piątek, 30 sierpnia 2013

60. Wszystkie chwyty dozwolone. + TVB

The Versatile Blogger

Bardzo dziękuje za nominację Camille Lelek oraz Prisoner do tej nagrody ;)

Zasady :

  • podziękować za nominację osobie, dzięki której zostałeś włączony do gry;
  • pokazać na blogu nagrodę Versatile Blogger Award;
  • ujawnić 7 faktów dotyczących własnej osoby;
  • nominować 15 blogów, które według nominowanego na to zasługują;
  • poinformować o fakcie nominowania autorów blogów

7 faktów o kololowa98 :

  1. Nie potrafię pisać bloga bez muzyki i klawiatury przed sobą, więc starożytna kartka i długopis odpadają.
  2. "All Time The Wanted" jest moim pierwszym blogiem i tak w zasadzie na nim zbieram doświadczenie.
  3. Kiedyś byłam maniakiem czytania książek teraz niekoniecznie.
  4. Nie lubię nie mieć pomalowanych paznokci.
  5. Najczęściej piszę popołudniu lub wieczorem.
  6. Postać Nathalie jest utożsamieniem mojej starszej siostry o tym samym imieniu.
  7. Gdy się denerwuje lubię chodzić i dużo mówić, wszelkiego rodzaju "zabawy" z paznokciami również wchodzą w grę.


***


***Perspektywa Max'a***



-Gdzie są te cholerne świeczki ? - nie powiem, że ten dzień należał do spokojnych, bo wcale taki nie był, wszyscy latali po domu jak w jakimś amoku, ciągle było słychać dźwięk tłuczonego szkła, przekleństw i wyzwisk.
-Sprawdź w szafce obok lodówki ! - odkrzyknęła Nareesha z salonu, jej głos z minuty na minutę nikł, ale jako jedyna miała głowę na karku, tak więc ciągle odkrzykiwała na różne pytania.
-Co to znaczy "ubić na parze" ? - wparowałem do kuchni, w której Kelsey stała nad kuchenką z przepisem w dłoniach i czytała go.
-Kelsey nie czujesz, że coś się przypala ? - zapytałem czując swąd i otworzyłem szybko okno na roścież, znalazłem świeczki.
-Kuźwa ! - krzyknęła i otworzyła piekarnik. - Teraz nie muszę zastanawiać się nad tym co oznacza "ubić na parze", bo po biszkopcie nici. - rzuciła foremkę z czarna mazią w środku na kuchenkę.
-Masz tu numer do najlepszej cukierni w Londynie i ubłagaj ich, żeby na piątą upiekli tort. - podałem jej kartkę i położyłem świeczki na lodówkę, nie były już chyba potrzebne.
-Co tu tak capi ? - do kuchni wszedł Tom.
-Twoja narzeczona próbowała sił w cukiernictwie, nie widać ? - posłałem mu znudzone spojrzenie, sam byłem już zmęczony, mimo że była dopiero dziewiąta, a byłem na nogach od godziny.
-Max nie nabijaj się ze mnie. Chciałam dobrze. - dziewczyna wrzuciła "kamień" do kosza pod zlewem.
-Ja pierdziele Kels. - Tom złapał się za głowę i wyjął sok z lodówki.
-Mógłbyś użyć szklanki od czasu do czasu. - skomentowała jego picie z butelki. 
-Nie mam czasu. - schował karton do lodówki i wyszedł z pomieszczenia.
-Oby Nathalie nie zawaliła sprawy. - Kels podpaliła papierosa.
-Jay poza nią świata nie widzi. - dziewczyna podsunęła mi pod nos opakowanie papierosów. - Nie dzięki. Rzucam.
-W takim amoku bez tego nie dam rady, ale szacun za wstrzemięźliwość. 
-Staram się. - wziąłem paluszka z opakowania.
-Myślisz, że zdążymy do piątej ? - zaciągnęła się.
-Mam taką nadzieję.
-Co u Laury ?
-Mówiła, że jej ojciec to spoko gość. Spędzi tam jeszcze maksymalnie dwa dni i myślę, że teraz już nic nas nie zaskoczy, ani wybije z równowagi.
-Kiepsko by było, żeby na każdym kroku musiała się borykać z problemami.
-Wy tak sobie plotkujecie i odpoczywacie, a meble same się nie wyniosą. - do kuchni wparował zmęczony Nathan.
-Dobra Młody już idziemy. - rzuciłem na odczepnego, a ten wyszedł równie szybko jak się pojawił.
-Przecież się nie pali. - rzuciła Kels.
-Już nie. - przypomniało mi się ciasto.
-Racja. - dziewczyna wypaliła już całego papierosa i się zaśmiała. - To ty do nich idź, a ja zamówię tego torta. - wyszedłem zostawiając dziewczynę samą.
-Tu będzie stał szwedzki stół. - Nareesha ledwo była słyszalna.
-Nare może ty już zrezygnujesz, co ? - zapytałem widząc w jakim była stanie. - Musi zostać ci siła na śpiewanie naszemu jubilatowi "Sto lat".
-Najwyżej zaśpiewam z playbacku. - uśmiechnęła się. -Wszystkie meble mają zniknąć z tego pokoju. - powiedziała, a my zajęliśmy się wynoszeniem ich do pustego już garażu.
   Mój wóz stał w garażu pod kamienicą, tak samo jak Nathana, bo skoro Laura pojechała swoim autem zwolniło się miejsce. Nareesha i Siva zostawili swój u siebie, a Tom'a stało pod domem. Jay swoim pojechał z samego rana z Nathalie na miasto. Robota ciągnęła się w nieskończoność, a w międzyczasie przyjechały meble, które wypożyczyliśmy na imprezę razem z dekoracjami. Po godzinie nowe meble stały już w ustalonych miejscach i zaczęliśmy przyczepiać dekorację.
-Siva powieś tę kulę na środku salonu. - Nathan podał najwyższemu z nas drabinę i kulę dyskotekową.
-Dlaczego to ja zawsze muszę wieszać te wszystkie oświetleniowe efekty ? - zbulwersował się.
-Bo jesteś najwyższy. - do salonu weszła Kels.
-I co udało ci się zamówić tego torta ? - zapytałem, gdy dziewczyna podeszła do pudełka po dekorację.
-No udało mi się, ale ledwo. To będzie najdroższy tort jaki będziemy jeść.
-Co masz na myśli ?
-Prawie 110 funtów.
-Co ?! - wymsknęło mi się.
-To co usłyszałeś.
-Przecież to . . . Ale jak ?
-Potrzebny jest nam na dzisiaj, więc stawka idzie w górę i to jeszcze w najlepszej cukierni. Ludzie się cenią.
-O jacież pierdzielesz. - zabrałem szklane kule i porozstawiałem gdzie sie tylko dało, a Kels chodziła za mną z tealight'ami i wsadzała do każdej szklanej ozdoby.
   Po około dwóch godzinach większość rzeczy była już zakończona. Salon przyozdobiony i zajęliśmy się ogrodem, gdzie wieczorem miał się odbyć grill i potańcówka. Siva z Nathanem rozkładali sprzęt grający i kombinowali jak i gdzie ustawić głośniki, żeby cały ogród był w strefie muzycznej, a ja z Tom'em pomagałem dziewczynom przy dekorowaniu. Po kolejnych 90 minutach i ogród był gotowy.
-Nie wiem jak wy, ale ja jestem super głodna. - Kelsey opadła na fotel, który właśnie wnieśliśmy z Tom'em.
-Ja też. Co zamawiamy ? - Nathan wyjął z kieszeni telefon.
-Pizza ! - wszyscy, oprócz Nareeshy, która dostała od nas zakaz mówienia, krzyknęli.
-Poproszę 6 największych pizz jakie Państwo oferują z szynką, pieczarkami... - Nathan wszedł do domu.
-W życiu się tak nie narobiłem jak dzisiaj. - powiedziałem siadając na chłodne płytki przed wejściem do salonu.
-Ja też. - Seev usiadł obok Nareeshy i pocałował ją w czubek głowy.
-Ile czasu zostało do przyjęcia ? - zapytała Kels.
-Za mało. - skomentował Tom.
-Zostało nam jeszcze zrobienie się na bóstwo i mamy niecałe 4 godziny na to. - dodałem.
-Jeszcze zjemy obiad i ten czas znowu się skróci. - znowu Tom.
-A łazienki są tylko dwie. - powiedziała Kels.
-Jak by ci brakło to jest jeszcze na dole. - Tom wystawił jej język.
-Kels my zajmiemy jedną, a chłopcy następne dwie. - wychrypiała Nareesha.
-Ja ci może jednak przyniosę jakieś proszki na gardło. - wstałem.
-Dziękuje. - przeczytałem z jej ruchu warg.
-Nie ma za co. - wyszedłem kierując się do apteczki, która była w łazience na dole.
   Minąłem Nathana, który próbował targować się z osobą z pizzerii. Zaśmiałem się pod nosem na ten widok i wszedłem do łazienki. Zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni i się uśmiechnąłem.
-No cześć Piękna. 
-Nie wiesz co mam na sobie, a już mówisz, że piękna. - perlisty śmiech.
-Wystarczy, że znam każdy milimetr twojego ciała.
-Tsa. Jak tam przygotowania do wielkiej imprezy ?
-Od ósmej latamy jak pszczoły, a dopiero teraz skończyliśmy. Czekamy właśnie na pizze. - usiadłem na opuszczonej desce sedesowej.
-Ale wszystko tak jak zaplanowaliśmy ?
-Tak, z tym, że tort będzie z cukierni, bo Kelsey spaliła biszkopt, ale tak to idzie wszystko zgodnie z planem.
-Ojoj. 
-No nie dopięłaś swojego misternego planu do końca.
-Szkoda, że tam z wami nie jestem.
-Noo. Miałabyś na wszystko oko i przestrzegałabyś regulaminu. - zaśmiałem się na samo wyobrażenie kategorycznej Laury.
-Po prostu chcę, żeby mój brat miał godne przyjęcie na jego 23 urodziny. To wszystko.
-I będzie miał. Nie bój się. A muszę przyznać ci gust. Meble i dekoracje jakie przyjechały są czadowe.
-To też zasługa dziewczyn.
-Ale to ty wszystko załatwiałaś, a wiemy bardzo dobrze, że łatwo nie było.
-Szczególnie z meblami na ogród.
-Ale przyszły te, które zamówiłaś. Ta impreza będzie jedną z najkosztowniejszych w moim życiu.
-Ale zapewne najlepsza. 
-Gdybyś tu była, było by idealnie.
-Ale jestem troszkę dalej. - zaśmiała się lekko.
-No właśnie opowiadaj co tam dzisiaj porabiałaś ?
-Uczyłam się języka i umiem już coś powiedzieć.
-Co ?
-... - Laura powiedziała coś dla mnie niezrozumiałego.
-A co to znaczy ? - zapytałem.
-Kocham cię. - wyczułem, że się uśmiechnęła.
-Ja ciebie też. Wiesz muszę kończyć, bo obiecałem Nareeshy coś na gardło, bo nam biedna zdycha i długo mnie nie ma.
-Co się jej stało ?
-Za dużo się dzisiaj nakrzyczała na nas i głos odmówił jej posłuszeństwa.
-Biedactwo. Leć do niej z tymi proszkami. Kocham cię.
-Ja ciebie też. Do zobaczenia.
-Zadzwonię później złożyć Jay'owi życzenia, więc miej telefon w pobliżu, bo on swój chyba znowu zgubił ?
-Taaak. Kolejny w tym roku. To pa.
-Pa. - rozłączyłem się i wyszedłem z łazienki, Nathan nadal siedział przy telefonie.
-Jezu chłopie bierz te żarcie, bo my z głodu tu umrzemy. - powiedziałem mijając go, a ten zrezygnowany rzucił coś do telefonu i się rozłączył.
-Mogłem ubić niezły targ z tym gościem.
-To tylko pizza. - bezradnie powiedziałem.
-Ale moglibyśmy ...
-A skąd wiesz ? Jesteśmy głodni i nawet nie zauważymy, że ta jest z podwójnym serem, a tamta z szynką, bo wszyscy się na nią rzucą, żeby nie zdychać z głodu. Młody to nie samochód, żeby się targować.
-Chciałem dobrze. - spóścił głowę.
-Wiem. - złapałem go za ucho, weszliśmy na ogród. - Proszę. - podałem dziewczynie tabletki, a ta szybko wzięła dwie.
-Max masz prezent prawda ? - zapytała Kels.
-Tak jest w mojej torbie w pokoju.
-Myślicie, że mu się spodoba ? - zapytał Tom.
-Z pewnością będzie się bał. - dodał Seev.
-Pewnie weźmie ze sobą Nathalie. - Kels się zaśmiała.
-Ciekawe czy się zgodzi ? - Tom myślał na głos.
-Znając ją to ona będzie go namawiać, żeby pojechali. - rzucił Siva kładąc opakowanie tabletek na stolik.
-Nathalie to przebojowa laska. - zaśmiałem się.
-Tylko, żeby Jay nie narobił w gacie. - Tom zaczął brechtać.
-To bardzo możliwe. - poszedłem w ślady kolegi.
-Laura coś wspominała, że przywiezie mu coś z Polski. - powiedziała Kels, a Nareesha zaczęła energicznie kiwać głową na znak, że Kels dobrze mówi.
-Ciekawe co ? - zapytał Tom bacznie obserwując swoją narzeczoną.
-Tego nam nie powiedziała. - tym razem Nareesha energicznie przeczyła głową.
-Nare bo ci głowa odpadnie. - zaśmiałem się z przyjaciółki, a ta znowu zaczęła energicznie kiwać głową w górę i w dół uśmiechając się.
-Przydałaby ci się tabliczka, na której pisałabyś co chcesz powiedzieć. - genialny Tom.
-Nie zmieściłoby się jej to wszystko na tabliczce. - Nathan dał w brecht, a Nareeha wystawiła mu język, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. -Dobry Boże proszę, żeby to była pizza. - Nathan złożył dłonie do modlitwy i wyszedł z ogrodu.
-Nie wiedziałem, że Młody jest tak uduchowiony. - rzucił Tom.
-Najwidoczniej. - dodał Siva.
-Dołączam się do modłów. - złożyłem dłonie tak jak wcześniej Nathan.
-Twoje starania idą na marne. To tylko Kevin z Martinem. - wrócił Nathan, a za nim dwójka mężczyzn.
-Ładnie tu zrobiliście. - Kevin rozglądał się dookoła.
-My przynajmniej nie przyszliśmy na gotowe. - Seev spojrzał na nich z podtekstem we wzroku.
-Ale my nie przyszliśmy z pustymi rękami. - powiedział Kev, a w drzwiach pojawił się Martin z czymś większym od niego na dodatek na wózku, jakie widzi się w sklepach budowlanych , mężczyźni rozładowali sprzęt i zakomunikowali nam.
-To prywatna lodówka pełna zimnych napoi. - otworzyli drzwi i zobaczyliśmy dużo upchanych butelek z piwem i innym napojami, które były już mocno schłodzone. 
-Ale czad. - wstałem sprawdzając czy to cacko jest realne.
-Druga taka jest w salonie. Jakoś ją upchnęliśmy. A gdyby napoje się skończyły to mamy zapas. Zaraz wsadzimy resztę do lodówki w kuchni i do tej w piwnicy. - Martin się dumnie uśmiechnął.
-Ale będzie dzisiaj picie. - Tom poszedł w moje ślady i podszedł do mnie.
-Do upadłego.
-Na moje urodziny też poproszę takie coś. - Tom przytulił lodówkę. - Kels wybacz mi tę zdradę. - pocałował lodówkę.
-Parker ! Widzimy się u adwokata. - Kels wstała z obrażoną miną, by po chwili wybuchnąć niepohamowanym śmiechem, a za nią reszta, znowu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. - Jeżeli tym razem to nie pizza to się poddaje. - dziewczyna wyszła.
-Ogarniacie ?! Zimne piwko i ciepła pizza. - Tom się rozmarzył.
-Cudownie. - po nim Nareesha.
-Ty sobie nie myśl, że będziesz piła takie zmroźone piwo. - skarcił ją Siva.
-Pierniczę. To są urodziny Jay'a. Wszystkie chwyty dozwolone. - dziewczyna wstała i wyjęła sobie jadną puszkę małego piwa dla kobiet.
-Co racja, to racja. - powiedział Tom i również wziął butelkę piwa.
-Pomocy ! - z salonu usłyszeliśmy krzyk Kels, więc jako dobry przyjaciel poszedłem jej pomóc. - Daj to Kels profesjonaliście.
-Zabawny jesteś. - dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Ile cię to kosztowało ?
-Lepiej zapytaj ile kosztowało to Parkera. - dziewczyna pomachała granatowym portfelem Tom'a.
-Sprytna bestia.
-Uczę się od najlepszych.
-Ale, że od nas ?
-Z kim przystajesz taki się stajesz.
-Nie dość, że sprytna to jeszcze inteligentna.
-Zapomniałeś dodać, że atrakcyjna.
-Wiesz nie powiedziałem tego tylko i wyłącznie dlatego, żeby Tom nie usłyszał, jeszcze później by nas osądzał o romans, albo wspomniał coś Laurze.
-Dobrze kombinujesz. - zaśmiała się i wnieśliśmy jedzonko na ogród, gdzie momentalnie opróżniliśmy wszystkie sześć opakowań.
-Jak ja wejdę na piętro to będzie sukces. - powiedział Tom kończąc swoją wypowiedź głośnym beknięciem.
-Jak ja wstanę to będzie koniec świata. - zrobiłem to samo co Tom.
-Ale z was świnie chłopaki. - powiedział Seev i beknął najgłośniej z nas.
-No dziewczyny czekamy na was. - zaśmiałem się i Kels momentalnie wydała dźwięk.
-A ty Nere ? - zapytał Nathan również bekając.
-Nie chcę was zawstydzań chłopcy. - słodko się uśmiechnęła.
-Widzę, że głos wraca do normy. - włączył się Martin.
-No jest lepiej.
-Zasługa magicznej lodówki. - Parker ponownie przytulił swoja kochankę.
-Tommy bo ja zaczynam się niepokoić, że jesteś bi. - Kelsey mu się przypatrywała.
-A masz coś przeciwko ? - zrobił słodkie oczka.
-Tak w zasadzie to nie, ale mógłbyś nie robić tego na naszych oczach. 
-I oczach gości, którzy za jakiś czas się zjawią. - dodałem.
-A tak apropo. Ilu ich będzie ? - zapytała Nareesha.
-No tak wszyscy jego znajomi i trochę naszych. - zaczął Tom.
-Czyli ? Konkretna liczba. - dopytywała mulatka.
-No tak ze 100 osób będzie. - powiedział myślący Nathan.
-Mogło być gorzej. - skomentowała Kels. - Dobra Nare zabieramy nasze zgrabne tyłeczki i idziemy robić się na bóstwo prawda ? 
-Oczywiście. Tylko chłopcy zróbcie coś z tymi opakowaniami po pizzy. - dziewczyny wstały.
-Coś ? - zapytałem. - Czyli możemy je ładnie ułożyć i zostawić ? - uśmiechnąłem się do nich.
-Miałam na myśli wynieść je do kosza. - rzuciła Nareesha, która mnie mijała.
-A zobaczę cię jeszcze dzisiaj ? - zapytał Siva.
-Zabawny jesteś. Przecież o piątej zaczynamy się bawić. Nie bój się zejdę wtedy. - wystawiła mu język i zniknęły na górze.
-Jak myślicie ile im to zajmie ? - Tom dosiad się do nas.
-No tak do piątej na pewno. - odpowiedział Seev dopijając piwo.
-No to świetnie. Muszę wyprasować sam koszulę. 
-Po co ci koszula TomTom ? - zapytałem sącząc piwo.
-Żeby ładnie wyglądać.
-Ty zawsze ładnie wyglądasz. - zatrzepotałem rzęsami.
-Tak ? - położył sobie dłoń na ustach i również zatrzepotał rzęsami.
-Oczywiście ty mój misiu pysiu. - droczyłem się z nim.
-I materiał rozwodowy gotowy. - Nathan wyłączył kamerę.
-Świetny materiał do Wanted Wednesday. - dorzucił Seev.
-No właśnie. Dzisiaj latami z telefonami szczególnie wtedy jak przyjdzie Jay z Nathalie. - wstałem jak oparzony.
-Dawaj ustawimy lustrzanki i kamery przy wejściu tak, żeby nagrać ten moment jak przyjdą. - Tom rownież się poruszył i już zniknęliśmy z ogrodu słysząc za sobą westchnienia Nivy, bo musieli sami usunąć pudełka po pizzy.
-Jak myślisz tu będzie dobrze ? - zapytałem.
-A zobacz w podgląd. - Tom również ustawiał kamerę.
-No widać drzwi i w ogóle wszystko. Staniemy gdzieś tam. - pokazałem metr dalej, gdzie Tom ustawiał drugą kamerę do zbliżenia twarzy Jay'a. - I będzie cacy.
-Będzie idealnie. - powiedział po skończonej pracy.
-To co lecimy się szykować ? - zapytałem.
-Idziemy. Nathan i Siva już poszli. - weszliśmy do swoich pokoi.
   Wyjąłem z torby swoją maszynkę do golenia i korzystając z wolnej łazienki wziąłem szybki prysznic i ogoliłem się. Wyszedłem wpuszczając Tom'a i poszedłem do swojego starego pokoju ubierając się w naszykowane ubranie, które wyprasowane wisiało w pokrowcu w szafie. Założyłem czarne rurki, do tego białe trampki i szarą koszulkę bez rękawów w kolorowe esy floresy. Spryskałem się perfumami i już byłem gotowy. Z tego co widziałem Tom kończył układanie włosów razem z Nathanem i Sivą w łazience, a dziewczyn nie było widać, ale podejrzewaliśmy, że nadal siedzą w łazience. Tom założył jasno różową koszulę i jasne rurki do tego i wyjściowe buty. Powiedział, że jak zacznie się "impreza" to założy koszulkę. Nathan zdecydował się na ciemne spodnie z opuszczonym stanem tak jak lubił, wysokie białe buty i czerwoną koszulkę na krótki rękawek, do tego obowiązkowo wisiorek, bransoletki i full cap. Teraz układał grzywkę, żeby ładnie wystawała spod czapki. Siva postawił na szykowny look, ale to nie nowość. Czarne spodnie i czarna koszulka w serek, a do tego czarne sportowe buty, teraz układał swoją grzywkę, by stała, a nie oklapywała. Patrząc na ich starania cieszyłem się, że nie mam włosów na głowie, bo nawet nie wiedziałbym jak się za nie zabrać. Byliśmy gotowi, tak jak Martin i Kev, a dziewczyny nadal się szykowały. Schodzili się goście, a ich nadal nie było. Zdążyło już przyjechać jedzenie na imprezę. Jakieś 15 minut przed piątą zeszły nasze gwiazdy. Makijaż, uczesanie i strój były dopięte na ostatni guzik. 





Pierwsza zeszła Kelsey, która miała typowy luźny, imprezowy strój.





Za to Nareesha jak zwykle dotknęła nas swoim kobiecym wyglądem i wysokimi szpilkami. 











   Ciekawiło mnie jakby na tą okazję ubrałaby się Laura. Moje przemyślenia jednak przerwał Nathan, który wrócił właśnie z gotowym totrem, szybko go rozebraliśmy z firmowego pudełka, żeby nie było, że kupiliśmy gotowca, chociaż i tak było to przewidziane. Muzyka brzmiała już na ogrodzie, ale wraz z sms-em od Nathalie, że już jadą ściszyliśmy ją do szmerów i zgasiliśmy główne światła w całym domu, zostawiający tylko te małe, przygotowane i zawieszone specjalnie na tą okazję. Po około 10 minutach usłyszeliśmy głosy na zewnątrz.
-Co oni śpią ? - głos Jay'a.
-Pewnie piją piwo i oglądają meczyk. - Nathalie.
-Mówiłem już ci dzisiaj, że ślicznie wyglądasz ?
-Parę razy obiło mi się o uszy. - jej delikatny śmiech.
-Jak można funkcjonować w takim mroku. - już weszli do środka, migały tylko lampki w aparatach i kamerach informujące o tym, że już wszystko filmują. - Widzisz coś w ogóle ? Zapalę światło.
-Nie trzeba. - powiedziała, a my włączyliśmy światło w holu.
-WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO ! - wszyscy się wydarliśmy czym wystraszyliśmy Jay'a, bo ten podskoczył i zaraz zaczął się śmiać, Nathalie popchała go do przodu, faktycznie ładnie wyglądała.


   Była bardzo dziewczęca w tym stroju i słodko niska przy moim kumplu. Wszyscy zaczęli bić brawa i wiwatować, Jay zauważył kamery i jego uśmiech się porzerzył 
-Mamy coś dla ciebie. - Nathan próbował przekrzyczeć hałas na korytarzu, a wszyscy nagrywali ten moment na telefonach.
-Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - powiedział Tom trzymający wózek z przysmakiem, a ja trzymałem laptopa z włączonym skype, na którym była Laura, co było genialnym pomysłem Nathana. Jay zdmuchnął świeczki i wszyscy zaczęli krzyczeć włącznie z moją dziewczyną.
-Laura ! - zauważył ją.
-Hej staruszku ! - przywitała się, a Jay podszedł bliżej.
-Co u ciebie ?
-Dobrze, ale o wszystkim opowiem wam jak wrócę. Teraz chcę złożyć mojemy bratu życzenia urodzinowe.
-Zamieniam się w słuch. - uśmiechnął się.
-Pij za nas dwoje, co dotyczy również Max'a. Niech twój uśmiech nie schodzi tej nocy z twarzy. Spać masz dopiero nad ranem, a wasz cały asortyment w postaci procentów ma zniknąć z powierzchni domu. Baw się najlepiej jak możesz, bo nie codziennie ma się swoje 23 urodziny, braciszku. Przesyłam ci masę buziaków. - zaczęła wysyłać internetowe buziaki, a Jay udawał, że je łapie.
-Dziękuje. 
-Nie płacz ! Bo ja zacznę. - zagroziła mu.
-Nie płaczę. - po jego policzku spłynęła łza.
-Udam, że tego nie widziałam. - uśmiechnęła się. - Baw się dobrze. - puściła mu oczko i się wyłączyła.
-Kocham was krejzole ! - rzucił Jay.
-W takim razie leć na górę się przebrać i wracaj do nas w podskokach. - powiedziała Kelsey i Nathalie pociągnęła naszego jubilata na górę.
   Goście zaczęli się bawić, pić i jeść. Muzyka wylewała się oknami i drzwiami, a dobra atmosfera w domu wisiała w powietrzu. Czułem się fantastycznie, ale jednak brakowało mi mojej Laury. Sama wszystko wymyśliła i zaplanowała, a teraz na punkcie kulminacyjnym jej nie ma. Było mi z tego powodu przykro, ale po chwili zszedł Jay z Nathalie. Ubrany był w jasne rurki i jasne wysokie buty do tego miał bordową koszulkę i czarną skórę. Trzymał Nathalie za dłoń i szeroko się uśmiechali. Gdy weszli do salonu rozpoczęły się wiwaty i ktoś szybko podał im po butelce piwa. 
-Za Jay'a ! - ktoś krzyknął i wszyscy podnieśli butelki do góry, a po chwili wszyscy napili się alkoholu.
-Dzięki, że jesteście. - udało mu się powiedzieć i już zaczął witać się z gośćmi, przedstawiając im Nathalie i na odwrót.
   Sam też znalazłem paru moich przyjaciół, z którymi spędziłem paręnaście minut i widząc wolnego Jay'a podszedłem do niego. Uśmiech nie schodził z jego twarzy i dobrze, bo tego dnia nie mógł wyglądać i czuć się inaczej.
-Max ! - zauważył mnie.
-Stary ! - przytuliłem go. - Co ja ci mogę życzyć ? Szczęścia w miłości. - puściłem Nathalie oczko. - No i, żeby jutro nie męczył cię kac morderca, ale przy ilości alkoholu jaką mamy zamiar w ciebie wlać to raczej nie będzie możliwe. - Jay się zaśmiał.
-Dzięki. To wiele dla mnie znaczy. I jeszcze ta rozmowa z Laurą.
-Ona wpadła na to wszystko i pewnie gdyby nie ona to poszlibyśmy na łatwiznę i wynajęlibyśmy kogoś do roboty.
-Ty też maczałaś w tym palce ? - Jay zapytał Nathalie.
-Tak jak każdy. - zaśmiała się, a do jubilata podeszli kolejni goście z życzeniami.
-Wypożyczam ją na moment. - pokazałem na Nathalie i już po chwili razem tańczyliśmy w ogrodzie.
-Zrobiliście kawał dobrej roboty. - powiedziała oglądając wygląd ogrodu.
-Staraliśmy się. - Nathalie była znacznie drobniejsza od Laury i niższa, bałem się ją objąć z obawą, że ją skrzywdzę, na swój sposób było to zabawne.
-Widać. - skoczny kawałek się skończył i zaczął wolniejszy, Jay wrócił i zabrał mi Nat z ramion, za chwilę razem bujali się w rytm ballady.
   Usiadłem na sofie obserwując tańczące pary. Siveesha i Tomsey również tańczyła. 

Szukałem wzrokiem Nathana, bo siedzenie samemu mi nie odpowiadało, ale on również przytulał się z jakąś blondynką, miała porcelanową karnację i duże błękitne oczy, które od razu rzucały się w oczy. Drugą charakterystyczną rzeczą w jej osobie były długie, szczupłe nogi  i kolejną długie do pasa włosy zakręcone w drobne loki. Twarz miała typowo dziewczęcą. Dawałem jej 18 lat. Była naprawdę młodziutka i ładna.
   Czyli zostałem jako jedyny bez partnerki. Czułem się nie powiem, podle. Wszyscy się uśmiechali, żartowali i śmiali, a ja jak jakiś nieudolny samotnik. Nawet pić mi się nie chciało. Odszedłem na bok i wyjąłem telefon. Wybrałem kontakt, który nazwałem "Słońce" i przycisnąłem zieloną słuchawkę, przyłożyłem telefon do ucha i spodziewałem się dźwięku sygnału, a dostałem.
-Przepraszamy abonent jest chwilowo niedostępny. 
   Wkurzony rozłączyłem się i pomyślałem, że spróbuję później. Spojrzałem na godzinę dochodziła 19. Widziałem, że Seev wołała mnie ruchem głowy, więc poszedłem w jego kierunku mijając śmiejącego się Jay'a obstawionego grupą gości, uśmiechnąłem się do Nathalie i przeszedłem obok nich obojętnie.
-Myślę, że to dobra pora. - powiedziała Kels poprawiająca swój ubiór.
-Chyba lepiej teraz jak nie jesteśmy mega wstawieni niż później odwalać jakieś cyrki. - Tom.
-O co chodzi ? - zapytałem.
-Zastanawiamy się kiedy ma nadejść czas na prezenty. - Nathan.
-Dajmy mu to już, a reszta prezentów jest w wolnym pokoju na górze, to sobie jutro sprawdzi, ale ten musi dostać dzisiaj od nas. - załączyłem moje zdanie.
-A do kiedy jest jego data ważności ? - zapytała Nereesha.
-Do końca sierpnia. - powiedziałem.
-No to akurat jeszcze trochę ponad miesiąc. - powiedział Tom.
-To co mam iść po niego, czy nie ? - zapytałem, a wszyscy pokiwali pozytywnie głowami.
   Wszedłem na schody i wyciągając klucz do mojego pokoju, bo postanowiliśmy, że pozamykamy swoje pokoje, żeby nie było niemiłych spotkań wchodząc do niego i przekręciłem go raz w dziurce. Drzwi ustąpiły i z bocznej kieszeni torby wyjąłem beżową, chropowatą kopertę przyozdobioną niebieską wstęgą. Uśmiechnąłem się na myśl o tym co jest w środku i zszedłem na dół do przyjaciół. Tom widząc mnie w wejściu do salonu wziął do ręki mikrofon od karaoke i zakomunikował wszystkim.
-Cześć. - pomachał dłonią. - Chciałbym coś ogłosić. Dzisiaj są urodziny naszego kumpla, a jako jego przyjaciele mamy dla niego prezent, więc Jay pokaż się nam. - po chwili Jay pojawił się w salonie, oczywiście z Nathalie przy boku. -Mamy coś dla ciebie bracie. - powiedział do niego Tom i obydwoje się roześmiali, Jay wszedł na prowizoryczną scenę, wszyscy goście obserwowali to co się działo. - Jako, że jesteśmy najbardziej szaloną paczką prezent również nie należy do najzwyczajniejszych. - Tom odebrał ode mnie kopertę. - W tej kopercie jest bilet dla dwóch osób na skok ze spadochronu na jego zrealizowanie masz czas do końca sierpnia i nie każ nam o tym Tobie przypominać.
 
Reakcja Jay'a. Bezcenna.

   Dalej impreza przeszła bez żadnych problemów czy sprzeczek. Wszyscy się doskonale bawili. Udało mi się parę razy zatańczyć z Kels czy Nare. Zauważyłem, że Nathan nie opuszczał ani na krok swojej partnerki, ale raz mi się udało.
-Nathan ! - zawołałem chłopaka, bo bałem się, że mi ucieknie, odwrócił się i zatrzymał.
-Hej, co ty taki dzisiaj nieosiągalny. Jest tyle napalonych na ciebie lasek, a ty ciągle przy jednej. Nie powiem, że nie fajna, bo to nieprawda, ale wiesz jest jeszcze masa innych dziewczyn na imprezie.
-Max najwyższy czas się ustatkować, prawda ? - poklepał mnie po ramieniu i odszedł.
   Wmurowało mnie. Takie słowa w ustach Nathana to rzadkość. Czy to oznaczało, że ta laska była jego ... jakby to ująć ... dziewczyną ? Tylko to określenie pasowało mi do tej okoliczności. Tylko to. Jedni się zaręczali, drudzy schodzili, a ja nadal jak ten sam palec u stopy. Spróbowałem jeszcze raz zadzwonić do Laury i znowu automatyczna sekretarka. Czy tak trudno było odebrać telefon ? Spojrzałem na godzinę. Dochodziła 22, jak na imprezę było jeszcze wcześniej. Bawiliśmy się od ... pięciu godzin. Wow, a ja nadal nie byłem zmęczony, może to dlatego, że nic nie rozbiłem ?  nawet byłem trzeźwy co po tylu godzinnej imprezie było dziwne. Faktycznie zrobiło się już mniej tłoczno, ale jeszcze nikt nie zlał się w trupa. Oczywiście najpierw spodziewaliśmy się tego po Jay'u, ale ten ciągle był oblegany przez gości z życzeniami, więc nie miał nawet czasu na wypicie w spokoju jednego piwa. Wziąłem sobie zimnego już szaszłyka i poszedłem do ogrodu. Wszyscy tańczyli. Nie dziwię się im, gdyby Laura tutaj była również wywijalibyśmy na parkiecie. Widziałem, ze Kels opuściła Parkera i wyszła z ogrodu, a Tom szybko znalazł sobie kolejną partnerkę do tańca. Jadłem sobie w spokoju szaszłyka i zastanawiałem się ile dziewczynom odmówiłem już tańca. Tak w zasadzie tańczyłem tylko z Nareeshą i Kelsey, była jeszcze moja stara znajoma, ale ona już uciekła do domu. Nie chciałem tańczyć z kimś kto nie był Laurą, więc siedziałem sobie i obserwowałem resztę towarzystwa. Usłyszałem radosny pisk Kelsey, przytulała jakąś brunetkę, pewnie jej koleżanka, która spóźniła się na imprezę, bo widziałem ją pierwszy raz, przynajmniej jej strój.




Kogoś mi przypominała, ale po widoku zacnego tyłu tej dziewczyny nie mogłem jej jednoznacznie rozpoznać. Znudzony odwróciłem wzrok i dalej przyglądałem się tańczącym osobą przede mną. Miałem to wszystko na wyciągnięcie ręki, a jednak nie korzystałem. Wyjąłem telefon i ponownie wybrałem numer do mojej dziewczyny, tym razem usłyszałem sygnał, odebrała po trzecim.








-Hej ! - przywitała się wesoło.
-Gdzie ty jesteś ? - słyszałem w tle muzykę.
-Na imprezie, mówię ci najlepsza na jakiej byłam, naprawdę. - śmiech.
-No patrz ja też jestem na imprezie.
-Jak się bawisz ? - kojarzyłem skądś piosenkę w tle.
-Dobrze, ale było by lepiej jakbyś tutaj była.
-No dobrze, że przynajmniej nie siedzisz na sofie, nie jesz samotnie szaszłyka i stęsknionym wzrokiem nie patrzysz na osoby tańczące przed tobą. - piosenka w słuchawce była tą samą co na naszej imprezie i to nawet ten sam fragment, zacząłem składać to co się działo.
-A tak właściwie to na jakiej imprezie jesteś ? - odłożyłem jedzenie i ożywiony wstałem z sofy, minęła mnie rozbawiona Kelsey, rzuciłem jej pytające pytanie, a ta tylko ruszyła ramionami.
-Najlepszej. - znowu jej śmiech.
-A mogłabyś tak konkretniej ?
-Oj no. - cisza, w której słyszałem tą samą piosenkę co w drugim uchu. - Czy to jest ważne ? - spojrzałem na roześmianą Kelsey, która mówiła coś do ucha Tom'a, który po chwili z uśmiechem na twarzy spojrzał na mnie, a następnie na Jay'a.
-Jest, bo może jesteśmy na tej samej. - zacząłem rozglądać się na boki.
-Myślisz ? - znowu jej śmiech, który był jakby bliżej, odwróciłem się i zobaczyłem ją zagryzającą nerwowo wargi z wielkim uśmiechem.
-Laura ! - krzyknąłem akurat w przewie między piosenkami, więc wszyscy mnie usłyszeli, podbiegłem do niej i przytulając podniosłem od góry i gdy była nade mną pocałowałem, a ona założyła ręce na moim karku i zgięła nogi w kolanach podnosząc je do góry, okręciłem ją parę razy i usłyszałem bicie braw za nami. - Co ty tu robisz ? - zapytałem stawiając ją na ziemi.
-Przyleciałam. Jak mogła ominąć mnie najlepsza impreza na świecie ?
-Ale mówiłaś, że posiedzisz w Polsce jeszcze przynajmniej dwa dni.
-Wystarczająco długo tam byłam. Nie uważasz, że cztery dni to i tak za dużo ?
-Nie obchodzi mnie to, bo bardziej cieszę się z faktu, że jesteś tutaj z nami.
-Ale widzę, że słabo się bawicie. Jeszcze na nogach ? Niedobrze. - pokręciła niezadowolona głową i spojrzała na Jay'a. - A propo. Mam coś dla ciebie. - zniknęła i po chwili wróciła z dużym pudełkiem, widać było, że był ciężki, bo ledwo z nim szła, więc pomogłem jej. - Paul mówił, że to jest krajowy produkt eksportowy, więc ja pilna imprezowiczka, zaopatrzyłam się w parę butelek i przywiozłam nam prawdziwą, polską wódkę.
-Bez kitu. Zrobiłaś to ? - zapytał Jay.
-No, a co ? Bratu będę żałować ? Patrz nawet w jakim ładnym pudełku dostałam. - pokazała na kolorowe opakowanie.
-Ile tam tego w środku jest ?
-Sześć butelek. Więcej nie mogłam przewieść, mimo że chciałam. - Jay rozpakował i wyjął jedną.
-Jesteś najlepszą siostrą na świecie ! - powiedział i szybko podniósł ją do góry.
-No wiem, wiem. - powiedziała śmiejąc się. - Czyli co ? Bawimy się ! - krzyknęła i Jay zaczął rozlewać trunek.
   Laura wypiła pierwsza z Jay'em z tym, że zrobili to jak w bruderszaft i obydwoje twarze wykrzywiło w grymasie.
-Ale kopię ! - Laura się zatelepała.
-Ale dobre ! - zaraz po niej krzyknął Jay i impreza się rozkręciła.
   Laura szybko przywitała się z resztą i kolejne godziny imprezy spędziliśmy we własnych objęciach. Nie mogłem nacieszyć się jej obecnością, więc nie żałowałem całusów, pieszczotliwych gestów i przytulania. Skoro ją kocham to dlaczego mam tego nie pokazywać. Teraz przynajmniej panie, które prosiły mnie o taniec znają prawdziwe wytłumaczenie. Kocham tę imprezę, mimo że przygotowania do niej mnie wykończyły. Czułem, że w końcu stoimy na dobrej drodze do szczęścia.



Aww.
Po pierwsze przepraszam za długość, ale jak się rozpisałam to nie mogłam skończyć.
Po drugie przepraszam za tą ilość obrazków, gifów i ten teges.
Po trzecie kocham ten rozdział.
Po czwarte dziękuje za aż dwie nominację do TVB.
Po piąte dziękuje za 8 komentarzy pod ostatnim z tym, że dwa były z inf. o nominacji, ale przeczytanie, że "muszę przyznać, że to jest najlepszy blog jaki czytała" czy "kochana to najlepszy blog jaki czytam" oraz "masz ogromny talent" sprawia, że moje serduszko robi się cieplejsze. Miło przeczytać, że to najlepszy blog jaki czytacie chociaż uważam, że chyba jednak nim nie jest, ale to jest tylko moje zdanie, bo czytam wspaniałe dwa, do którym uważam, że do pięt nie dorastam.
Po szóste uważam, że dobry prezent dałam wam na ostatni piątek wakacji, taki imprezowy. I mimo że wakacje się kończą i przed nami ostatni weekend to ja się cieszę i to chyba jest spowodowane tym rozdziałem.
Po siódme to chyba jest najdłuższy rozdział jaki napisałam, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam.
Po ósme to już kończę, bo i tak się rozpisałam.
Miło jest mieć was z powrotem, fajnie, że nadrobiłyście zaległości i mam nadzieję, że nie opuścicie mnie, bo jednak trzeba to powiedzieć, ale zbliżamy się jednak do końca.
Przykro mi.
Ciekawe jak to będzie żyć ze świadomością, że blog już skończony. Co ja będę robiła ? Zapewne będę pisała na drugim blogu, który i tak zaniedbałam.
Oh. Rozpisałam się, nie sądzicie ?
Widziałyście już to ? vv. Nathan Sykes Poland
Tak więc nabijamy wyświetlenia i uzbierajmy te 100 milionów wyświetleń i dajmy chłopakom certyfikat ;)


środa, 28 sierpnia 2013

59. Czyli masz czwórkę rodzeństwa ?

***Trzy tygodnie później***



   Razem z Niną stałam właśnie na lotnisku w Warszawie. Mieście, w którym byłam po raz pierwszy, w kraju, w którym byłam po raz pierwszy. Żona Gary'ego ochoczo zaoferowała mi swoją pomoc, mówiąc, że z chęcią wróci na stare śmieci, bo miejscowość, w której rzekomo mieszkał mój ojciec znajdowała się niedaleko jej rodzinnego domu. Cieszyłam się, że dziewczyna mi pomaga, bo ja nawet nie znałam języka, za to ona, rodowita Polka, nie miała z nim problemów. Wsiadając do pociągu, którym miałyśmy trafić do celu naszej podróży ciągle zastanawiałam się nad wyglądem mojego spotkania z moim ojcem. Zastanawiałam się nad tym jak może wyglądać, jak mu się żyję. Chciałam czym prędzej go poznać. Miałam tylko nadzieję, że z nim pójdzie mi łatwiej jak z moją matką. Jay do tej pory nie wybaczył jej wielkiego kłamstwa, za to moje kontakty z nim się polepszyły. Nareszcie Jay potrafi określić to co do mnie czuje i nasze życie wróciło do normy. Tabloidy szaleją na informację o tym, że jestem siostrą Jay'a i można sobię wyobrazić jakie zainteresowanie budzę na ulicach Londynu, ale razem z moimi przyjaciółmi, którzy mi pomagają daję radę. Z Max'em jestem znacznie bliżej. Mówimy sobie totalnie o wszystkim i razem rozwiązujemy problemy. Chciał nawet ze mną przylecieć do Polski, ale jego nagięty grafik pracy mu na to nie pozwolił, więc umówiliśmy się, że gdy będziemy mieć czas to będziemy ze sobą rozmawiać. Nina nie zadawała zbędnych pytań, jakby wiedziała, że nie chcę na żadne odpowiadać. Nawet chciała żebym została u niej w rodzinnym domu, ale postanowiłam te parę nocy spędzić w jakimś hotelu. Już i tak nadwyrężyłam jej pomoc. Dotarłyśmy wreszcie na przystanek i nasza podróż się zakończyła, wyjęłam z torebki kartkę, którą dostałam od Maureen i podałam ją dziewczynie, która miała ten przedmiot pierwszy raz w dłoniach i nie wiedziała na początku co z tym zrobić. 
-Mogłabyś mnie zaprowadzić pod ten adres ? - zapytałam pokazując go na kartce, dziewczyna uśmiechnęła się i pokiwała głową.
   Po parunastu minutach byłyśmy na miejscu. Przed oczami ujrzałam mały domek z przeciętnym ogródkiem, nie przyciągał spojrzenia, ani nie odtrącał. Na podjeździe stał samochód, a w oddali słychać było rozmowę w obcym mi języku przerywaną śmiechem.
-Ne pewno chcesz to zrobić dzisiaj ? - zapytała Nina, kładąc mi dłoń na ramieniu.
-Jeżeli nie teraz to nie zrobię tego nigdy, prawda ?
   Przekroczyłyśmy czarną żelazną furtkę i weszłyśmy na podwórko mojego rzekomego ojca. Po paru chwilach zostałyśmy zauważone i rozmowy ucichły. Nina uśmiechała się do rodziny, a ja wpatrywałam się w mężczyznę z którym poczułam silne powiązanie. Gdy go zobaczyłam byłam pewna, że to osoba, której szukam. Nina zapytała o coś w swoim ojczystym języku, a mężczyzna jej coś odpowiedział.
-To on. - Nina szepnęła w moją stronę, wzięłam głęboki oddech.
-Możemy porozmawiać ? - zapytałam, a wszystkie oczy zostały skierowane w moją stronę, byli zaskoczeni, że nie mówię w ich języku. - Na osobności.
   Mężczyzna powiedział coś do zgromadzonych, a ja wycofałam się z ogródka czekając na niego przed drzwiami. Doszedł do mnie po chwili i gestem dłoni zaprosił do środka. Zaczęłam się zastanawiać czy zna angielski, ale musiał go przecież znać skoro był w UK i skoro mnie zrozumiał. 
-O co chodzi ? - upewnił mnie w twierdzeniu, że zna język, mimo że był to dziwny angielski zrozumiałam go, Nina usiadła obok mnie, a mężczyzna naprzeciwko.
-Pamięta Pan może Maureen Allen ? - zapytałam czym go zaskoczyłam, zdezorientowany spoglądał na nas zdziwiony pytaniem.
-Ale o co chodzi ? 
-O dziecko, które zostawił Pan 24 lata temu w Anglii nie zostawiając po sobie żadnego kontaktu. 
-Skąd o tym wiesz ?
-Stąd, że to dziecko siedzi właśnie przed Panem. Nie wiem co zrobi Pan z tą informacją. Czy powie swojej rodzinie czy nadal będzie to taił, ale po prostu chciałam Pana poznać i zobaczyć. To mi w zupełności wystarczy. 
-Jesteś ...
-Pańską córką. - dokończyłam za niego.
-To nie możliwe.
-Możliwe. - wyjęłam wszystkie dokumenty i zdjęcia, które miałam i po około siedmiu minutach mężczyzna złapał się za głowę.
-Nie wierzę. - spojrzał na mnie. - Moja rodzina wie o tym, że miałem dziecko z inną, ale uciekłem od odpowiedzialności. 
-Więc dlaczego Pan wtedy uciekł ?
-To spadło tak nagle. Moi rodzice nie należeli do zbytnio tolerancyjnych. Ta sytuacja zrujnowałaby ich mniemanie o mnie. Był bym na straconej pozycji. Powiedziałem im dopiero 10 lat później. Byli zszokowani tą wiadomością, ale z czasem zaczęli mi to wypominać, że zostawiłem młodą dziewczynę z moim dzieckiem. Wiele razy zastanawiałem się co się z nim dzieje, z nią. Pisałem, ale nigdy nie dostałem odpowiedzi.
-Przeprowadziła się. Ma męża i syna.
-Mam nadzieję, że nagadała ci o mnie zbyt wielu złych rzeczy.
-Nie chciała o Panu zbytnio rozmawiać.
-Nie dziwię się jej. - uśmiechnął się do mnie, miał przyjazny wzrok i oczy o takim samym jak ja kolorze.
-Jesteś do niej podobna.
-Bardziej do Pana.
-Oczy mówią o wszystkim.
-Kolor włosów. - wymienialiśmy.
-Charakter masz. Jakby to ująć inny.
-Swój.
-Tak. Niepowtarzalny.
-Oryginalny. - znowu się uśmiechnął, a ja poczułam, że dobrze mi się z nim rozmawia.
-Co u niej słychać ?
-Z tego co się dowiedziałam to często zastanawiała się nad tym co robię, jak wyglądam, gdzie jestem. Zaniedbała przez to swoje drugie dziecko, które teraz jest na nią potwornie złe za to, że ukrywała prawdę.
-Poczekaj. Jak to ukrywała. O co chodzi ?
-Maureen oddała mnie do adopcji. Po porodzie. Dopiero niedawno dowiedziałam się prawdy.
-Ale jak ? - w jego oczach zauważyłam zdziwienie i opowiedziałam mu o wszystkim, w międzyczasie Nina pojechała do swojego rodzinnego domu i zostałam sama. - Bardzo mi przykro, że John z Meredith nie żyją, ale to co działo się w twoim życiu po wypadku musiało być straszne i jeszcze odkrycie tej prawdy. Jak ty to przetrwałaś ?
-Jakoś. - niepewnie się uśmiechnęłam.
-Tak bardzo żałuję tego co zrobiłem.
-Nie da się cofnąć czasu.
-A no nie.
-Był Pan po tym jeszcze w Anglii ?
-Pan. - uśmiechnął się. - Nazywanie mnie ojcem nie jest dobre, bo dopiero cię poznałem, ale może wolisz mówić do mnie po imieniu ? Paweł. - wystawił w moją stronę dłoń.
-Paul. Tak będzie łatwiej. - powiedziałam gdyż nie potrafiłam powtórzyć jego imienia. - Język polski nie należy do najłatwiejszych.
-Wiesz, ja nie mam z nim żadnych problemów. - zaśmiał się.
-Wydaję mi się, że z tobą jest mi się łatwiej dogadać.
-Zawsze byłem przyjaznym i otwartym człowiekiem.
-Szkoda, że wcześniej cię nie poznałam.
-Mogę wiedzieć jak masz na imię ?
-Laura. - uśmiechnęłam się do niego, a ten bardzo szeroko odwzajemnił gest.
-Tak więc Lauro, jak długo zostaniesz w Polsce ?
-W przyszłym tygodniu muszę już być w Londynie.
-Tam mieszkasz ? - pokiwałam głową. - Mamy jeszcze parę dni. Może nawet nauczysz się paru zwrotów po Polsku, poznasz kulturę, kuchnię.
-Z chęcią.
-Gdzie się zatrzymujesz na nocleg ?
-Mam już zarezerwowane miejsce w hotelu.
-Wiesz pytam, bo jak byś chciała to mogłabyś zostać tutaj.
-Nie wydaję mi się, żeby to był dobry pomysł.
-Też nie chcę, żebyś źle się czułaś w towarzystwie mojej rodziny. Oni wiedzą o tobie i z chęcią cię poznają.
-Może być problem z dogadaniem się.
-Moje dzieci są już wszystkie pełnoletnie, więc szkoła już za nimi i znają język. Problem może być z wnukami, ale z tym też nie będzie problemu, bo one nawet nie potrafią jeszcze mówić.
-Masz wnuki ? - byłam zaskoczona tym.
-Bliźniaki. Dwie malutkie istotki, a ile dają szczęścia.
-Gratuluje.
-A jak u ciebie ?
-Nie mam dzieci, ani męża jeżeli o to pytasz.
-Czyli jest chłopak ? - uśmiechnął się.
-No jest i mam nadzieję, że nie zniknie.
-Chciałbym mieć z tobą czyste relację, bez żadnych sprzeczek.
-Wydaję mi się, że może się udać. Ale na świąteczne wspólne siedzenie przy stole raczej nie licz. Mówię, żeby nie było niejasności.
-Rozumiem. - mężczyzna trochę się zasmucił. - Może dołączysz się do nas ? Mamy grilla jest cała rodzina. Bagaż możesz zostawić tutaj, a później mogę odwieść cię do hotelu. Nie ma żadnego problemu.
-Dobrze. - posłałam mu uśmiech i wyszliśmy na taras za domem.
-Chcę wam kogoś przedstawić. - Paul mówił po angielsku. - To Laura. Moja córka z Anglii, o której wam opowiadałem.
-Cześć. - udało mi się wydukać słowo powitania w języku polskim, które po drodze nauczył mnie Paul. - Przepraszam za mój polski, ale nie znam go w ogóle. - dodałam po angielsku.
-Nie ma sprawy. Ja też jakoś świetnie nie mówię po angielsku. Mam na imię Monika. - przedstawiła się dziewczyna z malutką dziewczynką na rękach, podałam jej dłoń. - To Ola, moja córka i Kasia jej siostra bliźniaczka, a mężczyzna, który ją trzyma na dłoniach to Kamil, mój mąż. - chłopak do mnie podszedł i się przywitał.
-Są śliczne. - powiedziałam po przywitaniu się z małymi istotkami.
-Monika jest najstarsza. - dodał Paul stojący za mną.
-Witaj. - podeszła do mnie kobieta, nie należała do osób szczupłych, ale nie była otyła. - Jestem Krystyna, żona Pawła. - powiedziała łamanym angielskim.
-To nasz najmłodszy syn. - Paul pokazał na blondyna, który mógł mieć z 18 lat, skoro wszystkie dzieci Paul'a były dorosłe.
-Kuba. - podał mi swoją dłoń, był wysoki, i to bardzo.
-I nasze środkowe dziecko. Laura. - mężczyzna się roześmiał i pokazał na dziewczynę, która miała podobną posturę co ja i identyczne włosy, kolor, długość, cięcia.
-Zbieżność imion co ? - podeszła i się przytuliła jako jedyna z całej rodziny. - A to nasz pies, Borys. - pokazała na małego kundelka, który przypatrywał się całemu zdarzeniu z przechyloną głową, pogłaskałam go.
-Może usiądziesz ? - zapytała . . . Monika, pokiwałam głową i usiadłam obok niej.
-Masz 24 lata prawda ? - zapytała.
-No tak.
-Jesteś najstarsza. Ja mam 22, Laura 21, a Kuba 19. - kiwałam głową przypatrując się im. - Kasia i Ola mają ponad roczek.
-Są uroczę. - spojrzałam na ich spokojne buźki.
-Chcesz potrzymać ? - zapytała szybko.
-Wiesz. - skrzywiłam się. - Nie miałam nigdy styczności z takimi malutkimi dziećmi.
-To nic trudnego. Pokażę ci. - podała mi jedną z bliźniaczek, ale nie mogłam stwierdzić jak miała na imię, bo obydwie były identycznie, mała słodko się do mnie uśmiechnęła, Monika powiedziała coś do małej.
-Powiedziałam, żeby poznała ciocie. - przetłumaczyła mi.
-Fajnie macie. - uśmiechnęłam się do wszystkich.
-Co masz na myśli ? - zapytała żona Paula, Krystyna.
-Nigdy nie miałam rodzeństwa, aż do teraz.
-Matka Laury oddała ją po urodzeniu do adopcji i nigdy się z nią nie widziała. A pięć lat temu miała wypadek, w którym zginęli jej rodzice, którzy ją adoptowali i wychowali jak własne dziecko. O tym, że była adoptowana dowiedziała się niedawno. Dopiero niedawno odnalazła matkę i w ogóle odkryła, że była adoptowana. - powiedział Paul.
-To straszne. - wszystkie oczy skierowały się w moją stronę.
-Tak, traumatyczne przeżycie. Nie polecam. Wiele szkód wyrządziło w moim życiu, nie powiem. Ale teraz gdy sytuacja się już wyjaśniła jest lżej. - skomentowałam.
-Maureen związała się z innym. Nigdy nie powiedziała mu o Laurze. Z tym drugim ma syna, jest rok młodszy od Laury. - dodał Paul.
-Jak ma na imię ? - zapytał Kuba.
-Jay. - odpowiedziałam.
-Jak to przyjął do świadomości ?
-Z Jay'em poznałam się zanim dowiedziałam się o adopcji i o tym wszystkim. Między nami były przeboje, kłótnie i inne takie, ale kiedy dowiedzieliśmy się o tym, że jesteśmy rodzeństwem to nasze relację się z czasem poprawiły. Teraz jest dobrze.
-Czyli masz czwórkę rodzeństwa ? - zapytała Laura.
-No tak, teoretycznie, bo praktycznie to jestem jedynaczką, a moi rodzice postanowili stworzyć osobne dwie rodziny.
-Skomplikowane to wszystko. - powiedział Kuba z zamyśloną miną. - Jak ty się w tym wszystkim łapiesz ?
-Ledwo. - przekręciłam oczami i się zaśmiałam uważając by nie zbudzić dziewczynki, która zdążyła zasnąć na moich rękach.
-Może ją zaniosę ? - zapytała Monika i zabierając mi małą weszła do domu razem ze swoim mężem i druga córką.
-A czy ten twój brat, Jay, ma swoją własną rodzinę ? - zapytała Krystyna.
-Aktualnie jest w związku z moją przyjaciółką od piaskownicy, która niedawno przeprowadziła się do Londynu. Ale z nimi też jest różnie. Kłócą się tak, że lecą talerze, a później wpadają sobie w ramiona. Ona jest dla mnie jak siostra, bo wychowywałyśmy się tak praktycznie razem i razem z jej bratem spędziłam całe moje dzieciństwo. Więc mój brat tak jakby związał się z moją drugą siostrą, ale tutaj nie ma żadnego pokrewieństwa, więc to nie jest jakaś tam patologia, czy coś. W ogóle to wszystko zamyka się w jednym kole.
-Czekaj, czekaj. - zaczął rozkminiać sprawę Kuba. - Wychowywali cię twoi rodzice, którzy cię adoptowali, a całe dzieciństwo spędziłaś z tą dziewczyną od
-Nathalie. Tak ma na imię dziewczyna Jay'a i moja przyjaciółka. - ułatwiłam mu sprawę.
-No właśnie z Nathalie i jej bratem. Był wypadek. Nathalie przyjechała do ciebie.
-Niee. Po śmierci rodziców wyprowadziłam się do stolicy, gdzie poznałam Jay'a, później przyjechała do mnie Nathalie, oni się spiknęli, ja poznałam prawdę o moich rodzicach, dowiedziałam się, że matka Jay'a jest  również moją, a Jay i Nathalie są ze sobą. Z tym, że Nathalie od zawsze była dla mnie jakby siostrą, a Jay okazał się być moim bratem. Nadążasz ? - zapytałam śmiejąc się z miny Kuby, który próbował zrozumieć to wszystko.
-Nie. Wszystko mi się miesza.
-A co ja miałam powiedzieć ? - zaśmiałam się.
-Współczuję ci. - nastolatek bezsilnie oparł się na ratanowym fotelu.
-Słuchaj Kuba. - Paul próbował mu to jeszcze raz wytłumaczyć, a ja zaczęłam się rozglądać po ogrodzie, był piękny, zadbany i ciepły, nie jak ten przed domem.
-Podoba cię się ? - usłyszałam pytanie i spojrzałam na osobę, która je zadała, moja imienniczka.
-Bardzo. - odpowiedziałam nadal lustrując go wzrokiem.
-Chodź pokaże cię więcej. - powiedziała stojąc nade mną z wyciągniętą dłonią, spojrzałam na nią i podałam jej swoją, podciągnęła mnie do góry pomagając wstać.
-Też lubię ten ogródek. Uważam, że ten przed domem tylko odstrasza, a nie zaprasza. - zaśmiała się Laura.
-Też tak pomyślałam jak go zobaczyłam.
-Sama widzisz, ale mama cały swój wolny czas spędza w tym za domem i nie przejmuję się tym przed.
-Tutaj panuje taka magiczna atmosfera.
-Cieszę się, że w końcu cię poznaliśmy. Tato dużo nam opowiadał o jego przelotnym romansie w UK. Nie ukrywał przed nami prawdy tak jak twoja matka przed swoją rodziną. To musiało być okropne, gdy się dowiedzieli prawdy.
-Jay nadal jest na nią wściekły. Mówi, że jej tego nie wybaczy.
-Zraniła go.
-Od zawsze go raniła, bo nigdy nie dostarczała mu odpowiedniej uwagi jako dziecku. Nigdy nie zaznał od niej miłości. Bardziej przeszkadza mu sam fakt, że mnie skrzywdziła i oddał komuś w opiekę. Jak jakiś przedmiot. Jay uważa, że to nie ludzkie zachowanie. - wąchałam kwiaty w ogródku.
-Dobrze mówi.
-Miałam dobre dzieciństwo. Mer i John mnie kochali, ubolewam tylko nad tym, że okłamywali mnie przez ten czas. Ale o zmarłych nie powinno się wypowiadać źle.
-A ten wypadek, w którym zginęli. Byłaś wtedy z nimi ? - zesztywniałam na wspomnienie tego dnia.
-Tak. Jechaliśmy do ciotki i bum. Gdy się obudziłam było już po wszystkim. Mama zginęła od razu, ale tato dopiero w wybuchu, który ledwo uniknęłam. Widok wybuchającego samochodu, w którym przed chwilą byłaś, a twoja rodzina nadal jest jest straszny. Nie zapomnę tego do końca życia. - spojrzałam na nią, przypatrywała mi się.
-Nie powiem, że mi przykro, bo to nic nie zmieni, ale dzielę twój ból. - położyła mi swoją dłoń na ramieniu.
-Dziękuje.
-Rodzina musi się trzymać i wspierać. - uśmiechnęła się.
-Miło jest mieć rodzinę. - uśmiechnęłam się.
-Do usług. - przytuliłyśmy się.
   Nie znałam tych ludzi, ale wiedziałam, że mogę na nich liczyć. Razem z Laurą pospacerowałyśmy jeszcze po ogrodzie, który był duży i pogadałyśmy. W powietrzu unosił się zapach grillowanego mięsa. Mięso. No właśnie. Oni czegoś o mnie nie wiedzą.
-Laura ! - krzyknął Paul, a my momentalnie się odwróciłyśmy wywołując śmiech, same zaczęłyśmy się śmiać i doszłyśmy do reszty.
-Tato zaszła jakaś pomyłka. Jak można nazwać tak samo obie córki ? - zaśmiała się Laura.
-Tak wyszło. - odpowiedział nakładając mięso na talerze. - Jak to było z twoim imieniem ? Kto wpadł na pomysł, żeby tak cię nazwać.
-Moi rodzice uzgodnili to wspólnie z Maureen. - Paul podał mi talerz pełny mięsa. - Przepraszam najmocniej, ale podziękuje. - wróciła już Monika z mężem. - Nie jem mięsa. - posłałam im przepraszające spojrzenie.
-Ooo. - powiedział zaskoczony Paul. - No patrz. Nie przygotowałem się na taką sytuację.
-Nic nie szkodzi.
-Mam warzywa w kuchni, z tym, że nie wiem jak je przygotować na grilla. - odezwała się Krystyna.
-Mogę pomóc.
-To zapraszam do środka. - zachęciła mnie ruchem ręki do wejścia do domu. - Mogę zapytać od jak dawna nie jesz mięsa ?
-Od dłuższego czasu, ale nie od zawsze.
-Teraz się nie dziwię jak utrzymujesz taką sylwetkę. - spojrzała na mnie.
-Po prostu zdrowo się odżywiam.
-A sport ?
-Lubię biegać, często chodzę na siłownię, ale to teraz rzadziej.
-No tak miałaś ważniejsze rzeczy na głowie.
-No byłam zajęta. - kobieta wyjęła nóż, deskę do krojenia i warzywa jakie miała.
-I co dalej ? - zapytała patrząc na mnie i to co przygotowała.
-Dalej zaczyna się moja inwencja twórcza i hulaj duszo. - zaśmiałam się i zaczęłam szykować sobie posiłek, a kobieta obserwowała każdy mój krok, próbując zapamiętać każdą czynność.





Hej ! 
Przepraszam, że nie dodałam nic w poniedziałek, ale miałam problemy z weną, które mam nadzieję nie są widoczne w tym rozdziale. 
To jest moje trzecie podejście do tego rozdziału i jest one wzięte z innej perspektywy niż było w zamyśle. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym rozdziałem ? Pierwszy raz boję się waszego zdania na ten temat. No bez kitu. Obgryzam paznokcie z nerwów. Czuję się jak przed maturą, na której jeszcze nie byłam xD

#HappyWantedWednesday !

PS. Witam z powrotem Angele ;) miło, że jesteś z nami 
Oraz niepoprawną romantyczkę, którą witam dopiero teraz, bo wcześniej zapomniałam przywitać, przepraszam ;) 
trzy dni ? dziewczyno ! padam do stóp ;) nie wiedziałam, że ta historia może tak wciągnąć ;)


piątek, 23 sierpnia 2013

58. To był jeden wielki kontrast.

-Na pewno nie chcecie posiedzieć sami ? - ponownie zapytała Kelsey tego wieczoru, który razem spędzaliśmy w rezydencji The wanted, brakował tylko Jay'a, ale ten parę godzin temu wybiegł z domu, jego rodzice również zdążyli zniknąć z domu rezerwując sobie pokój w hotelu.
-Kels chcę spędzić ten czas z wami wszystkimi. Max'a będę miała jeszcze jutro. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
-I ty się jeszcze uśmiechasz po tym co się stało. - powiedział Nathan wchodząc z tacą z parującą czekoladą i rozdał nam ją.
-Dlaczego mam się zasmucać ? - wzięłam łyka gorącego napoju. - Co będzie to będzie. Jay nie codziennie dowiaduje się, że jego wróg numer jeden jest jego siostrą.
-Nie mów tak. - upomniał mnie Max.
-Doskonale pamiętam nasze ostatnie spotkanie.
-Sytuacja się zmieniła. - powiedział Tom.
-Może troszkę. Nie sądzę, żeby zmienił zdanie.
-Co Jay ci wtedy powiedział ? - subtelnie zapytała Nareesha.
-Prawdę. - nie chciałam im cytować, bo i tak sytuacja jest zagęszczona.
-Ale co konkretnie ? - dopytywał Nathan.
-Nathan. - spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Dosyć !" - Wystarczy tematu Jay'a.
-A chciałem ci właśnie powiedzieć, że wczoraj Jay pogodził się z Nathalie, ale skoro nie rozmawiamy już o nim to nic nie powiem. - powiedział Tom bawiąc się już w połowie pustym kubkiem.
-Cofam. - uśmiech. - Więc opowiadajcie. - omiotłam ich wszystkich wesołym wzrokiem, za co zostałam obdarzona od wszystkich uśmiechem.
-No co. Poszedł po rozum do głowy i odwiedził ją wieczorem. Wrócił rano w doskonałym humorze, więc to samo mówi za siebie. Jeszcze przed twoim powrotem Nathalie wpadła tu na 10 minut po czym Jay odprowadził ją do taksówki i znowu wrócił do domu z zacnym humorze.
-Zacnym powiadasz ? - zapytałam, a Tom pokiwał głową wypróżniając kubek. - To ci ciekawe. - zaśmiałam się i Max mocniej złapał moją dłoń, której nie puszczał od rana.



***Perspektywa Jay'a***


   Nie widziałem sensu w tym co mówiła moja matka. Co mnie obchodziła jej przeszłość skoro ona sama mnie nie interesowała. Była dla mnie tylko osobą, która się mną zajęła w sensie materialnym, bo miłości od niej nigdy nie doznałem. Szczęście zawsze przynosiła jej tajemnicza korespondencja, której nigdy mi nie pokazała. Często znikała w swojej małej bibliotece na dole i czytała te listy i oglądała jakieś nagrania. Widziałem w jej oczach miłość i zastanawiałem się dlaczego tak dużo szczęścia dają jej jakieś listy, a mną tak pomiata. Dla małego dziecka było to jak wbicie noża między łopatkami. Bolesne odczucie, którego nie możesz się pozbyć. Gdy miałem pięć lat tajemnicze listy nie przychodziły, a szczęście w oczach matki zniknęło bezpowrotnie. Nigdy go później tam nie widziałem, za to częściej byłem przez nią krytykowany i pomiatany. Poświęcała mi więcej czasu przez co miałem jej dosyć i dochodziło między nami do sprzeczek. Później zacząłem żałować, że listy nie przychodzą, bo marzyłem o tym, żeby matka zniknęła w bibliotece na cały dzień. Czasami jeszcze tam przychodziła. Podejrzewam, że wyciągała wtedy te listy i nagrania i je przeglądała. Nigdy nie udało mi się znaleźć chodź jednego listu. Nigdy. 
   Ale gdy usłyszałem zdanie, w którym moja matka mówi mi, że Laura jest moją siostrą wszystkie emocje się we mnie skumulowały. Najpierw myślałem, że to jakiś żart, ale po widoku potężnej łzy Laury domyśliłem się, że to prawda. Widziałem po niej, że to dla niej bardzo trudne. Nie dziwię się jej. Po naszej kłótni myślała pewnie, że ta informacja pogorszy nasze kontakty. Nie chciałem patrzeć na jej ból, ale kłamstwa matki nie zniosę. Mogła mnie lekceważyła przez całe moje życie z nimi nie dorównało do tego co zrobiła dziewczynie. Ukrywała się jak tchórz, a jak udało jej się drugie życie urwała kontakt. Wszystkie możliwości spotkania i wyjawienia prawdy przepadły. Wiem jak wpłynął na nią list od jej rodziców, w którym dowiedziała się o sobie prawdy, więc wiadomość o biologicznej matce musiała być dla niej większym szokiem.
   W tamtym momencie żywiłem do mojej matki tak potworną urazę i obrzydzenie, że musiałem wyjść z domu, w którym ona się znajdowała. Nie mogłem pojąć jak ona może niszczyć tak ludzi wokół siebie. Wiem, że to nie ludzkie, ale najchętniej bym ją zabił w tamtym momencie, by nie mogła już nikogo skrzywdzić. Wybiegłem z domu, by powstrzymać tą chęć. Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Nie wiedziałem gdzie chcę jechać, ani co będę robił. Błądziłem po mieście, aż zatrzymałem się nad rzeką i wpatrując się w taflę wody myślałem o tym wszystkim. Tak cholernie nienawidziłem mojej matki za to co zrobiła 24 lata temu, że zacząłem wymyślać różne tragedie, w których mogłaby zginąć. Wypadek samochodowy, pożar, ulatniający się gaz, lawina, tsunami. Jako jej syn nie powinienem tak myśleć, ale ona nie dość, że skrzywdziła mnie to jeszcze Laurę. Ojciec też godzi się na te wszystkie jej wybryki. Gdzie jego siła woli i logiczne myślenie ? Kto w tym związki nosił spodnie ? Raziłem do nich urazę, której raczej się nie pozbędę. Oby długo nie zostali w mieście, bo nie chcę dalej ich oglądać. Zdenerwowany rzuciłem kamieniem w wodę, wykonując w tym momencie mój rekord życiowy. Kamień wylądował na środku rzeki. Dzięki temu nieco agresji się ze mnie uwolniło. 
   Moja własna głowa nie pojąć zachowania mojej matki. Ona sama była dla mnie zagadką nie do rozwiązania. Wiele razy podejrzewałem moich rodziców o to, że nimi nie są. Laura pewnie tak ani razu nie pomyślała o swoich. Ta sytuacja powinna być odwrotna. To ja powinienem się dowiedzieć, że byłem adoptowany, a Laura nadal powinna cieszyć się życiem ze swoimi rodzicami, których kochała. To był jeden wielki kontrast. Kopnąłem kamień leżący na brzegu i ten trafił do wody z wielkim pluskiem. Gdy już ochłonąłem wróciłam do auta i zauważyłem, że nad rzeką spędziłem cztery godziny. Pod naciskiem głodu pojechałem do restauracji i tam spędziłem kolejne dwie. Wybiła 18 i właściciel zamykał lokal, zapłaciłem i wyszedłem. Pochodziłem jeszcze po parku i gdy stwierdziłem, że nie ma sensu ciągle tak krążyć w tym samym kierunku poszedłem do samochodu i zacząłem jechać w kierunku kamienicy, która była niedaleko. Nathalie otworzyła mi po pierwszym dzwonku.
-Jay. - uśmiechnęła się. - Tak myślałam, że do mnie wpadniesz. - po jej wzroku domyśliłem się, że o wszystkim się dowiedziała.
-Mogę wejść ? - zapytałem jak głupi widząc, że zrobiła mi miejsce, abym wszedł.
-Pewnie. - znowu ten jej uśmiech, wszedłem do środka i udałem się prosto do salonu.
-Chcesz coś do picia ? - zapytała.
-Nathalie. - spojrzałem na nią. - Powiedź mi jak to jest możliwe, że jedna osoba może spieprzyć życie dwóch innych ? - w odpowiedzi dostałem spojrzenie pełne zdziwienia. - Moja matka skrzywdziła mnie w dzieciństwie. Jakbym był jej przekleństwem, ale to co zrobiła Laurze nie dorównuje temu do pięt. Wytłumacz mi jak ona mogła skrzywdzić tak dwójkę swoich dzieci ? Powinna je kochać, a nie niszczyć im życie.
-Jay. - położyła na moim ramieniu swoją drobną dłoń. - Kierowały nią różne instynkty. Rodzice byli przeciwni ciąży. Musiała je oddać, a to jak traktowała ciebie było może niezadowoleniem. Może tęskniła za swoją córeczką i żałowała tego, że oddała ją. Chciała żebyś był nią.
-To po jaką cholerę mnie rodziła ?! - w oczach poczułem łzy.
-Jay. - Nathalie mnie przytuliła, a ja wiedziony chęcią bycia z kimś blisko odwzajemniłem ten gest. - Cały życiorys twojej matki to jedna, wielka plątanina zeznań, które są sobie przeciwne. To co musiało dziać się w jej głowie lata temu było czymś dziwnym. Pierwsze dziecko urodziła młodo, musiała je oddać, a gdy znalazła twojego ojca, który był dobrze usytuowany została przy nim. A żeby jej nie zostawił urodziła ciebie. Myślała, że stworzyliście rodzinę, a sama nie widziała problemu w tym, że pierwsze dziecko kocha najmocniej, a to drugie było jej potrzebne tylko do tego by zatrzymać przy sobie męża.
-Zawsze czułem, że próbuje mnie porównać mnie do kogoś innego, że próbuje ze mnie zrobić kogoś kim nie byłem.
-Twoja matka ma jakiś problem i lekarze muszą jej pomóc.
-Jej może pomóc tylko kulka w łeb. - odsunąłem się od niej wycierając łzy w rękaw koszuli.
-Jay, nie mów tak.
-Taka jest rzeczywistość Nathalie. - odwróciłem się do niej twarzą. - Jak można urodzić dziecko, które się nie kocha. Jak można wyjść za mąż za kogoś kogo się nie kocha, z kim się jest tylko dla pieniędzy. To jest chore ! - lekko podniosłem głos. - Moja matka jest chora. Nie chcę jej znać.
-Nie musisz spędzać z nią świąt przy jednym stole. - stanęła przede mną.
-Nie mam zamiaru przyznawać się do tego, że jest moją matką, bo nią nie jest, mimo że mam jej geny. To o niczym nie świadczy. Jeżeli zakłada się rodzinę i planuje się z kimś przyszłość trzeba kogoś naprawdę kochać, a nie udawać to uczucie. 
-Mądre słowa.
-Dlatego stanę na rzęsach byś została moją żoną. - spojrzałem w jej błękitne tęczówki, które miałem na wyciągnięcie wzroku, zaskoczyłem ją. - Kocham cię Nathalio Daniels. - złapałem ją za podbródek i podciągając go do góry złączyłem nasze usta w prawdziwym pocałunku pełnym miłości, bo wiedziałem, że znalazłem ją własnie w tej osobie, którą teraz całowałem.


Hej !
Przepraszam, że taki krótki, ale dzisiejszy dzień był jakby to ująć . . . "zajęty". O ile wiecie o czym mówię ;)
Spodziewaliście się takiej reakcji Jay'a ? 
No właśnie, apropo. Zostawcie coś po sobie ; D
Miłego weekendu ; ***

środa, 21 sierpnia 2013

57. Musisz poznać prawdziwą historię.

   Obudziłam się z bólem głowy po wczorajszym płaczu. Byłam wykończona tym wszystkim i chciałam, żeby ta cała historia się już wyjaśniła. Chciałam żyć normalnie. Czy to tak wiele ? Zwlokłam się z łóżka przypominając sobie, że dzisiaj wyjeżdżamy. Poranna toaleta i ubrałam się w jasne rurki do tego granatową luźną koszulkę z napisem "33" i wybrałam do tego czarne, lakierowane szpilki z odkrytymi palcami. Po prostu czułam, że muszę dzisiaj wyglądać na zdecydowaną osobę, którą w tej chwili nie byłam. Włosy związałam w dużego koka, z którego wyjęłam pojedyncze pasma włosów przez co uzyskałam bardzo fajny efekt kaskady. Makijaż z kreskami i mocno wytuszowane rzęsy. Zaczęłam się pakować, gdy do pokoju ktoś zapukał. Poszłam otworzyć, w przejściu stała młoda pokojówka.
-Państwo McGuiness pytają czy dołączy Pani do wspólnego śniadania.
-Niech zaczną beze mnie. Przyjdę za moment.
-Dobrze. - i odeszła, a ja wróciłam do pakowania swoich rzeczy.
   Gdy już to zrobiłam wyszłam ostatni raz na balkon i znowu ogarnęła mnie ochota na nikotynę. Miałam tego po dziurki w nosie. Prowadzona przez zapachy śniadania zeszłam do jadalni.
-Dzień dobry. - rzuciłam siadając przy wolnym, nakrytym miejscu.
-Witaj Lauro. - Maureen się uśmiechnęła, a ja zaczęłam smarować bagietkę masłem.
-Jak ci się spało ? - zapytał Andrew uzyskując moje pełne zdziwienia spojrzenie. - Mówiłaś, że się nie wysypiasz, więc może coś się w tej sprawie zmieniło ? - dodał.
-Nie. Nadal się nie wysypiam. - nałożyłam ser i ogórka na bułkę i posypałam solą.
-To przez ten stres. - oświeciła mnie Maureen.
   Tego dnia nie miałam humoru. Ale wcale się nie dziwiłam. Miałam powód i to spory. Dzisiaj miałam wrócić do Londynu z wielką nowiną i to na dodatek z moją matką. Chciałam po prostu się ulotnić i zniknąć. Nie chciałam tam wracać z tymi całymi nowinami. Nie teraz, kiedy ja sama nie ogarniałam tej sprawy.
-Lauro ?! - z moich rozmyśleń wyrwał mnie podniesiony głos Andrew'ie.
-Tak ?
-Pytałem czy możemy jechać. - spojrzałam na połowę bagietki na moim talerzu i kiwnęłam głową biorąc ją w dłonie, jedząc ją w drodze na górę po bagaż.
   Jeszcze raz upewniłam się czy zabrał swoje rzeczy i pewna zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie małżeństwo. Nałożyłam jeszcze czarne Ray bany na nos i wymijając ich ze stoickim spokojem wsiadłam do swojej Truskaweczki i ruszyłam przed siebie nie interesując się małżeństwem z tyłu.
   Specjalnie nie spieszyłam się z powrotem, bo próbowałam sobie poukładać to wszystko w głowie. Moja matka jest matką mojego eks przyjaciela, osoby która się we mnie zakochała. W myślach ciągle przewijałam naszą ostatnia kłótnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Było mi przykro, że tak o mnie myśli. To co powiedział bardzo mocno weszło mi w szare komórki, bo gdy tylko zamykałam oczy słyszałam ten jego jadowity ton mówiący w złych słowach o mnie.

-Co zrobiłam źle ? - szepnęłam.
-Wszystko ! Pojawiłaś się i to był największy błąd ! Pojawiłaś się i spieprzyłaś wszystko ! Przed twoim pojawieniem było bardzo dobrze, ale później wszystko zaczęło się psuć. Wszystko ! - krzyknął mi prosto w twarz.

   Łzy prawie wylatywały mi z oczu, ale obiecałam sobie, że nie będę już więcej płakać. Ostatnimi czasami za często to robię. Pora to zakończyć. Ruszyłam widząc zielone światło i pojechałam dalej sprawdzając czy moja matka jedzie za mną. Coś między nimi musiało się wydarzyć, bo nie jechali limuzyną prowadzoną przez szofera, a zwykłą osobówką, chociaż ona wcale nie była zwykła, bo pewnie był do najnowszy model prosto z salonu, a za kierownicą widziałam Andrew'a. Zaskoczyli mnie tym. Jechałam prosto przed siebie skręcając w ostatnim momencie, bo droga przypominała mi się dopiero w jej trakcie. Znałam ją już prawie na pamięć. Nie zauważyłam nawet tabliczki z nazwą stolicy i wjechałam na teren Londynu. O swojej głupiej nieuwadze dowiedziałam się dopiero, gdy przed nosem zobaczyłam Big Bena. Skręciłam w prawo i zmierzałam w kierunku posiadłości The wanted. Jeszcze z 10 minut drogi i będziemy na miejscu. Małżeństwo nadal dzielnie za mną jechało. Z każdym metrem dalej moje wnętrzności zaczęły się przewracać ze strachu na wyobrażenie naszego spotkania. Wjechaliśmy na podjazd i dopiero gdy obok swojego samochodu zobaczyłam ojca Jay'a odpięłam pasy, wyłączyłam silnik i niepewnie wyszłam poprawiając okulary na swoim nosie i biorąc po drodze moją czerwona torebkę. Miałam cykora. I to nie jest wazelina. Bałam się gorzej niż przed maturą. Weszłam do domu nie pukając z nadzieją, że drzwi będą otwarte i były. Weszłam robiąc hałas szpilkami za co od razu dostałam uwagę Tom'a, który momentalnie wyłonił się z kuchni i na mnie spojrzał. Zbliżał się do mnie, chciał się przytulić, ale w ostatniej chwili jego wzrok skupił się za tym co za mną.
-Dzień dobry. - przywitał się z gośćmi, a z kuchni wyłoniła się po chwili Kelsey.
-Witaj Tom. - Andrew się uśmiechnął, a ja nadal miałam usta ściśnięte w kreskę, nie chciałam tego przedłużać.
-Gdzie Jay ? - przerwałam im miłą pogawędkę.
-Tutaj. - spojrzałam w lewo i zobaczyłam Jay'a na szczycie schodów, głos uwiązł mi w gardle, spojrzał na mnie, i mimo moich okularów przez które nie wiedział czy na niego patrzę czy nie, odwróciłam wzrok i zobaczyłam niepewnego Nathana bacznie obserwującego zaistniałą sytuację w przejściu do salonu.
-Musimy porozmawiać. - powiedziała jego matka . . . moja matka . . . nasza matka i Jay zaczął schodzić na dół. - Możemy zająć salon ? - zwróciła się do Tom'a.
-Tak. - wyjąkał. - Kelsey chodźmy na taras jest ładna pogoda. - zawołał swoją dziewczynę ruchem głowy i spojrzał na Nathana.
-Ja pójdę do siebie. - powiedział i ruszył w kierunku schodów, szedł prosto na mnie, więc zrobiłam parę kroków do tyłu i ustąpiłam mu miejsce, zawiedziony wszedł na schody, Tomsey zniknęli za drzwiami wejściowymi, a ja ruszyłam przed siebie do salonu.
   Denerwowałam się, ale próbowałam tego po sobie nie poznać. Usiadłam na fotelu, by nikt nie mógł się do mnie dosiąść i zdjęłam okulary, zauważyłam, że trzęsły mi się ręce, zacisnęłam je w pięści i położyłam za torebką poza zasięgiem wzroku zgromadzonych w pomieszczeniu.
-O czym chcecie porozmawiać. - Jay błądził wzrokiem po nas, a ja wpatrywałam się wszędzie tylko nie w nich.
-Musisz poznać prawdziwą historię. - powiedziała poważnie Maureen.
-Co ? Jaką historię ?
-Mojej przeszłości. 
-W takim razie słucham. - powiedział zdezorientowany Jay i spojrzał na mnie, nasze spojrzenie się nagle połączyło, ale szybko je urwałam patrząc na moje trzęsące się dłonie na kolanach.
-Przed twoim ojcem był pewien chłopiec. Bardzo go kochałam z wzajemnością. Ale po pewnym czasie zorientowałam się, że to tylko wakacyjna miłość, bez żadnych perspektyw na przyszłość, bez przyszłego powiązania. Ale los znowu mnie nabrał, bo jak się okazało była jedna rzecz, która nas połączyła, a jednocześnie rozdzieliła czyniąc nas największymi wrogami. - kobieta spojrzała na mnie i po chwili wróciła do historii. - Zaszłam z tym chłopcem w ciążę. On  jej nie akceptował. Wrócił z rodzicami do swojego ojczystego kraju i już go więcej razy nie widziałam. Gdy moi rodzice odkryli mój stan byli za usunięciem dziecka, ale ja byłam temu przeciwna, przez co wywiązały się między nami konflikty. Rodzice nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ich córka będzie miała nieślubne dziecko. Gdy sytuacja się pogorszyła o znaczny stopień wsiadłam do autobusu i odjechałam bez żadnych pieniędzy, ubrań czy jedzenia. Chciałam uchronić moją kruszynkę przed złym światem, a nie pomyślałam o tym jak przetrwam w innym mieście bez grosza przy duszy. Ale mój los wtedy się polepszył, bo trafiłam na wspaniałych ludzi, którzy zaoferowali mi opiekę. Zgodziłam się, bo i tak nie miałam gdzie pójść. Pokochałam tych dwojga od pierwszego spotkania. Dowiedziałam się, że starali się o dziecko, ale bezskutecznie. Zrobiło mi się ich przykro, bo widziałam jak bardzo się kochali. Następnego dnia odwieźli mnie do domu, a po narodzinach mojej córeczki wspólnie postanowiliśmy, że oddam ją w ręce młodego małżeństwa, które udzieliło mi pomocy. Ciężko było mi ją oddać w ich ręce, ale wiedziałam, że u nich będzie bezpieczna. Przez parę lat utrzymywaliśmy kontakt, ale gdy ułożyłam sobie życie i zauważyłam, że twój ojciec coraz częściej pytał się o moją tajemną korespondencję urwałam z nimi kontakt. Od tamtej pory nie wiedziałam co dzieję się z moją kruszynką, ale ukrywałam się z całą prawdą z myślą, że nie mogę zniszczyć tego co zyskałam przy twoim ojcu. - zrobiło mi ciepło na sercu, gdy wyrażała się o mnie w ten sposób, pierwszy raz poczułam z nią pewną więź. 
-Czyli mam rozumieć, że . . . ? - zapytał Jay.
-Jay. - zabrał głos jego ojciec. - Masz siostrę.
-Ale co to ma wszystko wspólnego z Laurą ? - spojrzał na mnie.
-To, że to jej świętej pamięci rodzice mi pomogli tego pamiętnego dnia. - Jay nadal nie rozumiał. - To Laura jest twoją siostrą. - Jay spojrzał na mnie, a wielka łza, która od dłuższego czasu zbierała mi się w oku spadła na spodnie nie dotykając mojej skóry twarzy.
   Mina Jay'a okazywała różne emocję zaczynając od zdziwienia, zrozumienia całej sytuacji, szoku i dezorientacji, kończąc na złości i żalu.
-Jay dokąd się wybierasz ? - Maureen wstała, gdy jej syn szybko opuścił pomieszczenie zrywając się z sofy, odpowiedział jej głośny trzask drzwi wejściowych na który podskoczyłam.


*** Perspektywa Max'a***


   Moje zachowanie na telefon od Tom'a, że Laura jest u nas w domu było szalone. Chciałem jak najszybciej tam pojechać, ale najpierw zapomniałem kluczy, wróciłem się i wziąłem tylko te do garażu, wróciłem się i biorąc te odpowiednie klucze zamknąłem mieszkanie i zbiegłem szybko na dół. Wyjechałem z garażu i z piskiem opon wjechałem na ulicę niemal doprowadzając do wypadku. Musiałem tam szybko dotrzeć. W ekspresowym tempie. Gnałem przez ulicę stolicy jak szalony łamiąc masę wykroczeń, ale mandat w tę czy w tamtą nie czynił różnicy, gorzej z punktami, więc trochę zwolniłem i zwróciłem uwagę na znaki drogowe. Wjechałem na podjazd. Zobaczyłem jej auto i jeszcze inne, ale ważniejsze było to, gdzie ona jest. W drzwiach minąłem wściekłego Jay'a, czyżby pokłócili się na powitanie ? Nie chciałem o to pytać, bo widziałem w jakim stanie był Jay, przeszedł obok mnie tak jakby mnie nie zauważył, więc wbiegłem do domu.
-Laura !  - krzyknąłem pełny radości, że zaraz ją do siebie przygarnę i otulę ramieniem, zobaczyłem Tom'a idącego w moją stronę i czekającego Nathana u szczytów schodów.
-Jest za domem. - powiedział zmartwiony Tom jakby stało się coś strasznego, niech ja dorwę Jay'a to mu nogi z dupy powyrywam, pewnie znowu coś jej nagadał.
   Pobiegłem do salonu, gdyż przez to pomieszczenie było bliżej na taras, ale szybko się zatrzymałem.
-Państwo McGuiness ? - zapytałem na widok smutnego małżeństwa.
-Witaj Max. - Andrew zdobył się na uśmiech, nie rozumiałem tu niczego. Wściekły Jay wybiegł z domu, gdy w tym czasie jego rodzice siedzą smutni w salonie, czyli to z nimi musiał się pokłócić, a nie z Laurą.
   Wyminąłem ich i wyszedłem na taras przez drzwi balkonowe. Szukałem wzrokiem Laury, by po chwili zobaczyć ją odwróconą do mnie tyłem stojącej przy różowych różach. Wyglądała ślicznie. Szedłem do niej starając się rozbić najmniejszy hałas. Zobaczyłem obok niej na ławce paczkę Marlboro i zapalniczkę Tom'a. Spojrzałem na nią i w jej palcach zobaczyłem papierosa. Zdziwiony tym widokiem zatrzymałem się. Przecież Laura nienawidzi papierosów. Kazała mi rzucić ten nałóg, a sama teraz pali. Równie dobrze to mogła być inna osoba, nie koniecznie Laura. Podszedłem bliżej by upewnić się czy to ona.
-Palisz ? - powiedziałem, a Laura się odwróciła.
-Okazyjnie. - powiedziała smutno, a w jej oczach zobaczyłem płomyczek radości.
-Jest dzisiaj jakaś okazja ? - uśmiechnąłem się lekko.
-Nie nazwałabym tak tego. - dziewczyna zgasiła papierosa i wtuliła się we mnie.
   Tak bardzo tęskniłem za jej obecnością. Za jej dotykiem, zapachem, posturą. Drobniutka dziewczynką, która jest nieświadoma zła czyhającego na świecie, ale doskonale wiedziałem, że tak nie było, bo Laura doskonale poznała to zło w swoim życiu. Najwidoczniej sprawa musiała być poważna. Teraz ten dom emanował złą energią. Wszyscy byli w nim smutni. Usłyszałem przed domem hałas silnika, może Siveesha przyjechała. 
-Max ? - Laura spytała dalej wtulona w mój tors.
-Słucham ? - głaskałem ją w głowę, a ta oddaliła się ode mnie by móc spojrzeć mi w oczy.
-Wiem kim jest moja matka.
-Chcesz mi powiedzieć kim jest ta kobieta ?
-Muszę.
-Jeżeli nie chcesz to nie musisz. - pogłaskałem ją po policzku.
-Lepiej żebyś dowiedział się tego ode mnie niż od Jay'a.
-Ale co do tego ma Jay ? - zapytałem przypominając sobie jego wybiegającego z domu, a później jego rodziców, zaczynało mi coś świtać w głowie.
-Bo matka Jay'a jest również moją matką. - po jej policzkach popłynęły łzy, szybko przygarnąłem ją do siebie.
   Za sobą usłyszałem poruszenie. Okazało się, że to wyznanie słyszał Siva z Nereeshą. Najwidoczniej rodzice Jay'a przyjechali tutaj z Laurą, aby przekazać tę wiadomość Jay'owi. Ten wyszedł z domu,  Tom z Nathanem i Kels wiedzieli o co chodzi stąd ich miny. A teraz dowiedzieli się o tym również młode narzeczeństwo. Teraz wszystko zrozumiałem. Jej wcześniejsze zachowanie i cel jej nagłego wyjazdu. Zrobiło mi się jej strasznie przykro, bo doskonale znałem sytuację między nią, a Jay'em. Miałem tylko nadzieję, że chłopak nie zachowa się tak jak ostatnio i najpierw przemyśli tę sprawę, a nie porwie się z motyką na słońce jak zrobił ostatnio. Mocniej przytuliłem płaczącą Laurę. Chciałem być jej wsparciem w tym momencie, chciałem żeby wiedziała, że przy mnie je znajdzie, że ją kocham na prawdę. Całym sercem i sobą.


Hej !
Tabum ! Jest rozdział, który planowałam już od baaardzo dawna i przyznam, że od samego początku opowiadania bardzo chciałam go napisać i napisałam. ; )
Mam nadzieję, że nie wyszedł do dupy, bo tak się dzisiaj czuję po przejechaniu na rowerze 30 kilometrów. To co chciałam to napisałam, a czy zbudowałam odpowiedni nastrój to wy powiedźcie, znaczy się napiszcie w komentarzu. ; ) Każda opinia jest dla mnie ważna. Jestem ciekawa jak oceniacie zachowanie naszych bohaterów w szczególności Jay'a i jaka jest wasza wizja jutra dla niego. Pogodzi się z tym czy nie ?
Jak myślicie ? Opiszcie mi wszystko w komentarzach niżej, dla was to chwila, a dla mnie wielki kop w tyłek i nieziemska motywacja.
Trzymcie się moje Miśki kochane i wypoczywajcie, bo za półtora tygodnia wszyscy będą musieli wcześnie wstawać z łóżek i słuchać marudzenia nauczycieli. 
Ale najpierw napiszcie komentarz ; P

#HappyWantedWednesday