środa, 24 kwietnia 2013

10. Przeszłości nie wymażemy, ale o teraźniejszość możemy walczyć.

 Jedno pytanie, a cały humor szlak trafił.
-Laura ? Powiedziałem coś nie tak ? - zapytał zatroskany Max.
-Nie. W porządku. - powiedziałam posyłając mu sztuczny uśmiech.
-Przecież widzę, że cię zraniłem. Przepraszam za to co powiedziałem.
-Nie przepraszaj. Nie twoja wina. - powiedziałam hamując wezbrane w moich oczach łzy.
-Laura co się stało ? Dlaczego płaczesz ?
-Bo nie poznasz moich rodziców ! Bo oni nie żyją ! - nie mogłam dalej powstrzymywać łez, jedna po drugiej spadały z mojego policzka, nic nie widziałam. Poczułam mocny uścisk Max'a i równie mocno go odwzajemniłam.



   Zatrzymaliśmy się, staliśmy już od jakichś paru minut, a ja nadal nie mogłam powstrzymać napływających do moich oczu łez. Max od tamtej pory nic nie powiedział, nikt się nie odzywał. Musiałam się uspokoić, dawno temu obiecałam sobie, że nie będę płakała w miejscach publicznych i przy ludziach. Starałam się wypełnić wypowiedziane niegdyś słowa i wyplotłam się z uścisku Max'a, otarłam policzki. Nie musiałam patrzeć w lustro, żeby wiedzieć jak wyglądam. Czerwone i opuchnięte oczy, rozmyty tusz pod dolnymi powiekami i ślady spływających łez na moich policzkach. Zaczęłam szukać chusteczek higienicznych  w torebce, ale oczy mnie tak bolały, że mało widziałam.
-Proszę. - powiedział Max i podał mi opakowanie chusteczek.
   Było mi wstyd, że wyglądałam w tamtym momencie bardzo niekorzystnie, bałam się spojrzeć chłopakowi w oczy, ale gdy brałam od niego chusteczki przelotnie spojrzałam na jego twarz. Jego oczy były bardzo smutne, ale malowało się w nich również poczucie winy. Nie wiem dlaczego ludzie zawsze, gdy dowiadują się o śmierci kogoś mówią, że bardzo im przykro, przecież to ich wina, że ktoś nie żyje. Tak się przyjęło i każdy tak mówi, bo po prostu tak należy powiedzieć, ale czy to ma sens ? Szybko wyciągnęłam jedną chusteczkę i starałam się doprowadzić do porządku. Nadal żadne z nas się nie odzywało. Miałam ochotę powiedzieć Max'owi coś więcej o moich rodzicach, ale na pewno nie w samochodzie.
-Możemy jechać do mojego mieszkania ? - zapytałam.
-Tak, oczywiście. Laura bardzo mi przykro. Ja nie wiedziałem, że ....
-Możesz coś dla mnie zrobić ? - spojrzałam mu w oczy, w których widziałam smutek, strach i ... troskę.
-Tak. Co tylko zechcesz.
-Nie mówmy o tym teraz, dobrze ?
-Jeżeli nie chcesz to nie musimy. - i Max odpalił silnik, resztę drogi spędziliśmy w głuchej ciszy, widziałam, że Max denerwował się tą sprawą, niepotrzebnie.
    Dojechaliśmy pod moją kamieniczkę. W tej chwili widok tego pistacjowego budynku wywołał u mnie fale ukojenia i spokoju. Mój dom. O ile można tak powiedzieć o pustym mieszkaniu bez rodzinnych zdjęć w ramkach, bez życia. Zatrzymaliśmy się, a ja nadal siedziałam i patrzyłam na budynek przede mną. Czułam na sobie wzrok Max'a.
-Może wejdziesz ? Jestem ci winna wytłumaczenie. - szepnęłam, gdyż nie byłam pewna jak zabrzmi mój głos.
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Z reszta jeśli chcesz być sama, to nie będę zwalał ci się na głowę. 
-W tej chwili boje się samotności. - powiedziałam patrząc w oczy Max'a. - Wejdziesz ? - ponowiłam pytanie.
-Tak. Nie zostawię cię.
   Wyszłam z samochodu szybciej niż Max. Wpisałam kod do domofonu, gdy otworzyły się drzwi doszedł do mnie Max. Weszliśmy. Szłam pierwsza, nadal w ciszy otwierałam drzwi mieszkania. W salonie pozbyłam się torebki i swetra udając się do kuchni zapytałam się chłopaka.
-Co chcesz do picia ?
-Nie rób sobie kłopotu.
-Co chcesz do picia ? - ponowiłam pytanie tym razem ostrzej.
-Kawę, poproszę.
   Postawiłam czajnik i zaczęłam przygotowywać napoje. Z szafki wyjęłam różne ciastka i słodycze, które rozpakowałam i ułożyłam na półmisku. W tym czasie woda się zagotowała. Zalałam kubki i podałam jeden z nich smutnemu chłopakowi, który siedział na stołku ze spuszczoną głową.
-Dlaczego jesteś smutny ? - zapytałam. - Nie smuć się i chodź ze mną do salonu.
   Chłopak podniósł głowę i widząc mój drobny uśmiech sam się uśmiechnął, wziął kubki z moich rąk. Sama wzięłam półmisek i ruszyliśmy do białego salonu. Był to duży pokój z dwoma dużymi oknami, beżową sofą i dwoma fotelami do kompletu, na środku stał przeszklony prostokątny stolik, a przed nim telewizor umieszczony na stoliku w ściance meblowej. Na białych ścianach było parę obrazów, które przedstawiły Londyn w czterech porach roku, szaro-biały lub opustoszały. Razem z Max'em usiedliśmy na sofie twarzą do siebie. Po pierwszym łyku gorącej herbaty, zaczęłam opowiadać moją historie.
-Zacznijmy od tego, że nie pochodzę z Londynu. Całe swoje życie mieszkałam w Sheffield. Moja mama miała na imię Meredith, a tato John. Mama była moją jedyną przyjaciółką, namawiała mnie na nowe znajomości, ale według mnie nikogo więcej do szczęścia nie potrzebowałam. Tato mnie bardzo kochał, byłam jego oczkiem w głowie. Byliśmy szczęśliwą rodziną, do czasu. Tego dnia jechaliśmy na rodzinne spotkanie, pogoda była ładna słońce świeciło i było ciepło, żadnej chmury na niebie. Tato prowadził samochód, słuchaliśmy radia i śmialiśmy się, w tamtym momencie nie sądziłam, że to nasze ostatnie wspólne chwile. Jechaliśmy właśnie drogą, gdy nagle przed maską samochodu przebiegł nam jakiś zwierzak, który wybiegł z lasu. Tato stracił kontrole nad pojazdem, później pamiętam tylko pisk opon, krzyk mamy i dźwięk wbijającego się samochodu w drzewo. Straciłam przytomność. Obudził mnie krzyk mojego taty, wołał mnie. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam rozbitą przednią szybę i barierkę wbitą w fotel pasażera z przodu. Przód samochodu był cały w krwi. Mama zmarła na miejscu. Tato miał zmiażdżone nogi i połamaną rękę. Krzyczał, żebym uciekała, bo samochód może zaraz wybuchnąć. Wstrząśnięta widokiem mnóstwa krwi i ledwo żyjącego taty nie mogłam ruszyć się z miejsca. Nagle poczułam bardzo mocny impuls i zaczęłam odpinać pas, którym byłam przypięta. Otworzyłam drzwi i uciekłam z samochodu, który parę chwil później wybuchł. Przed moją ucieczką tato powiedział, że zawsze mnie będzie kochał i dbał o mnie. Trafiłam do szpitala z połamaną ręką i zwichniętą kostką, całe ciało miałam posiniaczone i poranione. Długo po tym wypadku nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi udało się uciec, a oni tam umarli. Lekarze mówili, że mama nic nie poczuła, umarła szybko i bezboleśnie. Jeżeli chodzi o tatę to cierpiał on trochę, bo miał zmiażdżone nogi, ale nie długo, bo parę minut później samochód wybuchł. Pół roku mieszkałam z ciotką. Dom rodzinny sprzedałam i wyprowadziłam się Londynu. Nie mogłam znieść widoku mojego rodzinnego miasta. Znalazłam wymarzoną pracę i żyłam w cieniu. Do Sheffield wracam tylko w rocznicę wypadku, na ten czas mieszkam u ciotki, przychodzę na cmentarz i rozmawiam z rodzicami. 24 maja minie pięć lat od śmierci rodziców. Pięć lat od mojej samotności. - przywracając na nowo tamte emocję, rozpłakałam się, Max mnie przytulił i głaskał po plecach, nic nie mówił, ale cisza była jedyną i dobrą odpowiedzią na moją skończoną historię.
-Więc od pięciu lat, żyłaś tutaj w Londynie całkiem sama ? Bez żadnej rodziny ? - zapytał Max.
-Max ja już nie mam żadnej rodziny. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
-A co z tą ciotką ?
-Po tym jak się wyprowadziłam z Sheffield kontaktuje i spotykam się z nią tylko w dniach rocznicy. Odsunęłam się od innych. Gdy straciłam rodziców poczułam się bardzo samotnie, tylko oni mnie rozumieli, tylko im ufałam. Gdy ich straciłam zostałam sama ze sobą.
-Nie będziesz już sama. Obiecuję ci to.
-Za ponad tydzień znowu pojadę do rodzinnego miasta, znowu przejadę tą drogą, którą jechaliśmy wtedy, znowu minę nasz dom. Znowu stare blizny się otworzą. Ale nie mogę do nich po prostu nie pojechać. Mimo, że nie chcę, czuję, że muszę tam być w tym dniu.
   Gdy powiedziałam Max'owi moją historię poczułam ogromną ulgę, nikomu o tym nie opowiadałam, od pięciu lat dusiłam to w sobie. Teraz, gdy się tego pozbyłam poczułam się wolna. Nie musiałam okłamywać mojego przyjaciela i to właśnie było ważne. 
"Przeszłości nie wymażemy, ale o teraźniejszość możemy walczyć." - można powiedzieć, że od tamtego dnia to jest moje życiowe motto. Każdego dnia walczę o siebie, chcę żeby moi rodzice byli ze mnie dumni,zawsze wspierali mnie w moich życiowych planach, razem do nich dążyliśmy. Teraz gdy je osiągnęłam, kurczowo się ich trzymam i nie poddam się bez walki, nie tym razem.
-Proszę nie mów o tym nikomu, nie jestem gotowa. - powiedziałam.
-Dobrze. Powiesz jak będziesz chciała.
-Może coś zjemy ? Nie chcę się smucić, tym bardziej, że rano miałam dobry humor. - powiedziałam pełna entuzjazmu.
-Dobrze. Jestem strasznie głody, co nam przyrządzisz ? - zapytał  Max.
-Ja ?! A co pan gwiazda nie mi nie pomoże ?
-Pan gwiazda ? To ty nie znasz Nathana. - razem się roześmialiśmy i ruszyliśmy do kuchni, szykując nam posiłek. Przyrządzaliśmy warzywną zapiekankę, Max nie był zadowolony. Pewnie zjadłby stek czy inny kawał mięsa, ale nie u mnie w domu. Po jakiejś pój godzinie, gdy wstawiałam danie do piekarnika, zadzwonił telefon Max'a, odebrał.
-Cześć baby ! ... Oj nie unoś się tak .... Dobra, dobra przepraszam ..... Oj tam oj tam, co chcesz Nathan ? .... Czekaj, zapytam się. - spojrzał na mnie. - Nathan chce wpaść. Może ? 
-No pewnie, powiedź, że załapie się na obiad.
-No spoko wbijaj. Załapiesz się na obiad .... Zapiekankę z warzywami ...... Nie bez mięsa .... Nie marudź .... To przyjedziesz ? Czy się rozmyśliłeś ? ...... Dobra wyślę ci adres sms'em. Nara. - i się rozłączył.
-Nie zadowolony, że będzie jadł warzywa ? - zapytałam sprzątając kuchnię.
-No powiedzmy. - i posłał mi swój uroczy uśmiech.
-O nie, nie. Ty mi z tym swoim urokiem idź myć gary, a nie się tu obijasz. Do roboty, kolego ! - powiedziałam i rzuciłam chłopakowi fartuszek.
-A ty co będziesz robić ?
-Muszę się doprowadzić do porządku, za parę minut wrócę. Dobrze ?
-Dobrze, ale za wszelkie straty materialne lub moralne nie odpowiadam. - i znowu posłał mi swój uroczy uśmiech.
   Wychodząc z kuchni zobaczyłam jeszcze jak Max zakłada mój fartuszek w kwiatki, muszę przyznać, że wyglądał uroczo. Ruszyłam do swojej sypialni, wybrałam beżowe rurki, białą bluzkę z flagą USA i czarną skórę, którą naszykowałam sobie, gdybyśmy mieli zamiar gdzieś wyjść. Z ubraniami ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam makijaż, ubrałam się, włosy upięłam na lewym boku w kłosa, ubrałam jeszcze czarne baleriny i byłam gotowa, zajęło mi to 17 minut.  Usłyszałam dzwonek domofonu, wyszłam z sypialni i ruszyłam do drzwi.
-Stary co ty masz na sobie ? - śmiał się Sykes na widok Max'a ubranego w fartuszek. - Nie no, do twarzy ci w tym kolorze, chyba kupię ci taki sam na urodziny.
-Jeszcze masz coś do dodania przed tym jak wyrzucę się za drzwi ? - powiedział zdenerwowany Max.
-Spokojnie. - powiedziałam kładąc rękę na ramię Max'a. - Nathan wejdź, nie będziesz przecież stał w drzwiach.
-No widzisz Max. To jest kultura, a nie ty z mordą do gości wyskakujesz i to jeszcze w nie swoim domu. - dopowiedział Nath.
-A chcesz jeszcze kiedyś usiąść ? - zapytał Max.
-Ej no co wy ? Jak małe dzieci w piaskownicy. - powiedziałam, żeby złagodzić nerwy Max'a.
-To on zachowuje się jak smarkacz. - powiedział Max na swoja obronę.
-Wypraszam sobie. - dodał Nathan i wszedł w głąb mieszkania. - Ale ładnie pachnie.
-Nie ciesz się tak, bo i tak nie dostaniesz. - powiedział Max zdejmując fartuszek.
-Max! Jak ty się zachowujesz ?! - krzyknęłam.
-Przepraszam. Młody czasami jest bardzo upierdliwy.
-Nie rozśmieszaj mnie Max. - dodał swoje Nath. - Gdzie idziemy ?
-Chyba do salonu. Zapiekanka jeszcze trochę będzie się piec. Co chcecie do picia ?
-Masz może sok pomarańczowy ? - zapytał Nathan.
-Tak, mam. Chcesz ?
-Z przyjemnością. Mogę ? - wskazał na słodycze na stoliku.
-Pewnie. Czuj się jak u siebie.
-No ja bym raczej zrezygnował z tego pomysłu. - powiedział Max.
-Dlaczego ? - zapytałam razem z Nathanem w tym samym czasie.
-Lepiej, żebyś nie widziała jak on - wskazał na Nath'a. - zachowuje się w domu.
-No, żeby zaraz Laura nie dowiedziała się jak ty się zachowujesz. - pogroził Nathan.
-Ty młody lepiej powiedź czemu tu przyjechałeś ? - zapytał Max.
-No po tym jak pojechaliście, dosłownie parę minut później Jay zamówił taksówkę, powiedział, że wraca do Londynu i tyle go było widać. Gdy szanowny pan Tom się obudził zaczęło się istne wariatkowie. To za głośno, to za cicho, to słońce razi, to chce się pić i tak dalej. Trudno było wytrzymać, więc Nareesha zabrała Sivę i powiedziała, że również wraca, tak więc zabrałem się z nimi. Nie będę robił za pokojówkę Tom'a. No i jak wróciliśmy to oni poszli do Nareeshy, a ja zostałem sam w domu, więc postanowiłem, że się do was dołączę. Nie chciałem być sam. - i zrobił oczy kota ze Shreka.
    Zaraz, zaraz.
-A czy Jay był w domu ? - zapytałam.
-Nie, nikogo nie było. Kiedy jemy, bo jestem głodny.
-A ten tylko o jedzeniu. - powiedział Max.
-Za moment. Idę do kuchni. - powiedziałam i zniknęłam w kuchni, Max został z Baby w salonie i oglądali powtórkę jakiegoś programu, w którym byli gośćmi.
   Dlaczego Jay był zdenerwowany przed naszym wyjazdem i dlaczego wyjechał po nim. Oraz gdzie jest ? Spojrzałam na piekarnik, jeszcze 10 minut i obiad gotowy. Nastawiłam wodę na herbatę dla siebie i Max'a i nalałam soku dla Nathana.
-Nie wiedziałem, że jesteś wegetarianką. - wparował do kuchni Nath.
-No to już wiesz. Proszę twój sok. - podałam mu szklankę, wziął dużego łyka.
-Może w czymś pomóc ? Nakryć do stołu czy coś ?
-Jeżeli chcesz to możesz rozstawić talerze. - zaczęłam podawać talerze i sztućce chłopakowi.
-A jak myślisz, gdzie może być Jay ? - zapytałam w międzyczasie.
-Pewnie w jakimś pubie opija kaca. Nie ma się czym martwić. Kiedy obiad ?
-Za jakieś 10 minut.
-To dobrze, bo już jestem głodny, a tu tak ładnie pachnie. - i zaciągnął się zapachem.
   Do kuchni wszedł Max.
-Muszę przyznać, że bardzo dobrze wywiązałeś się ze swojej pracy. Kuchnia aż lśni. - powiedziałam.
-No nawet zmywarkę włączyłem. - powiedział dumnie chłopak, a ja spojrzałam za siebie sprawdzić, czy mówił prawdę.
-Wow ! Tego się nie spodziewałam. - zmywarka faktycznie była włączona.
-Jutro wracasz do pracy, prawda ? - zapytał Nathan.
-Tak. Mam poranne audycje. Od 6 do 12. - odpowiedziałam.
-Czyli popołudniu jesteś wolna ? - podchwycił temat Max.
-Teoretycznie tak.
-To co jutro robimy. - zapytał Max.
-No właśnie ? - dodał Nathan.
-A czy wy nie macie jutro pracy ?
-No coś tam mamy, ale do południa się chyba wyrobimy. - powiedział Max.
-Zobaczymy jeszcze. - powiedziałam.
-Wyczuwam olanie. - dodał niepotrzebnie Nath.
-Wcale, że nie. - broniłam się. - Po prostu nie wiem jeszcze co moglibyśmy jutro robić.
-We trójkę ? - zapytał się Nathan.
-Jeżeli Laura się zgodzi, możemy we trójkę. - powiedział Max.
-Pewnie.
-No to sprawa załatwiona. Jutro spędzamy uroczy dzień razem. - skwitował Nathan ciesząc się jak małe dziecko z otrzymanego lizaka. - Będzie fajnie.
-Nie wątpię. - powiedział Max i posłał mi radosny uśmiech.
-No kiedy jemy ? - zapytał zdenerwowany Nathan.
-Jezu, chłopie. W życiu są ważniejsze rzeczy od jedzenia. - powiedział Max i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.


Dzieńdoberek ; D
Co wy na to ? Macie jakieś pomysły na ciąg dalszy ? 
Na chwilę obecną mam napisane 14 rozdziałów i codziennie powstają nowe, więc jest gites.
Jak wam poszła matma ? Mam nadzieję, że dobrze ; )
Ja chora, niestety ( : Piję sobie gorącą herbatę z miodem i cytryną, mam nadzieję, że choć trochę pomoże. 
Nie zanudzam : *
Do piątku <3

5 komentarzy:

  1. Łooo:D Pracujesz tak jak ja, tylko, że ja mam tylko 6 rozdziałów do przodu napisanych xD
    Co do rozdziału : Jay, where are you !? I miss you ! :D A tak na poważnie : Nathan, jesteś jak 5 koło u wozu ! Spadaj xD
    Rozdział jak zawsze mi sie podobał.
    Skończe już pisać ten komentarz, bo zacznę zaraz tworzyć epos lub coś innego xD
    Zapraszam do mnie:
    http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alejandro muszę cię uspokoić, że Jay pojawi się w następnym rozdziale ;) A Nathan to Nathan ^^ Do piątku <3

      Usuń
  2. na twojego bloga natknęłam się czytając opowiadanie Claudii. Gdy przeczytałam notkę o bohaterach wiedziałam że to będzie to!!! rozdziały genialne!!! Oby tak dalej:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jej dziękuje ; * mam nadzieję, że cię nie zawiodę ;)

      Usuń
  3. Fajny rozdział;p
    Widok Maxa w fartuszku musiał być boski;pp

    OdpowiedzUsuń