje w domu i staram się go jakoś ogarnąć, żeby Nick mógł w nim przebywać. Jest jeszcze młody, nie chcę żeby patrzył jak jego matka stacza się na dno. Zaczęła pić, próbowała przestać, ale na razie nie widać rezultatów. Coś tam robi już ze sobą, ale nie może znieść myśli, że mój ojciec ma nowe życie i jest szczęśliwy, a ona stoi w miejscu. Porażka na całej linii.
-Nie ciekawie. A co u Nicka ? Nie widziałam go dwa lata.
-Kochana. Jaki z niego przystojniak, no mówię ci. Gdyby nie był moim bratem to bym się z nim spotykała.
-Nathalie ! On jest młodszy od ciebie dwa lata ! - roześmiałam się.
-Oj tam oj tam. I tak ma dziewczynę. Są ze sobą już z półtora roku, ale ty też nie lepsza. W gazetach piszą o twoim śpiewającym szczęściu. Ile w tym jest prawdy ? - Nathalie poruszyła brwiami.
-Jestem z Max'em od jakiś dwóch tygodni, ale  nie wiem czy z tego coś wyjdzie. Więcej się nie widzimy niż jak jesteśmy razem. Teraz jeszcze wyjeżdża w dwutygodniową trasę i znowu się nie będziemy widzieć.
-Czyli jednak to prawda. A co z tym całym Sykesem ? - kelner przyniósł nam pucharki lodów i Nathalie oblizała rurkę z kremem.
-To mój braciszek.
-Czyli mam nowe rodzeństwo, siostrzyczko ? - przegryzła przysmak.
-Owszem, nasza rodzina się powiększa.
-Muszę poznać brata. - zaśmiała się.
-Zapraszam do siebie.
-Mam w planach wyjazd do Londynu. - zajęła się lodami.
-Jak to ?
-Wywalili mnie z roboty, nie mam chłopaka, mam dość jęków matki i jej wiecznego marudzenia. Nick na czasie ma się wprowadzić do mieszkania swojej dziewczyny, więc nic mi tu już nie zostało. Mogłabyś się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem obok ciebie ?
-Chcesz to zostawić ?
-Chcę zacząć wszystko od nowa. Pomożesz mi ?
-No pewnie siostro ! Na początku możesz mieszkać razem ze mną, a później znajdziemy ci jakieś mieszkanko blisko mnie. Do Londynu wracam w niedzielę, więc zacznij się pakować.
-Mówisz serio ? - jej oczy były rozmiarów pięciozłótówek.
-Najpoważniej na świecie.
-Aaaa ! - pisnęłam i szybko do mnie podbiegła i przytuliła. - Jesteś najlepszą siostrą na świecie.
   Ludzie w kawiarni się na nas patrzyli, niektórzy się miło uśmiechali, niektórzy wręcz śmiali, a reszta patrzyła na nas jakbyśmy były wariatkami, co mogło być możliwe, bo nasze połączenie było silniejsze niż bomba atomowa.
-Słodki Jezu. Zamieszkam w Londynie, w wypasionym mieszkaniu mojej siostry i poznam chłopaków z The Wanted. Dlaczego ja wcześniej nie wpadłam na ten pomysł ? - mówiła podekscytowana.
-Nie mam bladego pojęcia. - zaśmiałam się.
-Jesteś genialna !
-Wiem, wiem.
   Nathalie jeszcze chwilę przyswajała informację mieszkania w Londynie, gdy nagle wyszła z transu.
-Dzisiaj Ten Dzień. - powiedziała smutno.
-Tak, to dzisiaj. - wystarczyło powiedzieć Ten Dzień i wiedziałyśmy o czym mowa.
-Dlatego przyjechałaś. Ale dlaczego siedzisz teraz ze mną  tutaj zamiast być na cmentarzu ? - zapytała.
-Bo kochanie, okazało się, że to nie byli moi rodzice. - Nathalie podniosła wzrok znad pucharka lodów i jak posąg patrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczami.
   Kolejne pól godziny spędziłam tłumacząc jej całą tą sytuację. Była strasznie zaskoczona, a nasze lody dawno już się rozpuściły.
-Czyli oni nie byli twoimi biologicznymi rodzicami, a jutro jedziesz szukać informacji o swojej biologicznej matce ? - zapytała po dłuższej chwili ciszy.
-Dokładnie tak.
-Ale się porobiło. - była jakby nieobecna, analizowała całą tę sprawę i myślała, zawsze wtedy tak wyglądała, nieobecna duchem.
-Nie gadajmy o tym, okey ? Cieszmy się faktem, że jesteśmy razem po tylu miesiącach. - przerwałam jej walkę z myślami.
-Dobrze. - od razu pojawiła się stara, szalona Nathalie. - To co robimy ?
-Spotkałabym się z Nickiem.
-Załatwione, już do niego dzwonię. - Nathalie wyjęła telefon i zadzwoniła do swojego młodszego brata.
   Zapłaciłam za lody i wyszłyśmy z lokalu.
-Za godzinę będzie wolny. - powiedziała.
-Spoko, teraz możemy się przejść i słucham wszystkich nowości w Sheffield. - uśmiechnęłam sie i weszłyśmy do parku.
-Gary się ożenił i ma półrocznego synka. - powiedziała.
-Co ?! - to mnie zaskoczyła. - Zapomniałam, że ty nie owijasz w bawełnę tylko mówisz z grubej rury.
-Zaskoczona ?
-Owszem, a ty usatysfakcjonowana ?
-Tak. - zaśmiała się i podskoczyła.
-Teraz liczę na więcej informacji.
   Gary był moim byłym, byliśmy ze sobą dwa lata, ale po wypadku zerwałam z nim i wyjechałam do Londynu, później spotkałam go parę razy. Z opowieści Nathalie, Gary nie mógł pozbierać się po zerwaniu i jeszcze przez rok próbował mnie namówić do powrotu do niego, ale ja nie uległam i zostałam w stolicy.
-No więc jego żona ma na imię Nina i pochodzi z Polski. Poznali się latem dwa lata temu, szybko były oświadczyny i ślub. Chłopak się chyba bał, że mu dziewczyna ucieknie, tak jak ty wcześniej. No i mają dzidziusia.
-Ale się porobiło.
   Nathalie zaczęła się śmiać.
-Żebyś widziała swoją minę. - brechtała nadal.
-Spadaj. To duży szok usłyszeć, że Garemu się układa w życiu po tym co przeszedł. - sama zaczęłam się śmiać.
-Gary to pantoflarz i tyle.
-W końcu to ktoś powiedział na głos. - zaśmiałam się.
-Służę pomocą. - powiedziała Nathalie i ukłoniła się.
-Ty świrusko chodź już. - powiedziałam i razem pod rękę spacerowałyśmy po parku.
   Rozmawiałyśmy jeszcze dobre parędziesiąt minut, gdy na horyzoncie zobaczyłam przystojnego chłopaka, od razu pomyślałam o Nathalie, szturchnęłam ją i powiedziałam.
-Patrz jakie ciacho. Bierz go.
   Dziewczyna zaczęła piać jak szalona, a chłopak szedł w naszą stronę i uśmiechał się do nas, gdy zobaczył mnie jego uśmiech się powiększył, a Nathalie nadal śmiała się jak głupia.
-Nathalie nie ośmieszaj nas. Wstań i się ogarnij. On jest coraz bliżej. - dziewczyna prawie leżała na ścieżce.
-Z czego się tak śmiejecie dziewczyny ? Też bym się pośmiał. - chłopak zatrzymał się przed nami, miał brązowe włosy, niebieskie oczy, świetną sylwetkę i był wysoki. - Cześć Laura ! Kope lat. - przytulił mnie, a ja nie wiedziałam kim on jest.
-Hej ! - powiedziałam nie pewnie, gdy mnie wypuścił z ramion. - A my się znamy ? - na moje pytanie Nathalie dostała czkawki i śmiała się jak świnia.
-To już wiem dlaczego ona - pokazał na Nathalie. - się tak śmieje. Laura naprawdę mnie nie poznajesz ? To ja, Nick.
-O w mordę ! Na serio ? Nie poznałam cię. - teraz sama go przytuliłam. - Przecież dwa lata temu to ty byłeś niższy i w ogóle zmieniłeś się. - dodałam gdy go puściłam.
-Ludzie się zmieniają. - powiedział.
-Nathalie nie. - dodałam widząc ją skuloną na ścieżce ledwo stojącą i śmiejącą się histerycznie.
-Ona już tak ma. Nic jej nie zmieni. - powiedział na głos, a później dodał ciszej. - Te typy już tak mają.
-Nick ja mam uszy i wszystko słyszałam. - powiedziała Nathalie i wstała.
-O patrz jaki przełom w rozwoju, od razu wstała. - powiedział Nick, a ja się zaśmiałam.
    Kolejne dwie godziny spędziliśmy razem szwędajać się po mieście, gdy zadzwonił mój telefon.
-Cześć Amber. - powiedziałam.
-No hej. Razem z wujkiem jedziemy na cmentarz i chciałam się zapytać, czy chcesz pojechać z nami.
    Dobre pytanie. Nie czułam z nimi już żadnej więzi, ale postanowiłam, że pojdę. Co mi szkodzi ?
-Dobrze, za 10 minut będę w domu. - rozłączyłam się.
-Muszę was pożegnać. - powiedziałam do moich towarzyszy.
-Pewnie. To zadzwoń jak będziesz miała czas. - powiedziała Nathalie i mnie przytuliła.
-Spotkamy się jeszcze ? - zapytał Nick.
-Wyjeżdżam w niedzielę, więc prawdopodobnie tak. - uścisnęłam go i pożegnałam się nimi, zamówiłam taksówkę i wróciłam do domu.
    Domownicy już gotowi czekali na mnie, ciotka miała bukiet kwiatów, a wujek do samochodu chował znicze.
-Dobrze, że już jesteś. - powiedział Phil na mój widok. - Jesteś pewna, że chcesz jechać ?
-Nic mi się nie stanie jak do nich pojadę. - powiedziałam i wsiadłam do auta.
   Jechaliśmy jakieś 15 minut, dokładnie wiedziałam gdzie mam iść. Zostawiłam Amber i Phila z tyłu i sama poszłam w kierunku ich grobu. Po paru minutach trafiłam. Moim oczom ukazały się tabliczki z imionami moich "rodziców". Klęknęłam przy nich i tępo wpatrywałam się w literki, po paru minutach dołączyło do mnie małżeństwo. Klęczałam tak parę minut i tępo wpatrywałam się w literki, nie wiedziałam czy mam się pomodlić, więc po prostu się patrzyłam i nic nie zrobiłam. Ciotka położyła kwiaty, a wujek zapalił znicz, pomodlili się, wstałam i odeszłam bez słowa, zostawiając modlących się żałobników. Nic nie poczułam na tym cmentarzu. Żadnej furii, gniewu, smutku czy żalu. Totalna pustka. Wiedziałam tylko, że nie potrzebnie tu przyjeżdżałam.
   Po 10 minutach do samochodu wsiedli Amber i Phil, w ciszy wracaliśmy do domu, zaczął padać deszcz, ale szybko przestał i zobaczyłam tęczę na niebie. Czy to był znak ? Znak tego, że Meredith i John nie są na mnie źli. Czy może tego, że teraz będzie tylko lepiej ? Liczyłam na to. Wysiadając z samochodu miałam dużą ochotę porozmawiać z Max'em. Była już 17.
   Zadzwoniłam do niego i rozmawialiśmy prawie godzinę, tak bardzo tęskniłam za jego głosem, że po zakończonej rozmowie rozpłakałam się. Czy tak będzie zawsze, gdy nie będziemy się widzieć ? Zranię się i doskonale to wiedziałam. Znowu będę cierpiała po straceniu najważniejszej osoby w moim życiu. Może urodziłam się po to, żeby cierpieć ? Więc co oznaczała ta tęcza ? Z braku siły fizycznej na cokolwiek zasnęłam. Moja psychika mnie przerastała. Byłam już tym zmęczona. Tak zmęczona, że brakuje słów na opisanie mojego psychicznego zmęczenia.



Hallo !
Tak po niemiecku zaczęłam, ale jest powód dlaczego tak, a nie po polaku ;D
Tak więc na sam początek chcę was przeprosić, że musiałyście tak długo czekać, ale po 17 przyjechałam do domu po wymianie w Niemczech, później było ogarnianie fejsa co zeszło mi aż do teraz. Pisanie z wieloma osobami na raz w dwóch językach nie jest moją mocną stroną xD Tak się martwiłam, że się nie dogadam, ale mając Patrycję obok siebie, która wszystko rozumiała i bardzo dobrze tłumaczyła oraz znając jako tako angielski dogadałam się i nawet zaprzyjaźniłam się z paroma osobami. Widzimy się we wrześniu tym razem za polską granicą. Już się nie mogę doczekać, ale ja tu tak trochę prywatą zajechałam. No nic muszę o tym powiedzieć, bo jestem mega podekscytowana. W jednym słowie było meeega suuper.

Co to rozdziału, bo o to tu chodzi, to mamy Nathalie ;) I jak pierwsze wrażenie, czekam na recenzje ;*
Co do Laury, to biedulka przechodzi trudny okres w życiu, ale na końcu zazwyczaj jest happy end ;)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

33. Czwartek 25 maja.

   Weszłam do dobrze mi znanego domu. W środku oprócz ciotki nie było nikogo. Wujek Phil pewnie był jeszcze w pracy, a ich syn Charlie dwa lata temu wyjechał do Hiszpani i tam już został, z tego co wiem poznał tam dziewczynę i od tamtej pory widziałam mojego młodszego kuzyna raz. Zostawiłam torbę na korytarzu i weszłam do kuchni. Żółte ściany i stare meble, które pamiętam od dzieciństwa nadal były na tym samym miejscu i przywitały mnie mnóstwem wspomnień. Nad blatem nadal była plama na ścianie po pieczeniu przeze mnie ciastek na dzień matki, razem z Charliem wpadliśmy na ten genialny plan i z samego rana zaczęliśmy przygotowywania. Pech chciał, że przy moich ośmiu lat i jego pięciu, nie mieliśmy wystarczającego doświadczenia i cała nasza masa na ciasteczka wylądowała wszędzie tylko nie w foremkach. Nawet lepiej, że to się tak zakończyło, bo jeszcze komuś zaszkodziłyby nasze wypieki i dzień matki zakończyłby się wizytą w szpitalu, a tego nikt nie chciał.
   Cała nabuzowana i przytłoczona tym wszystkim oraz zmęczona po podróży usiadłam przy stole i z podpartą głową na rękach przy nim siedziałam. Usłyszałam, że ciotka weszła do domu.
-Laura. Twoi rodzice mówili mi, że gdyby coś im się stało, mam ci przekazać ten list, bo jest tam wszystko na temat twojej przeszłości. Domyślam się co tam jest, ale nie jestem do końca pewna ile rodzice ci wyjaśnili. - zaczęłam siadając naprzeciwko mnie.
-Jest wzmianka o mojej matce - biologicznej. Tylko trochę. Jak się nazywała i jej krótka historia, ale najważniejsze jest to, że oni nie byli moim biologicznymi rodzicami. - powiedziałam spokojnie z wzrokiem wbitym w stół.
-To prawda. Nie byli twoimi biologicznymi rodzicami, ale fakt, że cię wychowali i się tobą zajmowali przez ten cały czas sprawia, że są twoimi rodzicami.
-A czy to, że okłamywali mnie przez 19 lat jest dobre ? - spojrzałam na nią.
-Nie.
-A czy fakt, że cała moja "rodzina" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - również mnie okłamywała i podawała się za kogoś innego też jest dobre ?
-Nie, ale...
-Nie ma żadnego ale. Kto jeszcze wiedział ?
-Tylko najbliżsi. 
-A Charlie ?
-Nie, nie włączaliśmy w to dzieci, baliśmy się, że któreś może się wygadać.
-Świetnie. Gdzie jest wujek ?
-Zaraz powinien przyjechać. Dlaczego pytasz ?
-Nie chcę powtarzać dwa razy.
-Laura jutro jest piąta rocznica śmierci twoich rodziców. - pominęłam fakt, że nazwała ich "moimi rodzicami", doczepię się do tego, gdy wujek wróci, nie mam siły mówić tego samego dwa razy, wiedziałam, że jeżeli będę się nakręcała mogę nie wytrzymać i wpaść w jakąś chorobę psychiczną. - Mam nadzieję, że do nich pójdziesz na cmentarz.
-To dopiero jutro. Jeszcze nie wiem. - zastanawiałam się nad tym wiele razy, ale nie widziałam sensu w odwiedzaniu ich.
   Usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
-Amber to ja ! - usłyszałam głos wujka, po chwili wszedł do kuchni. - Laura ! - podszedł do mnie.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć. - syknęłam. - Siadaj.
   Mężczyzna spojrzał zdezorientowany na swoją żonę i posłusznie usiadł.
-Skoro już jesteśmy razem możemy spokojnie porozmawiać o tym. - podsunęłam Philowi list, ten spojrzał na niego i trochę zajęło mu czasu o co chodzi. - Skoro już ja sama wiem, że Meredith i John nie byli moim rodzicami, z czym już się pogodziłam. Chcę i mam takie prawo, żeby odnaleźć moich biologicznych rodziców i wy mi w tym pomożecie. Nie przyjmuję sprzeciwów. Zaczynamy od jutra. Macie mi wszystko powiedzieć co wiecie na temat mojej matki, bo o ojca się nawet nie pytam. Więc macie całą noc na zebranie wiadomości i jutro chcę już wszystko wiedzieć. To tyle z mojej strony. Mogę zająć pokój gościnny na dole, czy mam znaleźć sobie pokój w hotelu ? Dla mnie to żaden problem.
   Ich miny. Bezcenne. Zdezorientowanie, szok, złość i gniew. Na co oni liczyli, że po tym jak się dowiedziałam przyjadę tu i będę płakać, bo dowiedziałam się, że ludzie, którzy mnie wychowywali również mnie oszukiwali ? Raczej nie.
-Tak, już jest przygotowany. - powiedziała po chwili ciotka, wyszłam z kuchni, wzięłam torbę z korytarza i zajęłam łazienkę na dole, wzięłam prysznic i skierowałam się do pokoju gościnnego na dole. Amber i Phil byli już na górze. Niebieskie ściany, łóżko przykryte pościelą w kwiatki, biurko z krzesłem, szafa i komoda oraz dwa okna nadal były w tych samych miejscach co zawsze, ten dom nic się nie zmienił.
   Przypomniałam sobie, że zaraz po przyjeździe miałam zadzwonić do Maxa, dochodziła już 22, więc widzieliśmy się pięć godzin temu. Wybrałam jego numer i czekałam aż odbierze. Po trzech sygnałach usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Laura proszę cie nie mów mi tylko, że dopiero dojechałaś. - niektórzy mówią "cześć" lub "hej", ale Max odbiega od normy.
-Cześć. - ja się przynajmniej przywitałam. - Nie, ale miałam krótką pogawędkę z moją ciotką i wujkiem, a później poszłam się jakoś ogarnąć trochę mi to zajęło, więc dzwonię dopiero teraz. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz. Jak podróż ?
-Długa. Prawie cztery godziny się tłukłam, ale jestem już i padam ze zmęczenia.
-Trzymaj się tam. - powiedział po chwili.
-Mam taki zamiar. Chcę się już wszystkiego dowiedzieć, bo cała ta sprawa z udawanymi rodzicami powoli mnie przerasta, po dzisiejszej rozmowie z Amber i Philem, czyli z moją ciotką i wujkiem, mogę z ręką na sercu stwierdzić, że jeżeli nadal będę analizowała całą swoja przeszłość i myślała o Mer i Johnie to popadnę w jakąś depresję czy jeszcze coś gorszego. Już mnie to powoli zaczyna przerastać, a to dopiero początek i jeszcze bardziej się denerwuję.
   Chłopak nic się nie odezwał.
-Dlaczego nic nie mówisz ? - zapytałam po dłużej chwili ciszy.
-Zdałem sobie sprawę, że dwa tygodnie to cholernie dużo czasu. Więcej nas nie ma jak jesteśmy.
-Ironia losu.
-Nie lubię jej.
-Nie tylko ty. A co tam porabiacie ?
-A siedzimy sobie w salonie i gramy na playstation.
-Fajnie tam macie.
-Było by fajniej jakbyśmy byli tu razem albo gdziekolwiek indziej.
-Nie zaprzeczam. Wiesz będę kończyć. Padam na twarz.
-Śpij dobrze. Kocham cię.
-Też cię kocham. Dobranoc. - rozłączyłam się.
   Rozmowa z Georgiem jakoś mnie uspokoiła i już bez negatywnych myśli oddałam się snu.
   Obudziłam się jakoś po 9. Był czwartek 25 maja. Pamiętny dzień. Od pięciu lat był to najgorszy dzień w roku i mimo, że byłam zła na Mer i Johna ten nastrój mi się udzielił. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do mojej torby, jak nic był to dzień żałobny i tego się nie wyprę, wybrałam czarną spódnicę, sięgała przed kolana, która na wierzchu miała jeszcze czarną koronkę, do tego czarną bokserkę i czarne szpilki, makijaż nie zachwycał, był taki jak na co dzień, a włosy nawinęłam na lokówkę. Przygotowana na dzisiejszy dzień wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku kuchni, gdy do niej dochodziłam słyszałam głosy. Starałam nie narobić hałasu obcasami. Słowa były wręcz szeptane, zatrzymałam się przed wejściem.
-A co jeżeli ona pozna swoją biologiczną matkę i odsunie się od nas ? - szeptała Amber.
-Słuchaj, wiem, że z Meredith nigdy byście nie dopuściły do tego, żeby Laura od nas odeszła, ale teraz jest inaczej. Nie ma już z nami Meredith i Johna, a dziewczyna ma prawo poznać swoją matkę.
-Żałuje, że namówiłeś mnie na wysłanie tego listu.
-Naprawdę chciałabyś, żeby Laura żyła w niewiedzy. I tak już za długo zwlekaliśmy z tym.
   Czyli gdyby nie wujek nadal nie znałabym prawdy. Już sama nie wiedziałam kto jest razem ze mną, a kto przeciwko mnie. Weszłam do kuchni.
-Cześć. - przywitałam się.
-Ślicznie wyglądasz Lauro. - powiedział do mnie Phil i uśmiechnął się, Amber siedziała przy stole i błagalnym wzrokiem na mnie patrzyła.
-Dobrze zrobiłaś wysyłając mi ten list i nie martw się, że was opuszczę. Jakby nie patrzeć jesteście moją rodziną tylko, że w pewnym momencie się zagubiliście. Chcę się spotkać z moją biologiczną matką tylko po to, żeby ja poznać, zapytać się o mojego ojca, odnaleźć ich oboje, zobaczyć jak wyglądają i jak żyją. Nie liczę na łzy, przytulanie i jej smutną historię, nie chcę tego. Marzę o tym, żeby zobaczyć i poznać moich biologicznych rodziców. Tylko tyle. - usiadłam naprzeciwko Amber i przykryłam jej dłonie swoimi, ciotka miała łzy w oczach.
-Nie płacz ciociu. - podeszłam do niej i mocno przytuliłam.
    Jest częścią mojego życia włącznie z częścią kłamstwa, ale to z nią i z wujkiem spędziłam tyle czasu. Dali mi ciepło i cudowne wspomnienia. Tego nie da się cofnąć lub wymazać. Ciotka mocno się do przytuliła jakby bała się, że ostatni raz się widzimy.
-Zrobię nam coś do jedzenia. - powiedział wujek i zajął się przygotowywaniem posiłku.
-Wiecie może co słychać u Nathalie ? - zapytałam przygotowując napoje.
-Jej rodzice rozwiedli się jakoś z pół roku temu. - powiedział Phil.
-Co ?!
-No tak. Wszystko zaczęło się rok temu. Kłótnie i krzyki. Szybko postanowili się rozwieść i rozejść w inną stronę. I tak od sześciu miesięcy nie są już małżeństwem. Nathalie i Nickolas mieszkają z matką, a ich ojciec wyjechał na obrzeża miasta.
   Nathalie była dwa lata młodsza ode mnie, a jej brat cztery. Od zawsze byli w moim życiu, ale bardzo długo przyszło mi przyswojenie się do nich, a gdy już osiągnęłam cel byliśmy nierozerwalni. Razem z Charliem i rodzeństwem spędzaliśmy wakacje w mieście i nigdy nam się nie nudziło. Mój kontakt z Nathalie i jej bratem urwał się po śmierci rodziców. Wtedy straciłam kontakt z wszystkimi znanymi mi osobami w Sheffield. Co prawda, gdy przyjeżdżałam tu co roku pod koniec maja, widziałam się z Nathalie i próbowałyśmy jakoś nadrobić stracony czas, ale to zawsze ona bardziej się angażowała. Gdy na początku byłam w rozsypce po stracie najbliższych to właśnie ona mi pomagała i do tej pory się jej nie odwdzięczyłam za to co mi zrobiła.
-Będę musiała ją odwiedzić. - powiedziałam zalewając wrzątkiem saszetki herbaty.
-Przydałoby się. Z tego co słyszałam teraz u niej kiepsko. - dodała ciotka, a ten temat bardziej mnie zainteresował, ale postanowiłam, że później się z nią spotkam i wybadam sprawę.
-No to smacznego wszystkim. - powiedział wujek i położył na stół talerz kanapek, podałam domownikom kubki z parującą herbatą i dosiadłam się do nich.
-Lauro co wiesz o swojej biologicznej matce ? - zapytał wujek.
-W liście było napisane, że nazywała się Maureen Allen i mieszkała w Mansfield.
-Tak to prawda. Pamiętam nawet dzień, w którym spotkaliśmy ją. - powiedziała ciotka. - Był początek września. Pamiętam, że razem z twoimi rodzicami byliśmy tego dnia na mieście. Meredith i John byli już po ślubie, a my z wujkiem byliśmy na etapie randkowania. Spacerowaliśmy po rynku i Meredith zauważyła młodą dziewczynę w ciąży błąkającą się samotnie, podeszła do niej. Dowiedziała się, że jest samotna w nieznanym jej mieście, więc zaopiekowała się nią i zaoferowała nocleg. Okazało się, że rodzice kazali jej wynieść się z domu. Więc bez większych bagaży wsiadła do pierwszego lepszego autobusu, który przywiózł ją do Sheffield. Była młoda, w ciąży, bez jedzenia, bez pieniędzy z paroma ubraniami w torebce. Mer i John się nią zajęli, poznali jej historię i byli nią wstrząśnięci. Nie pojmowali jak można wyrzucić własne dziecko z domu w takiej trudnej sytuacji. Następnego dnia pojechali z Maureen do jej rodziców, gdy już tam dojechali i weszli do jej domu zobaczyli, że rodzice tak naprawdę martwili się o nią. Wynikła kłótnia i jej ojciec kazał jej się wynosić, czego później żałował. Zaoferowali im pomoc, ale nie chcieli on nich nic przyjąć. Byli im wdzięczni za to, że zaopiekowali się ich córką przez noc. Później jeszcze często się razem spotykali i doszli do wniosku, że Meredith i John mogą adoptować dziecko, które w tamtym domu było nie akceptowane. Dla Maureen to było jedyne dobre wyjście, bo wiedziała, że jej rodzice po urodzeniu dziecka karzą je oddać do domu dziecka, więc wiadomość, że ktoś kogo już trochę zna, chcę adoptować dziecko, ucieszyła ją. I tak oto trafiłaś w ich ręce.
-Maureen mimo swojego młodego wieku, była bardzo mądra. Za wszelką cenę chciała urodzić dziecko, mimo, że jej rodzice proponowali jej aborcję. Urodziła cię i oddał cię ludziom, którym ufała, wiedziała, że będziesz z nimi szczęśliwa, że będziesz miała pełną i kochającą rodzinę. - dodał wujek.
-Ona mnie kochała. - po policzku spłynęła mi pojedyncza, duża łza. - A ja myślałam, że chciała się mnie pozbyć, żeby móc dalej żyć bez zmartwień i bachora na głowie.
-Pewnie, że cię kochała, ale jej rodzice nie zgodzili się na to, żeby cię wychowywać. Decyzja była z pewnością dla niej brutalna i niesprawiedliwa, ale z czasem zrozumiała, że tak będzie lepiej. I tak stałaś się córeczką państwa Gonzales. Kochaną i rozpieszczaną przez całą rodzinę. Tylko wtajemniczeni w całą sprawę widzieli, że z charakteru i z zachowania jesteś kompletnie inna od swoich rodziców. Nieśmiała i jakby zagubiona. Otwierałaś się bardzo powoli i czasami mimo starań ci to nie wychodziło, ale z wiekiem było coraz lepiej. Małymi kroczkami. - powiedziała ciotka.
-Aż doszłam do tego, że mieszkam w stolicy i mam wymarzoną pracę w radiu. - powiedziałam.
-I spotykasz się ze sławnymi osobami. - dodał z uśmiechem wujek, spojrzałam na niego ze znakiem zapytania na twarzy.
-Taka praca w radiu. Przeprowadzam wywiady ze sławnymi osobami, więc czy chcę czy nie widzę się z nimi. - powiedziałam z lekka zdezorientowana.
-Wujek miał na myśli spotykanie się poza pracą. Randki. - dodała z bananem na twarzy ciotka.
-Co macie na myśli ? - zapytałam, a wujek podał mi jakieś kolorowe czasopismo otwarte na 12 stronie, moim oczom ukazał się nagłówek.
"Max George z The wanted spotyka się z prezenterką radiową"
"24 letni wokalista słynnego boysbandu od pewnego czasu jest często widziany w towarzystwie uroczej prezenterki radiowej z "Music Ever". Najprawdopodobniej poznali się podczas wywiadu, którego chłopcy udzielali jakieś trzy tygodnie temu właśnie w tym radiu i z tą prezenterką. Mowa o 24 letniej Laurze Gonzales, która w ciągu swojej pięcioletniej kariery w tym radiu stała się jednym z ulubionych prezenterów w londyńskich stacjach radiowych. Czy to kolejny romans czy może miłość na dłuższy czas ? Na podstawie tych zdjęć można stwierdzić, że tym razem nasz przystojniak z The wanted odnalazł miłość swojego życia. "
   Poniżej było zdjęcie moje i Max'a pod czas naszego ostatniego spotkania przed wyjazdem Max'a do Manchesteru, ale artykuł jeszcze się nie skończył.
"Ale Panna Gonzales nie jest jedynie miłością Pana Georga, często można ją spotkać w towarzystwie najmłodszego członka zespołu - Nathana Sykesa. Nie żałują sobie poufałych gestów i przyjaznych uśmiechów."
   Poniżej było zdjęcie moje z Nathanem przed galeria handlową, szłam wtedy z Młodym przytulona, bo ten ciągle marudził, że boli go brzuch po zjedzonych lodach. Tak oto stałam się "dziewczyna Max'a Georga na forum publicznym"
-Co to jest ?! - rzuciłam gazetą na stół ciągle wpatrzona na zdjęcia, artykuł był na całą stronę, więc nie był raczej niezauważalny.
-Czyli to nie prawda ? Nie umawiasz się z tym chłopcem ? - zapytała ciotka.
-Jestem z Max'em, ale skąd o tym wiedzą gazety ?
-Kochanie taki jest świat osób publicznych. Musisz ciągle uważać, bo fotoreporterów często nawet nie widać, a oni i tak robią ci zdjęcia. - pogłaskał mnie po ramieniu wujek.
-Jeżeli się kochacie to nic nie zniszczy tej miłości. - powiedziała ciotka i się do mnie uśmiechnęła, odwzajemniłam ten gest i zajęłam się jedzeniem.
   Spojrzałam jeszcze na datę magazynu, wczorajsza. Czyli świat zaraz się dowie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, nie lubię być pępkiem świata. Ale cóż, sława niesie pewne niedogodności i to jest jedna z nich. Kocham Max'a i nic nie zniszczy naszej miłości. Te słowa dają mi siłę do dalszego dbania o nasze uczucie.
-Jeżeli chcesz to możemy pojechać do Mansfield dzisiaj przed obiadem, wiem gdzie mieszkała Maureen, może jej rodzice coś nam powiedzą. - powiedział wujek.
-Zrobiłbyś to dla mnie ? - zapytałam.
-Pewnie. - wujek się uśmiechnął.
-Pojedziecie, ale jutro. Lauro dzisiaj jest rocznica, wiem że możesz już nie chcieć iść na cmentarz, ale nie pozwolę, żeby Phil tego dnia był w innym miejscu. To była moja siostra i chce uczcić jej pamięć. - powiedziała ciotka.
-Dobrze w takim razie pojedziemy jutro, a dzisiaj chciałabym spotkać się z Nathalie. - powiedziałam.
-Dobrze, zadzwoń do niej. - powiedziała ciotka i po zjedzonym śniadaniu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, umówiłyśmy się na spotkanie za godzinę w naszej ulubionej kawiarni.



Heeej!
Nawet nie wiem co mam napisać o tym rozdziale, bo ... no nie wiem. Muszę się dzisiaj wyspać, bo jakaś niezdecydowana jestem ; P
Chociaż do czegoś jednak mam pewność, do tego, że dodam kolejny rozdział mojego new bloga ;D
Co nic nie piszecie pod rozdziałami tak jakoś mało się udzielacie, focham ; ( 
Trzymajcie się cieplutko co przy takiej pogodzie jest raczej pewne i do środy ; D