piątek, 23 sierpnia 2013

58. To był jeden wielki kontrast.

-Na pewno nie chcecie posiedzieć sami ? - ponownie zapytała Kelsey tego wieczoru, który razem spędzaliśmy w rezydencji The wanted, brakował tylko Jay'a, ale ten parę godzin temu wybiegł z domu, jego rodzice również zdążyli zniknąć z domu rezerwując sobie pokój w hotelu.
-Kels chcę spędzić ten czas z wami wszystkimi. Max'a będę miała jeszcze jutro. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
-I ty się jeszcze uśmiechasz po tym co się stało. - powiedział Nathan wchodząc z tacą z parującą czekoladą i rozdał nam ją.
-Dlaczego mam się zasmucać ? - wzięłam łyka gorącego napoju. - Co będzie to będzie. Jay nie codziennie dowiaduje się, że jego wróg numer jeden jest jego siostrą.
-Nie mów tak. - upomniał mnie Max.
-Doskonale pamiętam nasze ostatnie spotkanie.
-Sytuacja się zmieniła. - powiedział Tom.
-Może troszkę. Nie sądzę, żeby zmienił zdanie.
-Co Jay ci wtedy powiedział ? - subtelnie zapytała Nareesha.
-Prawdę. - nie chciałam im cytować, bo i tak sytuacja jest zagęszczona.
-Ale co konkretnie ? - dopytywał Nathan.
-Nathan. - spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym "Dosyć !" - Wystarczy tematu Jay'a.
-A chciałem ci właśnie powiedzieć, że wczoraj Jay pogodził się z Nathalie, ale skoro nie rozmawiamy już o nim to nic nie powiem. - powiedział Tom bawiąc się już w połowie pustym kubkiem.
-Cofam. - uśmiech. - Więc opowiadajcie. - omiotłam ich wszystkich wesołym wzrokiem, za co zostałam obdarzona od wszystkich uśmiechem.
-No co. Poszedł po rozum do głowy i odwiedził ją wieczorem. Wrócił rano w doskonałym humorze, więc to samo mówi za siebie. Jeszcze przed twoim powrotem Nathalie wpadła tu na 10 minut po czym Jay odprowadził ją do taksówki i znowu wrócił do domu z zacnym humorze.
-Zacnym powiadasz ? - zapytałam, a Tom pokiwał głową wypróżniając kubek. - To ci ciekawe. - zaśmiałam się i Max mocniej złapał moją dłoń, której nie puszczał od rana.



***Perspektywa Jay'a***


   Nie widziałem sensu w tym co mówiła moja matka. Co mnie obchodziła jej przeszłość skoro ona sama mnie nie interesowała. Była dla mnie tylko osobą, która się mną zajęła w sensie materialnym, bo miłości od niej nigdy nie doznałem. Szczęście zawsze przynosiła jej tajemnicza korespondencja, której nigdy mi nie pokazała. Często znikała w swojej małej bibliotece na dole i czytała te listy i oglądała jakieś nagrania. Widziałem w jej oczach miłość i zastanawiałem się dlaczego tak dużo szczęścia dają jej jakieś listy, a mną tak pomiata. Dla małego dziecka było to jak wbicie noża między łopatkami. Bolesne odczucie, którego nie możesz się pozbyć. Gdy miałem pięć lat tajemnicze listy nie przychodziły, a szczęście w oczach matki zniknęło bezpowrotnie. Nigdy go później tam nie widziałem, za to częściej byłem przez nią krytykowany i pomiatany. Poświęcała mi więcej czasu przez co miałem jej dosyć i dochodziło między nami do sprzeczek. Później zacząłem żałować, że listy nie przychodzą, bo marzyłem o tym, żeby matka zniknęła w bibliotece na cały dzień. Czasami jeszcze tam przychodziła. Podejrzewam, że wyciągała wtedy te listy i nagrania i je przeglądała. Nigdy nie udało mi się znaleźć chodź jednego listu. Nigdy. 
   Ale gdy usłyszałem zdanie, w którym moja matka mówi mi, że Laura jest moją siostrą wszystkie emocje się we mnie skumulowały. Najpierw myślałem, że to jakiś żart, ale po widoku potężnej łzy Laury domyśliłem się, że to prawda. Widziałem po niej, że to dla niej bardzo trudne. Nie dziwię się jej. Po naszej kłótni myślała pewnie, że ta informacja pogorszy nasze kontakty. Nie chciałem patrzeć na jej ból, ale kłamstwa matki nie zniosę. Mogła mnie lekceważyła przez całe moje życie z nimi nie dorównało do tego co zrobiła dziewczynie. Ukrywała się jak tchórz, a jak udało jej się drugie życie urwała kontakt. Wszystkie możliwości spotkania i wyjawienia prawdy przepadły. Wiem jak wpłynął na nią list od jej rodziców, w którym dowiedziała się o sobie prawdy, więc wiadomość o biologicznej matce musiała być dla niej większym szokiem.
   W tamtym momencie żywiłem do mojej matki tak potworną urazę i obrzydzenie, że musiałem wyjść z domu, w którym ona się znajdowała. Nie mogłem pojąć jak ona może niszczyć tak ludzi wokół siebie. Wiem, że to nie ludzkie, ale najchętniej bym ją zabił w tamtym momencie, by nie mogła już nikogo skrzywdzić. Wybiegłem z domu, by powstrzymać tą chęć. Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Nie wiedziałem gdzie chcę jechać, ani co będę robił. Błądziłem po mieście, aż zatrzymałem się nad rzeką i wpatrując się w taflę wody myślałem o tym wszystkim. Tak cholernie nienawidziłem mojej matki za to co zrobiła 24 lata temu, że zacząłem wymyślać różne tragedie, w których mogłaby zginąć. Wypadek samochodowy, pożar, ulatniający się gaz, lawina, tsunami. Jako jej syn nie powinienem tak myśleć, ale ona nie dość, że skrzywdziła mnie to jeszcze Laurę. Ojciec też godzi się na te wszystkie jej wybryki. Gdzie jego siła woli i logiczne myślenie ? Kto w tym związki nosił spodnie ? Raziłem do nich urazę, której raczej się nie pozbędę. Oby długo nie zostali w mieście, bo nie chcę dalej ich oglądać. Zdenerwowany rzuciłem kamieniem w wodę, wykonując w tym momencie mój rekord życiowy. Kamień wylądował na środku rzeki. Dzięki temu nieco agresji się ze mnie uwolniło. 
   Moja własna głowa nie pojąć zachowania mojej matki. Ona sama była dla mnie zagadką nie do rozwiązania. Wiele razy podejrzewałem moich rodziców o to, że nimi nie są. Laura pewnie tak ani razu nie pomyślała o swoich. Ta sytuacja powinna być odwrotna. To ja powinienem się dowiedzieć, że byłem adoptowany, a Laura nadal powinna cieszyć się życiem ze swoimi rodzicami, których kochała. To był jeden wielki kontrast. Kopnąłem kamień leżący na brzegu i ten trafił do wody z wielkim pluskiem. Gdy już ochłonąłem wróciłam do auta i zauważyłem, że nad rzeką spędziłem cztery godziny. Pod naciskiem głodu pojechałem do restauracji i tam spędziłem kolejne dwie. Wybiła 18 i właściciel zamykał lokal, zapłaciłem i wyszedłem. Pochodziłem jeszcze po parku i gdy stwierdziłem, że nie ma sensu ciągle tak krążyć w tym samym kierunku poszedłem do samochodu i zacząłem jechać w kierunku kamienicy, która była niedaleko. Nathalie otworzyła mi po pierwszym dzwonku.
-Jay. - uśmiechnęła się. - Tak myślałam, że do mnie wpadniesz. - po jej wzroku domyśliłem się, że o wszystkim się dowiedziała.
-Mogę wejść ? - zapytałem jak głupi widząc, że zrobiła mi miejsce, abym wszedł.
-Pewnie. - znowu ten jej uśmiech, wszedłem do środka i udałem się prosto do salonu.
-Chcesz coś do picia ? - zapytała.
-Nathalie. - spojrzałem na nią. - Powiedź mi jak to jest możliwe, że jedna osoba może spieprzyć życie dwóch innych ? - w odpowiedzi dostałem spojrzenie pełne zdziwienia. - Moja matka skrzywdziła mnie w dzieciństwie. Jakbym był jej przekleństwem, ale to co zrobiła Laurze nie dorównuje temu do pięt. Wytłumacz mi jak ona mogła skrzywdzić tak dwójkę swoich dzieci ? Powinna je kochać, a nie niszczyć im życie.
-Jay. - położyła na moim ramieniu swoją drobną dłoń. - Kierowały nią różne instynkty. Rodzice byli przeciwni ciąży. Musiała je oddać, a to jak traktowała ciebie było może niezadowoleniem. Może tęskniła za swoją córeczką i żałowała tego, że oddała ją. Chciała żebyś był nią.
-To po jaką cholerę mnie rodziła ?! - w oczach poczułem łzy.
-Jay. - Nathalie mnie przytuliła, a ja wiedziony chęcią bycia z kimś blisko odwzajemniłem ten gest. - Cały życiorys twojej matki to jedna, wielka plątanina zeznań, które są sobie przeciwne. To co musiało dziać się w jej głowie lata temu było czymś dziwnym. Pierwsze dziecko urodziła młodo, musiała je oddać, a gdy znalazła twojego ojca, który był dobrze usytuowany została przy nim. A żeby jej nie zostawił urodziła ciebie. Myślała, że stworzyliście rodzinę, a sama nie widziała problemu w tym, że pierwsze dziecko kocha najmocniej, a to drugie było jej potrzebne tylko do tego by zatrzymać przy sobie męża.
-Zawsze czułem, że próbuje mnie porównać mnie do kogoś innego, że próbuje ze mnie zrobić kogoś kim nie byłem.
-Twoja matka ma jakiś problem i lekarze muszą jej pomóc.
-Jej może pomóc tylko kulka w łeb. - odsunąłem się od niej wycierając łzy w rękaw koszuli.
-Jay, nie mów tak.
-Taka jest rzeczywistość Nathalie. - odwróciłem się do niej twarzą. - Jak można urodzić dziecko, które się nie kocha. Jak można wyjść za mąż za kogoś kogo się nie kocha, z kim się jest tylko dla pieniędzy. To jest chore ! - lekko podniosłem głos. - Moja matka jest chora. Nie chcę jej znać.
-Nie musisz spędzać z nią świąt przy jednym stole. - stanęła przede mną.
-Nie mam zamiaru przyznawać się do tego, że jest moją matką, bo nią nie jest, mimo że mam jej geny. To o niczym nie świadczy. Jeżeli zakłada się rodzinę i planuje się z kimś przyszłość trzeba kogoś naprawdę kochać, a nie udawać to uczucie. 
-Mądre słowa.
-Dlatego stanę na rzęsach byś została moją żoną. - spojrzałem w jej błękitne tęczówki, które miałem na wyciągnięcie wzroku, zaskoczyłem ją. - Kocham cię Nathalio Daniels. - złapałem ją za podbródek i podciągając go do góry złączyłem nasze usta w prawdziwym pocałunku pełnym miłości, bo wiedziałem, że znalazłem ją własnie w tej osobie, którą teraz całowałem.


Hej !
Przepraszam, że taki krótki, ale dzisiejszy dzień był jakby to ująć . . . "zajęty". O ile wiecie o czym mówię ;)
Spodziewaliście się takiej reakcji Jay'a ? 
No właśnie, apropo. Zostawcie coś po sobie ; D
Miłego weekendu ; ***

2 komentarze:

  1. Ooo jako pierwsza!!;pp
    OMG!! Jay oświadczył się pod koniec rozdziału czy mi się wydaje??;p Jakie to słodkie;pp
    Szczerze powiem spodziewałam się takiej reakcji Jaya, tylko czemu jeszcze nie poszedł pogodzić się z Laurą to ja nie wiem;pp
    Maxio taki szczęśliwy pewnie jest;pp Dobrze;pp
    Czekam na next!!
    Rzeczywiście ten był krótki chcę, żeby kolejny był dłuższy;pp
    Życze dużo weny<3;pp

    PS Tobie też życzę udanego weekendu;pp;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ominęło mnie dużo, ale teraz nadrabiam. Bójka, niespełniona miłość, wszyscy smutają, godzą się, myśli dziewczyn o ślubie, patrzenie w gwiazdy było takie romantyczne... Ha, odkąd w jednym z postów napisałaś o tym zdjęciu, które wypadło z rozbitej ramki od razu wiedziałam, że Laura i Jay są rodzeństwem! (Ale podejrzewałam też u siebie zaburzenia psychiczne). Tylko trochę mnie rozczarowałaś. Myślałam, że jak Jay będzie przepraszał Nathalie, to poleci kilka talerzy, będą się sypały wyzwiska a na końcu wskoczą sobie w ramiona. Ale się nie przejmuj, ja już tak mam. A do tego Max roztargniony i jego zamieszanie z kluczami. Ale chyba rozumiem reakcję Jay'a. Jego matka cieszyła się z każdego listu itd. dotyczącego Laury, a jego traktowała jak powietrze, albo zwracała na niego uwagę po to, by go skrytykować. Stara jędza. Ale się nakręciłam teraz! A Jay jeszcze współczuje Laurze. I tak, jestem tego samego zdania, matce Jay'a należy się kulka w łeb! A koniec rozdziału, ni nie mogę... <3
    Jak widać, czytałam wszystkie rozdziały, które miałam zaległe i od razu pisałam ten jeden, długi komentarz.
    Przepraszam, że tyle mnie nie było, ale wszystko nadrobiłam! ;***

    OdpowiedzUsuń