środa, 21 sierpnia 2013

57. Musisz poznać prawdziwą historię.

   Obudziłam się z bólem głowy po wczorajszym płaczu. Byłam wykończona tym wszystkim i chciałam, żeby ta cała historia się już wyjaśniła. Chciałam żyć normalnie. Czy to tak wiele ? Zwlokłam się z łóżka przypominając sobie, że dzisiaj wyjeżdżamy. Poranna toaleta i ubrałam się w jasne rurki do tego granatową luźną koszulkę z napisem "33" i wybrałam do tego czarne, lakierowane szpilki z odkrytymi palcami. Po prostu czułam, że muszę dzisiaj wyglądać na zdecydowaną osobę, którą w tej chwili nie byłam. Włosy związałam w dużego koka, z którego wyjęłam pojedyncze pasma włosów przez co uzyskałam bardzo fajny efekt kaskady. Makijaż z kreskami i mocno wytuszowane rzęsy. Zaczęłam się pakować, gdy do pokoju ktoś zapukał. Poszłam otworzyć, w przejściu stała młoda pokojówka.
-Państwo McGuiness pytają czy dołączy Pani do wspólnego śniadania.
-Niech zaczną beze mnie. Przyjdę za moment.
-Dobrze. - i odeszła, a ja wróciłam do pakowania swoich rzeczy.
   Gdy już to zrobiłam wyszłam ostatni raz na balkon i znowu ogarnęła mnie ochota na nikotynę. Miałam tego po dziurki w nosie. Prowadzona przez zapachy śniadania zeszłam do jadalni.
-Dzień dobry. - rzuciłam siadając przy wolnym, nakrytym miejscu.
-Witaj Lauro. - Maureen się uśmiechnęła, a ja zaczęłam smarować bagietkę masłem.
-Jak ci się spało ? - zapytał Andrew uzyskując moje pełne zdziwienia spojrzenie. - Mówiłaś, że się nie wysypiasz, więc może coś się w tej sprawie zmieniło ? - dodał.
-Nie. Nadal się nie wysypiam. - nałożyłam ser i ogórka na bułkę i posypałam solą.
-To przez ten stres. - oświeciła mnie Maureen.
   Tego dnia nie miałam humoru. Ale wcale się nie dziwiłam. Miałam powód i to spory. Dzisiaj miałam wrócić do Londynu z wielką nowiną i to na dodatek z moją matką. Chciałam po prostu się ulotnić i zniknąć. Nie chciałam tam wracać z tymi całymi nowinami. Nie teraz, kiedy ja sama nie ogarniałam tej sprawy.
-Lauro ?! - z moich rozmyśleń wyrwał mnie podniesiony głos Andrew'ie.
-Tak ?
-Pytałem czy możemy jechać. - spojrzałam na połowę bagietki na moim talerzu i kiwnęłam głową biorąc ją w dłonie, jedząc ją w drodze na górę po bagaż.
   Jeszcze raz upewniłam się czy zabrał swoje rzeczy i pewna zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie małżeństwo. Nałożyłam jeszcze czarne Ray bany na nos i wymijając ich ze stoickim spokojem wsiadłam do swojej Truskaweczki i ruszyłam przed siebie nie interesując się małżeństwem z tyłu.
   Specjalnie nie spieszyłam się z powrotem, bo próbowałam sobie poukładać to wszystko w głowie. Moja matka jest matką mojego eks przyjaciela, osoby która się we mnie zakochała. W myślach ciągle przewijałam naszą ostatnia kłótnie. Do oczu napłynęły mi łzy. Było mi przykro, że tak o mnie myśli. To co powiedział bardzo mocno weszło mi w szare komórki, bo gdy tylko zamykałam oczy słyszałam ten jego jadowity ton mówiący w złych słowach o mnie.

-Co zrobiłam źle ? - szepnęłam.
-Wszystko ! Pojawiłaś się i to był największy błąd ! Pojawiłaś się i spieprzyłaś wszystko ! Przed twoim pojawieniem było bardzo dobrze, ale później wszystko zaczęło się psuć. Wszystko ! - krzyknął mi prosto w twarz.

   Łzy prawie wylatywały mi z oczu, ale obiecałam sobie, że nie będę już więcej płakać. Ostatnimi czasami za często to robię. Pora to zakończyć. Ruszyłam widząc zielone światło i pojechałam dalej sprawdzając czy moja matka jedzie za mną. Coś między nimi musiało się wydarzyć, bo nie jechali limuzyną prowadzoną przez szofera, a zwykłą osobówką, chociaż ona wcale nie była zwykła, bo pewnie był do najnowszy model prosto z salonu, a za kierownicą widziałam Andrew'a. Zaskoczyli mnie tym. Jechałam prosto przed siebie skręcając w ostatnim momencie, bo droga przypominała mi się dopiero w jej trakcie. Znałam ją już prawie na pamięć. Nie zauważyłam nawet tabliczki z nazwą stolicy i wjechałam na teren Londynu. O swojej głupiej nieuwadze dowiedziałam się dopiero, gdy przed nosem zobaczyłam Big Bena. Skręciłam w prawo i zmierzałam w kierunku posiadłości The wanted. Jeszcze z 10 minut drogi i będziemy na miejscu. Małżeństwo nadal dzielnie za mną jechało. Z każdym metrem dalej moje wnętrzności zaczęły się przewracać ze strachu na wyobrażenie naszego spotkania. Wjechaliśmy na podjazd i dopiero gdy obok swojego samochodu zobaczyłam ojca Jay'a odpięłam pasy, wyłączyłam silnik i niepewnie wyszłam poprawiając okulary na swoim nosie i biorąc po drodze moją czerwona torebkę. Miałam cykora. I to nie jest wazelina. Bałam się gorzej niż przed maturą. Weszłam do domu nie pukając z nadzieją, że drzwi będą otwarte i były. Weszłam robiąc hałas szpilkami za co od razu dostałam uwagę Tom'a, który momentalnie wyłonił się z kuchni i na mnie spojrzał. Zbliżał się do mnie, chciał się przytulić, ale w ostatniej chwili jego wzrok skupił się za tym co za mną.
-Dzień dobry. - przywitał się z gośćmi, a z kuchni wyłoniła się po chwili Kelsey.
-Witaj Tom. - Andrew się uśmiechnął, a ja nadal miałam usta ściśnięte w kreskę, nie chciałam tego przedłużać.
-Gdzie Jay ? - przerwałam im miłą pogawędkę.
-Tutaj. - spojrzałam w lewo i zobaczyłam Jay'a na szczycie schodów, głos uwiązł mi w gardle, spojrzał na mnie, i mimo moich okularów przez które nie wiedział czy na niego patrzę czy nie, odwróciłam wzrok i zobaczyłam niepewnego Nathana bacznie obserwującego zaistniałą sytuację w przejściu do salonu.
-Musimy porozmawiać. - powiedziała jego matka . . . moja matka . . . nasza matka i Jay zaczął schodzić na dół. - Możemy zająć salon ? - zwróciła się do Tom'a.
-Tak. - wyjąkał. - Kelsey chodźmy na taras jest ładna pogoda. - zawołał swoją dziewczynę ruchem głowy i spojrzał na Nathana.
-Ja pójdę do siebie. - powiedział i ruszył w kierunku schodów, szedł prosto na mnie, więc zrobiłam parę kroków do tyłu i ustąpiłam mu miejsce, zawiedziony wszedł na schody, Tomsey zniknęli za drzwiami wejściowymi, a ja ruszyłam przed siebie do salonu.
   Denerwowałam się, ale próbowałam tego po sobie nie poznać. Usiadłam na fotelu, by nikt nie mógł się do mnie dosiąść i zdjęłam okulary, zauważyłam, że trzęsły mi się ręce, zacisnęłam je w pięści i położyłam za torebką poza zasięgiem wzroku zgromadzonych w pomieszczeniu.
-O czym chcecie porozmawiać. - Jay błądził wzrokiem po nas, a ja wpatrywałam się wszędzie tylko nie w nich.
-Musisz poznać prawdziwą historię. - powiedziała poważnie Maureen.
-Co ? Jaką historię ?
-Mojej przeszłości. 
-W takim razie słucham. - powiedział zdezorientowany Jay i spojrzał na mnie, nasze spojrzenie się nagle połączyło, ale szybko je urwałam patrząc na moje trzęsące się dłonie na kolanach.
-Przed twoim ojcem był pewien chłopiec. Bardzo go kochałam z wzajemnością. Ale po pewnym czasie zorientowałam się, że to tylko wakacyjna miłość, bez żadnych perspektyw na przyszłość, bez przyszłego powiązania. Ale los znowu mnie nabrał, bo jak się okazało była jedna rzecz, która nas połączyła, a jednocześnie rozdzieliła czyniąc nas największymi wrogami. - kobieta spojrzała na mnie i po chwili wróciła do historii. - Zaszłam z tym chłopcem w ciążę. On  jej nie akceptował. Wrócił z rodzicami do swojego ojczystego kraju i już go więcej razy nie widziałam. Gdy moi rodzice odkryli mój stan byli za usunięciem dziecka, ale ja byłam temu przeciwna, przez co wywiązały się między nami konflikty. Rodzice nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ich córka będzie miała nieślubne dziecko. Gdy sytuacja się pogorszyła o znaczny stopień wsiadłam do autobusu i odjechałam bez żadnych pieniędzy, ubrań czy jedzenia. Chciałam uchronić moją kruszynkę przed złym światem, a nie pomyślałam o tym jak przetrwam w innym mieście bez grosza przy duszy. Ale mój los wtedy się polepszył, bo trafiłam na wspaniałych ludzi, którzy zaoferowali mi opiekę. Zgodziłam się, bo i tak nie miałam gdzie pójść. Pokochałam tych dwojga od pierwszego spotkania. Dowiedziałam się, że starali się o dziecko, ale bezskutecznie. Zrobiło mi się ich przykro, bo widziałam jak bardzo się kochali. Następnego dnia odwieźli mnie do domu, a po narodzinach mojej córeczki wspólnie postanowiliśmy, że oddam ją w ręce młodego małżeństwa, które udzieliło mi pomocy. Ciężko było mi ją oddać w ich ręce, ale wiedziałam, że u nich będzie bezpieczna. Przez parę lat utrzymywaliśmy kontakt, ale gdy ułożyłam sobie życie i zauważyłam, że twój ojciec coraz częściej pytał się o moją tajemną korespondencję urwałam z nimi kontakt. Od tamtej pory nie wiedziałam co dzieję się z moją kruszynką, ale ukrywałam się z całą prawdą z myślą, że nie mogę zniszczyć tego co zyskałam przy twoim ojcu. - zrobiło mi ciepło na sercu, gdy wyrażała się o mnie w ten sposób, pierwszy raz poczułam z nią pewną więź. 
-Czyli mam rozumieć, że . . . ? - zapytał Jay.
-Jay. - zabrał głos jego ojciec. - Masz siostrę.
-Ale co to ma wszystko wspólnego z Laurą ? - spojrzał na mnie.
-To, że to jej świętej pamięci rodzice mi pomogli tego pamiętnego dnia. - Jay nadal nie rozumiał. - To Laura jest twoją siostrą. - Jay spojrzał na mnie, a wielka łza, która od dłuższego czasu zbierała mi się w oku spadła na spodnie nie dotykając mojej skóry twarzy.
   Mina Jay'a okazywała różne emocję zaczynając od zdziwienia, zrozumienia całej sytuacji, szoku i dezorientacji, kończąc na złości i żalu.
-Jay dokąd się wybierasz ? - Maureen wstała, gdy jej syn szybko opuścił pomieszczenie zrywając się z sofy, odpowiedział jej głośny trzask drzwi wejściowych na który podskoczyłam.


*** Perspektywa Max'a***


   Moje zachowanie na telefon od Tom'a, że Laura jest u nas w domu było szalone. Chciałem jak najszybciej tam pojechać, ale najpierw zapomniałem kluczy, wróciłem się i wziąłem tylko te do garażu, wróciłem się i biorąc te odpowiednie klucze zamknąłem mieszkanie i zbiegłem szybko na dół. Wyjechałem z garażu i z piskiem opon wjechałem na ulicę niemal doprowadzając do wypadku. Musiałem tam szybko dotrzeć. W ekspresowym tempie. Gnałem przez ulicę stolicy jak szalony łamiąc masę wykroczeń, ale mandat w tę czy w tamtą nie czynił różnicy, gorzej z punktami, więc trochę zwolniłem i zwróciłem uwagę na znaki drogowe. Wjechałem na podjazd. Zobaczyłem jej auto i jeszcze inne, ale ważniejsze było to, gdzie ona jest. W drzwiach minąłem wściekłego Jay'a, czyżby pokłócili się na powitanie ? Nie chciałem o to pytać, bo widziałem w jakim stanie był Jay, przeszedł obok mnie tak jakby mnie nie zauważył, więc wbiegłem do domu.
-Laura !  - krzyknąłem pełny radości, że zaraz ją do siebie przygarnę i otulę ramieniem, zobaczyłem Tom'a idącego w moją stronę i czekającego Nathana u szczytów schodów.
-Jest za domem. - powiedział zmartwiony Tom jakby stało się coś strasznego, niech ja dorwę Jay'a to mu nogi z dupy powyrywam, pewnie znowu coś jej nagadał.
   Pobiegłem do salonu, gdyż przez to pomieszczenie było bliżej na taras, ale szybko się zatrzymałem.
-Państwo McGuiness ? - zapytałem na widok smutnego małżeństwa.
-Witaj Max. - Andrew zdobył się na uśmiech, nie rozumiałem tu niczego. Wściekły Jay wybiegł z domu, gdy w tym czasie jego rodzice siedzą smutni w salonie, czyli to z nimi musiał się pokłócić, a nie z Laurą.
   Wyminąłem ich i wyszedłem na taras przez drzwi balkonowe. Szukałem wzrokiem Laury, by po chwili zobaczyć ją odwróconą do mnie tyłem stojącej przy różowych różach. Wyglądała ślicznie. Szedłem do niej starając się rozbić najmniejszy hałas. Zobaczyłem obok niej na ławce paczkę Marlboro i zapalniczkę Tom'a. Spojrzałem na nią i w jej palcach zobaczyłem papierosa. Zdziwiony tym widokiem zatrzymałem się. Przecież Laura nienawidzi papierosów. Kazała mi rzucić ten nałóg, a sama teraz pali. Równie dobrze to mogła być inna osoba, nie koniecznie Laura. Podszedłem bliżej by upewnić się czy to ona.
-Palisz ? - powiedziałem, a Laura się odwróciła.
-Okazyjnie. - powiedziała smutno, a w jej oczach zobaczyłem płomyczek radości.
-Jest dzisiaj jakaś okazja ? - uśmiechnąłem się lekko.
-Nie nazwałabym tak tego. - dziewczyna zgasiła papierosa i wtuliła się we mnie.
   Tak bardzo tęskniłem za jej obecnością. Za jej dotykiem, zapachem, posturą. Drobniutka dziewczynką, która jest nieświadoma zła czyhającego na świecie, ale doskonale wiedziałem, że tak nie było, bo Laura doskonale poznała to zło w swoim życiu. Najwidoczniej sprawa musiała być poważna. Teraz ten dom emanował złą energią. Wszyscy byli w nim smutni. Usłyszałem przed domem hałas silnika, może Siveesha przyjechała. 
-Max ? - Laura spytała dalej wtulona w mój tors.
-Słucham ? - głaskałem ją w głowę, a ta oddaliła się ode mnie by móc spojrzeć mi w oczy.
-Wiem kim jest moja matka.
-Chcesz mi powiedzieć kim jest ta kobieta ?
-Muszę.
-Jeżeli nie chcesz to nie musisz. - pogłaskałem ją po policzku.
-Lepiej żebyś dowiedział się tego ode mnie niż od Jay'a.
-Ale co do tego ma Jay ? - zapytałem przypominając sobie jego wybiegającego z domu, a później jego rodziców, zaczynało mi coś świtać w głowie.
-Bo matka Jay'a jest również moją matką. - po jej policzkach popłynęły łzy, szybko przygarnąłem ją do siebie.
   Za sobą usłyszałem poruszenie. Okazało się, że to wyznanie słyszał Siva z Nereeshą. Najwidoczniej rodzice Jay'a przyjechali tutaj z Laurą, aby przekazać tę wiadomość Jay'owi. Ten wyszedł z domu,  Tom z Nathanem i Kels wiedzieli o co chodzi stąd ich miny. A teraz dowiedzieli się o tym również młode narzeczeństwo. Teraz wszystko zrozumiałem. Jej wcześniejsze zachowanie i cel jej nagłego wyjazdu. Zrobiło mi się jej strasznie przykro, bo doskonale znałem sytuację między nią, a Jay'em. Miałem tylko nadzieję, że chłopak nie zachowa się tak jak ostatnio i najpierw przemyśli tę sprawę, a nie porwie się z motyką na słońce jak zrobił ostatnio. Mocniej przytuliłem płaczącą Laurę. Chciałem być jej wsparciem w tym momencie, chciałem żeby wiedziała, że przy mnie je znajdzie, że ją kocham na prawdę. Całym sercem i sobą.


Hej !
Tabum ! Jest rozdział, który planowałam już od baaardzo dawna i przyznam, że od samego początku opowiadania bardzo chciałam go napisać i napisałam. ; )
Mam nadzieję, że nie wyszedł do dupy, bo tak się dzisiaj czuję po przejechaniu na rowerze 30 kilometrów. To co chciałam to napisałam, a czy zbudowałam odpowiedni nastrój to wy powiedźcie, znaczy się napiszcie w komentarzu. ; ) Każda opinia jest dla mnie ważna. Jestem ciekawa jak oceniacie zachowanie naszych bohaterów w szczególności Jay'a i jaka jest wasza wizja jutra dla niego. Pogodzi się z tym czy nie ?
Jak myślicie ? Opiszcie mi wszystko w komentarzach niżej, dla was to chwila, a dla mnie wielki kop w tyłek i nieziemska motywacja.
Trzymcie się moje Miśki kochane i wypoczywajcie, bo za półtora tygodnia wszyscy będą musieli wcześnie wstawać z łóżek i słuchać marudzenia nauczycieli. 
Ale najpierw napiszcie komentarz ; P

#HappyWantedWednesday

2 komentarze:

  1. OMG!! Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.
    Po pierwsze reakcja Jaya w takiej sytuacji jest dla mnie normalna.. Złość i żal jaką czuję do rodziców... Myślę, że się z tym upora! Bo to silny facet!! Kurczę mam nadzieje, że pokocha Laurę jak siostrę!!
    Po drugie świetny klimat stworzyłaś;pp
    Po trzecie miny pozostałych powalają;// Niby każdy chciał się przywitać i pomóc no ale nie mogą;//
    Po czwarte Maxio pewnie teraz będzie taki happy, bo strasznie tęsknił za Laurą;p
    A po czwarte życzę Ci dużo weny i czekam na next;**
    Aaaa i po piąte sory za to odliczanie;p Jakoś tak mnie naszło;pp

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam!
    No po prostu to było do przewidzenia reakcja Jay'a.
    Ale najwazniejsze, że już jest z Maxem i wszystko jakośw róci do normy :)

    Pozdrawiam i życze weny :)

    OdpowiedzUsuń