piątek, 31 maja 2013

26. Łapy przy sobie.

   Obudziłam się. Ale po paru sekundach tego żałowałam, wolałabym umrzeć niż dzisiaj funkcjonować. Impreza musiała być udana, bo już na początku urwał mi się film. Ledwo wyszłam z łóżka, a głowa mnie tak rozbolała, że musiałam usiąść, ale i to nie pomogło, więc znowu się położyłam. Po paru minutach ponowiłam próbę wstania. Udało się, wyjęłam z torby legginsy i jakąś dłuższą koszulkę, kosmetyczkę i wyszłam na korytarz. Oślepiło mnie światło w holu i mrużąc oczy doszłam do łazienki, położyłam rzeczy na szafkę i usiadłam na muszli łapiąc się głowy. Co ja wczoraj robiłam ? Nie pamiętam kompletnie nic. Wstałam i akurat stanęłam przed lustrem, a w nim zobaczyłam odbicie dna. Bo tak właśnie wyglądałam, zapite, nieobecne i zapadnięte oczy, resztki fryzury ledwo się trzymały, a makijaż był strasznie rozmazany, a raczej to co z niego zostało. Weszłam pod prysznic i puściłam letnią wodę, myślałam, że choć odrobinę mi pomoże, ale długo tam nie stałam, bo woda bardzo głośno odbijała się o moje ciało. Hałas był niemiłosierny. Wyszłam i owinęłam się ręcznikiem, mleczkiem zmyłam makijaż i mój wygląd się polepszył. Z kosmetyczki wyjęłam podkład i tusz do rzęs, zrobiłam sobie prowizoryczny makijaż, rozczesałam włosy i zrobiłam sobie kłosa. Założyłam świeżą bieliznę i ubranie. Nawet jakoś wyglądałam. Bardzo cicho zamknęłam za sobą drzwi łazienki, zaniosłam rzeczy do pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Bardzo chciało mi się pić i musiałam znaleźć coś na ból głowy, w między czasie spojrzałam na zegarek było grubo po 10. No to nieźle. Najciszej jak umiałam zeszłam po schodach uważając, by się nie wywrócić i weszłam do kuchni.
-Nathan ?! Co ty tu robisz ? - zapytałam i od razu się skrzywiłam, bo powiedziałam to trochę za głośno.
-Nie pamiętasz ? - zapytał.
-Nie musisz krzyczeć, nie jestem głucha. Nie, nic nie pamiętam z wczorajszego wieczora. - odpowiedziałam.
-Dlaczego szepczesz ? - zapytał Jay.
-Ja szepcze ? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, Jay tylko pokiwał pozytywnie głową.
-Ja siebie i tak wystarczająco głośno słyszę. - sięgnęłam po półlitrową butelkę wody, odkręciłam ją i zaczęłam pić. - Macie coś przeciwbólowego ? - Jay podał mi opakowanie tabletek na kaca, wzięłam dwie i popiłam. - Dziękuje. Ale powracając do pytania. Co tu robisz braciszku ?
-Bawiliśmy się wczoraj razem, dołączyłem się do was jakoś przed 21. - odpowiedział.
-To tego nie pamiętam, w ogóle mało pamiętam. Macie dziwne miny, pewnie powiedziałam coś głupiego. Przepraszam za to, jak jestem pijana mówię dużo nieinteresujących rzeczy.
-Tym razem powiedziałaś coś bardzo interesującego. - przerwał mi Jay.
-A co konkretnie ? - zapytałam dobierając się do drugiej butelki.
-Mówiłaś nam o swoich rodzicach. - powiedział łagodnie Nathan, chłopaki patrzyli na mnie tak jakby się bali, że zaraz upadnę.
-Których ? - zapytałam chłodno.
-Laura. Twoi rodzice nie są winni temu wszystkiemu, wychowali cię i to jest istotne. Oni są twoimi rodzicami, mimo że nie biologicznymi. - mówił Jay.
-Są winni, bo przez 19 lat żadne z nich nie odważyło się powiedzieć mi prawdy, a zawsze mówili, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Tyle, że sami wciskali mi przez cały czas kit. I nie są moimi rodzicami.
-Laura, przemyśl to. - przejął pałeczkę Nath.
-Ja doskonale wiem co mówię i będę tego zdania bronić. Muszę dowiedzieć się o tym wszystkim trochę więcej.
-Jaki masz plan ? - zapytał Jay.
-W czwartek jest piąta rocznica śmierci Johna i Meredith, co roku ich odwiedzam na cmentarzu. Pojadę do Sheffield i wyciągnę jakieś informację od mojej ciotki Amber, jest siostrą Mer na pewno wie coś więcej. - myślałam na głos.
-John i Meredith ? - zapytał Nathan.
-Moi papierkowi rodzice. - odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji.
-Laura ...
-Och przestań Jay, nie mam zamiaru słuchać twoich złotych myśli. Mam kaca i muszę się ogarnąć, bo o 14 muszę iść do radia. Zresztą sama muszę dowiedzieć się więcej o tej całej sprawie. A teraz was przepraszam. - wzięłam trzecią butelkę wody i wyszłam z domu, nie wiedziałam gdzie iść, więc poszłam nad basen.
   Woda działa na mnie uspokajająco. Położyłam się na leżaku, pogoda była dzisiaj ładniejsza niż wczoraj, słońce mocno przygrzewało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Ta cała atmosfera sprawiła, że cały niepokój uleciał w powietrze i poczułam ogromną ulgę. Nawet nie przejmowałam się sprawą z "rodzicami". Nie żałuje, że wczoraj film urwał mi się na początku imprezy, bo wypite procenty uwolniły mi głowę z niepotrzebnych myśli, znając siebie cały kac minie po parudziesięciu minutach. Usłyszałam, że ktoś idzie, odwróciłam głowę w tamtą stronę.
-Nathan nie pomyślałeś, że chcę pobyć sama ? - powiedziałam.
-A chcesz ?
-Sama nie wiem.
-W takim razie się dosiądę. - i położył się na leżaku obok.
-Nie musisz mnie pilnować, nie planuje samobójstwa.
-Czasami zachowujesz się jakbyśmy byli prawdziwym rodzeństwem i znali się od małego. Teraz właśnie jest taki moment.
-Słuchaj, śmierć Mer i Johna tak mną wstrząsnęła, że nic mnie teraz nie załamie. Przynajmniej uodpornili mnie na duży szok. Nie ma co.
-Twoje zdanie o nich zmieniło się diametralnie i to z minuty na minutę.
-Co nie znaczy, że chcę się zabić. Przeciwnie. Dało mi to siłę do dalszego życia.
-Martwię się o ciebie. - złapał mnie za rękę.
-Niepotrzebnie. Ej co to za mina ? Uśmiechnij się. - wstałam i przytuliłam chłopaka, półleżąc i wtulając się w siebie nawzajem zobaczyłam pojedynczą łzę na policzku Sykesa. - Brat, dlaczego płaczesz ? - wytarłam dłonią łzę z policzka Nathana.
-Nie chcę cię stracić, a boję się, że tak może się stać. - powiedział bardzo smutny, mocniej go przytuliłam.
-Nie wolno ci tak myśleć. Będę żyła jeszcze bardzo, bardzo długo i zdążysz mnie znielubić przez ten czas. Tak będę wredna, że będziesz miał mnie dość do szpiku kości. Będziesz błagał, żebym zniknęła z twojego życia. - ucałowałam go w czoło, uśmiechnął się. - No i tak lepiej. Przez życie idź z uśmiechem na twarzy i osiągniesz wszystko czego sobie zażyczysz.
-Masz bardzo fajne podejście to życia, zazdroszczę ci.
-Sporo przeszłam i z doświadczenia wiem, że zawsze trzeba iść do przodu. Nigdy się nie zatrzymywać, cofać lub co gorsza poddawać. Chodźmy do Jay'a bo pomyśli, że obydwoje się zabiliśmy. - zawsze chciałam mieć rodzeństwo, to miłe uczucie kiedy czujesz, że jesteś komuś potrzebna, a teraz byłam potrzebna młodemu.
-Dobrze, chodźmy. - wstaliśmy i objęci wracaliśmy do domu, próbowałam jakoś rozweselić chłopaka, więc raz za razem uderzałam go biodrami, aż w końcu sam odpowiedział tym samym i tanecznym krokiem weszliśmy do domu, śmialiśmy się.
-Czyli już wszystko po staremu ? - zapytał z uśmiechem na twarzy Jay.
-Pewnie, nie ma co się smucić czy poddawać. Ktoś jest głodny czy tylko ja ? - zapytałam.
-Tylko ty. - odpowiedzieli równo chłopaki.
-To ja zrobię sobie coś do jedzenia. - poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki i gorącą herbatę, tak przygotowana poszłam do salonu, gdzie chłopaki oglądali telewizję, usiadłam obok Nathana na kanapie, a Jay siedział na fotelu.
-Nathan mówiłeś, że nie jesteś głodny. - powiedziałam, gdy chłopak zabrał mi jedną kanapkę.
-No, ale te kanapki tak apetycznie wyglądają, więc to grzech ich nie zjeść. - bronił się.
-Niech ci w boczki pójdzie. - odpowiedziałam.
-To ty do mnie z takim miłym tekstem ? - oburzył się.
-No przecież mówiłam, że będziesz miał mnie dość. - wystawiłam mu język.
-W takim razie się zmywam. Nie no tak na poważnie, to obiecałem mamie, że będę wcześnie w domu. To pa. - dał mi całusa w policzek i z Jay'em przybił piątkę. Odjechał taksówką.
-Dobrze się czujesz ? - zapytał Jay.
-Tak, już jest dobrze. - odpowiedziałam.
-Masz mocną głowę.
-I kaca też zazwyczaj szybko się pozbywam.
-Zazdroszczę ci.
-Haha jest czego. - pośmialiśmy się i oglądaliśmy jakiś film przyrodniczy, gdy zjadłam swoje śniadanie, zakomunikowałam Jay'owi, że muszę się ogarnąć na spotkanie z April i ruszyłam na górę.
   Moim pierwszym przystankiem była łazienka. Wzięłam długi prysznic, bo teraz szum wody mi nie nie przeszkadzał, włosy związałam w turban i ubrałam się w te same ciuchy co rano. Poszłam do pokoju i wybrałam niebieskie spodenki i czarną bokserkę z koronką na plecach. Do tego niebieskie trampki i moją ukochaną szara torbę z ćwiekami. Dość często ją nosiłam w tym tygodniu, na szczęście w domu mam mnóstwo innych torebek. Zrobiłam sobie makijaż z kreskami i brzoskwiniową szminką, a włosy upięłam w dużego koka z warkoczem z tyłu. Po skończonej pracy była 13:12. W sam raz. Zeszłam na dół i powiedziałam Jay'owi, że jadę do radia. Otworzyłam garaż i wyjechałam moim autkiem. Na ulicy był mały ruch jak na Londyn, czyli nie było kilometrowych korków. Do radia dojechałam prawie na styk z 14, wyszłam z samochodu i ruszyłam do radia. Już na parterze panował gwar.
-Laura ! Jak dobrze, że już jesteś. - April stała przy "recepcji".
-Cześć April ! - przywitałam się z kierowniczką miśkiem.
-O kurczę jak ty świetnie wyglądasz. Mam nadzieję, że tak się czujesz, bo od poniedziałku widzę cię w pracy. - zaśmiała się.
-No tak, stęskniłam się już za swoim fotelem i konsolą. Dziękuje, że dałaś mi tyle czasu na odpoczynek.
-Widzisz jaka jestem dobra. Chodźmy do mojego biura. Mam tam nowy grafik. - poszłyśmy do windy, po paru chwilach byłyśmy już u niej w biurze.
-Spójrz. Wymyśliłam, że twoje audycje będą w poniedziałki, środy i piątki od 10 do 14 tak jak sobie zażyczyłaś. Twoja wypłata będzie taka sama lub trochę wyższa, ale nic nie obiecuję, a dodatkowo będziesz zajmowała się papierkową robotą związaną z wytwórnią muzyczną tu obok. Podpisaliśmy razem kontrakt i młode gwiazdy, które będą nagrywać tam swoje pierwsze kawałki, będą mogły zyskać rozgłos w naszych głośnikach, dzięki temu nasze radio może stać się wytwórnią talentów, a dodatkowo wpadnie nam parę pensów. Ale to będzie w zakresie czasu twojej pracy, więc nie będziesz musiał zostawać po godzinach czy coś. Ty masz być w pracy w poniedziałki, środy i piątki od 10 do 14, pasuje ci czy coś zmienić ?
-Pewnie, że mi pasuje. Lepszej ofert nie mogłam dostać. Dziękuje ci April. - cieszyłam się tym jak małe dziecko z wygranego lizaka na loterii.
-Cieszę się, że ci się podoba i nie będę musiała nanosić poprawek.
-A słuchaj April, bo jest jeszcze jedna sprawa, bo w czwartek mam rocznicę śmierci moich ... - " rodziców" to słowo zawisło w powietrzu, musiałam to powiedzieć, ale nie chciało mi to przejść przez gardło.
-Tak wiem, pamiętam. Kochanie nie martw się w ten piątek nie będziesz musiała przychodzić do pracy. Tak w drodze wyjątku. - na szczęście April domyśliła się o co mi chodzi.
-Naprawdę ? Dziękuje, jesteś najlepszym szefem na świecie. - uściskałam ją.
-A ty najlepszym pracownikiem z resztą nie będę ukrywać, że darzę cię wielką sympatią.
-Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna za to wszystko co dla mnie robisz.
-Oj weź bo się rozkleję. - zaśmiałyśmy się. - To trzymaj swój grafik i masz jeszcze grafik całego radia. Kto i kiedy ma audycje. Jak chcesz to skseruj sobie drugi egzemplarz.
-Dobrze, dziękuje. Odwiedzę jeszcze moje studio, bo dawno w nim nie byłam.
-Pewnie. To do zobaczenia.
-Cześć. - powiedziałam.
   Wyszłam z biura April, zeszłam po schodach na trzecie piętro i weszłam do swojego pustego i ciemnego studia, okna były pozaciągane żaluzjami, podniosłam je i podlałam kwiatki na parapecie. Cały sprzęt był powyłączany, spojrzałam na nowy grafik całego radia, powiesiłam go na tablicę korkową na jednej ze ścian i wyrzuciłam stary. Wyszłam ze studia w celu zejścia do piwnicy, w której mieliśmy drukarki, kopiarki i mnóstwo innego sprzętu, nie lubiłam tam przychodzić, bo zawsze było tam pewno ludzi, los chciał, że wpadłam na Matta.
-Nie wiedziałem, że na mnie lecisz. - powiedział łapiąc mnie i uśmiechając się, miał bardzo ładny uśmiech, od razu jego twarz zmieniała wygląd, wydawał się wtedy miły, ale nie nabierze mnie na te swoje sztuczki.
-Bo nie lecę. Cześć. - byłam przynajmniej kulturalna i się z nim przywitałam.
-No właśnie co ze mnie za kolega skoro nawet się z tobą nie przywitałem. Cześć nazywam się Matt Lee. - podał mi dłoń, zaskoczył mnie, ale uścisnęłam mu dłoń.
-Laura Gonzales.
-Czyli już się znamy, teoretycznie. Nasze spotkanie nie należało do najmilszych, ale to za pewnie przez twój wypadek. Mam nadzieję, że na co dzień jesteś milsza. - nadal stał tak, że nie mogłam przejść na korytarz.
-Jestem miła dla tych których lubię i którzy na to zasługują.
-Mam nadzieję, że się polubimy. - oparł się o futrynę tak, że nie miałam żadnych możliwości wyjścia ze studia.
-Z pewnością, ale teraz cię przepraszam, ale muszę iść. - na chama zaczęłam przeciskać się między drzwiami a nim, szybko mnie przepuścił, gdy już myślałam, że się od niego uwolniłam usłyszałam jego głos za sobą.
-Widzę, że czujesz się już lepiej. - powiedział.
Dopóki cię nie zobaczyłam - pomyślałam.
-Tak już jest lepiej. - powiedziałam na głos.
-Czyli będziesz w poniedziałek w pracy ?
-Owszem.
-Mam audycje przed twoimi.
-Super.
-Potrafisz wypowiedzieć całe zdanie ?
-Tak. - odpowiedziałam otwierając drzwi na klatkę schodową, skoro miał zamiar za mną iść nie chciałam spędzać z nim czasu w windzie.
-Widzę, że niespecjalnie chcesz pokazać mi swoje umiejętności. - ciągnął dalej.
-Nie lubię się chwalić.
-Wow, powiedziałaś całe zdanie. Zapiszę to sobie w kalendarzu. - zaśmiał się. - Widzę, że nie jestem zbyt zabawny.
-Zależy dla kogo. Ja mam wysokie wymagania.
-Postaram się im podporządkować.
-Nie musisz.
-Ale chcę.
-A to już twoja sprawa co chcesz. - byliśmy już na drugim piętrze. - Powiesz mi jak to się stało, że się tu znalazłeś ?
-Ciekawi cię to ? - zainteresował się.
-Nie, po prostu nie chcę odpowiadać na twoje pytania. - posłałam mu uśmiech.
-Okey. No po prostu chciałem zacząć coś nowego.
-Coś nowego ? Czyli jesteś amatorem, który nie zna się na pracy w radiu ?
-T-tak, czy to źle ?
-No raczej ! Nie wiem dlaczego April cię przyjęła, ale musiała mieć bardzo dobry powód skoro zatrudniła gościa bez stażu zamiast doświadczonych prowadzących.
-Czy ty właśnie powiedziałaś, że zabrałem komuś robotę ?
-Sam to powiedziałeś.
-Ale według tego co powiedziałaś rozumiem właśnie to.
-Nie będę komentować twojego rozumowania. Nie chcę obrażać twoich szarych komórek.
-Kurczę, zabawna jesteś. Już od samego początku cię polubiłem. - zjechałam go wzrokiem i na szczęście byliśmy już w piwnicy, skopiowałam swój grafik i znowu wróciłam na schody, Matt gdzieś zniknął. Już myślałam, że znowu będzie za mną iść.
   Byłam już prawię na pierwszym piętrze, gdy ktoś włożył mi od tyłu palce w żebra, wystraszona podskoczyłam do góry, odwróciłam się.
-Matt ! Co to miało być ? Przestraszyłeś mnie.
-Taki miałem zamiar. Fajnie podskoczyłaś.
-Tsaa.
-Gdzie teraz idziemy ?
-Ja idę do swojego studia, a ty nie wiem.
-Ja idę tam gdzie ty.
-Nie masz swojego życia ?
-Pewnie, że mam.
-To co ty w ogóle tu robisz, skoro pracę zaczynasz dopiero w poniedziałek ?
-Uczę się, zbieram doświadczenie.
-Na klatce schodowej na pewno go nie znajdziesz.
-Ale na klatce jesteś ty, a ty masz doświadczenie w tej sprawie, więc to mówi samo za siebie.
-I tak ci nic nie pomogę. Radź sobie sam. Przychodzisz tu bez doświadczenia i myślisz, że ci pomogę. Może bym ci pomogła gdybyś roznosił kawę lub załatwiał papierkową robotę, ale nie - ty jesteś prezenterem. Wiesz ile ludzi w tym radiu stara się o tę posadę od iluś tam z kolei lat ? A ty przychodzisz tu sobie totalnie zielony i od razu dostajesz najwyższe stanowisko. Nie licząc naszych szefów, oczywiście. Niektórzy ludzie pracują tu od bardzo dawna i nawet nie mogą skoczyć na stanowisko wyżej.
-Okey, czyli już mnie skreśliłaś za to, że ja mam to szczęście i zabrałem tym ludziom pracę o którą się starają od paru lat. Gdyby starali się mocniej na pewno by im się udało.
-A ty co zrobiłeś, żeby dostać te stanowisko ? Maślane oczka ? Nie wiem z jakiego powodu dostałeś tę pracę. Wytłumacz mi.
-Długa historia. - weszliśmy na trzecie piętro.
-No tak, najlepiej jest tak wywinąć się odpowiedzi. Brawo za inteligencję.
-Jesteś na mnie cięta.
-Ciekawe dlaczego ? Zachodzę w głowę. - weszłam do studia i przyczepiłam nowy grafik do tablicy, a drugi włożyłam do torebki.
-Z pewnością tak jest. - odpowiedział Matt.
   Zasłoniłam żaluzję i ruszyłam do wyjścia, po drodze zgasiłam światło w pomieszczeniu. Nie miałam ochoty na schodzenie po schodach, więc ruszyłam w kierunku windy.
-Gdzie teraz idziesz ? - kurde ten chłopak nie ma swoich kłopotów ?
-Do domu.
-Odprowadzę cię do drzwi wyjściowych.
-Nie trzeba poradzę sobie. - weszłam do windy.
-Ale ja nalegam. - chamsko wepchał się do windy, a ta zamknęła się za nim, pułapka bez wyjścia.
-Ile już tu pracujesz ? - zapytał.
-5 lat.
-Długo. Ciekawe, czy ja też tyle wyciągnę.
Oby nie. - pomyślałam.
-To jest zabawne, wiesz ? - spojrzał na mnie.
-Co jest zabawne ? - przestałam się patrzeć tępo na drzwi windy i spojrzałam na niego, był ode mnie wyższy o głowę, przy czym Max jest wyższy połowę z tego.
-Twoja niechęć do mojej osoby.
-Przynajmniej będziemy się dobrze bawić w pracy. - winda się zatrzymała, szybko z niej wyszłam.


***Perspektywa Matt'a***


   Laura jest bardzo ciekawą osobą. Każda dziewczyna, gdy z nią flirtuje wręcz sika w majtki, ale z nią było wręcz przeciwnie. Była dla mnie trudnym do zdobycia trofeum, ale to jeszcze bardziej zmotywowało mnie do działania. To może być ciekawe doświadczenie.
   Gdy winda się zatrzymała szybko z niej wyszła, ruszyłem za nią. Starała się przede mną uciec, ale w mojej głowię zobaczyłem czerwone światełko, które zadziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Wyszła już z radia, szybko ją dogoniłem i złapałem na rękę. Ze znakiem zapytania się odwróciła, przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem, po chwili wyswobodziła się z uścisku i dostałem mocnego liścia w lewy policzek. Najmocniejszy w moim życiu.
-Ty chory jesteś ! - krzyknęła cała zdenerwowana.
-Jesteś śliczna jak się denerwujesz. - podniosłem rękę by pogładzić jej policzek, ale ta zrobiła unik.
-Łapy przy sobie, gnoju. - usłyszałem, a później zrobiło mi ciemno przed oczami, upadłem.


***Perspektywa Max'a***


   Przyjechałem do domu przed 14 chciałem zrobić Laurze niespodziankę, gdy wszedłem do domu, krzyknąłem.
-Cześć ! To ja ! Jestem już !
   Z salonu wybiegł Jay, gdy mnie zobaczył ucieszył się i do mnie podbiegł, przytuliliśmy się do siebie.
-Miałeś być w niedzielę. - powiedział klepiąc mnie po plecach.
-Ale jestem wcześnie. Jakiś problem ? - zapytałem śmiejąc się.
-Nie no skądże. Laura się ucieszy.
-A właśnie gdzie ona się podziewa ?
-Musiała pojechać do radia, po coś tam, ale wyjechała nie dawno, jak tam pojedziesz to ją złapiesz.
-Pojechała swoim samochodem ?
-Tak. Jedź już to ją jeszcze złapiesz.
-Okey. To lecę.
   Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do radia. Zaparkowałem przed wejściem i czekałem na Laurę. Na parkingu stał jej samochód, czyli jeszcze była w radiu, doskonale. Po parunastu minutach otworzyły się drzwi i wyszła z nich Laura, nie zauważyła mnie, już miałem ją wołać, ale za nią wyszedł jakiś koleś i ją pocałował. WTF ! Laura szybko przyłożyła mu z liścia, to go tylko podnieciło i wyciągnął do niej rękę, tego za wiele. Podszedłem do nich i z całej siły uderzyłem tego lalusia z prawej pięści. Nie zauważył mnie i nawet nie zdążył zrobić uniku, upadł na ziemię jak długi.
-Łapy przy sobie, gnoju. - powiedziałem. - Jak jeszcze raz zobaczę, że wyciągasz łapy do mojej dziewczyny to pogadamy inaczej. - otworzył pełne nienawiści oczy.
-Może nie wypowiadaj się w imieniu Laury, co ? Nie jest twoja własnością. - powiedział.
-Uważaj co mówisz.
-Max nie ma powodu by marnować na niego czas, chodźmy. - powiedziała tym swoim melodyjnym głosem, tak bardzo chciałem ją zobaczyć, dotknąć, usłyszeć jej głos.
-Dobrze. - wzięła mnie pod rękę i ostatni raz zerknęła w stronę leżącego na ziemi chłopaka.
   Gdy szliśmy do mojego samochodu nic nie mówiliśmy, dopiero gdy weszliśmy zaczęliśmy rozmawiać.
-Jak dobrze, że już jesteś. - powiedziała, ale nie mogłem się powstrzymać i ją pocałowałem, ochoczo oddała pocałunek.
   Jak dobrze było mieć ją przy sobie, Czuć jej perfumy, dotykać jej rąk. Czułem się jak w niebie dopóki nie  przypomniało mi się co ten koleś przed chwila jej zrobił, przerwałem pocałunek.
-Czy to ten cały Matt ? - spojrzałem na wejście do radia, nikogo tam nie było.
-Niestety. Ja nie wiem co on sobie pomyślał. Gdybym wiedziała, że do tego dojdzie, nie przyjeżdżałabym tu.
-Nieźle mu przywaliłaś.
-Zebrałam doświadczenie na Jay'u. - zaśmialiśmy się i nasze usta znowu połączył pocałunek.



Ello!
Jak być może zauważyliście "odchudziłam" troszkę mojego bloga. Myślę, że tak będzie się lepiej czytało.
No i jest Max ! Tak bardzo za nim tęskniliście, że postanowił przyjechać. ; )
Matt się nam rozpędził za co dostał w twarz. ; P
Max Hero ; D
To widzimy się w poniedziałek. <3


środa, 29 maja 2013

25. Nie krzycz na mnie !

   na samym początku chciałam was przeprosić, bo niestety żaden z waszych pomysłów nie był trafny, przepraszam, że zawiodłam ; ) z kolei naprawdę myślicie, że Laura i Jay mogli by coś zrobić ? ; D


   Popijając piwo razem z Jay'em zaczęliśmy sprzątać cały dół. Po około dwóch godzinach było już po wszystkim i żaden kurz nie był nam straszny. Widać, że nie jesteśmy tylko dobrą drużyną w kuchni. W sprzątaniu również się uzupełnialiśmy nawzajem.
-To już twoje trzecie piwo od rana. - powiedziałam, gdy razem z Jay'em usiedliśmy na kanapie po skończonych porządkach.
-Mam mocną głowę, a ty już wypiłaś to jedno, czy nadal sączysz ? - zaśmiał się i pociągnął łyka z butelki.
-Już dopijam. - powiedziałam i wypiłam resztki alkoholu z butelki.
-Skoro ty przez dwie godziny wypijesz jedno piwo, to wieczorem może wypijesz dwa drinki.
-Za piwem nie przepadam i to jeszcze z rana, ale nie martw się wieczorem mam zamiar się dobrze bawić.
-Czyli wypijesz dwa piwa ?
-Nie nabijaj się ze mnie. Nie znasz mnie i moich możliwości. - uśmiechnęłam się.
-Zaczynasz mnie intrygować w tym momencie. - Jay uważnie mi się przyglądał.
-Od razu ostrzegam, że jak jestem pijana to gadam od rzeczy, więc żeby nie było nieporozumień mówię to już teraz. - powiedziałam i wrzuciłam szkło do worka ze śmieciami.
-Czyli dzisiaj mocno pijemy ?
-A co rozumiesz przez "zabawa wieczorem w klubie" ? Bo ja picie. A teraz tyłek z kanapy i wyrzucić te worki ze śmieciami.
-Dlaczego ja ?
-Bo jesteś jedynym osobnikiem męskim w tym domu. - wystawiłam mu język i zaczęłam zbierać detergenty.
-Okey. Zaraz wracam. - powiedział Jay i zabrał trzy worki, ja odniosłam środki czystości i do głowy przyszło mi pytanie "W co ja się ubiorę wieczorem ?"
   No tak, mogłam o tym pomyśleć wcześniej. Teraz po alkoholu muszę zamówić taksówkę lub przejść się do domu, było wcześnie, więc spacer wchodził w rachubę. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Czy on się nigdy nie nauczy, że drzwi się zamyka ?
-Jay ! Drzwi się zamyka ! - krzyknęłam wychodząc z łazienki.
-To nie Jay. - przede mną stał Martin. - Przepraszam. Śpieszę się.
-Martin ! Gdzie ty się podziewałeś ? Martwiliśmy się. - powiedziałam.
-Nie potrzebnie. Mnie zawsze w domu więcej nie ma jak jestem. - mężczyzna się uśmiechnął.
-Ale teraz gdzie się tak śpieszysz ?
-Muszę zawieść jakieś papiery.
-A jedziesz może w stronę Baker Street ?
-No tak, będę przejeżdżał, a co ?
-Mogę zabrać się z tobą ? Muszę zabrać parę rzeczy z  domu.
-Pewnie, tylko, że za 10 minut wyjeżdżam.
-Ok, lecę po torbę na górę.
   Powiedziałam i szybko pobiegłam na piętro, Jay jeszcze nie wrócił. Będę musiała mu szybko powiedzieć o moich planach. Było 19 po dziesiątej. Szybko wzięłam moją szarą torebkę, w której na szczęście miałam wszystko co było mi potrzebne i zbiegłam na dół. Do domu właśnie wchodził Jay.
-Jay ! Jadę z Martinem, bo muszę wziąć parę rzeczy z domu. Pochowaj to co jeszcze zostało na dole. Wrócę za jakąś godzinkę, może dwie. Jak coś jestem pod telefonem. - do wyjścia zbliżał się Martin. - Jestem już gotowa.
-To dobrze. Jedziemy. Jay zamknij za nami bramę i nikogo nie wpuszczaj.
   Zostawiliśmy zdezorientowanego Jay'a w domu nawet nie dopuściliśmy go do głosu i ruszyliśmy do samochodu. Martin jeździł czarnym Jeep'em.
-No bez jaj. Kocham Jeep'y. - powiedziałam.
-Cieszy mnie ten fakt. Ja również lubię terenowe samochody. - powiedział otwierając mi drzwi, to chyba od niego chłopcy uczą się całej życzliwości, gdy już siedziałam w fotelu Martin zamknął drzwi i sam po chwili wsiadł do samochodu.
-Jak tam się czujesz ? - zapytał ruszając.
-A już dobrze. Łokieć tylko czasami pobolewa.
-To dobrze. Po Jay'u również widać, że jest lepiej.
-No właśnie Martin, bo planujemy wieczorem wyjść do klubu. Nie będzie z tym problemów ?
-Nie. Jesteście młodzi bawcie się, tylko żebyście do domu wrócili, a nie gdzieś pod mostem spali.
-Dobrze. Zapamiętam sobie tę cenną uwagę, może nawet gdzieś zapiszę, żeby nie zapomnieć. - wyjęłam mój telefon i napisałam przypomnienie "Po imprezie wrócić DO DOMU! " teraz nie zapomnę.
-A gdzie będziecie się bawić ?
-Jeszcze nie wiemy.
-Jay zna zasady, ale tobie też wytłumaczę o co chodzi. Zawsze informujecie mnie lub Kevina gdzie idziecie, o której wychodzicie i po zamknięciu klubów czyli po północy widzę was w domu. Takie są zasady i mocno się ich trzymamy.
-Dobrze. Tak zrobimy. Dzięki, że mi powiedziałeś.
   Jechaliśmy jeszcze parę minut i rozmawialiśmy o wieczorze, starałam zapamiętać każdą rzecz jaką mówił mi Martin, bo chciałam się do tego uporządkować, w końcu tu chodzi o bezpieczeństwo Jay'a.
-To tu. - powiedziałam, gdy dojechaliśmy pod moją kamienicę.
-Śliczny kolor. - powiedział Martin.
-A dziękuję. - smile. - Dzięki za podwózkę.
-Nie ma za co. Bawcie się dobrze.
-Znowu dziękuję. Pa ! - wyszłam z samochodu, Martin odjechał, a ja ruszyłam do mojego domu.
   Nie było mnie w nim dwa dni, a tak mocno się stęskniłam. Może kiedyś zamieszka ze mną Max właśnie w tym budynku ? Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się i weszłam do środka, wyjęłam pocztę ze skrzynki i nie patrząc na nią weszłam na piętro do swojego królestwa. Przydałoby się tu odkurzyć. Szybki sms do Jay'a
"Wrócę jednak trochę później, muszę posprzątać w mieszkaniu."
   No nic, zaczęłam ścierać kurze z mebli, a później w ruch poszedł odkurzacz. Poszło szybko i sprawnie. Nawet umyłam podłogi i teraz stałam przed szafą zastanawiając się co wybrać na wieczór, zdecydowałam się na spodenki jeansowe, które z przodu miały flagę USA do tego białą zwiewną koszulę bez rękawów, którą miałam zamiar włożyć luźno w spodenki, do tego czarny stanik, bo bluzka była prześwitująca, czerwone szpilki i małą czarną torebkę z ćwiekami przewieszaną przez ramię, do tego ciemne okulary, które na szczęście zmieściły się do torebki. Z dodatków wzięłam dużo kolorowych bransoletek i czarne wiszące kolczyki, a na szyje miałam zamiar założyć czarny kołnierzyk z kolcami. Dzisiaj będę wyglądać jak milion dolarów i tak będę się bawić. Gdy wszystko spakowałam do mojej niebieskiej torby, która pomieściła nawet buty poszłam do kuchni. Miałam zamiar napić się kawy. Postawiłam wodę w czajniku elektrycznym i siedziałam przy blacie jedząc ciasteczka czekoladowe. Zrobiłam sobie kawę i spojrzałam na stół, na którym leżała poczta. Moją uwagę przykuła beżowa koperta, skądś ją kojarzyłam. Podeszłam do stołu i wzięłam kopertę do ręki. Nawet taki sam papier, lekko szorstki. 
   Moi rodzice zawsze wysyłali pocztę w takich kopertach, moje serca zaczęło szybciej bić, usiadłam przy stole z kopertą w ręce. Adresatem listu byłam ja. Pismo było krzywe i niedbałe przypominało mi pismo mojej ciotki z Sheffield, u której mieszkałam po śmierci rodziców. Odwróciłam kopertę. To co zobaczyłam na drugiej stronie poważnie mnie wystraszyło. Nadawcami listu byli John i Meredith Gonzales - moi nieżyjący od pięciu lat rodzice. Jak to możliwe, że dostałam od nich list. To z pewnością jest jakaś pomyłka, drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę. Był w niej list napisany pismem mojej mamy. Kartka tak samo jak koperta była beżowa i sztywna. To jakieś żarty. Położyłam list na stole, bo nie byłam w stanie trzymać go w rękach i czytać, za bardzo się trzęsłam. Zaczęłam czytać.

Kochana Lauro !
   Jeśli czytasz ten list, oznacza to, że nas już przy Tobie nie ma. Ciocia Amber miała Ci go wysłać, gdy ochłoniesz z emocji po naszej stracie. Mamy nadzieję, że dajesz sobie radę sama. Nigdy nie chcieliśmy, żebyś dostała ten list, żebyś dowiedziała się w ten sposób. Wiedz, że zawsze cię kochaliśmy i kochamy mimo, że nas przy tobie nie ma. Marzymy o tym, żebyś nas nie znienawidziła po tym czego się zaraz dowiesz.
   Od zawsze traktowaliśmy cię jak córkę, a ty nas jak rodziców. Byłaś dla nas tęczą pojawiającą się po burzy. Naprawdę cię kochaliśmy i kochać cię zawsze będziemy. Niestety po ślubie z John'em nie mogłam zajść w ciąże, leczenie nie przynosiło żadnych pozytywnych rezultatów. Bardzo pragnęliśmy dziecka, ale nie mogliśmy go mieć.
   Jednego słonecznego dnia poznaliśmy młodą dziewczynę. Była w ciąży i błąkała się po mieście. Podeszliśmy do niej i zaoferowaliśmy jej pomoc. Okazało się, że poznała chłopaka, wakacyjna miłość, lecz zaszła z nim w ciąże. Gdy ten się o tym dowiedział szybko zniknął z jej życia, nigdy więcej już go nie widziała. Maureen, bo tak miała na imię ta dziewczyna, nie wiedziała co ma zrobić, jej rodzice od samego początku byli przeciwni jej znajomością z tym chłopakiem ich nienawiść do tego chłopaka wzrosła, gdy dowiedzieli się, że ich córka jest z nim w ciąży. Ale ten nigdy nie poznał konsekwencji swoich czynów, zostawił młodą dziewczynę samotnie w ciąży ze zdenerwowanymi rodzicami na głowie. Rodzice Maureen chcieli usunąć ciążę, ale ta była za urodzeniem dziecka, nie chciała zabijać małej istotki, która rosła w jej brzuchu. Po długich rozmowach z samą dziewczyną oraz z jej rodzicami postanowiliśmy adoptować dziecko.
   To ty jesteś tym dzieckiem. Razem z John'em nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami. Przepraszamy, że dowiadujesz się w ten sposób zawsze chcieliśmy ci to powiedzieć w cztery oczy, ale byliśmy tchórzami baliśmy się, że odsuniesz się od nas. Prosimy cię tylko o to byś zawsze pamiętała o naszej wielkiej miłości do ciebie, o naszych wspólnie spędzonych chwilach. Prosimy o twoją pamięć.
   Maureen Allen miaszkała w Mansfield jest to miejscowość w hrabstwie Nottinghamshire. Nie chciała utrzymywać z tobą realnego kontaktu, bo bała się, że się do ciebie przywiąże. Mieliśmy ze sobą jedynie kontakt poprzez pocztę, do szóstego roku życia wysyłaliśmy jej twoje zdjęcia, później nasz kontakt się urwał i nigdy więcej nie mieliśmy informacji o niej, ale uszanowaliśmy jej decycję. Nie miej jej za złe faktu, że cię porzuciła, zostawiła. Była młodą, samotną matką, nie poradziłaby sobie z opieką nad małym dzieckiem, miała szkołę i całe życie przed sobą. Odnajdź ją jeśli chcesz.
   Tak więc znasz już całą historię. Przekazaliśmy ci w tym liście wszystkie istotne informacje dotyczące twojej przeszłości. To wszystko co wiemy o twojej biologicznej matce. Pamiętaj, że zawsze cię kochaliśmy i ty również nas kochałaś. Miłość to mocne uczucie, trwałe, nie zaniedbaj go.

Meredith i John.

   Czyli tak w zasadzie nie wiedziałam o moich "rodzicach" kompletnie nic. O tych biologicznych i tych, którzy mnie wychowywali. Przez 19 lat żyłam w złudzeniu, że są moimi rodzicami, a oni kłamali mi w żywe oczy. Co najśmieszniejsze zawsze mówili, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, ale sami nie dostosowali się do tego co mówili. Opłakiwałam ich przez pięć lat, a teraz czuję do nich odrazę. Jak mogli mnie tak okłamywać ?! Nie są dla mnie teraz nikim. Przez całe życie byłam sama, rodzice, którzy podawali się za moich opiekunów ciągle mnie okłamywali, a biologiczna matka jest mi kompletnie nie znana o ojcu nie ma co wspominać.
   Włożyłam list do torby i wyszłam z mieszkania. Zadzwoniłam po taksówkę, miałam zamiar się dzisiaj bawić i nic mi tego nie zepsuje, nawet ludzie, którzy uważali się za moich rodziców, a nigdy nimi nie byli. Taksówka przyjechała po paru minutach, wsiadłam i podałam adres posiadłości boysbandu. Po parunastu minutach byłam na miejscu, Jay otworzył mi drzwi.
-Dobrze, że już jesteś. Ugotowałem właśnie pyszną zupę, skusisz się ? - od samego początku był wesoły, poprawił mi odrobinę humor.
-Pewnie, jestem głodna. Sprzątanie mnie wykończyło. - powiedziałam i ruszyłam do kuchni.
-Tylko tyle rzeczy wzięłaś ? - zapytał Jay widząc moją niebieską torbę.
-Tak, wzięłam ubrania na wieczór, resztę mam w torbie na górze. - powiedziałam jedząc faktycznie pyszną zupę, moje myśli ciągle krążyły wokół listu, musiałam się ich pozbyć przed imprezą, sięgnęłam po piwo z lodówki.
-Nie za późno ? Wyrobisz się do wieczora z wypiciem całej butelki ? - śmiał się McGuiness, spojrzałam na niego i duszkiem wypiłam całą zawartość butelki.
-Mówiłeś coś ? - zapytałam z wyższością.
-O kurde, faktycznie dopiero zaczynam poznawać twoje możliwości. - powiedział zdziwiony i zajął się zupą.
   Sama dokończyłam swoją porcję i nawet umyłam naczynia po obiedzie. Było trochę po 14 za wcześnie by szykować się na wieczór, więc wygodnie rozsiadłam się przed telewizorem. Próbowałam skupić się na jakimś programie, ale moje myśli uparcie krążyły przy liście. Opuściłam salon i poszłam na górę, postanowiłam posprzątać pokój Max'a. Gdy sprzątam moje myśli są zazwyczaj bezpieczne, nie skupiają się na problemach życia codziennego tylko na tym jak wyczyścić rozlaną czekoladę na białym dywanie. Tak jak teraz. Wzięłam wszystkie detergenty do dywanów i próbowałam pozbyć się ciemnej plamy na dywanie. Po parunastu minutach udało mi się zmniejszyć widoczność plamy, później zajęłam się odkurzaniem, ścieraniem kurzu z mebli i układaniem wszystkiego. Starałam się odkładać wszystko na poprzednie miejsca, by nie narobić Max'owi problemu i w ten sposób zleciały dwie godziny, a myśli o liście popłynęły sobie daleko. 
   Zajęłam "moją" łazienkę na górze i zaczęłam się przygotowywać na party, wtedy myśli też dryfowały na problemach czy pomalować oczy czy nie. Postanowiłam na czarny smoky eyes i wyraziste czerwone usta. Włosy upięłam w koka, który wyglądał jak macki ośmiornicy i zrobienie jego zajęło mi większość czasu. Później ubrałam się w przygotowane ubranie i odstawiona jak milion dolarów wyszłam z łazienki. Zobaczyłam, że Jay również szykuje się w łazience obok, więc zapukałam.
-I jak wyglądam ? - okręciłam się, na początku zatkało Jay'a, ale później wydukał.
-Mam zawał. - zaśmiałam się i odeszłam zostawiając osłupiałego Jay'a.
   Była 17:44 zapewne zaraz będziemy wychodzić. Cieszyłam się z tego faktu, że dam upust moim myślą i zajmę się wypełnianiem głowy procentami, to było mi potrzebne. Tak jak myślałam parę minut później pojechaliśmy z Jay'em taksówką pod pewien klub, wylewały się z niego decybele muzyki i hektolitry alkoholu. Doskonałe miejsca do uciszenia własnych myśli. Na początku zamówiliśmy parę drinków na odwagę i zaczęliśmy tańczyć. Parkiet był pełny i ciągle ocieraliśmy się o jakiś ludzi, ale to mi nie przeszkadzało w zabawie. Piliśmy i tańczyliśmy. Gdy byliśmy w klubie ponad dwie godziny, Jay dostał wiadomość od Nathana.
"Hej ! Gdzie wy jesteście skoro nie ma was w domu ? Też chcę tam być ; ) "
   Odpisał mu adres klubu, w którym byliśmy i po pół godzinie bawiliśmy się we trojkę. Nawet nie pamiętałam ile drinków już wypiłam, starałam się ich nie liczyć. Teraz ważna była zabawa, nie konsekwencje.
-Laura może ty już trochę przystopujesz ? - powiedział Jay, gdy zamawiałam kolejnego drinka, zaczynałam już tracić równowagę
-No co ty ?! Ja się dopiero rozkręcam. - rzuciłam do niego, wypiłam duszkiem alkohol i ruszyłam na parkiet, widziałam, że chłopaki rozmawiali i ciągle mnie obserwowali, z pewnością mówili o mnie, miałam to gdzieś, ja przyszłam się bawić.
-Laura ty już jesteś pijana. Ledwo stoisz. - powiedział Nathan ciągnąć mnie do stolika.
-Tak masz racje. Lepiej będzie jak usiądę, wtedy rozleje mniej alkoholu. - powiedziałam, chociaż sama już nie wiedziałam co mówię.


***Perspektywa Jay'a***


   Laura mówiła, że chce się dzisiaj zabawić, ale nie sądziłem, że u niej zabawa wygląda tak. Ciągle piła i tańczyła, pilnowałem jej i nie wypiłem zbyt dużo. Dobrze, że przyszedł Młody w razie czego pomoże mi uporać się z dziewczyną. Razem z Nathanem wypiliśmy jedno piwo, a Laura w tym czasie zdążyła wypić cztery drinki i zatańczyć z każdym mężczyzną w klubie, gdy zobaczyliśmy, że jeden koleś się do niej dosadnie dobiera Nathan poszedł po nią.
   Ale ta ledwo stała i nie dopuszczała do siebie możliwości powrotu do domu, mówiła, że pójdziemy jak zamkną klub, oby do tej pory przeżyła. 
-Laura ty już nic nie pijesz ! - krzyknąłem na nią, gdy ta zaczęła opowiadać o swoim misiu z dzieciństwa.
-Ja nie piję ? No chyba ty ! Przyszłam się zabawić, ostrzegałam cię w domu. Pamiętasz ? - wydukała.
-Pamiętam, ale wtedy nie wiedziałem, że mówisz na serio.
-To teraz wiesz. Braciszku przyniesiesz mi jeszcze jednego drinka ? Takiego malutkiego, proszę . - zwróciła się do Nathana.
-Nie. Siostra ty już nie pijesz dzisiaj. - odpowiedział Nathan.
-Jak nie, jak tak ! Ale skoro żaden z was nie chce przynieść mi drinka to sama pójdę. - Laura zaczęła wstawać, ale w porę ją złapałem.
-Widzisz ! Przewracasz się ! Idziemy do domu. - krzyknął na nią Nathan.
-Nie krzycz na mnie ! - nie została dłużna Laura. - Wiem co robię. Jay pomoże mi dojść do baru, prawda ? - spojrzała na mnie swoimi przepitymi oczami.
-Zostań tu, przyniosę ci coś. - powiedziałem i posadziłem ją.
-Tylko ten taki różowy ze słomką ! - krzyknęła za mną, poszedłem do lady i poprosiłem o wodę, wróciłem z tym do niej i powiedziałem, że to drink specjalnie dla niej, nawet nie poczuła, że to woda, była tak pijana, że nie odróżniała smaku alkoholu.
-A wiecie co ? Wiecie ? - śmiała się i próbowała nam coś powiedzieć.
-Nie wiemy, powiedz nam. - powiedział Nathan.
-Haha - śmiała się. - Bo ja miałam wypadek pięć lat temu i moi rodzice umarli w nim. Matkę przekłuła barierka i było dużo krwi na przedniej szybie, mówię wam jak to zabawnie wyglądało. - zaczęła się śmiać. - No i ja wyszłam z samochodu i chwilę później on wybuchł. Było takie BUM. - pokazała rękami wybuch. - Takie duże ognisko było, można było zrobić grilla, ale byłaby zabawa. - znowu zaczęła się śmiać. - Ale wiecie co w tym jest najzabawniejsze ? Wiecie ? Wiecie ? Nie wiecie. - znowu się zaśmiała. - Bo się dzisiaj dowiedziałam, że to nie byli moi biologiczni rodzice. Jakie jaja, nie ? Adoptowali mnie. I przez 19 lat wciskali mi kit, że są moimi rodzicami. - zaczęła się głośno śmiać. - Ale oni są żałośni, teraz ich szczątki leżą głęboko pod ziemią i mam ich gdzieś. No bez kitu. - teraz zaczęła płakać. - Oni nie byli moimi rodzicami. Jestem sama na tym cholernym świecie. - cała zalała się łzami, przytuliłem ją, a ta szlochała, spojrzałem na Nathana miał ten sam wyraz twarzy co ja, zdezorientowanie i smutek. Nagle Laura mi się wyrwała.
-Nienawidzę tych gnoi. Muszę ich zabić. Pomożesz mi ich wykopać ? - zapytała z powagą w głosie i ogniem w oczach.
-Jutro, dobrze ? Dzisiaj musimy już odpocząć. Idziemy spać ? - zapytałem łagodnym tonem.
-Okey, ale Martin kazał nam jechać prosto do domu, widzisz nawet to sobie zapisałam na telefonie. - pokazała mi wyświetlacz.
-Grzeczna dziewczynka. Chodźmy już. - wytoczyliśmy razem z Nathanem Laurę z klubu i wsiedliśmy do taksówki pod budynkiem, pojechaliśmy prosto do naszego domu, Nathan napisał mamie wiadomość, że przenocuje dzisiaj w naszym domu.
   Przez całą drogę próbowaliśmy powstrzymać Laurę przed zaśnięciem i udało nam się. 
-Jak można jeść bezbronne zwierzątka ? - zaczęła łkać. - Jak możesz jeść mięso ? Przecież to są bezbronne i głupiutkie zwierzątka, które nieświadomie idą na śmierć ! - wykrzykiwała to Nathanowi prosto w twarz.
   Gdy weszliśmy do domu Laura postanowiła sama wejść po schodach, już na pierwszym się potknęła i musiałem jej pomóc.
-Jay. - szepnęła i nachyliła mi się do ucha. - Musimy skakać, oni tu są i nas obserwują, masz Gumisiowy sok receptury Buni ?
-Nie mam. - odszepnąłem.
-To trudno musimy jakoś sobie poradzić. Musimy skakać. - Laura zaczęła skakać, szybko by nie zleciała ze schodów wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju, zasnęła mi na rękach, zdjąłem jej buty, torebkę i przykryłem kołdrą.
   Zszedłem do kuchni, w której Nath robił herbatę. Podał mi jeden kubek.
-Wiedziałeś o tym ? O jej rodzicach ? - zapytał.
-Nie. Nic nie mówiła. Może powiedziała Max'owi o tym wypadku, ale skoro mówiła, że dzisiaj dowiedziała się, że jej rodzice jednak nie byli tymi, za którymi się podawali to tego nie mógł wiedzieć. To nie jest wiadomość przez telefon. - powiedziałem analizując jej słowa w klubie.
-To by tłumaczyło jej zachowanie, gdy przyjechała popołudniu z domu. - dodałem. - Chciała się upić i uciszyć myśli.
-Trzeba się nią zająć i powiedzieć Max'owi. - powiedział Nathan.
-Zrobimy to jutro, jest już późno. Chodźmy spać. - odstawiłem kubek do zlewu i nawet go nie myjąc ruszyłem do sypialni, to samo zrobił Nathan. 
   Laura miała racje mówiąc dzisiaj, że nie mam zielonego pojęcia o niej. Nie znam jej w ogóle. Nie znam, ale postaram się poznać. Nie zostawię jej samej. Nie teraz.



Tabum !
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy ? Ale was wrobiłam ; P Chciałabym zobaczyć wasze miny ; D
Co o tym sądzicie ? Piszcie.
Życzę wam miłego długiego weekendu i widzimy się w piąteczek ; *

poniedziałek, 27 maja 2013

24. Zasady są po to, żeby je łamać.

   Sen to bardzo dobra rzecz, ale jak zawsze to co dobre szybko się kończy. Około siódmej obudziłam się i od razu wiedziałam, że już sobie nie pośpię. Wstałam i zaścieliłam łóżko, odsłoniłam okno i zobaczyłam, że szykowała się wspaniała pogoda. Z torby wyjęłam jeansowe spodenki do tego brązowy pasek, cienką bluzę z napisem "I love you", która była koloru szarego i szare trampki; wzięłam kosmetyczkę i ruszyłam do łazienki. Tam krótki prysznic, makijaż, kok i zaczęłam się ubierać. Wyszłam z łazienki i przypomniał mi się fakt, że mam zrobić śniadanie, zajrzałam do pokoju Jay'a, w którym chłopak spał jak małe dziecko. Mimo, że łóżko był duże skulił się tak, że spokojnie jeszcze dwie osoby by się zmieściły. Mimowolnie się uśmiechnęłam na ten widok. Zeszłam na dół do kuchni i zobaczyłam co w niej jest. W lodówce oprócz światła był jeszcze karton mleka, które i tak już śmierdziało, więc wylałam je do zlewu oraz resztki sałatki, którą zrobił Jay. Z braku laku zjadłam tę resztki, bo byłam już trochę głodna i ruszyłam do salonu, w którym znajdował się laptop. Włączyłam stronę jednego ze sklepu, który zakupy dowoził do domu i zamówiłam to co trzeba, dodatkowo parę piw, bo nie musiałam już dzisiaj brać tabletek. Na stronie było napisane, że kurier przywiezie produkty w 30 minut, spojrzałam na zegarek, była 7:21. Czyli około 8 powinny być zakupy. Nie wiedziałam, o której wstanie Jay, ale liczyłam na to, że po 8. Najwyżej wygonię go z łóżka. Czekając na kuriera ogarnęłam trochę salon, bo był strasznie zasyfiony po wieczorze z Jay'em. Nie wiem jak jeden człowiek może zrobić takiego bałaganu w ciągu paru godzin. Po 20 minutach zadzwonił domofon, szybko pobiegłam do urządzenia, by kurier nie dzwonił po raz drugi, bałam się, że może to obudzić Jay'a. Po drodze zabrałam swój portfel.
-Słucham ? - zapytałam do słuchawki.
-Dzień dobry, ja z zakupami. - usłyszałam w słuchawce wesoły głos mężczyzny.
-Już wychodzę. - odłożyłam słuchawkę i wyszłam z domu.
   Przed bramą stał młody chłopak z czapką z daszkiem, szeroko się uśmiechał co spowodowało, że sama się uśmiechnęłam. Gdy na niego spojrzałam, przypomniał mi się Nathan, też był młody i lubił full-capy.
-Dzień dobry. - powiedziałam, gdy podchodziłam do bramki.
-A dobry. Chyba będzie dzisiaj ciepło, bo tak słońce ładnie świeci. - powiedział swoim wesołym tonem chłopak.
-Oby. Mam dość deszczu. Proszę. - podałam mu pieniądze i dostałam swoją torbę z produktami.
-Dziękuje i życzę miłego dnia. Do widzenia. - chłopak się pożegnał i ruszył do swojego pojazdu.
-Do widzenia i nawzajem. - odpowiedziałam i zamknęłam bramkę sprawdzając czy jest na pewno zamknięta, upewniona weszłam do domu.
   Weszłam do kuchni i zaczęłam wypakowywać zakupy, oprócz jedzenia i picia oraz alkoholu były jeszcze poranne gazety. Rzuciłam na nie okiem, ale nie teraz były mi w głowie ploteczki ze świata, na górze spał, albo już nie, głodny Jay. Trzeba zająć się śniadaniem. Wyjęłam deskę do krojenia i nóż, pokroiłam szczypiorek i pomidora, na patelnię wbiłam jajka. Usłyszałam zamykanie drzwi na górze, a później dźwięk lecącej wody z kranu, czyli Jay już wstał. Postawiłam wodę w czajniku i przygotowałam dwa kubki herbaty. Do jajek dorzuciłam warzywa i zamieszałam. Przygotowałam talerze i sztućce, nałożyłam na nie jajecznicy i zalałam wrzątkiem herbatę. Do kuchni wszedł zadowolony Jay.
-Jak ładnie pachnie. - powiedział i się przytuliliśmy kołysząc się.
-Widzę, że masz dobry humor dzisiaj. - powiedziałam, gdy już się odsunęliśmy.
-No pewnie. Za oknem słońce świeci i mam domowe jedzonko. Same pyszności. - Jay wziął chleb i usiadł do stołu. - Dzisiejsze gazety ? Byłaś na zakupach ?
-Nie, zamówiłam zakupy do domu. Nie zdążyłabym pójść po nie. - odpowiedziałam podchodząc do stołu z kubkami. - Już posłodziłam.
-Taka jaką lubię. - chłopak wziął łyka i zajął się jedzeniem, ja również. - Ale dobre. - mówił z pełną buzią Jay.
-Cieszę się, że ci smakuje. - powiedziałam uśmiechając się. - Jakie mamy dzisiaj plany ?
-Zależy czy masz zamiar zostać w domu czy wyjść na miasto.
-Możemy wyjść wieczorem na drinka czy coś. Nie muszę już brać leków.
-Czyli trzeba opić ten fakt. - ucieszył się.
-No, a jak ? - zaśmiałam się.
-Laura jak to z tobą jest, że jesteś negatywna picia alkoholu, ale teraz chcesz ? - zapytał.
-Nie lubię picia alkoholu rano i częstego picia, ale to się chyba zmieni, bo wy zawsze pijecie. - puściłam mu oko.
-My zawsze świętujemy, a od teraz ty z nami. Nie musisz przecież iść do pracy, więc nie ma chyba problemu ?
-Nie, żadnego. - powiedziałam i wróciłam do jedzenia.
-A kto zmywa ? - zapytał Jay.
-No tak. - przypomniał mi się przykry fakt. - Dlaczego nie macie zmywarki ?
-No nie pomyśleliśmy o tym, ale powiem Martinowi, żeby ją skołował. A właśnie jest Martin ? Wczoraj do późna oglądałem filmy, ale nie wrócił do domu.
-Nie widziałam go rano, a wstałam trochę przed siódmą.
-Jezu ten koleś się kiedyś przewiezie. - powiedział Jay. - A jeżeli chodzi o zmywanie to ja mogę umyć talerze i sztućce, a ty patelnię i kubki. Co ty na taki obrót sprawy ?
-Mi to odpowiada. - uśmiechnęłam się, dochodziła 9.
   Po zjedzonym śniadaniu zabraliśmy się do zmywania, poszło nam sprawnie. Ale najlepsza była reakcja Jay'a na piwo w lodówce. Oczy niemal mu wyszły z orbit i rozdziawił buzię, na jego widok tylko się zaśmiałam i poszłam do pokoju Max'a. Zobaczyłam 1 nieodebrane połączenie. Od Max'a. Oddzwoniłam.
-No hej ! Przepraszam, że nie odebrałam, ale byliśmy z Jay'em w kuchni jedliśmy śniadanie. - powiedziałam, gdy tylko usłyszałam jego głos w telefonie.
-Nie ma sprawy. A co wy tak wcześnie ? - zapytał, również miał dobry humor, bo było słychać to w jego głosie.
-Ja nie mogłam spać, a Jay po prostu wstał. A ty ?
-Też nie mogłem spać. Telepatia jakaś. - uśmiechnęłam się. - Macie jakieś plany na dzisiaj ?
-Planujemy wieczorem wyjść na drinka. Będziemy opijać fakt, że nie muszę już brać tabletek.
-Takie święto to jest co opijać. - Maź się zaśmiał, ale po chwili ucichł.
-Co jest ? - zapytałam.
-Nic. - powiedział smutno.
-Nie wciskaj mi takiego kitu, przecież słyszę, że coś nie gra.
-Tęsknię po prostu. I to jest dziwne uczucie.
-Też tęsknie. Ale Jay nie daje mi dopuścić do siebie tych myśli, bo ciągle coś organizuje. Dlaczego ja nie wiedziałam, że macie basen za domem ? - zapytałam z wyrzutem.
-Czyli już wiesz ? A tak jakoś wyszło. - zaśmiał się.
-Takie dobro, a wy trzymaliście to w tajemnicy.
-Czyli sugeruje, że lubisz baseny, pływanie i te sprawy.
-No pewnie.
-A może już się kąpałaś ?
-Tak w zasadzie to nie, ale dwa razy zostałam do niego wrzucona.
-Ah ten Jay. Totalny szaleniec. - zaśmiał się.
-Taki jego urok. Ale Kevin też nie lepszy, bo oby dwoje się zmówili i mnie wrzucili do wody.
-A Kevin chociaż się trochę zmoczył ?
-Gdy z Jay'em byliśmy cali ociekający wodą to się do niego przytuliliśmy, tylko tyle.
-I ty mi o tym dzisiaj mówisz ? Czemu mi wczoraj wieczorem nie powiedziałaś ?
-A jakoś wyleciało mi z głowy. Zapomniałam.
-Taak jasne.
-A ty co dzisiaj będziesz robić ?
-Będę starał się zmniejszyć tęsknotę za tobą. - jakie to słodkie.
-Ojej. Naprawdę jest aż tak źle ?
-No nie powiem, że jest dobrze.
-Miałeś spędzać czas z rodziną, a nie usychać z tęsknoty.
-Można powiedzieć, że od dzisiaj ty również należysz do mojej rodziny. - dobrze, że w tym momencie mnie nie widział, bo cała się zarumieniłam. - Dlaczego nic nie mówisz ?
-Zaskoczyłeś mnie tym. Nie spodziewałam się.
-Czasami prawda potrafi zaskoczyć, co ?
-Tak i to poważnie.
-Będę leciał.
-To do niedzieli.
-Będę liczył godziny.
-Pa. - rozłączyłam się.
   Czyli Max liczył na coś większego niż przelotny flirt teraz nie miałam już żadnych wątpliwości co do moich uczuć do niego. Kochałam go i wiedziałam, że on odwzajemnia moje uczucia, mimo że jeszcze sobie tego nie powiedzieliśmy. Ta niedziela była tak odległa. Niech Max już przyjedzie. Moje przemyślenia przerwał telefon, dzwoniła April.
-No cześć April. - odebrałam.
-Cześć Laura. Jak się czujesz ?
-Wiesz już jest lepiej. Łokieć mnie jeszcze boli, ale już nie tak jak we wtorek.
-Pamiętny wtorek, zapisz sobie tę datę w kalendarzu. - zaśmiała się.
-Wolałabym o tym dniu zapomnieć. - zaśmiała się.
-No nie dziwię ci się. Słuchaj kończę właśnie pisanie nowego grafiku, mogłabyś jutro wpaść gdzieś tak około drugiej popołudniu i zobaczyć czy ci pasuje, bo jak nie to naniosę poprawki.
-Dobrze, nie ma sprawy. Czyli nowy grafik obowiązuje od poniedziałku ?
-Tak. Jeszcze cztery dni mamy po staremu, ale od nowego tygodnia mamy zmiany.
   Zastanawiałam się czy zadać te pytanie, ale stwierdziłam, że dlaczego nie ?
-A możesz mi powiedzieć kiedy audycje ma Matt ?
-Jaki Matt ?
-No ten nowy. Ten który mi pomógł we wtorek.
-Aaa Matt Lee. - czyli znałam już jego nazwisko. - Ma audycje codziennie od 8 do 10, czyli te przed twoimi, z tym, że codziennie. Oprócz weekendu, bo tu audycje będą po staremu.
-A kto będzie miał te wcześniejsze ?
-Postawiłam na technologię i nocne audycje będą tylko muzyczne, więc wystarczy ustawić playlistę i puścić na noc. Zrezygnowałam z nocnych audycji w tygodniu.
-Faktycznie spore zmiany.
-Wiesz trzeba iść z duchem czasu. Przepraszam cię kochanie, ale muszę już lecieć. Rój os jest w tym tygodniu w radiu. To zobaczymy się jutro popołudniu, tak ?
-Tak. Do zobaczenia. - rozłączyłam się.
   Doskonale, czyli mój "ulubiony" kolega z pracy ma audycje przed moimi. Mam powód by się wieczorem napić. I to bardzo dobry powód. Do drzwi zapukał Jay.
-Mogę wejść ? - stał w drzwiach ze smutną miną, musiał widzieć mój smutek i moją złość.
-Tak, pewnie. Siadaj. - poklepałam miejsce na łóżku obok mnie, Jay posłusznie usiadł.
-Czyli domyślam się, że ci się nie podoba ? - patrzył mi w oczy.
-Nie, bo będę musiała widywać tego kolesia codziennie jak będę w pracy. Ma audycje przede mną.
-No to kiszka.
-Kiszka ? Co to za słowo jest ? - zaśmiałam się.
-Zabawne. - Jay również się zaśmiał i mocno mnie przytulił. - Będzie dobrze, nie martw się. Jak coś to zadzwoń do nas. Pięć na jednego ? Nie sądzę, żeby miał jakiekolwiek szanse.
-Biedny Matt. - zaczęliśmy się śmiać.
-To co teraz robimy na poprawę humoru ? - zapytał Jay.
-Jaką poprawę humoru ? Ja nadal mam dobry humor. Nikt i nic mi go dzisiaj nie popsuje. Zabawmy się wieczorem. - powiedziałam i wstałam. - No chodź. - wyciągnęłam ręce w stronę Jay'a, ten złapał mnie za jedną i wyciągnęłam go z pokoju, zmierzaliśmy do kuchni, ale tylko ja znałam zamiar.
-Piwo ? Jest wcześnie. - zapytał Jay, gdy zobaczył po co go wyciągnęłam z pokoju Max'a.
-Zasady są po to, żeby je łamać. Mam rację ?
-Stu procentową.
-To teraz otwórz nam piwo.


***Perspektywa Max'a***


   Trzy dni nie widziałem już Laury, a czuję się jakbym nie widział jej przynajmniej rok. Mam z nią kontakt telefoniczny, ale to nie to samo co spotkanie na żywo, telefon nie daje nawet cząstki tego co spotkanie w cztery oczy. Tęskniłem za nią i taka była prawda. Na początku się tego wypierałem, ale ile można ? Ten wyjazd upewnił mnie, że Laura jest tą jedyną, tą wybranką do końca moich dni. Teraz musiałem jej o tym powiedzieć, ale z pewnością nie przez telefon. Laura miała opiekować się Jay'em, ale wyszło na to, że to Jay opiekuje się nią. Przynajmniej się zaprzyjaźnią i nie będą sami. Spędzają miło razem czas i teraz zazdroszczę tego kumplowi, że spędza czas z Laura, a ja jestem 3 godziny jazdy dalej. To boli, ale przyjechałem do swojej rodziny.
   No właśnie moja rodzina. Stęskniłem się za nimi, a oni za mną. Nie mogę nagadać się z rodzicami, ciągle jest za mało czasu. Zawsze tak jest, gdy przyjeżdżam do domu. Powinienem się przyzwyczaić, ale nie jest łatwo. Mama mówi, że ciągle bujam myślami przy Laurze. Muszę się skupić i słuchać wszystkiego co mówią rodzice. Nie chce zaniedbać naszych kontaktów, są dla mnie bardzo ważni. W końcu są moją rodziną, najważniejsi na świecie.
-Max ty mnie w ogóle nie słuchasz. Znowu wracasz myślami do Londynu. Nie ma sensu, żebyś tu siedział do niedzieli skoro jesteś nieobecny. Następnym razem masz tu przyjechać z Laurą. - powiedziała mama.
-Przepraszam, zmyśliłem się. Co masz na myśli ? - zapytałem, razem z mamą siedzieliśmy w salonie oglądaliśmy telewizję i piliśmy kawę.
-Mam na myśli twój wcześniejszy powrót do stolicy. Zrobisz swoim przyjaciołom niespodziankę. - powiedziała patrzą mi w oczy.
-Ale ty mówisz na poważnie? Przecież przyjechałem do domu, żeby z wami pobyć.
-Ale ciebie tu nie ma. Jesteś tylko ciałem, ale myślami jesteś 200 mil dalej. To nie ma sensu.
-Mamo, ale na pewno ? - zapytałem niepewnie.
-Na 200 %, albo i więcej. - powiedziała i się uśmiechnęła,
   Cały w środku skakałem z radości. Zrobię niespodziankę Laurze i Jay'owi. Zaskoczyła mnie wypowiedź mojej mamy, ale kto jak kto ona zna mnie najlepiej. Wie co mówi i na co mi pozwala.
-Jak się cieszysz. - powiedziała mama. - Ty naprawdę kochasz tę Laurę.
-Całym sercem. - uśmiechnąłem się na myśl reakcji Laury, gdy mnie zobaczy.



Heej !
Macie taki sweetaśny rozdział ; )
W środę, można powiedzieć, że kluczowy rozdział ; P
Jak myślicie co się stanie ? Macie jakieś przypuszczenia ^^ ? Liczę na waszą wyobraźnie i piszcie co wam w tym momencie przychodzi do głowy dotyczącego następnego rozdziału. Jestem ciekawa co wymyślicie ; D
To do środy : * <3

nadużywam słowo "rozdział" w tym opisie ; S

piątek, 24 maja 2013

23. Bo powiem Max'owi !

-Bardzo ładna ta sukienka, ale ja nie mam pojęcia jak wy kobiety możecie na tym chodzić. - Jay wziął do ręki moje koralowe szpilki. - Zabić się na tym da.
-Wcale nie jest tak źle. Ale buty są śliczne. - mówiłam wpatrzona w moje nowe buciki.
-Laura ! Halo tu ziemia. - Jay zaczął chować buty do pudełka.
-Ej ! Daj mi się na nie napatrzeć. - wyrwałam mu z ręki pudełko i założyłam szpilki, wstałam.
-Teraz to przynajmniej nie jesteś kurduplem. - powiedział Jay, który również wstał.
-A co to miało być ? - uderzyłam go w ramię. - Sugerujesz, że jestem niska ?
-No.
-Wcale nie. Po prostu jestem niższa od ciebie. - podeszłam do niego, był wyższy dwa centymetry, no może trzy, nie więcej.
-A jeżeli ktoś jest niższy ode mnie to jest niski. - podsumował Jay.
-Kobiety są zazwyczaj niższe od mężczyzn.
-Masz mnie, ale teraz na prawdę zdejmuj te buty i zróbmy coś.
   Usiadłam na kanapę ciągle wpatrzona w moje obuwie, z bólem serca je zdjęłam i schowałam do pudełka.
-Ale co mamy zrobić ? - zapytałam zakładając trampki.
-Coś.
-Co rozumiesz przez "coś" ? - wstałam.
-No jeszcze nie wiem, ale "coś" bym zrobił. Przecież nie będziemy siedzieli przed telewizorem.
-Mam pomysł.
-Jaki ?
-Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodna i zjadłabym sobie pizze. Możemy ją upiec i nie będziemy siedzieć bezczynnie.
-To jest jakieś wyjście. Chyba mamy jakieś warzywa.
   Ruszyliśmy do kuchni. Przy zmierzaniu do tego miejsca nie obyło się bez popychania, ciągnięcia za koszulki i tracenia równowagi. A dlaczego ? Bo razem z Jay'em ścigaliśmy się do kuchni, a przegrany zmywał naczynia z kolacji. Nikomu się nie chciało, więc walka była zażarta. Ale i tak dobiegłam pierwsza.
-Jay zmywasz ! - krzyknęłam, gdy wbiegłam o sekundę szybciej do pomieszczenia.
-Oszukiwałaś !
-Tak jak ty przy grze w karty. - wystawiłam mu język.
-Okey jesteśmy kwita. Ale teraz szukamy warzyw.
   Na blacie znaleźliśmy czerwoną paprykę, pomidory. W lodówce była kukurydza i groszek w puszkach oraz brokuły i fasolka szparagowa. Nie było źle. Gdy ja robiłam ciasto Jay mył warzywa i odsączał te, które były w puszkach, a później zrobił sos pomidorowy. Byliśmy dobrą drużyną jeżeli chodzi o gotowanie, bo po 10 minutach pizza była już w piekarniku. Czekając na posiłek naszykowaliśmy stół.
-Ile ma się piec pizza ? - zapytał Jay.
-15 minut.
-A nie 10 ?
-Nie 15. - upierałam się.
-Ja zawsze piekę przez 10 minut.
-Dlatego moja pizza jest lepsza od twojej.
-Przecież nie jadłaś mojej pizzy.
-Tym lepiej dla mnie. - uśmiechnęłam się do niego.
-Jesteś nie miła dla mnie.
   Zadzwonił mój telefon. Max.
-Wcale nie jestem. - powiedziałam do Jay'a, a później do telefonu. - No hej ! Co tam porabiasz ?
-Czy to Max ? - zapytał Jay, a ja tylko pokiwałam głową.
-Jay zostaw to ! - krzyczałam, gdy chłopak zabierał mi telefon.
-Oddaj mi ten telefon po dobroci, ale wezmę cię na tortury. - powiedział Jay.
-Spadaj, teraz ja rozmawiam z Max'em. - powiedziałam.
-W takim razie przechodzimy do ostateczności. - powiedział Jay i zaczął mnie łaskotać, po paru sekundach wylądowałam na podłodze i oddałam mu telefon.
-Muszę ci stary powiedzieć, że twoja dziewczyna jest mało odporna na łaskotki. - powiedział Jay do telefonu, a ja powoli zaczęłam wstawać.
-Pożałujesz tego. - przeszłam obok niego potrącając go ramieniem i patrząc na niego lodowatym wzrokiem.
-Ooo. Max jakbym za parę godzin nie żył to wyprawcie mi ładny pogrzeb. - uśmiechnęłam się pod nosem, ale stałam tyłem do chłopaka i tego nie widział. - Weź ty jej przegadaj do rozumu, bo ja się jej boję. Jest nie miła, biję mnie i ten jej lodowaty wzrok. Mówię ci mrozi do szpiku kości. - kontynuował rozmowę, po chwili podszedł do mnie wręczył mi telefon i szybko odszedł.
-Taaak. - powiedziałam do telefonu.
-Słyszałaś to ? - zapytał Max.
-Owszem. - próbowałam się nie śmiać.
-Nasz kochany Jay. Tam trochę złagodźcie swoje spory, bo wiesz Jay jest młody.
-O co ty mnie oskarżasz ? - nie wytrzymałam i się roześmiałam, po mnie Max, a za moment Jay, za co rzuciłam go ścierką.
-Czyli już wszystko jest okey ? - zapytał Max.
-Zawsze było. - odpowiedziałam patrząc na Jay'a.
-Przyjadę w niedzielę. Postaram się przyjechać rano.
-Supcio.
-Tylko tyle ?
-A na co ty liczysz ?
-No nie wiem na jakiś radosny krzyk czy coś.
-Okey. Jay zaraz krzyknie. - i nie dając dość do słowa Max'owi podłożyłam telefon pod usta Jay'a a ten pełen entuzjazmu zaczął wykrzykiwać epitety "super', "wspaniale" oraz "gadasz?!", "nie mogę się doczekać".
-Zadowolony ? - zapytałam Max'a.
-Raczej ogłuszony. - powiedział. - Jay cię demoralizuje.
-No może troszeczkę.
-A co wy tam robicie ?
-Czekamy na kolację, która właśnie się dopieka.
-To smacznego. - powiedział Max i po chwili usłyszałam cichy głos. - Max upiekłam dla ciebie ciasto. Chodź tu.
-Twoja mama ? - zapytałam.
-Tak, upiekła swoje słynne ciasto czekoladowe.
-Przypuszczam, że twoje ulubione ?
-No pewnie. To ja lecę. Smacznej kolacji.
-Pysznego ciasta. Pa. - i się rozłączyłam.
-Jay. - powiedziałam poważnie, a chłopak spojrzał na mnie przestraszony. - Wydaje mi się, że Max wróci od rodziców dwa razy większy. On ciągle coś je.
-Haha. - Jay wybuchł śmiechem. - Zawsze jak wraca od rodziców tydzień siedzi w siłowni i zamienia swój tłuszczyk w mięśnie.
-To tak się da ? - śmiałam się razem z nim.
-Max potrafi wszystko. Wyjmujemy ? - wskazał na piekarnik.
-No możemy. - wyjęłam pachnącą pizzę i zaczęliśmy kroić kawałki.

*Po paru dłuższych chwilach*

-Jak ja mogłam tyle zjeść ? - byłam zrozpaczona tym, że sama zjadłam połowę pizzy.
-No normalnie. Głodna byłaś, zakupy cię wymęczyły. Mam tu jeszcze jeden kawałek, chcesz ? - Jay podstawił mi pod nos talerz z przysmakiem.
-Niee. Weź mi to z oczu. 
-No tak, bo przytyjesz.
-Ja już przytyłam. Trzeba będzie się za siebie zabrać. - spojrzałam na swój brzuch. 
-W jakim sensie "zabrać".
-No nie wiem, jakiś aerobik czy siłownia. Albo zacznę biegać.
-W jakim celu ?
-W celu zgubienia tego co dzisiaj zjadłam.
-Przesadzasz.
-Taaa. - zabrałam swój talerz i włożyłam do zlewu. - No Jay, zmywaj to. - wskazałam na brudne naczynia w zlewie.
-Już lecę. - przewrócił oczami.
   Usiadłam przy stole i popijając swój sok pomarańczowy patrzyłam jak Jay zmywa naczynia. Miał w tym wprawę i to było widać. Nagle zaczął wywijać nóżkami.
-Ładnie tańczysz. Nauczysz mnie tego kroku ?
-Dziękuje. Pewnie kiedy tylko chcesz. Umiem jeszcze tak. - okręcił się wokół swojej osi. 
-O jacie. Tego nie będę w stanie się nauczyć. To takie skomplikowane. - śmiałam się.
-Wiesz co ? Mam pomysł. Chodź do salonu. - Jay wziął dwie małe patelnie.
-A po co ci te patelnie ? 
-Zobaczysz. - i puścił do mnie oko.
   Jay w salonie rozłożył stół to tenisa stołowego, nie pytajcie skąd od go wyjął, bo sama nie wiem. W jakieś szufladzie znalazł żółtą piłeczkę i podał mi jedną patelnie.
-No co tak stoisz ? Chodź zagramy sobie. - powiedział Jay okręcając swoją "rakietkę".
-Nie wydaje ci się, że to ma inne zastosowanie ? W kuchni ? - podniosłam patelnię.
-Skoro patelnia to broń co sama udowodniłaś może również być rakietką. - uśmiechnął się i zaczęliśmy grać w prowizorycznego tenisa stołowego.
   Tak więc, od dzisiaj patelnia ma mnóstwo nowych zastosowań pomijając te w kuchni. Ale kogo to obchodzi ? Po długim i męczącym pojedynku Jay wygrał. Cieszył się jak dziecko i skakał po całym pokoju. Ja tylko stałam i przyglądałam się temu całemu zjawiskowi. Po chwili Jay się uspokoił.
-Jutro robisz śniadanie. - powiedział.
-Co ? Jakim cudem ?
-No przegrałaś.
-To mogłeś wcześniej powiedzieć, że przegrany robi śniadanie. Wtedy nie dałabym ci forów na koniec i odbiłabym tą piłeczkę.
-Fory ? No ciekawe. To ja ci dawałem fory.
-Taa. Widziałam właśnie. Lepiej złóż ten stół, a ja odniosę patelnie.
-Krzywdę sobie zrobisz tym dziecko. - i Jay wyjął mi patelnię z ręki.
-Bo powiem Max'owi ! - krzyknęłam tylko do jego pleców.
   Mogłam sobie pogadać sama do siebie. Wkurzona na Jay'a zajęłam się składaniem stołu. No nie powiem, była to dla mnie czarna magia. Ale korzystając z instrukcji na spodzie wydawało się to łatwe. Złożyłam stół bez niczyjej pomocy i nic mi się nie stało. A według myślenia Jay'a odnosząc patelnie bym sobie coś zrobiła. I gdzie tu logika ?
-Laura. Sama złożyłaś stół ? - do salonu wszedł Jay.
-To tak. I nic mi się nie stało. - pełna dumy podniosłam ręce do góry i to był błąd. Ręką podpierałam mebel, a gdy ją zabrałam ten spadł mi na stopę. Teraz ja skakałam po całym pokoju, klnąc pod nosem.
-Co się tak śmiejesz ?! - warknęłam na Jay'a i dostał poduszką prosto w twarz. - Weź w ogóle jakiś badziewny ten stół macie. I czemu ty leżysz na tej podłodze i się śmiejesz ? Ja tu cierpię,a ty podłogę myjesz. - na widok roześmianego Jay'a sama zaczęłam się śmiać.
-Ale naprawdę cię boli ? - spytał Jay ścierając z twarzy łzy, ciągle się śmiejąc.
-Nie już nie. Ale ty się lepiej ogarnij, jesteś cały czerwony.
-Wiesz jak to wyglądało ? Skaczesz po całym pokoju i klniesz. Na moim miejscu też byś się śmiała. - Jay wstał, podał mi rękę i dzięki jego pomocy również stałam już na nogach.
   Później oglądaliśmy jakiś film, ale już w środku zaczęłam przysypiać tak wiec zmyłam się do pokoju, wzięłam mój nocny strój i poszłam z nim do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy ogromną suszarką, która była ciężka, ale dałam radę i tak gotowa ruszyłam do sypialni. Zadzwonił jeszcze Max i opowiedziałam mu o dzisiejszym dniu, włącznie z zakupami, z pizzą, z grą w tenisa oraz o moim nieszczęsnym wypadku. Za każdym razem miałam jakiś komentarz to mojego opowiadania, ale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, po 10 minutach się rozłączyliśmy i oddałam się cała snu.



Cześć !
Piąteczek <3
Jakoś tak od rana miałam dobry humorek.
Moja pani od niemieckiego wywozi mnie na wycieczkę do Niemiec. Ja nawet zdania skleić nie potrafię, ale będzie fajnie. Do szkoły nie pójdę, a to akurat w środę, więc nie będzie chemii i dwóch polskich. ; P
Bardzo zaciekawiły mnie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z waszego zapału, przy ich pisaniu. I wasze pomysły mnie również rozwaliły, czytałam komentarze z otwartymi oczami ; )
Bardzo fajnie, proszę o jeszcze więcej takich wspaniałych komentarzy ; )
To do poniedziałku ; ) I pamiętajcie, że w środę bardzo ważny rozdział. Już się nie mogę doczekać ^^

środa, 22 maja 2013

22. Zostaliśmy sami.

-Zbieramy się Nath. - powiedziałam, gdy doszłam do wniosku, że nie ma sensu nadal siedzieć w lodziarni przy pełnym do połowy pucharku.
-Ale ja się nie mogę ruszyć. - marudził chłopak.
-Dobrze się czujesz ?
-Tak, tylko nie mam siły wstać.
-Ale na pewno ? Mówiłam, że to się źle skończy. 8 gałek lodów i na dodatek każda w innym smaku. - chłopak miał dziwny kolor twarzy.
-Tak, muszę jeszcze odpocząć. - Nathan rozłożył się na krześle.
-Bo do tej sukienki to musiałabym kupić jeszcze buty i jakieś dodatki.
-To zaraz pójdziemy. Daj mi 10 minut.


*** Perspektywa Jay'a ***


   Laura z Nathanem wyszli z domu o 11, była już 15 i ich jeszcze nie było. Ciekawe kiedy wrócą ? Kevin siedział u siebie w pokoju i chyba rozmawiał przez Skype ze swoją rodziną. Mógłby się z nimi widzieć na żywo, ale uparł się, że zostanie ze mną. Nie chciał zostawiać mnie samego i bez ochrony. Traktował nas jak przyjaciół, ale również jak ojciec, który troszczy się o swoje dzieci. Przynajmniej on się mną interesował w ten sposób, bo na swojego ojca nie mogłem liczyć. Odkąd zacząłem karierę odsunęliśmy się od siebie na tak długi dystans, że już nikt nie brał sobie na poważnie określeń "mama", "tata" czy "syn". Kogo to obchodzi ? Teraz mam własną rodzinę, z którą spędzam większość swojego życia, robimy to co kochamy. A ja zawsze chciałem pracować tak, żeby ta praca sprawiała mi przyjemność, a ta praca oferowała mi wiele przyjemności. Chociaż nie mówię, że jest pięknie i wspaniale, czasami potrafi nieźle dać w kość.
   Podszedłem do lustra, moje czoło wyglądało już dużo lepiej. Kolor prawie znikł, a ból nie dokuczał. Zastanawiałem się czy Laura wzięła rano lekarstwa, gdy do pokoju zapukał Kevin.
-Będziesz miał coś przeciwko jeśli wyjadę na jedną noc do mojej rodziny ? - zapytał.
-Pewnie, że nie. Jedź i odpoczywaj. Nawet na dłużej. Dam sobie radę i będziemy w kontakcie. - ucieszył mnie fakt, że nie będę go tu dłużej przetrzymywał.
-No, ale dasz sobie radę ? 
-Tak, nie martw się tak, bo osiwiejesz. - uśmiechnęliśmy się.
-Ale Jay ja cię proszę. Bez żadnego upijania się i sprowadzania "koleżanek". - mówiąc ostatnie słowo zrobił cudzysłów w powietrzu.
-No przecież Laura u nas mieszka.
-Jay! To jest dziewczyna Max'a. - oburzył się Kev.
-Kevin nie miałem na myśli tego co ty sobie pomyślałeś. Przecież wiem, że Max jest z Laurą i jestem solidarnym przyjacielem. Z resztą nie mam takich myśli o Laurze. Miałem na myśli, że nie będę sam i nie będzie żadnych "koleżanek", bo jak to tak przy dziewczynie obok. Co sobie o mnie pomyśli ?
-Przepraszam, ale to zabrzmiało jak ... No w każdym bądź razie. Jay ręce przy sobie i bezpiecznie mi tu. Żeby nie było, że ja przyjeżdżam, a ty spaliłeś dom, czy nie żyjesz.
-Spokojnie. Potrafię o sobie zadbać i znam wszystkie ryzyka jakie niosą zaproszenia obcych ludzi do domu. Nie każdy jest miłym fanem.
-Dobrze, że wiesz jaka jest sprawa i jesteś świadomy rezultatów.
-Nikogo nie zaproszę i nie wpuszczę. Nie martw się. Jedź do rodziny. Zasłużyłeś sobie na to. Wypocznij. - powiedziałem i poklepałem przyjaciela po plecach.
-Okey. Lecę się pakować.
   Kevin zniknął za drzwiami. Zostałem sam z myślami u siebie w pokoju. Włączyłem muzykę i zacząłem sprzątać pokój, w którym nie było miejsca, żeby postawić nogę. Po ostatnim sprzątaniu Laury nazbierało się parę ubrań na podłodze i dodatkowych śmieci. Zszedłem na dół i wziąłem worek na śmieci, chusteczki do mebli, odkurzacz i coś do okien. No to bawimy się w pokojówkę. Najpierw zebrałem wszystkie śmieci, które nie zmieściły się w jeden worek tylko w trzy. Ja nie wiem skąd mi się bierze tyle rzeczy w pokoju. Dalej wyczyściłem meble i starłem z nich kurz. Poukładałem płyty CD, DVD i książki na półkach. Posprzątałem klatkę Tia i zabrałem się za okna. Nienawidziłem tego robić, bo cóż, powiedzmy sobie szczerze, że nie potrafiłem ich umyć do błysku. Zawsze zostawiałem smugi i strasznie mnie to denerwowało. Człowiek się stara, a cały świat przeciwko niemu. Zdziwił mnie fakt, że tym razem nie zostały żadne smugi i okna aż błyszczały. To był mój pierwszy i ostatni raz. Pościeliłem łóżko i na deser zostawiłem sobie odkurzanie. 
   Byłem z siebie dumny widząc efekt końcowy. Przy drzwiach stały worki ze śmieciami, więc je zniosłem razem z odkurzaczem. Odkurzacz zostawiłem w schowku i wyszedłem na dwór by wyrzucić śmieci do kubła. Wróciłem do pokoju po pozostałe środki czystości, na zegarze była już 16:11. Kevin już wyjechał ? Na pewno nie wyjechał bez pożegnania, więc pewnie się jeszcze pakuje. Godzinę ? Przecież jedzie tam tylko na parę dni, nie potrzebuje dużo rzeczy. Zaniosłem detergenty i poszedłem do jego pokoju. Drzwi były otwarte i mężczyzna właśnie zamykał walizkę.
-Będziesz już jechał ? - zapytałem.
-Tak, właśnie się spakowałem. Będę zmykał.
-Zjesz coś może przed podróżą ?
-Nie, dzięki, ale nie jestem głodny. Trudno mi wyjechać zostawiając cię samego.
-Nie będę sam. Będę z Laurą, ma zwolnienie do końca tygodnia, pamiętasz ?
-No tak, ale i tak martwię się, że sobie nie dacie rady, dzieciaki.
-Laura mieszka w Londynie, sama od pięciu lat i nic się jej nie przytrafiło. Ja też nie jestem jakiś tam maksymalnie głupi, żeby ryzykować swoje bezpieczeństwo. Nie martw się tylko jedź już. - dzwonek do drzwi. - Pójdę zobaczyć kto to. Pewnie Laura już wróciła z zakupów.
   Wyszedłem z pokoju Kevina i zbiegłem po schodach. Podniosłem słuchawkę.
-Tak ? - zapytałem.
-To ja, Laura. 
-Już otwieram bramę i garaż. - odłożyłem słuchawkę i otworzyłem bramę i garaż, po chwili usłyszałem wjeżdżający na podjazd samochód, Kevin schodził z walizką po schodach.
-Laura ? - zapytał.
-Tak, nie zamykam bramy ani garażu skoro już jedziesz.
-Dzięki Jay. To trzymaj się i proszę cię bądź ostrożny, bo jestem za ciebie odpowiedzialny. Nie chcę wylądować w więzieniu. - zaśmiał się.
-Postaram się. - ja też się zaśmiałem, przytuliłem Kevina, do domu weszła Laura.
-O Boże jak się zmachałam na tych zakupach. - weszła i położyła torby z zakupami na podłogę. - Ktoś wyjeżdża ? - zapytała na widok walizki.
-Kevin wyjeżdża na parę dni do rodziny. - powiedziałem.
-Na jedną noc. Jutro wieczorem wrócę. - sprostował.
-Przecież to ci się nie opłaca. Lepiej zostań tam na parę dni. Zaopiekuję się Jay'em, Nathan jest w mieście. A z tego co wiem to Tom razem z Kelsey wraca w piątek, czyli pojutrze. Naciesz się rodziną, nie wiadomo kiedy będzie kolejna taka szansa. - powiedziała Laura.
-Tom wraca w sobotę sam, bo Kelsey ma jakieś tam zawody czy spotkanie w sprawie "Just3UK". - powiedziałem.
-Aha. No ale będzie w sobotę. Max przyjeżdża w niedzielę, bo już do mnie dzwonił, a Siva i Nareesha też przylatują w niedzielę. - powiedziała.
-No widzisz Kev, nawet Laura ci mówi, żebyś pojechał na dłużej. - powiedziałem.
-No coś w tym jest. Wiem, że macie rację, ale .... - zaczął.
-Nie martw się nie spalimy domu, ani nie wystrzelimy go w powietrze. I damy sobie radę. - powiedziała Laura. -Miłej podróży. Trzymaj się. - przytuliła się do Kevina.
-Trzymaj się Kev. - przytuliłem go.
-Okey, ale wracam w pątek. - powiedział.
-W sobotę. - powiedziała Laura.
-Bo pomyślę, że chcecie mnie wywalić z domu. - zaśmiał się.
-Wcale nie. Po prostu chcemy żebyś wypoczął i spotkał się z rodziną. - powiedziałem.
-Dobrze, dobrze. To ja jadę. Trzymajcie się dzieciaki. - powiedział Kevin i zniknął, po chwili podjechał samochodem i włożyłem walizkę do bagażnika, pomachał nam i odjechał.
-Zostaliśmy sami. - usłyszałem za sobą głos Laury, wróciłem do domu i pozamykałem bramę i garaż.
-Jak tam zakupy ? - zapytałem widząc torby.
-Udane, ale Nathana odwiozłam do domu. Przedawkował lody i rozbolał go brzuch. - uśmiechnęła się dziewczyna.
-Tylko żeby się nie rozchorował.
-O tym nie pomyślałam. - wystraszyła się.
-Spokojnie. Młody jest odporny. No pokazuj co sobie kupiłaś. - wziąłem torby i ruszyłem z nimi do salonu, za mną słyszałem kroki Laury.



Dzień doberek !
Dodaje z samego rana, bo kończę dzisiaj szkołę o 15, więc pomyślałam, że lepiej jest dodać teraz.
Okey lecę szykować się do szkoły.
Poprawiam dzisiaj sprawdzian z chemii, trzymajcie kciuki ; )
Do piątku ; * 

Aha ! I oczywiście zapomniałam o najważniejszym ; )
Za moment wychodzę do szkoły, więc szybciutko piszę ; *
Chciałam baaardzo podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem, ich liczba wzrosła dwukrotnie z dwóch na cztery, co bardzo mnie cieszy. Wiecie ile to dla mnie znaczy ? Nawet największa liczba świata nie pokaże mojej radości z tego faktu. Dla blogerki taki wzrost komentarzy jest bardzo mobilizujący i po prostu wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Tak więc WIELKIE dzięki za komentarze pod 21 rozdziałem i mam cichą nadzieję, że pod tym też będzie parę. 
Teraz lecę się ogarnąć do końca i zmykam do szkoły ; ****  <3

poniedziałek, 20 maja 2013

21. Kochasz mnie ?

   Byłam tak wyczerpana dzisiejszym dniem, że odpłynęłam po 20. Muszę przyznać, że Max ma bardzo, ale to bardzo wygodne łóżko. Nie dziwię się, że zawsze jest wyspany i zadowolony z życia, tak na marginesie to przed moim odpłynięciem w krainę snu, zadzwonił i przepraszał za swoje wcześniejsze zachowanie. Później już nic złego mi się nie wydarzyło i z tym o to pozytywnym wnioskiem zasnęłam.
   Rano nie obudził mnie budzik o 4:30, bo wiedziałam, że nie muszę wracać do pracy. Rozmawiałam z April i uzgodniłyśmy, że wrócę dopiero, gdy poczuję się trochę lepiej. Najchętniej to był w ogóle tam nie wracała, choćby dlatego, że był tam Matt. Ciekawe co jest w tym chłopaku takiego, że April go przyjęła. Mógłby pracować jako model, ale wolał pracować w radiu jako prowadzący. Tak jak wcześniej stwierdziłam, nie lubiłam tego kolesia.
   Była 9:19 najwyższa pora, żeby wstać. Ale tak bardzo mi się nie chciało. No nic, poleżę sobie jeszcze parę minut, przecież nigdzie mi się nie śpieszy. Ledwo postanowiłam sobie dłużej poleżeć jak zadzwonił mój telefon. Kogo licho bierze ? Max.
-No cześć ! Nie masz co robić ? Tylko dzwonisz do mnie z samego rana. - udałam obrażoną.
-Z samego rana ? Kobieto jest już po 9. Rusz swój szanowny tyłeczek z mojego wygodnego łóżka i ruszaj na dół na śniadanie.
-Widzę, że jesteś bardzo dobrze poinformowany.
-Mam swoje wtyki.
-Ach ten Jay. - zaśmialiśmy się. - Ale tak tylko wspomnę, że masz naprawdę wygodne łóżko.
-No bo moje. To wiadomo.
-Jakiś ty skromny.
-To moje drugie imię.
-A ja byłam pewna, że Alberto.
-Mam dwa drugie imiona.
-Ja mam tylko jedno.
-Ale za to jakie piękne.
-Oj tam, nie musisz mi słodzić. A wiesz może co jest na śniadanie ?
-Jay wspominał, że robi naleśniki, więc na twoim miejscu ruszyłbym się z miejsca, bo Jay bardzo lubi naleśniki.
-Jak bardzo ? - wstałam z łóżka.
-Na tyle bardzo, żeby zjeść je wszystkie.
-I ty mi o tym dopiero teraz mówisz ? Kocham naleśniki.
-To ruszaj do kuchni. - Max śmiał się. - Tylko nie połam nóg jak będziesz zbiegać ze schodów.
-Bardzo śmieszne. Pa ! - rozłączyłam się, wzięłam czarne legginsy, biały top i niebieski jakby dziergany sweter, kosmetyczkę i biegiem do łazienki.
   Korytarz był pusty, na dole słyszałam głosy. Pewnie Jay i Kevin. Nie interesując się tym zbytnio weszłam do łazienki i zaczęłam w ekspresowym tempie się szykować. Wzięłam prysznic, ubrałam się, umalowałam się włącznie z kreskami i włosy zebrałam w dużego koka, biegiem do pokoju po trampki i szybko na śniadanie.
-No cześć ! - powiedziałam wchodząc do kuchni.
   Jay stał przy kuchni i smażył naleśniki, Kevin przy stole pił kawę i czytał poranną gazetę, ale za mną do kuchni wszedł jeszcze ktoś, obróciłam się.
-Nathan ! - chłopak widząc mnie przytulił się do mnie.
-Laura ! Tęskniłem za tobą.
-Ja też, młody. - poczochrałam mu jego idealnie ułożoną grzywkę.
-Eeee. - powiedział niskim głosem. - Ja specjalnie stoję przy lustrze nie wiadomo ile czasu, żeby ułożyć włosy, a ty niszczysz to w parę sekund.
-Naprawdę dużo czasu ci to zajęło ? - zapytałam z przejęciem w oczach.
-Tak naprawdę to chwilę, ale chciałem zobaczyć twoja reakcję.
-Zabawne. - uderzyłam chłopaka w tors i zwróciłam się do Jay'a. - Max mówił mi, że masz coś dla mnie.
-Owszem mam. - podał mi talerz przepysznych naleśników.
-O ja cię ! Ale pachną. - zaciągnęłam się ich zapachem.
-No, bo w końcu ja je robiłem. - chłopak dumnie się wypiął.
-No tak, skromni to wy jesteście. - powiedziała i usiadłam przy Kevinie, ten tylko się do mnie uśmiechnął i wrócił do lektury.
   Po wspólnym śniadaniu, dowiedziałam się, że Nathan ma do mnie pewną sprawę.
-O co chodzi Nath ? - zapytałam.
-No, bo nie mam z kim pójść na zakupy i tak sobie pomyślałem o tobie. - poruszył brwiami.
-A dlaczego pomyślałeś o mnie ?
-Jesteś dziewczyną i wiesz, wy lubicie takie rzeczy. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-A co z twoją mamą czy siostrą ?
-Mama powiedziała, że nie ma czasu, a Jess pojechała z przyjaciółmi za miasto. To jak ?
-No dobrze, ale ja też robię zakupy. - powiedziałam.
-Nie no spoko, dzięki.
-Nie ciesz się tak, jeszcze nie wiesz co cię czeka.

 * Parę godzin później. *

-Jak to jest, że wszedłem do pierwszego sklepu i kupiłem wszystko co potrzebowałem, a ty już od - tu spojrzał na zegarek na swojej ręce. - 58 minut siedzisz w jednym sklepie i jeszcze nic nie znalazłaś ?
-Bo kochany tu chodzi o to, że ja jestem dziewczyną, a ty chłopakiem i to jest zasadnicza różnica. Z resztą sam chciałeś pójść ze mną na zakupy.
-Teraz żałuje. - chłopak spuścił głowę.
-Ej no dobrze, pójdziemy do innego sklepu może tam znajdę coś ... - nie wierzę, jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć.
   Zostawiłam zdezorientowanego Nathan przy wieszakach ze spodniami i ruszyłam do mojego celu. Taka wspaniała, a je jej nie zauważyłam.
-Wow, ładna. - nagle obok mnie pojawił się Nathan. - Przymierz.
-Ale ja nie noszę sukienek. - powiedziałam.
-Jak ją kupisz to zaczniesz.
-Ale gdzie ja w niej pójdę ?
-Jezu, bierz i idziemy do przymierzalni.
-Nathan ! To nie jest papier toaletowy, że wchodzisz do sklepu, bierzesz i wychodzisz. Tu trzeba się zastanowić. Po co mam kupować sukienkę, skoro nie będę jej nosić. Trzeba wybrać odpowiedni kolor, rozmiar. To nie jest łatwe.
-Dla mnie jest. Ten kolor mi się podoba i będzie dla ciebie odpowiedni, co do rozmiaru to. - spojrzał na mnie. - Ten jest idealny. A teraz Panie przodem i do przymierzalni. Sprzeciwów nie przyjmuję.
   Poganiana przez Nathana weszłam do przymierzalni i weszłam w dobraną przez chłopaka sukienkę. Miał do tego dobrą rękę, kolor podkreślał moja karnację, a rozmiar był w sam raz.
-Już ? - Nathan włożył głowę w kabinę.
-Nathan ! Nie możesz wchodzić do kabiny bez pozwolenia.
-Ale w czym problem. - bronił się chłopak.
-A gdybym była w samej bieliźnie ?
-Mi to nie przeszkadza. - chłopak zmierzył mnie sprośnym wzrokiem.
-Nathan ! - chłopak dostał torebką po głowie. - Jesteś ode mnie młodszy i  mam chłopaka !
-No dobrze. Przepraszam. Co ty masz kobieto w tej torebce ? - masował się po głowie.
-Przepraszam, boli cię ? Pokaż. - spojrzałam na głowę chłopaka. - Nic nie ma. - pogłaskałam go po głowie.
-Bardzo ładnie wyglądasz. Jak zejdzie ci to na łokciu to będziesz niezłą laską. - powiedział, a ja zaczęłam przeglądać się w lustrze.
-Przecież ja jestem nawet z tym laską. 
-No tak, przepraszam za drobne przeoczenie. 
-Och Nath, jesteś niemożliwy.
-Ale skuteczny, gdyby nie ja pewnie jeszcze stałabyś przed wieszakiem i zastanawiałbyś się czy ją przymierzyć.
-Nawet nie wiesz jak ci dziękuję. - pocałowałam chłopaka w policzek.
-Ale wiesz nic za darmo. Stawiasz mi lody. Na niższym piętrze widziałem lodziarnię.
-Cały pucharek mogę ci kupić, ale teraz muszę zdjąć sukienkę, więc idź sobie.
-Muszę ?
-Nathan, bo zacznę podejrzewać, że jesteś erotomanem. 
-O nie, co to to nie. Nie jestem chorym zboczeńcem. - szybko się zmył z kabiny.
   Sukienka była śliczna. Do kolan, na grubszych ramiączkach do tego zrobiona cała z koronki z wąziutkim czarnym paskiem w talii. I ten kolor, ten jasny niebieski, który z daleka wyglądał jak błękitny. Zakochałam się w niej i po prostu musiałam ją kupić. Zdjęłam ją i ubrałam się we własne ubrania. Wyszłam z przymierzalni. Na zewnątrz na kanapie siedział Nathan i przyglądał się swoim adidasom.
-Możemy już iść do kasy. - powiedziałam i chłopak wstał.
   Zapłaciłam i wyszliśmy ze sklepu, Nath nie odzywał się, nawet na mnie nie spojrzał.
-Nathan co się stało ? - zatrzymałam chłopaka i kazałam mu spojrzeć na mnie.
-Na prawdę uważasz mnie za erotomana ?
-Co ?! Nie skądże. Nathan to, że wtedy tak powiedziałam, nie znaczy, że tak myślę.
-No, ale tak powiedziałaś.
-Bo chciałam, żebyś wyszedł z kabiny. Przepraszam, że cię to uraziło. Pewnie, że tak nie myślę. Kocham cię i nigdy bym tak o tobie nie powiedziała, na pewno nie na serio, bo w żartach to być może. Ale i tak te żarty były by nie na miejscu i jeszcze raz cię przepraszam.
-Kochasz mnie ? - spojrzał na mnie niepewnie.
-Jak młodszego brata. Ale właśnie tak cię kocham. Za młodszego upierdliwca, którym muszę się opiekować, ale i tak nadal cię lubię. Jesteś bardzo przyjazną osobą.
-Nie musisz się mną opiekować.
-Wiem, że nie muszę, ale chodzi o to, że chcę. I myślę, że ty też lubisz moje zainteresowanie swoją osobą. - spojrzałam na niego.
-Pewnie, że lubię. - uśmiechnął się. - Ale teraz siostra stawiasz lody. 
-No tak, powiedziałam A to teraz trzeba powiedzieć B. Idziemy braciszku. - złapałam Nathana pod rękę i zjechaliśmy ruchomymi schodami na piętro niżej, gdzie znajdowała się ogromna lodziarnia z mnóstwem rodzajów lodów. Po dłuższym zastanowieniu wzięliśmy po dużym pucharku, ja waniliowych, czekoladowych, malinowych i cytrynowych lodów, a Nathan mieszankę mnóstwa innych smaków. Po chwili kelner przyniósł ogromne pucharki.
-Nie chcę nic mówić, ale jak ty to wszystko zjesz to lepiej od razu znajdź najbliższą toaletę, bo to się źle skończy. - powiedziałam na widok mnóstwa różnorodnych kolorów w pucharku Nathana.
-To miały być duże pucharki, a nie przeogromne. - powiedział wystraszony chłopak i zajął się jedzeniem, po chwili śmialiśmy się i jedliśmy na zmianę próbując każdego smaku po kolei.


Cześć !
To macie rozdział z Sykes i Gonzales w roli głównej, znacie już relacje tej pary.
Wczoraj napisałam najdłuższy ( jak do tej pory ) rozdział. Sama jestem zdziwiona tym faktem, ale mimo, że ten rozdział ( 30 ) jest bittersweet ( słodko-gorzki ) bardzo mi się podoba.
Jak czytam te rozdziały, które dodaje teraz, wydają mi się nudne, tak bardzo chciałabym dodawać już te kolejne !!
Normalnie jestem mega zadowolona ze swojej wyobraźni. 
Taki chill out na początek tygodnia.
Do środy : *

Witam nową czytelniczkę S an ; ) Mam nadzieję, że wytrwasz do końca ; D

piątek, 17 maja 2013

20. Jesteś nadopiekuńczy.

   Spędziliśmy z Jay'em całe południe siedząc przed telewizorem, później zaczęliśmy grać w karty i różne gry planszowe.
-Ja się tak nie bawię. Blefujesz ! - powiedziałam.
-Wcale nie. - śmiał się McGuiness.
-No ciekawe, jeszcze ani razu nie wygrałam. Nie gram już z Tobą.
-Ale na pewno ? Żebyś później nie żałowała.
-Nie bój się nie będę żałować, że przegrałam.
-To co w takim razie robimy ?
-Skoro mam tu nocować, muszę wziąć parę rzeczy z domu. Pojedziesz ze mną ?
-Pewnie, tylko powiem Kevinowi. - chłopak zniknął, a ja ruszyłam do salonu, ubrałam już buty i zakładałam kurtkę, gdy Jay zbiegł ze schodów.
-Nie wiem, gdzie mam kluczyki. Poczekaj chwilę. Poszukam. - i znowu gdzieś zniknął, po paru chwilach wrócił.
-Masz kluczyki ? - zapytałam.
-Jakie kluczyki ?
-No szukałeś kluczyków od samochodu.
-Aaa zapomniałem o tym.
-To co ty robiłeś przez ostatnie parę minut ?
-Leciała powtórka programu, w którym byliśmy i sobie kawałek obejrzałem.
   Miałam ochotę przybić sobie facepalm'a, ale spojrzałam tylko na niego pustym wzrokiem.
-Ale już idę po kluczyki. - i Jay poszedł na górę.
   O mój Boże o czym ten chłopak myśli ? Po kolejnych minutach zbiegł ze schodów po raz drugi. Pomachał mi kluczykami przed nosem i wyszliśmy na zewnątrz. Jay poszedł do garażu i podjechał po mnie czerwonym, starym, amerykańskim samochodem.



-Wow ! To cudeńko musiało kosztować fortunę. - powiedziałam wsiadając do owego cudeńka.
-Lubie repliki starych samochodów.
   Słońce miło przygrzewało, więc Jay zostawił dach złożony, bardzo fajnie jechało się w takim samochodzie, bez dachu. Wiatr we włosach i te sprawy. Gdy dojechaliśmy do mojego mieszkania, wzięłam parę ubrań, trampki i parę rzeczy z łazienki. Podlałam kwiatki i mogliśmy wracać do Jay'a. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w restauracji na obiad, bo ani mnie ani Jay'owi nie chciało się gotować. Kolejną godzinę spędziliśmy w restauracji na zmianę jedząc i śmiejąc się. Z tego wszystkiego dostałam czkawki, a Jay zakrztusił się brukselką, ale przeżyliśmy. W wspaniałych humorach wróciliśmy do domu. Przynajmniej teraz było dobrze i koszmarny poranek był już dawno za mną. Było już grubo po 15 i nie mieliśmy pomysłu co mielibyśmy robić, więc z nudów zaczęłam malować sobie paznokcie. Jay przeglądał różne magazyny, które leżały na stoliku.
-O patrz, taki sam lakier jak twój. - Jay podsunął mi artykuł pod nos.
-No faktycznie. - powiedziałam i wróciłam do malowania paznokci, zadzwonił mój telefon. - Jay odbierzesz ? Mam pomalowane paznokcie.
-No cześć Max. Laura ma pomalowane paznokcie, więc jesteś na głośnomówiącym, więc ja też cię słyszę. - powiedział Jay i położył telefon na stoliku.
-Cześć Max. Co się dzieje ? - zapytałam.
-A tak zadzwoniłem sprawdzić, czy jeszcze żyjesz.
-Zabawne, wiesz. - powiedziałam, a Jay się zaśmiał. - To wcale nie jest śmieszne, Jay !
-Przepraszam, już się uspokajam. - powiedział.
-Jay ty jej tam pilnuj, bo mi się jeszcze połamie. - powiedział Max i chłopcy zaczęli się śmiać.
-Wiecie co ? Nie przeszkadzam wam, nabijajcie się ze mnie, ale ja stąd idę. - wstałam i wyszłam do ogrodu, uważając na pomalowane paznokcie.
-Eeee Laura, czekaj. - usłyszałam Jay'a.
-Bawcie się dobrze ! - krzyknęłam.
   Było ciepło i promienie słońca miło obejmowały mnie swoim ciepłym dotykiem. Lato zbliżało się dużymi krokami i było to czuć. Zaczęłam spacerować po dużym tarasie. Było parę ozdobnych drzew i krzewów, ale żadnych kwiatów. Chociaż nie, cofam, były dwa krzewy różowych róż, które pachniały wspaniale. Rozkoszowałam się zapachem kwiatów i promieniami słońca.
-Też lubię te róże. - usłyszałam za sobą głos Jay'a.
-Skończyliście już swoją konwersację ? - zapytałam nawet się nie odwracając.
-Tak, Max kazał mi cię od siebie przeprosić. I ja też cię przepraszam.
-Nie ma za co.
-Ale się przecież zezłościłaś.
-No to co ?
-Dziwna jesteś.
-Wiem. - odwróciłam się i uśmiechnęłam się do chłopaka. - Fajnie tu macie, tak cicho i spokojnie.
-Oaza.
-Dokładnie.
   Ruszyłam dalej, a Jay został w tyle.
-Macie basen ?! - krzyknęłam, gdy zobaczyłam duży basen za domem i leżaki.
-No tak. - powiedział Jay podchodząc do mnie.
-I dopiero teraz ja się o tym dowiaduje ?
-No tak wyszło. - Jay się uśmiechnął. - Lubisz pływać ?
-Pewnie. Zawsze chciałam mieć dom z basenem. Popływałabym, ale moja ręka mi na to nie pozwala. - powiedziałam i zobaczyłam, że Jay idzie w moim kierunku.
-Pomogę ci. - powiedział Jay i wziął mnie na ręce.
-Ale co ty robisz ?! - zdążyłam tylko tyle powiedzieć i wylądowaliśmy z Jay'em w basenie.
   Woda była ciepła i czysta.
-Jay ty głupku ! - ochlapałam chłopaka wodą.
-No co ? - odwzajemnił gest. - Mówiłaś, że byś sobie popływała. Proszę bardzo.
-Ale nie w ubraniu i z zaskoczenia. - powiedziałam śmiejąc się i podpłynęłam do wyjścia.
   Moja biała tunika teraz mokra, prześwitywała. Proste dotychczas włosy były całe mokre i zapewne nie będą już proste. Jay wyszedł z basenu, jego koszulka również prześwitywała i opinała jego tors.
-O ! Szukałem was. - w drzwiach stał Kevin, spojrzałam na Jay'a - mieliśmy wspaniały pomysł, uśmiechnęliśmy się pod nosem i Jay krzyknął.
-Kanapka ! - podbiegliśmy do Kevina przytulając go.
-Ej ! Będę mokry ! - krzyczał Kevin.
-O to chodzi. - odpowiedział Jay i gdy Kev był już mokry odlepiliśmy się od niego.
-Teraz to każdy musi się przebrać. - powiedziałam patrząc na moich towarzyszy.
   Jay wymienił spojrzenia z Kevinem.
-Co wy kombinujecie ? - zapytałam i niepewnie zrobiłam krok do tyłu.
-Nie, nic. Nie wiem dlaczego tak pomyślałaś. - Jay złapał mnie w talii, Kevin podszedł do mnie z prawej i złapał w łokciu.
-Nie ! - rozpoznałam ich zamiary, ale było za późno, znowu wylądowałam w basenie.
-Ej ! Jestem teraz cała mokra. - powiedziałam jak się wynurzyłam.
   Kevin z Jay'em zwijali się ze śmiechu przy brzegu basenu. Jay tak się śmiał, że ledwo stał na nogach, Kevin go popchnął. Jay z wielkim hukiem wpadł do basenu i teraz ja z BigKevinem zwijaliśmy się śmiechu.. Jay wynurzył się i morderczym wzrokiem spojrzał na ochroniarza. Ten tylko zrobił niewinną minę co wywołało u mnie falę śmiechu i po chwili wszyscy się śmialiśmy.
-Kevin chciałeś coś od nas, prawda ? - zapytałam wychodząc po raz drugi z basenu i wycisnęłam wodę z włosów.
-Nie wiedziałem, czy już wróciliście z miasta, czy jeszcze nie. Tylko tyle. - powiedział mężczyzna i widząc wychodzącego z basenu Jay'a, dodał. - To ja już pójdę.
   I zniknął za drzwiami.
-Ślicznie ci z mokrymi włosami. - przeczesałam jego włosy palcami.
-Prawda ? - i otrzepał głowę jak to robią psy ze swoją sierścią tak, że woda poleciała wszędzie.
-Jay ! - krzyknęłam.
-No co ? - zrobił minę niewiniątka.
-Dobrze wiesz co. - wystawiłam mu język. - Jak my teraz wejdziemy do domu ? Wszędzie będzie woda. - kichnęłam.
-O kurczę, nie obchodzi mnie to. Chyba cię przeziębiłem. Chodź. - i przykrył mnie ręcznikiem, który wziął z leżaka.
   Weszliśmy na górę, Jay pokazał mi gdzie jest łazienka, a ja poszłam po torbę do pokoju Max'a. Jay zabrał suche ubranie i poszedł z nim do łazienki obok, bo na górze były dwie łazienki. Wysuszyłam się i ubrałam się w granatowe jeansy, białą bluzkę z napisem "Never give up" i niebieskie niskie trampki. Moje paznokcie na szczęście były całe i niebieski lakier nie zszedł. Szukałam suszarki w łazience, ale nigdzie jej nie było. Wyszłam z łazienki i zapukałam do drzwi obok.
-Proszę ! - weszłam.
-Jay masz może suszarkę ?
-Tak trzymaj, ja już swoje włosy wysuszyłem. A jak tam łokieć ?
-No trochę boli, ale tylko trochę.
-Dasz radę utrzymać suszarkę ?
-No chyba tak. - spojrzałam na dużą suszarkę, która leżała obok Jay'a, musiała trochę ważyć.
-Podejdź tu. - powiedział Jay, a ja podeszłam, wziął suszarkę i zaczął suszyć mi włosy, w parę minut były całe suche.
-Dziękuje. - powiedziałam rozczesując je.
-Polecam się na przyszłość. - powiedział Jay i wyszłam z "jego" łazienki i ruszyłam do "swojej" tam zaplotłam włosy w warkocz na obok, zrobiłam sobie makijaż, tym razem tylko podkład i tusz do rzęs i gotowa odłożyłam torbę do pokoju Max'a i wyszłam spotykając na korytarzu Jay'a. Zeszliśmy do salonu i włączyliśmy telewizor. Jay przygotował mi gorącą herbatę z cytryną i przykrył kocem.
-Jesteś nadopiekuńczy. - powiedziałam.
-Jak Max dowie się, że cię przeziębiłem będę miał prze...
-Będzie źle ? - przerwałam chłopakowi.
-No tak, dokładnie tak.
   Znowu zadzwonił mój telefon, nie mają co robić ? Ciągle do mnie dzwonią.
-Cześć April. - odebrałam.
-No hej, kochanie. Jak się czujesz ?
   I znowu trzeba się tłumaczyć.



Hej !
Uważam, że lepszy od ostatniego, ale w porównaniu do poniedziałkowego rozdziału jest ... nudny. Tak mi się podoba 21 rozdział, że nie mogę.
Okey. Ważna informacja. Za dwa tygodnie, a tak konkretnie to w 25 rozdziale, zacznie się akcja. Koniec nudy i czytania bloga przez różowe okulary. KONIEC. Zaczynamy to o czym jest to całe opowiadanie. Zmierzamy do celu ; )
Muszę przyznać, że zajęło mi to więcej czasu niż myślałam, więc przepraszam, że was zanudzałam. Ciekawe ile czytelników straciłam do tej pory ?
To miłego weekendu ; ***