środa, 10 lipca 2013

44. Nie mogę patrzeć na jej łzy.

   Kościół był pięknie przystrojony różowymi różami i białymi wstążkami. Było skromnie i nie dużo dodatków na ławkach lub ołtarzu, ale na sam widok wystroju zaparło mi dech w piersiach, bo było idealnie tak jaki sobie wymarzyłam. Wszystkie oczy osób zgromadzonych w ławkach były zwrócone w moją stronę. Z każdej twarzy mogłam wyczytać zadowolenie i dumę. Uśmiechnęłam się. Biała długa suknia szeleściła z każdym krokiem, a bukiet moich ulubionych kwiatów tworzył wspaniały zapach. Przy moim boku szedł uśmiechnięty Tom w czarnym garniturze i mimowolnie uśmiechał się, spojrzałam na niego i odpowiedziałam mu tym samym. Dochodziliśmy już do ołtarza i zobaczyłam, że w pierwszych rzędach siedzieli Siva z ciężarną Nareeshą, dalej Kelsey, Nathan i Jay, a obok Kevin razem z Martinem. Po drugiej stronie siedzieli April z Peter'em, ciocia Amber, wujek Phil, Nick i mama Jay'a, ale co ona tu robiła ? No nic. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jego ubranego w czarny frak, podobny jak ten z sesji. Tom doprowadził mnie do ołtarza i zajął miejsce za uśmiechniętym Max'em. Stanęłam obok Nathalie, której uśmiech nie schodził z twarzy. Spojrzałam na Max'a i na widok jego oczu serce zaczęło mi bić szybciej. Patrzyłam tak na niego jak zahipnotyzowana.
-Czy ty Max'ie George bierzesz sobie za żonę Laurę Gonazales i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścisz jej aż do śmierci ?
-Tak. - odpowiedział uśmiechnięty Max.
-Czy ty Lauro Gonzales bierzesz sobie za męża Max'a Georga i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuścisz go aż do śmierci ?
-Tak. - odpowiedziałam.
-Co mówiłaś ? - usłyszałam jakby zza mgły, ale Max nie poruszył ustami. - Kochanie mówiłaś coś ? - ten sam głos tylko jakby bliżej.
-Co ? - zapytałam nieprzytomnie i otworzyłam oczy.
-Mówiłaś coś ? - przed sobą zobaczyłam rozmazaną twarz Max'a, gdy mój wzrok nabrał ostrości zapytałam sennie.
-Która godzina ?
-5:20. Śpij kochanie. - powiedział Max i pocałował mnie w policzek.
-Zrobię ci śniadanie. - zaczynałam powoli wstawać jak lunatyk, sama nie wiedziałam co się dzieję naokoło.
-Nie trzeba. Poradzę sobie. Śpij jeszcze. - znowu opiekuńczy głos Max'a i na nowo zostałam opatulona kołdrą.
-Kocham cię. - ziewnęłam.
-Ja ciebie też misia. - powiedział i zniknął, a ja odpłynęłam w krainę Morfeusza z nadzieją, że mój sen powróci. 
    Nadzieja matką głupich. Obudziłam się po 10 i zwlokłam się z łóżka. Najwidoczniej zrobiłam to za szybko, bo zakręciło mi się w głowię. No nic. Podparłam się ściany i podeszłam do okna w celu podciągnięcia żaluzji. Czerwiec już się kończył. Za lada moment lipiec i Max zniknie w wirze pracy, tak jak ja. Podniosłam żaluzję i oślepiło mnie słońce. Czyli będzie dzisiaj ciepło. Wybrałam białe shorty z błękitnym ombre i lekko poszarpanymi nogawkami, do tego białą bluzeczkę na ramiączkach z rządem pięciu maleńkich guziczków na górze, których nie zapięłam, a do tego białe trampki. Wzięłam prysznic, zrobiłam leciutki makijaż, bo obserwując termometr stwierdziłam, że taki będzie lepszy, więc w ruch poszedł tusz, lekki podkład z filtrem UF i brzoskwiniowy błyszczyk. Włosy związałam w eleganckiego koka na czubku głowy i tak gotowa wyszłam z łazienki w stronę kuchni. Na lodówce wisiała kartka.
"Wrócę późnym wieczorem, nie czekaj z kolacją. Zjem z chłopakami. ~ Max xXx"
   Szybki telefon do Nathalie i pół dnia miałam już załatwione. Otworzyłam lodówkę i znowu zakręciło mi się w głowię. Podparłam się drzwi i poczułam silne mdłości. Biegiem do łazienki i to co nienawidziłam robić. Czułam jakbym wymiotowała całą zawartość żołądka. Po policzkach popłynęły łzy tak jak zawsze, gdy wymiotowałam. Ból był niemiłosierny. Najgorszy jaki w życiu doświadczałam. Zawsze tak mam. Pozbawiona energii siedziałam obok kibelka i nie mogłam wstrzymać łez, które spływały po moich policzkach. Na szczęście nie ubrudziłam ubrania. Umyłam zęby, spłukałam wodę w sedesie i dowlokłam się do sypialni w celu zmiany koszulki. Wybrałam taką samą tylko w granatowym kolorze. Znowu poszłam do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki i szybko ją opróżniłam. Znowu otworzyłam lodówkę i mój wzrok wylądował na mojej wczorajszej kolacji, wyjęłam talerz i obejrzałam jego zawartość. Warzywa nie wyglądały zachęcająco, powąchałam je i aż mnie cofnęło. Coś było nie świeże i wczoraj to zjadłam. Cała jama brzuszna mnie bolała, miałam ochotę umrzeć. Zawartość talerza wyrzuciłam do kosza na śmieci, a lodówkę zamknęłam. Straciłam apetyt, mimo że byłam głodna. Talerz wsadziłam do zmywarki. Zadzwonił domofon. Doczłapałam się na korytarz i otworzyłam drzwi Nat.
-O ja cie ! - powiedziała na mój widok, a ja zerknęłam w lustro na korytarzu.
   Byłam blada jak ściana, a moje usta były sine. Po błyszczyku ani śladu, tylko rzęsy się aż za nadto wyróżniały na tle twarzy.
-Co ci się stało ? 
-Chyba się zatrułam. - wychrypiałam.
-Gdzie Max ? 
-W pracy.
-Daj telefon.
-W kuchni.
   Nathalie poszła do kuchni, a ja za nią. Nalałam sobie kolejną szklankę wody.
-Max ? - zapytała Nathalie do telefonu. - Tu Nathalie. Słuchaj co jadła wczoraj Laura ? . . . Aha. . . . Chyba się zatruła. . . . U was. . . . Okey, czekamy. - rozłączyła się i usiadła obok mnie.
-Max postara się zaraz przyjechać do ciebie. - powiedziała nalewając mi kolejną porcję wody.
-Ale on jest zajęty.
-Mają luki w planie dnia i teraz właśnie taka jest. Co wczoraj jadłaś ?
-Gotowane warzywa, ale jak je wyjęłam przed chwilą z lodówki to strasznie śmierdziały. Wyrzuciłam je.
-Któreś musiały być nie świeże. Masz delikatny brzuch.
-No właśnie, każde zmiany w odżywianiu się na mnie obijają.
-Tak jak było, gdy przeszłaś na wegetarianizm. Pamiętasz ?
-Aż za dobrze.
   Pamiętam, że raz zjadłam na obiad mięso i później przez trzy dni i dwie noce wymiotowałam. To było straszne i od tamtej pory już go nie jem.
-Jadłaś coś dzisiaj ? - zapytała.
-Nie. Piję tylko wodę. Nie przełknę niczego.
-Od kiedy czujesz się źle ?
-Jak wstałam to zakręciło mi się w głowię, później jak stałam przy lodówce, a później wylądowałam w łazience. Dopiero po tym poczułam, że coś jest nie tak. Chodźmy do salonu.
   Podniosłam się z krzesła i razem wyszłyśmy z kuchni mogłam rozsiąść się wygodnie na kanapie, a Nat włączyła telewizor.
-Nie chcę cię tu trzymać. - powiedziałam na widok dziewczyny patrzącej w ekran telewizora.
-No przecież cię tu samej nie zostawię. - spojrzała na mnie i z jej twarzy mogłam przeczytać, że wyglądam jeszcze gorzej, tak się czułam.
-Dziękuje. 
-Nie ma za co. Gdybyś poczuła, że już jest znacznie gorzej, że już nie możesz wytrzymać to masz mi powiedzieć.
-Dobrze.
   Oglądałyśmy jakiś program i mogę powiedzieć, że przynajmniej zawroty głowy mi przeszły, ale ból towarzyszył mi przez cały czas. Nagle poczułam bardzo mocne mdłości i szybko pobiegłam do łazienki. Teraz było jeszcze gorzej. Myślałam, że tam umrę, ten ból i moja bezsilność. Zaczęłam boleć mnie głowa od płaczu, a zawroty głowy przychodziły za podwójną siłą i mimo, że były krótkie to człowieka od środka rozsadzało. Czułam się strasznie, jakby mnie nie było w moim ciele. Bezwładnie położyłam czoło na zimnej szafce. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
-Gdzie jest ? - czyiś zdenerwowany głos, ale nie mogłam go rozpoznać, wszystko mnie tak bolało, a zmysły odmówiły posłuszeństwa.
-Laura ! - ktoś wszedł do łazienki, jeszcze widowni mi brakuje, poczułam czyiś mocny uścisk. - Ciii. 
   Zimno mebla spowodowało dreszcze na całym ciele i kolejne wymioty, już nie zwracałam uwagi na ból i potok łez. Czułam czyjeś ręce na ciele, które podtrzymywały mnie, gdyby nie one to dawno temu bym się osunęłam na płytki.
-Musimy jechać do szpitala. Ona przecież nawet mnie nie rozpoznaje. - znowu ten głos.
-Wystraszyła mnie tym. Wcześniej tak nie było. - Nathalie miała smutny głos.
-Laura otwórz oczy. - ktoś czule szeptał mi do ucha, ale mimo, że chciałam to zrobić nie mogłam.
   Zebrałam resztki sił i lekko je uchyliłam. Max. Jak dobrze było go widać, chociaż nie. Był smutny, wystraszony i jakby zawiedziony. Zawiodłam go. Nathalie niepotrzebnie do niego dzwoniła.
-Witaj śpiąca królewno. - uśmiechnął się. - Jedziemy do szpitala.
-Nie. - ledwo się słyszałam.
-Nie przyjmuję sprzeciwów.
-Ale ja się dobrze czuję. - próbowałam wstać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
-Właśnie widzę. Jedziemy. Nathalie zamkniesz mieszkanie. - podał jej klucze. - Ja zaniosę ją do samochodu i szybko do nas dołącz.
   Poczułam, że ktoś mnie delikatnie podnosi i chłód płytek już tak mocno mi nie doskwierał. Co nie zmienia faktu, że nadal było mi zimno. Max zniósł mnie na dół i posadził z tyłu po chwili dosiadła się obok mnie Nathalie. Max ruszył i otworzył lekko okno po stronie Nat. Podczas jazdy lekko mi się polepszyło. Widziałam, że Max co chwilę zerkał w lusterko, a Nat trzymała mnie za rękę jakby to mogło pomóc. Znowu zaczął boleć mnie żołądek i popłynęły łzy. 
-Jezu. Nie mogę patrzeć na jej łzy. - Max przyśpieszył.
   Po chwili zatrzymaliśmy się i Max pomógł mi wyjść, a obok mnie dzielnie szła Nat. Gdy poczułam zapach szpitala znowu dopadły mnie mdłości, ale udało mi się je przezwyciężyć. Sama atmosfera w tym budynku doprowadzała mnie do mdłości. Po chwili zasiadłam na wózku i zostałam zaprowadzona do lekarza, który mnie zbadał i zlecił pozostanie w szpitalu.
-Zrobimy pani płukanie żołądka i jutro powinna pani wrócić do domu. - powiedział.
-Ale ja jutro muszę iść do pracy.
-Napiszę pani zwolnienie na ten dzień.
-Ale ja już opuściłam dużo dni.
-Opuści pani kolejny. Nic na to nie mogę zrobić. Teraz zostanie pani przewieziona na salę i zaczniemy leczenie.
-Możemy wtedy przy niej być ? - zapytała Nat.
-A kim państwo są dla pacjentki ?
-Rodziną. - odpowiedziałam zanim oni zdążyli cokolwiek wydusić.
-W takim razie nie ma problemu. - mężczyzna się uśmiechnął i wyszedł.
   Zostałam zawieziona na salę i przebrana w gustowną pidżamkę. Włożyli mi jakiś lejek do buzi i wlewali do niego wodę. Po pierwszym razie nie poczułam żadnej poprawy. Do sali zostali wpuszczeni Nat i Max, następne płukanie miałam mieć za pół godziny.
-Jak się czujesz ? - zapytał Max.
-Do kitu. - powiedziałam.
   Nathalie zadzwonił telefon.
-Muszę iść do pracy. Próbowałam się wymigać, ale z szefem nie ma żartów. Max masz jej pilnować. - powiedziała, gdy wróciła na salę.
-Dobrze jedź. - odpowiedział.
-Szefa trzeba się słuchać. - dodałam i dziewczyna wyszła. - A co z tobą ?
-Na razie mają wywiady. Nathan jeździ z Sivą, a Tom z Jay'em. Jestem wolny na pewien czas.
-Ale będziesz musiał wracać.
-Nie zostawię cię tutaj samej.
-Nie będę sama. Jest tu pełno pielęgniarek i lekarzy. Nie pozwolą mi się gorzej poczuć, a ty nie możesz zawieść chłopaków i fanów przede wszystkim. 
-Ale to nie zmienia faktu, że nie chcę cię zostawiać samej.
-Pośpię sobie.
-Ale i tak nagnę najmożliwiej czas.
-Spóźnisz się. Jest już po 14, tak w zasadzie dochodzi 15.
   Zadzwonił jego telefon.
-Co ? . . . No jestem w szpitalu. . . . Później wam powiem. . . . Kiedy ? . . . Okey. Będę za pół godziny.
-Musisz jechać. - powiedziałam, bo najwidoczniej on nie chciał tego wypowiedzieć.
-Nie chcę. 
-Wiem, ale musisz. Jedź już. Za jakiś czas znowu będę miała to całe płukanie żołądka, więc i tak wyproszą cię z sali. Leć.
-Przyjadę jak będę miał czas.
-Liczę na to. Pa.
-Pa. - pocałował mnie w czoło, po czym spojrzał mi w oczy i wyszedł.
   Zostałam sama i teraz nie musiałam już przed nikim ukrywać mojego cierpienia. Wylałam cały ból na twarz i próbowałam zasnąć. Moje zmagania przerwał lekarz i czekało mnie kolejne płukanie, raczej nie było to moje ulubione lekarstwo, ale po nim poczułam się już lepiej. Lekarz mówił, że jeszcze spotkamy się około 3 razy i koniec płukania. Podziękowałam Bogu za to i dostałam jakieś proszki przeciwbólowe, po nich udało mi się zasnąć. Znowu zostałam obudzona przez pielęgniarkę i czekało na mnie kolejne płukanie. Było już po 16. Leki przeciwbólowe podawane dożylnie spełniały swoją funkcję i dawałam już radę. Leżałam tak w tej białej sali w tej szpitalnej pościeli i miałam ochotę uciec stąd przez okno, ale i tak pewnie nie dałabym rady, jeszcze nie jestem na siłach, by wstać. Na moje przemyślenia o tym zmarnowanym dniu nie miałam dużo czasu, bo znowu odwiedzili mnie lekarze. Już miałam dosyć ich widoku. Cały szpital przytłaczał mnie swoją atmosferą i z każdą chwilą miałam ochotę stąd wyjść. Dowiedziałam się, że na razie wstrzymamy kolejne płukania i lekarze zobaczą reakcję mojego organizmu. O 19 zostałam wypisana ze szpitala i kamień spadł mi z serca. Bałam się, że będę musiała spędzić w nim noc. Zadzwoniłam do Max'a z tą informacją i miałam już zamawiać sobie taksówkę, ale chłopak uparł się, że przyjedzie po mnie do szpitala. Tak więc poszłam do restauracji obok szpitala na konkretne jedzenie, a nie te podawane w żyły i po raz pierwszy tego dnia miałam coś smacznego w ustach. Po zjedzeniu i zapłaceniu wyszłam przez lokal i usiadłam na ławeczce. Czekałam na Max'a. Po jakiś 10 minutach niedaleko mnie zaparkował jego czarny dobrze mi znany samochód. Wysiadł z niego Max, a po nim Nathan, z tyłu wysiadł jeszcze Siva. Ze smutnymi minami szli w kierunku drzwi wejściowych dopiero Nathan mnie zauważył i szybko podbiegł. Zaczął mnie ściskać i całować.
-Nathan ! To boli. - powiedziałam, nie dość, że od rana byłam do kitu, później wymęczyli mnie w szpitalu i na deser jeszcze on.
-O jeju. Przepraszam. - chłopak się przejął i mnie złapał w pasie jakby bał się, że upadnę.
-Laura. - na twarzy Sivy pojawił się uśmiech. - Jak dobrze, że jesteś cała.
-Zawsze byłam. - zaśmiałam się.
-Miałaś spędzić noc w szpitalu. - Max, no tak, bo on nie może cieszyć się faktem, że lekarze już mnie wypisali tylko musi wytykać mi . . . błędy (?).
-Ale zostałam wypisana i dobrze, bo nie spędziłabym tam nocy.
-Muszę porozmawiać z twoim lekarzem.
-Ale po co ? - wystraszyłam się i wyrwałam się Nathanowi z uścisku.
-Chcę się dowiedzieć więcej.
-Nie pozwalam ci.
-Dlaczego ?
-Bo chcę stąd iść. Chcę wrócić do domu i zasnąć w swoim łóżku. Nie wrócę tam. - pokazałam na szpital. - I nie będę tu na ciebie czekała.
-Ale ja się o ciebie martwię.
-Ale jest już wszystko dobrze.
-Okey. Nie róbcie scen, bo paparazzi na horyzoncie. - powiedział Nathan i zaczął prowadzić nas do samochodu, w tamtym momencie byłam zadowolona z obecności fotoreporterów.
-Cholerne gnojki z aparatami. - powiedział Max.
-A mi tam się podoba. - usiadłam do tyłu z Sivą.
-Dlaczego nie chcesz siedzieć z przodu obok mnie ? - Max się odwrócił.
-Bo lubię Sivę. - wystawiłam mu język, a Siva się zaśmiał.
-Nie denerwuj się tylko odwiedź mnie do domu. Padam na twarz. - powiedziałam i oparłam się o Sivę, bo byłam naprawdę padnięta.
-Dobrze. - powiedział i ruszył, a Seev objął mnie ramieniem i nawet nie wiem kiedy zasnęłam w jego objęciach.
   Obudził mnie głos Max'a.
-Jesteśmy już na miejscu. 
-Durniu ciszej. Laura śpi. - syknął Kaneswaran.
-Już nie. - wyswobodziłam się z jego mocnego uścisku. - Jesteś bardzo wygodny, zazdroszczę Nareeshy.
-Wyczuwam aluzję w stronę Max'a. - zawtórował Nathan.
   Spojrzałam w jego stronę i uparcie mu się przyglądałam, on mi również.
-To my was zostawimy. - powiedział Nathan i pożegnaliśmy z nimi.
-O co ci chodzi ? - zapytał Max, gdy zostaliśmy sami.
-O nic.
-Nie baw się ze mną w kotka i myszkę.
-Nie lubisz ?
-Laura. - odwrócił się. - Wytłumacz mi to.
-Za nadto się mną opiekujesz. Rozumiem cię doskonale, ale gdyby nie atak paparazzi to byś poszedł do tego cholernego szpitala mimo tego, że ja marzę o tym żeby pójść spać i odpocząć od dźwięku aparatury szpitalnej i tego zapachu. Jestem cała obolała i zmęczona. Czy proszę o tak dużo, że nie jesteś tego w stanie wykonać ?
-Przepraszam. Masz rację. Zachowałem się nie fair, ale się martwiłem o ciebie. Cały dzień. Ciągle mam widok ciebie w łazience. Nigdy nie chciałbym go widzieć. To było okropne. Patrzyłem jak cierpisz i myślałem, że to nasze ostatnie wspólne chwilę. Myślałem, że nie zdążę ci na czas pomóc, że nie uda mi się, że cię stracę. Może wydaje ci się, że to wyglądało lekko. To było straszne, wyjęte z najgorszego koszmaru. Byłaś tam, ale jakby cię nie było. Byłaś taka niewładna i beż życia. Wystraszyłem się tak jak Nathalie.
   Nie sądziłam, że to mogło wyglądać tak w oczach Max'a. On po prostu się o mnie martwił, bał, a ja jeszcze na niego za to naskoczyłam. Teraz było mi głupio.
-Przepraszam. Nie wiedziałam, że to aż tak tragicznie wyglądało. 
-Obym nigdy nie musiał tak się bać. 
   Wyszłam z samochodu i usiadłam obok Max'a, przytuliłam go i przyjechaliśmy do domu. Wzięłam prysznic i od razu zasnęłam. Jutro idę do pracy i koniec kropka.



Siemson laski :*
Muszę troszkę grać czasem, bo koniec bloga coraz bliżej, a ja nie chcę was opuszczać, więc stąd ten rozdział :) Wpadłam na ten pomysł z zatruciem zaraz po wejściu na bloggera, więc go zapisałam. Mam nadzieję, że was nie wynudziłam :D
A nasza Laurka jak zwykle uparta, musi iść do pracy jutro jakby to było najważniejsze na świecie :)
No nic. Ma dziewczyna charakterek :P
Nie zatrzymuję dłużej, lecę pisać rozdział na piątek :P
Paaa ^^

4 komentarze:

  1. Początkiem mnie zaskoczyłaś! <3 Podobał mi się :)
    A po tych porannych mdłościach, pierwsze, co mi przyszło do głowy, to że Laura jest w ciąży o.o
    Naprawdę, nie wiem, dlaczego ciągle wyskakuję z tym oskarżeniem, ale wszyscy mają mnie już dosyć ;P
    W każdym razie, nasz Max'iu taki opiekuńczy i wgl...
    Wiesz, zawsze możesz zrobić część drugą bloga i jest git ;D
    Na pewno Laura nie jest w ciąży? Przemyśl to, byłoby super extra! :P

    OdpowiedzUsuń
  2. WoW innowacje ;P też na początku myślałam, że Laura jest w ciąży ;D
    Taki marzycielski ten początek, nawet sama go sobie tą scenę ^^
    Nie chce końca tak jak Ty :(
    No to do piątku <3

    OdpowiedzUsuń
  3. oooommmm początek - rozplynelam się ;X .
    ale potem...jeeej, az mi szkoda Laurki jak musiala się przecierpieć ... i Max taki kochany, ofiarny i chciał zrobić wszystko byle jej ulzyc w cierpieniu. facet marzenie - tak to ujmę <3.

    z tego co paczę to nie tylko ja myslalam ze ona jest w ciąży xd, ale jak plukanie zoladka robione to po tic tacach xd.
    że what ?! jaki koniec ?! nooo weee nie rob lipyyy. ja nie zgadzam się ! (choć podejrzewam ze moje zdanie liczy się tyle co zeszłoroczny snieg ale dobra xD)

    bez liptonka - ty mi tu droga pannico masz nie konczyc nic !

    <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Meeega;pp Biedactwo z tej Laury;//
    Max się bardzo przejął;pp
    Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze;)

    OdpowiedzUsuń