poniedziałek, 1 lipca 2013

40. Ironia losu.

   Do domu wróciliśmy dobrze po północy, zahaczyliśmy jeszcze o jeden z barów w Newark i wypiliśmy po jednym piwie. Gdy tak leżałam w swoim łóżku i analizowałam miniony dzień myślałam o tym, czy to co niedawno zrobiliśmy z Jay'em mu pomogło. Chociaż odrobinkę. Jutro wracamy do Londynu. Jay nie chcę tu zostać. Po pogrzebie jego rodzice nawet do niego nie przyszli. Z głową pełną myśli myślałam, że szybko nie uda mi się zasnąć myślałam, że tak właśnie będzie, ale byłam miło zaskoczona, gdy rano się obudziłam cała i wypoczęta, nie pamiętałam nawet kiedy zasnęłam. Na telefonie była 10:25 zeszłam z łóżka i skierowałam się do łazienki, wzięłam prysznic i zawinięta w ręcznik wyszłam do pokoju, bo oczywiście nie wzięłam ubrań do łazienki, kucnęłam przy torbie tyłem do drzwi i kompletowałam strój, wybrałam białe shorty i granatową koszulkę, szukałam jeszcze butów, gdy ktoś wszedł do pokoju.
-Oooo sorki. Mogłem zapukać. - Jay stał w drzwiach i mi się przyglądał.
-A no mogłeś. - powiedziałam trzymając ręcznik.
   Jay stał w drzwiach oparty o framugę, raczej nie zapowiadało się na to, że wyjdzie.
-Możesz wyjść ? - zapytałam stojąc i obciągając ręcznik, który był krótki.
-No mógłbym, ale nie wiem czy chcę. - uśmiechnął się łobuzersko.
-Uwierz mi chcesz. Wypad. - roześmiałam się z jego miny.
-Dobra, dobra,. Nie złość się tak. - wychodził już z pokoju zamykając drzwi, znowu kucnęłam przy torbie w celu wyjęcia ubrań.
-A może umyć ci plecy ? - twarz Jay'a pojawiła się w niedomkniętych drzwiach.
-Jay ! - krzyknęłam i rzuciłam w niego poduszką, ale ten szybko zamknął drzwi i poduszka w nie uderzyła.
-Tak tylko pytałem. - usłyszałam jego śmiech na korytarzu i sama się cicho zaśmiałam.
   Poszłam do łazienki i wyszykowałam się. Zeszłam na dół do jadalnie, gdzie Jay już wcinał płatki.
-Nie musiałaś robić sobie kłopotu ubierając się. Oprócz nas nie ma nikogo w domu. Nie krępuj się. - znowu się zaśmiał.
-Jak to nikogo nie ma ? - zapytałam mijając temat narzucony przez Jay'a.
-Rodzice dali dzisiaj wolne całej ekipie. Ojciec pojechał do domku letniskowego za miastem, a mama za jakiś czas do niego dołączy.
-Czyli jednak ktoś jest w domu. - wsypałam sobie płatki do miseczki i zalałam mlekiem.
-Teoretycznie tak, ale praktycznie to nie, bo mama siedzi w sypialni i się pakuje. Tak jakby jej nie było.
-Dziwne, że twój tato już pojechał i zostawił swoją żonę w domu.
-Ich nigdy nie zrozumiem. Muszę na chwilkę wyjść do sklepu, zostaniesz ?
-Pewnie. Leć. - zaczęłam jedzenie śniadania, a Jay wstał od stołu.
-Tylku mi tu striptizu  nie rób kotek. - puścił w moją stronę oko i się zaśmiał.
-Jesteś chory ! - rzuciłam w jego stronę i się roześmiałam, a on za mną.
   Zjadłam sobie śniadanie i ruszyłam do salonu. Miałam możliwość mu się bliżej przyjrzeć. Stanęłam przed kominkiem i oglądałam zamieszczone na nim zdjęcia.
-Witaj Lauro. - odwróciłam się i zobaczyłam matkę Jay'a w wejściu do pomieszczenia.
-Dzień dobry. - przywitałam się.
-A gdzie Jay ?
-Musiał wyjść po coś do sklepu, zaraz wróci. Pomóc Pani w czymś ?
-Nie, nie. Chciałam się pożegnać, ale skoro go tu nie ma to trudno. Zaraz przyjedzie po mnie samochód.
   Kobieta błądziła wzrokiem po salonie jakby sprawdzała czy wszystko zabrała, a ja odwróciłam się w stronę kominka, niestety mój brak koordynacji ruchowej znowu mnie zawiódł i jedna ramka spadła na podłogę i się zbiła. Zdjęcie ślubne.
-Jeju. Przepraszam. To było niechcący. - kucnęłam przy rozbitym szkle i zbierałam większe kawałki szkła.
-Lauro nie zbieraj tego palcami, bo się skaleczysz. - matka Jay'a kucnęła obok mnie i miotełką zbierała szkło, którym zdążyłam już się skaleczyć. - A nie mówiłam. Poczekaj tu, przyniosę apteczkę.
   Kobieta zniknęła za drzwiami, a moją uwagę przykuła mała fotografia, która leżała pod zdjęciem ślubnym, które zrzuciłam z kominka. Wyjęłam je i podniosłam. Przyglądałam mu się uważnie.
-Kto to ? - odwróciłam się do kobiety, która pojawiła się obok mnie z białą apteczką w dłoniach, pokazałam jej małe zdjęcie, a ta zajęła się moim krwawiącym palcem.
-To . . . moja siostrzenica. - powiedziała.
-Siostrzenica ?
-Tak. - po chwili usłyszałam klakson samochodu na podjeździe. - Muszę już jechać. Powiedź Jay'owi, że wrócimy jutro i pożegnaj go on nas. Szkoda, że już dzisiaj wyjeżdżacie. - powiedziała kobieta spakowała lekarstwa do apteczki, zabrała mi zdjęcie, a później ślubną fotografię i zbitą ramkę. Wyrzuciła szkło, a zdjęcia gdzieś schowała. Wyszła.
   Nadal stałam przy kominku analizując to co się przed chwilą stało. Skoro była to jej siostrzenica to dlaczego to zdjęcie było schowane za drugim zdjęciem ? Dlaczego nie dała mu osobnej ramki ? Wstydziła się tego zdjęcia ? Przyjrzałam się moim prawym wskazującym palcu, który był zawinięty w bandaż. Stałam tak chyba z 10 minut, gdy usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
-To ja ! - głos Jay'a, szybko ruszyłam w kierunku korytarza.
-Duże te zakupy. - powiedziałam na widok Jay'a z dwiema zapełnionymi torbami.
-No może troszkę.
-Twoja mama już pojechała i kazała mi cię od nich pożegnać. Mówiła jeszcze, że żałuje, że dzisiaj wyjeżdżamy.
-Czyli wcale jej nie przykro, że jedziemy. - podsumował Jay. -Masz dziwną minę. Coś się stało ?
-N-nie. Pokaż co kupiłeś. - podeszła  do chłopaka i wyjęłam mu zakupy z rąk, ten tylko uważnie mi się przyjrzał.
-Sama żywność. - po chwili dodał. -Co ci się stało w palec ? - podniósł go do góry, by móc mu się bliżej przyjrzeć.
-Zrzuciłam jedną z ramek z kominka i się skaleczyłam, ale twoja mama szybko zainterweniowała. To co dzisiaj jemy ?
-Zrobię ci moją słynną wiosenną zupę. Ale na pewno jest wszystko dobrze ? Może trzeba pojechać do szpitala ?
-Tak jest okey. Już nie mogę się doczekać tej twojej zupy - uśmiechnęłam się do niego i jego podejrzliwy i troskliwy wzrok zniknął ustępując zadowoleniu.
   Wyjmowaliśmy zakupy z toreb i schowaliśmy je do szafek i lodówki.
-Nie przejmuj się tą ramką.- Jay powiedział wyjmując schłodzone piwo z lodówki.
-Troszkę mi głupio.
-Nie potrzebnie. To tylko rzecz. Nic cennego. Nie smutaj.
   Przyglądał mi się podejrzliwie. Czułam, że po moich oczach pozna, że to jednak nie chodzi o zbitą ramkę, ale o ukryte zdjęcie, o którym zakładam, że nie wiedział, więc spuściłam wzrok i umyłam kupione przez Jay'a warzywa.
-Widzę, że przejęłaś się tą sprawą. - powiedział Jay nadal się mi przyglądając.
-No może troszkę.
-Troszkę ? Zapomnijmy o tym.
-Okey. Kiedy zaczniesz robić obiad ?
-Za jakąś godzinkę ?
-Pomogę ci. - wzięłam piwo i wyszłam na ogród.
   Usiadłam na ławeczce obok krzewu róż i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to miejsce jest faktycznie bardzo uspokajające i dobre na przemyślenia. Tak jak mówił Jay.
-Posiedzieć z tobą ? - przede mną pojawił się Jay.
-Możesz. - uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
-Ciepło dzisiaj jest.
-Tak, miło. Korzystamy z tego idziemy do basenu ? - zapytałam.
-Pewnie. Dlaczego ja na to nie wpadłem ?
-Bo ja jestem geniuszem. - uśmiechnęłam się i wstałam.
-A co z twoim palcem ?
-Aha. - podniosłam go na wysokość oczu. -  Nic mi nie będzie, chodź.
   Naszykowaliśmy kolorowe drinki i jakieś przekąski. Poszłam do swojego pokoju i w duchu dziękowałam sobie, że wzięłam strój kąpielowy, ubrałam się niego i włosy związałam w niedbałego koczka.




   Zeszłam na dół z dwoma plażowymi ręcznikami, które wcześniej dał mi Jay i ruszyłam nad basen, na którym z pewnością był już Jay. Jakby nie patrzeć mi do przebrania było potrzebne więcej czasu. Weszłam na taras, a tam Jay stał przy grillu i smażył warzywka.
-Grill ? - zapytałam kładąc ręczniki na leżakach.
-No długo cię nie było i zdążyłem wszystko naszykować. - powiedział Jay lustrując mnie wzrokiem, ale nie czułam się skrępowana.
-Śliczny strój kąpielowy. - odezwał się.
-A dziękuje. - powiedziałam i zabrałam mu kawałek papryki. - Ale mam nadzieję, że zjem dzisiaj twoją specjalną zupę ?
-Obiecałem i słowa dotrzymam. - uśmiechnął się i nałożył nam na talerze warzywa, nie było tego dużo, tylko tyle, żeby coś przekąsić.
 -Ja nie wiem jak ty to robisz, ale twoje grillowane warzywa są takie dobre. - powiedziałam zajadając się warzywkami.
-Magia. - roześmiał się, a ja po nim.
   Odłożyłam pusty talerz i napiłam się lemoniady własnego autorstwa. Podałam jedną szklankę Jay'owi i ten też się jej napił. 
-Przydałoby się zamoczyć. - powiedziałam.
-No to idziemy. - podeszliśmy na brzeg basenu.
-Na trzy. - powiedziałam. - Raz, dwa TRZY !
   Jay wskoczył do basenu, a ja zostałam na brzegu, śmiałam się w najlepsze.
-Skąd ja wiedziałem, że tak zrobisz ? - zapytał chłopak, gdy się wynurzył.
-Dobrze mnie znasz. - zaśmiałam się i wskoczyłam do basenu na główkę, przepłynęłam długość basenu i wróciłam do Jay'a.
-Zawsze chciałam mieć dom z ogródkiem i basenem. - powiedziałam.
-Powiem Max'owi. 
-Jay. - chłopak dostał w ramię.
-No co. Lepiej żeby znał twoje wymagania.
-To nie są wymagania. To marzenia.
-Tym lepiej. Twój chłopak musi znać twoje marzenia, by móc je spełniać lub pomóc przy ich spełnianiu.
-Jay powiedź mi jak to jest, że taki fajny chłopak nie ma dziewczyny ?
-Ironia losu.
-Znajdę ci kogoś. - powiedziałam, ale nie wspomniałam o tym, że już kogoś znalazłam.
-Laura. - powiedział i się zanurzył, uśmiechnęłam się i popłynęłam za nim.
-Ale ja mówiłam serio. - powiedziałam, gdy dogoniłam Jay'a.
-To nie jest dobry pomysł.
-To jest genialny pomysł.
-Taki jak ten z basenem ? - zaśmiał się.
-Tak. Patrz jak jest fajnie. Moje pomysły są genialne i świetne w wykonaniu. Przynoszą zachwycające rezultaty.
-Żebyś się nie sparzyła na nich.
-Wyczuwam strach i lęk.
-Ja się wcale nie boję. - powiedział i się zanurzył.
-Tsa. Wca . . .
   Nie zdążyłam dokończyć, bo ktoś od dołu wciągnął mnie do wody. Jay. Gdy byłam w wodzie i zobaczyłam uśmiechniętego chłopaka, pokazałam mu ręką, że już nie żyje, ten tylko mocniej się uśmiechnął i odpłynął, a ja za nim. Ścigaliśmy się tak jeszcze trochę czasu i postanowiliśmy wyjść z wody. Susząc się na leżaczkach w słońcu jedliśmy przygotowane wcześniej przekąski i piliśmy kolorowe drinki.
-O której idziemy na ten cały festiwal ? - zapytał Jay.
-No możemy pójść o 17, może uda mi się ją wcześniej złapać, obejrzymy jej występ i jedziemy ?
-Też tak myślałem.
-Jaka zgodność. No co się tak patrzysz na mnie ?
-Jaa ?
-Nie święty Mikołaj. Nawet nie próbuj mnie wrzucić do basenu, bo już wyschłam.
-Ale ja wcale tak nie myślałem.
-Tsaaa. Chodźmy już szykować tą słynną zupę James'a McGuinessa'a.
-W takim razie, panie przodem. - Jay podał mi pomocną dłoń i pomógł wstać.
   Odnieśliśmy talerze i szklanki i poszłam na górę się przebrać w wygodniejsze ubranie, rozpuściłam włosy, by mogły do końca wyschnąć i zeszłam na dół, gdzie Jay wyciągał garnki. 
-To od czego zaczynamy ? - zapytałam.
-Od pokrojenia warzyw. - podał mi deskę do krojenia, nóż i zajęłam się pracą.
   Naszykowaliśmy wszystkie potrzebne rzeczy do zupy i Jay zaczął czary w garnku, po pół godzinie zajadaliśmy się pyszną zupą. Pochwaliłam Jay'a za pyszny obiad i poszliśmy na górę, czas się pakować i szykować na festiwal. Ubrałam się w zielone spodenki i białą bokserkę, a do tego białe niskie trampki, włosy wyprostowałam i zeszłam na dół z torbą na ramieniu, zostawiłam ja przy drzwiach i zapukałam do Jay'a. Też był już gotowy, więc ruszyliśmy za miasto, gdzie wszystko się odbywało. Szybko rozdzieliliśmy się i miałam to szczęście, że znalazłam Julie. Pogadałam z nią i dostałam odpowiedzi na moje pytania, obejrzałam jej występ i szukałam wzrokiem Jay'a. Po chwili ktoś złapał mnie za ramię i się odwróciłam. Zobaczyłam ogromnej wielkości pluszaka, jak się później okazało był to brązowy piesek, ale trochę czasu mi zajęło ogarnienie co to w ogóle jest. Zatkało mnie.
-Co nic nie mówisz ? - zza pluszaka wyjrzała brązowa czupryna Jay'a.
-Zatkało mnie. 
-Hehe. Wygrałem to dla ciebie na loterii.
-Dla mnie ?
-Noo. W ramach podziękowania. 
-Podziękowania ?
-No za to, że po pogrzebie dałaś mi w kość i energię do życia. Gdyby nie ty to pewnie nadal byłbym taki nieobecny.
-Och nie musiałeś. - wzięłam do rąk ogromnego pluszaka.
-Podoba ci się ?
-Jest śliczny. Dziękuje Jay. - pocałowałam go w policzek - Jay'a, nie miśka.
-Jedziemy już ?
-Tak. późno się zrobiło.
   Poszliśmy do samochodu.
-Tylko go zapnij, bo nam wyleci. - powiedział Jay, gdy wsadzałam miśka na tyły samochodu, zapięłam mu pasy i wsiadłam do przodu.
-To śmiesznie wygląda. - zaśmiałam się odwracając się do tyłu.
-Masz rację, ale co poradzimy. 
   Wyruszyliśmy o 18:16, a dojechaliśmy pod moją kamienicę o 20:47. Zabrałam swój duży prezent i torbę i ruszyłam do domu. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi do budynku, a następnie do mieszkania. Nathalie nie było, ale na lodówce zobaczyłam kartkę.
"Wczoraj przyjechały meble. Mam już urządzone mieszkanie i już w nim zamieszkałam. Na noc wrócę do niego, więc nie przestrasz się, gdy w piątek rano nie zobaczysz mnie w pokoju obok. To zobaczenia. Wbijam na obiad w sobotę. 
N."
   Wyjechałam na zaledwie trzy noce, a ona już się przeprowadziła. I jeszcze mam w sobotę zrobić jej obiad. Roześmiałam się i poszłam do sypialni, torbę rzuciłam w kąt, a miśka w drugi, tak że leżąc na łóżku widziałam go, a on mnie. Wzięłam prysznic i zaczęłam przeglądać albumy. W końcu znalazłam to czego szukałam. Takie samo zdjęcie. Taki sam rozmiar. Wpatrywałam się w nie i się zastanawiałam o co w tym wszystkim chodzi. Byłam za bardzo zmęczona, więc zrzuciłam wszystko na podłogę i zasnęłam. Zaczynało mi coś świtać w głowie..

*

   Obudził mnie rano budzik i chcąc nie chcąc musiałam wstać. Wystawiłam nogi zza łóżka i poczułam coś twardego pod stopami. Zobaczyłam co to. Albumy i to zdjęcie. Co w tym wszystkim chodziło ? Schowałam albumy, a zdjęcie włożyłam do portfela. 
   Wstępnie ogarnęłam się w łazience i narzucając na siebie szlafrok poszłam do kuchni zjeść śniadanie. Ubrałam się w nowe czerwone shorty, białą koszulkę z odwróconym krzyżem do tego czarne trampki, również nowe, parę dodatków i zapakowałam się do nowej czerwonej torebki w kształcie worka. Zakupy z Nat były udane. Pojechałam do radia i pochwaliłam się tym  co udało mi się zebrać dnia poprzedniego. Zmęczona po pracy ledwo weszłam do samochodu. Po drodze zahaczyłam o market i kupiłam jedzenie na dzisiaj. O jutrzejszą ucztę pomartwię się dnia następnego, byłam za bardzo głodna, by teraz o tym myśleć. Wróciłam do domu i na szybkiego zrobiłam zupę, na którą również przyszła Nat, a później wyruszyłyśmy na miasto. W jednej z uliczek zobaczyłam April całującą się z jakimś mężczyzną. Podeszłyśmy do nich.
-Dzień dobry panie Lee. - powiedziała Nat, najwidoczniej znała tego gostka, ale jak ona go nazwała ? Lee ?
-Cześć April. - przywitałam kierowniczkę, a ta się do mnie uśmiechnęła.
-Witaj Nathalio. Co u rodziców ? Już wszystko dobrze ? - zabrał głos mężczyzna, ewidentnie się znali.
-Tak jest już dobrze, dziękuje za pomoc.
-Sprawa rozwodowa to raczej nie powód do radości, szczególnie dla dzieci.
-Całej naszej rodzinie wyszło to na dobrze, najwyżej dopiero wyjdzie.
-Coś nie tak ?
-No mama się lekko pogubiła, ale mam nadzieję, że odnajdzie drogę powrotną.
-Życz jej szczęścia, ale co ty robisz w stolicy ?
-Zaczynam nową kartę w życiu i Laura mi pomaga.
-Laura to jedna z prowadzących w radiu. - wytłumaczyła April.
-Laura Gonzales. No tak jedna z moich ulubienic. - mężczyzna się zaśmiał.
-O dziękuje.
-Jakby nie patrzeć jesteś w Top 5 najlepszych prezenterów radiowych w Londynie.
-Nie mogę w to jeszcze uwierzyć.
-Najwyższa pora. A skoro już jesteśmy przy tym temacie to my już z April musimy iść. Powodzenia. - pożegnał się z nami mężczyzna, a April wymieniła z nami uśmiechy.
-Do widzenia. - pożegnała się Nat.
-Ty znasz tego gościa ? - zapytałam gdy się już oddalili.
-No tak on prowadził sprawę rozwodową moich rodziców. Załatwialiśmy to wszystko w jego kancelarii.
-Skądś kojarzę jego nazwisko. Lee ?
-No bo to ojciec Matt'a. 
-Matt'a ? - to mnie zaskoczyła.
-Nom. Nie lubię go. Przez niego zaczęło mi się sypać w związku z Bryan'em, bo próbował mnie poderwać. Pies na baby.
-Zdążyłam go poznać. 
-No właśnie wiem, coś wspominałaś. Ale o tym, że jego ojciec spotyka się April to już nie powiedziałaś.
-Bo się dopiero teraz dowiedziałam, ale to by tłumaczyło co ten chłopak robi w radiu bez żadnego doświadczenia. I te zmiany w radiu.
-Układanka zaczyna się układać. 
   "Nie tylko ta" - pomyślałam. Nat pojechała do pracy, a ja wróciłam do domu i postanowiłam się wyspać. Rozmawiałam jeszcze z Jay'em i dowiedziałam się, że u niego wszystko dobrze i chcę pobyć trochę sam i odpocząć od obecności ludzi. Wyspać. No tak jutro wracają chłopcy i zrobi się tłok w domu, chłopak ma rację. To już jutro. Jak się cieszę.




No hej !
Chwalcie się, o której dzisiaj wstałyście :) Ja popadłam w rutynę i zamiast słodko spać obudziłam się o 6 :( Udało mi się jeszcze usnąć i wstałam po 9, a wy ??
Lubię ten rozdział z niewiadomych przyczyn, tak po prostu :) Pamiętacie o magicznej środzie ? To już za dwa dni. Jakieś pomysły co może się stać ? I tak pewnie już wiecie, jestem mało tajemnicza ;D
Angela Destino - bo lubię kololowe obrazki :P 
Jayla - trzymaj się i mam nadzieję, że u cb, tak jak u Jay'a, szybko poprawi się nastrój po stracie :*
Czyli widzimy się w środę :) Rezerwujcie ten dzień, bo warto :)
Paaaaaa ♥

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, szczególnie zagranie ze zdjęciem, chyba już wiem, co się wyda o.O
    I do tego dłuuuugi, taki, jakie lubie.
    Ach ten Jay! Niewyżyty ;D
    Lecę pisać coś na swojego bloga!

    PS.
    Wymieniłam karę na komputer na miesiąc bez telefonu!

    PPS.
    I znowu obrazek <3

    PPPS.
    Byle do środy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mnie ciekawi co to za "siostrzenica".
    Myślę, że powinnaś rozwinąć jej wątek, bo coś mi się wydaje, że chyba wiem kto mógłby nią być... i jeśli moje przypuszczenia są dobre, co ciekawie się będzie zapowiadało życie Laury.

    Pozdrawiam
    the-boys-wanted.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham niunia ten rozdział < 33
    Wpadnij do mnie na nowy rozdział :)
    Czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to po prostu wiedziałam! Na początku myślałam, że to bardziej w kierunku Nathana, ale
    potem zmieniłam zdanie :P
    Jay'owi się chyba zapomniało, że Laura ma chłopaka...xD
    Wraca The Wanted= raca Lax ;3
    Jestem bardziej'a ucieszona niż Laura ;D

    DO WIELKIEGO ŚRODOWEGO ROZDZIAŁU ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG! dlaczego wydaje mi się że ta "siostrzenica" to Laura??
    Kurde wynikało by z tego, że Jay i Laura to przyrodnie rodzeństwo!!
    Świetny rozdział;pp

    OdpowiedzUsuń