piątek, 16 sierpnia 2013

55. Cześć mamo.

   Obudziłam się po 9 totalnie nie wyspana. Nie chodziło tutaj o jakość materaca lub zmiany środowiska, bo nigdy nie miałam problemów ze spaniem w innym miejscu niż moje łóżeczko, a o to co się stało. Dopiero teraz doszło do mnie co takiego zrobiłam. Zostawiłam ich samych w Londynie z niewiedzą i w szoku. Nie chciałabym się znaleźć w podobnej sytuacji jak oni. Umarłabym chyba z niewiedzy. Napisałam dzisiaj w nocy sms do Max'a więc myślę, że to trochę ich uspokoi, ale nie mam zamiaru włączać telefonu przez jakiś czas. Na razie to co im zostawiłam musi im wystarczyć. Teraz muszę zająć się sobą i swoim życiem, które nie należało do najprostszych. Nie w tym wypadku. Podniosłam się z łóżka i wystawiłam nogi zza łóżka. Swobodnie sobie wisiały nad powierzchnią drewnianej podłogi, spojrzałam w lewą stronę i zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Wrak człowieka. I nie chodzi mi tutaj o wygląd, bo wyglądałam nieźle, ale o to co zobaczyłam w moich oczach, które do niedawna były pełne nadziei i radości z życia, teraz był w nich strach, ale i determinacja, która dawała mi kopa do dalszego działania. To czego było mi bardzo potrzebne do dalszego funkcjonowania bez białego fartucha z zawiązanymi rękami. Ostatnim o czym marzyłam było zamknięcie w jakimś białym pomieszczeniu z miękkimi ścianami i psychiatrą nad głową, ale cóż, właśnie tak się zachowywałam. Otrzepałam się licząc, że w ten sposób odgonię wszystkie myśli. Postawiłam stopy na zimnej posadce i wyciągając przypadkowe ubrania i kosmetyczkę udałam się do łazienki. Zimny prysznic przyniósł ulgę do czasu jak wyszłam spod wody, bo później znowu powróciły pytania bez odpowiedzi kotłujące się w mojej głowie. Ubrałam bieliznę i jak się okazało czarną bokserkę i czarne spodenki. Wysuszyłam włosy i zostawiłam je pozwalając im opaść na moje piersi. Pomalowałam rzęsy tuszem i wyszłam z pomieszczenia. Jak nigdy nie paliłam tak teraz miałam ochotę to zrobić. Zatracić się w nikotynie i pozwalając jej zawładnąć moim ciałem, pozwolić jej opatulić mnie czystym spokojem. Wyszłam na balkon. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka jestem głodna dopóki nie poczułam zapachów z kuchni i cichego pukania do drzwi. Poszłam je otworzyć i zobaczyłam w nich pokojówkę nieco starszą ode mnie. W rękach miała tacę ze śniadaniem.
-Pani Maureen kazała to Pani przynieść. - powiedziała.
-Dziękuje. - zabrałam jej tacę i zamknęłam drzwi.
   Usiadłam z posiłkiem na balkonie przy stoliku i myślałam. Znowu. Najwidoczniej nie jest gotowa na spotkanie ze mną przy jednym stole. Niech się przyzwyczaja. Żachnęłam się. Nie tego bym nie chciała. Wspólna wigilijna wieczerza przy jednym stole ? Ten obraz nawet nie przychodził mi do głowy. Zaśmiałam się kpiąco i ugryzłam ciepłego tosta. Był z papryką i serem. Przynajmniej nie karmią mnie tu mięsem. O tyle dobrze. Pociągnęłam łyk żółtego napoju z wysokiej szklanki i wpatrywałam się w krajobraz przede mną. Tyle piękna, a tyle nieszczęścia gdy się na to wszystko patrzy. Już w powietrzu można poczuć rygor jaki panował w tym domu. Jutro wraca jej mąż z wyjazdu służbowego. Ciekawe co mu powie ? Czy wyjaśni mu jej przeszłość ? Jestem tego ciekawa. Chociaż wczoraj nie wyrzuciła mnie z domu, a raczej przeciwnie. Zaoferowała nocleg i opiekę na te parę dni, myślę że to dobry znak, ale z drugiej strony może bała się, że pójdę z tym gdzieś gdzie nie powinnam i zniszczę jej rodzinną sielankę ? Tego nie wiem i raczej się nie dowiem. Od takiej kobiety jaką jest moja matka, jak to dziwnie brzmi, trudno się czegokolwiek spodziewać. Szczególnie czegoś dobrego czym byłam jeszcze bardziej wstrząśnięta jej wczorajszą ofertą dachu nad głową. Znowu powróciłam do pamiętnego poniedziałkowego wieczoru.



   Weszłam po schodkach i stanęłam przed drzwiami z pustą głową, wszystkie myśli i wyobrażenia przyszłości gdzieś się ulotniły. Kołatką zapukałam w drzwi i czekałam aż ktoś mi je otworzy. Zaczynałam wątpić, że kiedyś to nastąpi, ale po jakiś paru minutach zobaczyłam przed sobą twarz, którą chciałam zobaczyć, która była moim powodem przyjazdu tutaj. Uśmiechnęła się na mój widok, chciała coś powiedzieć, ale jej nie pozwoliłam.
-Cześć mamo. - powiedziałam bez jakikolwiek uczuć, a jej wyraz twarzy pokazywał niedowierzanie i dezorientacje, może strach ?
   Widziałam w jej oczach jak jej całe dotychczasowe życie niszczy się jak za poruszeniem pierwszej tabliczki w domino. Liczyłam na to, że się myliłam. Modliłam się o to. Jej twarz z sekundy na sekundę stawała się bardziej bledsza, a oczy straciły ten blask co wcześniej. Była najzwyczajniej w świecie zaskoczona. Śmiertelnie zaskoczona.
-Mogę wejść ? - zakończyłam niezręczną ciszę i jej ciągłe wpatrywanie się w moje oczy, pokiwała niepewnie głową.
   Weszłam do środka. Do domu, w którym byłam już raz. Poczułam nawet ten sam zapach co wcześniej. Ten dom zawsze musiał lśnić czystością i każdy najdrobniejszy element wystroju musiał błyszczeć. Poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu na myśl, że miałabym wychować się w takim domu, chociaż jej mąż wcale nie był moim ojcem. Musiałam dowiedzieć się prawdy, więc albo teraz albo nigdy.
-Lauro co to miało być ? - zapytała łamiącym się głosem.
-Prawda ? - zapytałam. - Prawda, która przez 24 lata była dla mnie nieosiągalna, która zmieniła moje życie, moje patrzenie na nie, o 180 stopni. 
-Ale co ty mówisz, dziecko ? Postradałaś myśli ? Jak ja mogę być twoją matką ? - teraz to mnie wkurzyła, próbowała wcisnąć mi tani kit.
-Może dlatego, że moja biologiczna nazywa się Maureen Allen i mieszkała w Mansfield, skąd pochodzisz. Twoje panieńskie nazwisko również pasuje. Może dlatego, że miałaś schowane moje zdjęcie ? - pokazałam jej fotografie. - Wiem, że masz drugą kopię. Trzymałam ją w dłoni. Widziałam na żywe oczy. Nie okłamiesz mnie teraz. Nie teraz kiedy dowiedziałam się całej prawdy o Tobie.
   Jej mina mówiła wszystko. Moje prawie pewne domyślenia na temat tożsamości mojej matki teraz upewniły mnie w zupełności. Byłam pewna, że moją matką jest Maureen Allen, znana teraz jako Maureen McGuiness, matka mojego przyjaciela, matka moja i Jay'a.



   Zamknęłam oczy próbując pozbyć się tego obrazu z głowy. Znowu się otrząsnęłam i ugryzłam kęs tosta. W jednej strony nie rozumiałam jej zachowania, a z drugiej wiedziałam, że nie mogła o mnie powiedzieć swojemu mężowi, bo ten mógłby ją zostawić. Mogłabym się cieszyć z tego, że odnalazłam moją biologiczną matkę, ale wcale tak nie było. Nie chciałam, żeby ta kobieta miała ze mną coś wspólnego, a w tym przypadku miałyśmy podobne DNA. Zamknęłam oczy z nadzieją, że jak je zamknę to wszystkie problemu się ulotnią w kosmos. Niestety nie mam takich mocy, więc jak podniosłam powieki to znowu ujrzałam wielkie drzewo przed sobą, które znajdowało się na ogródku. Teraz w mojej głowie pojawił się obraz Jay'a. Naszej ostatniej rozmowy, a raczej głośnej i szczerej wymiany zdań. Powiedział, że nie mogę uważać Nathalie lub Nathana za rodzeństwo, bo nie jestem z nimi powiązana genami, a teraz wiem, że on jest ze mną powiązany. Mamy tą samą matkę. Jesteśmy rodzeństwem. Już mogłam sobie wyobrazić jego atak furii, gdy się dowie, że osoba, która zniszczyła The wanted od środka jest jego siostrą. Nie pogodzi się z tym. Będzie ciężko. Chociaż nie ma co się martwić na zapas. Nie wiem co powie Maureen. Może nie zgodzi się, żeby ktoś inny poznał prawdę, a wtedy będę zmuszona usunąć się z życia chłopaków, bo nie mogłabym okłamywać Jay'a prosto w oczy. Patrzeć na niego i widzieć w nim mojego brata, a on o tym by nie wiedział. Powoli zaczynałam żałować tego, że się urodziłam. Teraz dopiero się pokomplikowało. Skończyłam jeść już zimne tosty i wypiłam cały sok. Wstałam i weszłam do łazienki. Umyłam zęby i biorąc po drodze tacę zeszłam do kuchni. Weszłam do salonu i mój wzrok automatycznie powędrował na kominek i wzrokiem szukałam zdjęcia ślubnego spod którego wyleciało moje zdjęcie z czasów dzieciństwa. Nie znalazłam go.
-Po tym incydencie schowałam to zdjęcie. - usłyszałam za sobą znany mi już głos, odwróciłam się, kobieta w dłoniach miała małą ramkę. - Przemyślałam to i postanowiłam, że nie ważne co się stanie. - zatrzymała się na chwilę i podeszła do kominka, stanęło do mnie tyłem i położyła na kominku ramkę. - Rodzina jest najważniejsza. - dokończyła i się odsunęła, spojrzałam na ramkę, za szybką było to samo zdjęcie, które wyleciało mi z rozbitej ramki, to samo, które później znalazłam u siebie, to byłam ja, mała ja.
-Nie chcę naciskać. Po prostu musiałam dowiedzieć się kto jest moimi biologicznymi rodzicami, nie wymuszam na tobie przyznania się do nieślubnego dziecka, którego się pozbyłaś. Chodzi mi tylko o prawdę.
-Twoi rodzice informowali mnie o twoim  rozwoju. Nawet chcieli, żebyśmy wspólnie wybrali dla ciebie imię. - usiadła na kanapie i ruchem dłoni nakazała mi usiąść obok siebie, zrobiłam to. - Wysyłali mi filmy, zdjęcia, twoje rysunki. Mam to wszystko do tej pory, ale pewnie je widziałaś, bo rodzice ci je puszczali lub oglądałaś albumy. Uczestniczyłam w twoim życiu. Prowadziłam nawet dziennik, w którym zapisywałam sobie wszystko. Jakie było twoje pierwsze słowo i kiedy je wypowiedziałaś, pierwsze samodzielne kroki, twoje osiągnięcia.
-Więc dlaczego przerwałaś ten kontakt ? - przerwałam jej.
-Mój aktualny mąż miał za dużo pytań. Nie mógł się dowiedzieć. Miałam rodzinę. Męża, dziecko. Byłam szczęśliwa. Nie chciałam tego zniszczyć tym bardziej wiedząc co mogę stracić. W pewnym momencie wszystko zaczęło się układać zostawiłam swoją szarą i smutną przeszłość daleko za sobą i cieszyłam się chwilą. Nie mogłam dopuścić męża do prawdy, dlatego urwałam kontakt, ale wiele razy zastanawiałam się co u ciebie słychać. Jak rośniesz, jak wyglądasz.
-Czy wtedy kiedy przyjechałam tutaj z Jay'em myślałaś, że mogę być twoją córką ?
-Nie. Twoje nazwisko szybko przeleciało mi przez głowę, więc nawet nie skojarzyłam faktów.
-A co z moi ojcem ?
-Twój ojciec. - powtórzyła się i zamilkła.
-Mój biologiczny ojciec. Facet z którym zaszłaś w ciąże. - mówiłam do niej ponaglając ją w zeznaniach.
-Twój ojciec to kawał sukinsyna i tyle na temat powiem. Ważniejsze jest to jak mój mąż i Jay zareagują na twój temat.
-Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy o moim ojcu ?
-Może dlatego, że wcale go nie znałam ? Zakochałam się w ciepłym i kochanym człowieku, a rozstałam z najgorszym wrogiem jakiego mogłam sobie wyobrazić.
-Wiem, że cię skrzywdził, ale teraz muszę wiedzieć kim on jest. Muszę go odnaleźć.
-Nie szukaj go. Nie krzywdź siebie bardziej. Nie opłaca się twoja robota dla tego typa.
-Muszę go znaleźć. Tak jak ciebie i nie odpuszczę.
-Teraz nie będę o nim rozmawiała. - wstała w celu wyjścia.
-To powiedź mi chociaż jak ma na imię. - również wstałam bojąc się, że kobieta wyjdzie i więcej jej nie zobaczę, zatrzymała się i nie odwracając się rzuciła.
-Paul. - i wyszła.
   Usiadłam na sofie, a raczej bezradnie na nią opadłam. Znałam moją matkę, ale ta nie chciała mi powiedzieć kim jest mój ojciec. Paul. Na świecie jest mnóstwo mężczyzn o tym imieniu, więc jak mam go znaleźć. Mówiła, że rodzina jest najważniejsza, że co będzie to będzie, powie o tym swojemu mężowi i Jay'owi, ale nadal stawiała siebie na lepszej pozycji, bo nie chce mi powiedzieć kim jest mój felerny ojciec. Miałam nadzieję, że może to wydarzenie naoliwi jej trybiki w głowie i zacznie postrzegać sprawę inaczej, ale byłam w błędzie. Szanse ze znalezieniem ojca spadły to marnej cyfry 0. Ta kobieta nie chciała, żebym odnalazła swojego ojca. Pytanie brzmi dlaczego ?



22:22 - właśnie ta godzina jest u mnie na zegarku, gdy to piszę ;)
Hej !
Zebrałam się i napisałam to, w przeciągu . . . godziny, półtora.
Czyli wszystko jest już jasne. Wiadomo kim jest matka Laury, więc nie piszę już nic więcej. Prześpijcie się z tą wiadomością, ale wcześniej napiszcie komentarz, oczywiście ; **
Dobranoc. ( lub jeżeli czytasz to w sobotę ) Miłego dnia.
Pa ♥

przepraszam za literówki

3 komentarze:

  1. Będę pierwsza;pp
    Nie jeszcze piątek;ppp
    Kurczę no wiedziałam, że jej matką jest matka Jaya;pp
    A ojciec? Ciekawe;pp
    Czekam na kolejny rozdział;pp
    Życzę dużo weny;pp

    PS Dodałam nowy rozdział;pp

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że nie byłaś aż tak zmęczona i dodałaś ten roździał. Przeczytałam go dokładnie 36 minut od dodania. Naprawdę fajny i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, odkąd Jay powiedział Laurze o panieńskim nazwisku jego matki, wtedy już miałam pewność, że to ta sama kobieta urodziła tę dwójkę :)
    Teraz ciekawi mnie reakcja Jay'a i również pozostałych na wieść nowej siostrzyczki jednego z TW ^^

    POzdrawiam skarbie i czekam na kolejny rozdział.
    Mam nadzieję, że wena do ciebie przyjdzie i znowu napiszesz takie cudo :*

    time-is-slepping-away.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń