sobota, 29 czerwca 2013

39. Nie mogę zawiązać tego cholernego krawata.

   Obudziłam się w środę po 9, wzięłam prysznic i ubrałam się w jeansowe shorty, luźną białą koszulkę na ramiączkach i czarne niskie trampki. Związałam włosy w wysokiego kitka i zapukałam do balkonowych drzwi obok. Nie byłam pewna jak w tym domu mam chodzić ubrana, ale skoro matka Jay'a mówiła, że mam się czuć jak u siebie, więc ubrałam się luźno i spokojnie. Otworzył mi Jay, był zaspany, ale już ubrany.
-Hej ! - przywitałam się.
-Hej. Czemu nie zeszłaś na dół na śniadanie ? - zapytał i wpuścił mnie do środka.
-A tak jakoś nie chciałam sama. - usiadłam na niezaścielonym łóżku, a Jay jeszcze krzątał się po pokoju.
   Po chwili razem zeszliśmy do jadalni, w której tak jak poprzednio czekał na nas stół z przekąskami. Wybrałam jasny chleb, sałatę, pomidora, żółty ser i tak przygotowane kanapki popiłam herbatą.
-O której jest pogrzeb ? - zapytałam.
-O 15, a co ?
-Tak się pytam, żeby wiedzieć i wcześniej się przygotować.
-A ty kiedy masz załatwiać te sprawy z radia ?
-Jutro o 18 dziewczyna z którą mam przeprowadzić wywiad ma występ.
-W takim razie pójdę z tobą. Z wielką przyjemnością posłucham jej debiutu w Newark.
-To pójdziemy razem.
   Zjedliśmy śniadanie i Jay zaprowadził mnie na zewnątrz. Jego rodzice mieli ogromny taras. Drewniana altana, leżaczki, basen wszystko czego dusza zapragnie. Usiedliśmy na jednej z ławeczek obok krzewu różowych róży, naszych ulubionych kwiatów.
-To jest moje ulubione miejsce w domu. - powiedział Jay.
-To ? Ławeczka obok róży ?
-Owszem. Tutaj można w spokoju przemyśleć parę rzeczy i spraw.
   Po dłuższym zastanowieniu przyznałam mu rację. Gatka szmatka, obiad i zajęłam się szykowaniem na pogrzeb. Lekki makijaż, włosy na prostownicę i miałam ładne loki, ubrałam się i zapukałam do drzwi Jay'a.
-Proszę. - usłyszałam jego ledwo słyszalny głos.
-Jestem już gotowa jakby coś.
-W takim razie pomóż mi. Nie mogę zawiązać tego cholernego krawata. - był poddenerwowany i spięty.
   Podeszłam do niego i zawiązałam mu "ten cholerny krawat".
-Będzie dobrze. - poklepałam go po ramieniu.
-Tylko nigdzie nie odchodź. - powiedział błagalnym głosem.
-Nie mam zamiaru, z resztą twoi rodzice też tam będą.
-Tsaa.
   I na tym skończyła się nasza rozmowa, zeszliśmy na dół i razem z jego rodzicami pojechaliśmy na ceremonię, mieli nawet własnego szofera. Mogłam to przewidzieć. Dojechaliśmy i na miejscu zobaczyłam już dużo osób, mimo że wszystko miało się zacząć dopiero za 15 minut. Rodzina Jay'a ciągle się z kimś witała, a ja stałam i się temu przypatrywałam przyznam, że nie było to miłe uczucie, czułam się zbędna, ale Jay widząc moją minę znowu powiedział, że mam mu nie uciekać. Więc nie uciekłam. Z minuty na minutę żałobników przybywało, aż w końcu wszystko się zaczęło. Najpierw początek księdza, a później członkowie rodziny wypowiadali się na temat zmarłej. W pewnym momencie do mikrofonu podeszła mama Jay'a.
-Elle była, jest i będzie zawsze w mojej pamięci. Moja starsza siostra była doskonałym człowiekiem. Uśmiechnięta, pomocna i życzliwa to tylko parę jej zalet, gdyby przyszło mi wymieniać je wszystkie zabrakłoby mi czasu. Kochałam ją całym sercem, była dla mnie wsparciem w trudnych etapach mojego życia i za to jej dziękuje. Niech teraz gdzie jest wiedzie się jej lepiej niż tu. - z jej policzka spadła jedna łza, odeszła do mikrofonu i jej miejsce szybko zajął Jay.
-Ciocia Elle znana mi również jako najlepsza przyjaciółka pod słońcem - Elle. Spędzałem z nią mnóstwo czasu, bawiąc się z nią, rozmawiając z nią, słuchając jej rad i przemyśleń. Mimo, że była ode mnie sporo starsza czasami zastanawiałem się kto tu jest dzieckiem, a kto dorosłym. - tu Jay się uśmiechnął, a tłum lekko zaśmiał. - Z wiekiem stawała się coraz bardziej szalona. Za to ją kocham. - po policzku spłynęła łza. - Jest dla mnie autorytetem i natchnieniem. Wszystko co osiągnąłem w życiu zawdzięczam jej. To ona pokazała mi, którą drogą iść, skierowała mnie na nią. Wierzyła we mnie nawet wtedy kiedy ja nie byłem pewny. - jego głos załamywał się, większość tłumu płakała i miała smutne miny, ale jego rodzice nadal trzymali tę całą surowość na twarzy jak jakąś maskę. - Dbała o mnie i troszczyła się. - rozpłakał się, po chwili dodał. - Kocham cię Elle i zawsze będę. - tu łzy poleciały strumieniem, sama nie mogłam już wstrzymać łez w oczach i sama zaczęłam płakać. - Ja ... - Jay próbował coś dodać, ale jego stan mu w tym nie pomagał, podeszłam do niego, złapałam go w pasie, jego wzrok był wbity w ziemię.
-Jay chodźmy już. - szepnęłam do jego ucha, po chwili podniósł głowę i razem odeszliśmy od mikrofonu, jego rodzice nawet na niego nie spojrzeli, jakby go nie znali, mocno złapałam go za rękę i podałam mu chusteczkę. Po Jay'u nikt nie był odważny podejść do mikrofonu, więc każdy wrzucał kwiaty i ziemię do grobu. Ludzie zaczęli się rozchodzić, ale Jay nadal stał w miejscu, jego rodzice również. W pewnym momencie podszedł do grobu, wrzucił ziemię i różową różę. Jego rodzice nawet nie odważyli się na taki gest. Zostaliśmy do końca usypywania grobu i dopiero po tym pojechaliśmy do domu. Wracaliśmy w ciszy, a po powrocie Jay od razu zamknął się w swoim pokoju.
   Zdecydowałam się go zostawić samego i poszłam do siebie, przebrałam się w wygodniejsze ubranie i zebrałam włosy w niedbałego kucyka. Rozłożyłam na łóżku materiały o Julie i zbierając o niej informacje napisałam zestaw pytań na jutrzejszy wieczór, obejrzałam jej teledysk do jej debiutanckiego singla i naprawdę mi się spodobał. Tekst piosenki był o dobrej zabawie o tym żeby się nie przejmować zdaniem innych i żyć chwilą, a teledysk był pełny alkoholu, dobrej zabawy i muzyki. Minęły już dwie godziny odkąd wróciliśmy do domu, w między czasie była już kolacja, na którą nie zszedł Jay. Na zewnątrz zrobiło się szaro i pochmurno. Wzięłam paczkę Skittles i ruszyłam do pokoju chłopaka, zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Jay w garniturze leżał na łóżku plecami do drzwi. Na ten widok do oczu napłynęły mi łzy. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego oczy pełne łez, położyłam się obok niego twarzą do twarzy.
-Ciii. - powiedziałam i objęłam go, ten zaczął szlochać. - Będzie dobrze. Jestem tutaj. - pocałowałam go w czoło i mocniej przytuliłam na co on również mocniej mnie zacisnął.
   Leżeliśmy tak objęci jeszcze jakieś 20 minut, bez zbędnych słów. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego kim dla niego była jego ciotka. Nie była tylko ciotką była kimś więcej. Jedyną zaufaną osobą na świecie, teraz nie ma nikogo takiego. Cierpi. Nie chcę żeby moi przyjaciele cierpieli. Nie pozwolę na to.
-Jay nie możesz się odizolować od świata. Masz w tej chwili wstać, umyć się i przebrać w coś wygodniejszego. Idziemy na miasto. - usiadłam na łóżku, a on patrzył na mnie czerwonymi i opuchniętymi oczami.
-Nie wiem. - powiedział zachrypniętym głosem, wyciągnęłam w jego stronę dłonie i posadziłam go w pozycji siedzącej.
-Wyjdź do ludzi. Nie rób tego samego błędu co ja pięć lat temu. Cierpiałam w samotności przez te wszystkie dni, dopóki nie poznałam was. Pięć lat z życia wyjęte.
   Patrzył na mnie tymi swoimi biednymi oczkami i się wyprostował.
-Dziękuje. - powiedział i mnie przytulił, po raz ostatni.


-Szoruj do łazienki i to już. - powiedziałam ze śmiechem w głosie, Jay wstał i zniknął w pomieszczeniu obok, a ja najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam.
   Mój przyjaciel cierpi, a ja muszę na to patrzeć. Tak bardzo chciałabym mieć tu wszystkich chłopaków razem, wskuralibyśmy coś, a tak sama nie wiem czy dam radę podnieść Jay'a po tej traumie. No nic, muszę wziąć się w garść i mu pomóc. To mój cel, a ja zawsze dążę do spełnienia wymierzonego celu. Wierzchem dłoni otarłam policzki, zerknęłam na swoje odbicie w lustrze i stwierdziłam, że nie było widać oznak mojego płaczu. Poprawiłam swoje ubranie, zaścieliłam łóżko i czekałam na powrót chłopaka. Po 10 minutach wyszedł i wyszliśmy na miasto, najpierw poszliśmy do kręgielni i humor Jay'a minimalnie się poprawił. 
-Nie staraj się, bo i tak nie zbijesz żadnego kręgla. - śmiałam się, gdy Jay szykował się do strzału.
-Bo się zdziwisz. - puścił kulę.
-Zleciała z toru ! Wiedziałam, że tak będzie. -śmiałam się w najlepsze, gdy kula wypadła z toru.
-W takim razie pokaż swoje umiejętności. - Jay był oburzony.
   Wzięłam zieloną kulę i szykowałam się do strzału, wypuszczałam już ją z ręki, gdy poczułam jak ktoś wkłada mi palce w żebra, kula mi wypadła i oczywiści wypadła z toru.
-Jay ! - oburzyłam się jego zachowaniem i odwróciłam.
-Mistrzyni przez duże M. - piał ze śmiechu.
   I właśnie o to mi chodziło, żeby chłopak się uśmiechnął i zaczął bawić. I w ten oto sposób osiągnęłam swój cel. Teraz będzie tylko z górki.




Siema !
Dodatkowy rozdział - dodany :) Trochę krótki.
Jak tam rozpoczęcie wakacji ? U mnie lipnie :( 
Co wy na ten rozdział ? Już po pogrzebie, teraz będzie tylko z górki :)
To do poniedziałku :*

4 komentarze:

  1. Bardzo ładnie ze strony Laury, że wspiera Jay'a. Mam nadzieję, że chłopak szybko wróci do dawnej formy.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. I je je je je jest rozdział w sobotę xD Mówiłam, że się popłaczę, jeszcze jak mam w domu podobną atmosferę :( le już powoli rozluźnia się tak jak u Jay`a ;) Może i jest krótki, ale jak go czytałam na laptopie to był przedłuuuuuuuugaśny ;P Laura to najlepsza przyjaciółka Jay`a, tak mi się wydaje... ;P Tak mu pomaga się ogarnąć i w ogóle poszła z nim na ten pogrzeb! Po prostu pozazdrościć ;D Skoro już mu się humor poprawił to jestem ciekawa jestem co zrobi na debiutanckim koncercie Julie xD Jakiś odpał... xD Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. A co ty tak z tymi obrazkami szalejesz? ;D
    Nie, żebym miała coś przeciwko - niech będą w każdym rozdziale!
    I niech już nie będzie smutno... :(
    Do poniedziałku ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Obrazek<3
    Kręgle to był boski pomysł!!
    Oj Jay ty biedactwo!!;pp

    OdpowiedzUsuń