środa, 29 maja 2013

25. Nie krzycz na mnie !

   na samym początku chciałam was przeprosić, bo niestety żaden z waszych pomysłów nie był trafny, przepraszam, że zawiodłam ; ) z kolei naprawdę myślicie, że Laura i Jay mogli by coś zrobić ? ; D


   Popijając piwo razem z Jay'em zaczęliśmy sprzątać cały dół. Po około dwóch godzinach było już po wszystkim i żaden kurz nie był nam straszny. Widać, że nie jesteśmy tylko dobrą drużyną w kuchni. W sprzątaniu również się uzupełnialiśmy nawzajem.
-To już twoje trzecie piwo od rana. - powiedziałam, gdy razem z Jay'em usiedliśmy na kanapie po skończonych porządkach.
-Mam mocną głowę, a ty już wypiłaś to jedno, czy nadal sączysz ? - zaśmiał się i pociągnął łyka z butelki.
-Już dopijam. - powiedziałam i wypiłam resztki alkoholu z butelki.
-Skoro ty przez dwie godziny wypijesz jedno piwo, to wieczorem może wypijesz dwa drinki.
-Za piwem nie przepadam i to jeszcze z rana, ale nie martw się wieczorem mam zamiar się dobrze bawić.
-Czyli wypijesz dwa piwa ?
-Nie nabijaj się ze mnie. Nie znasz mnie i moich możliwości. - uśmiechnęłam się.
-Zaczynasz mnie intrygować w tym momencie. - Jay uważnie mi się przyglądał.
-Od razu ostrzegam, że jak jestem pijana to gadam od rzeczy, więc żeby nie było nieporozumień mówię to już teraz. - powiedziałam i wrzuciłam szkło do worka ze śmieciami.
-Czyli dzisiaj mocno pijemy ?
-A co rozumiesz przez "zabawa wieczorem w klubie" ? Bo ja picie. A teraz tyłek z kanapy i wyrzucić te worki ze śmieciami.
-Dlaczego ja ?
-Bo jesteś jedynym osobnikiem męskim w tym domu. - wystawiłam mu język i zaczęłam zbierać detergenty.
-Okey. Zaraz wracam. - powiedział Jay i zabrał trzy worki, ja odniosłam środki czystości i do głowy przyszło mi pytanie "W co ja się ubiorę wieczorem ?"
   No tak, mogłam o tym pomyśleć wcześniej. Teraz po alkoholu muszę zamówić taksówkę lub przejść się do domu, było wcześnie, więc spacer wchodził w rachubę. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Czy on się nigdy nie nauczy, że drzwi się zamyka ?
-Jay ! Drzwi się zamyka ! - krzyknęłam wychodząc z łazienki.
-To nie Jay. - przede mną stał Martin. - Przepraszam. Śpieszę się.
-Martin ! Gdzie ty się podziewałeś ? Martwiliśmy się. - powiedziałam.
-Nie potrzebnie. Mnie zawsze w domu więcej nie ma jak jestem. - mężczyzna się uśmiechnął.
-Ale teraz gdzie się tak śpieszysz ?
-Muszę zawieść jakieś papiery.
-A jedziesz może w stronę Baker Street ?
-No tak, będę przejeżdżał, a co ?
-Mogę zabrać się z tobą ? Muszę zabrać parę rzeczy z  domu.
-Pewnie, tylko, że za 10 minut wyjeżdżam.
-Ok, lecę po torbę na górę.
   Powiedziałam i szybko pobiegłam na piętro, Jay jeszcze nie wrócił. Będę musiała mu szybko powiedzieć o moich planach. Było 19 po dziesiątej. Szybko wzięłam moją szarą torebkę, w której na szczęście miałam wszystko co było mi potrzebne i zbiegłam na dół. Do domu właśnie wchodził Jay.
-Jay ! Jadę z Martinem, bo muszę wziąć parę rzeczy z domu. Pochowaj to co jeszcze zostało na dole. Wrócę za jakąś godzinkę, może dwie. Jak coś jestem pod telefonem. - do wyjścia zbliżał się Martin. - Jestem już gotowa.
-To dobrze. Jedziemy. Jay zamknij za nami bramę i nikogo nie wpuszczaj.
   Zostawiliśmy zdezorientowanego Jay'a w domu nawet nie dopuściliśmy go do głosu i ruszyliśmy do samochodu. Martin jeździł czarnym Jeep'em.
-No bez jaj. Kocham Jeep'y. - powiedziałam.
-Cieszy mnie ten fakt. Ja również lubię terenowe samochody. - powiedział otwierając mi drzwi, to chyba od niego chłopcy uczą się całej życzliwości, gdy już siedziałam w fotelu Martin zamknął drzwi i sam po chwili wsiadł do samochodu.
-Jak tam się czujesz ? - zapytał ruszając.
-A już dobrze. Łokieć tylko czasami pobolewa.
-To dobrze. Po Jay'u również widać, że jest lepiej.
-No właśnie Martin, bo planujemy wieczorem wyjść do klubu. Nie będzie z tym problemów ?
-Nie. Jesteście młodzi bawcie się, tylko żebyście do domu wrócili, a nie gdzieś pod mostem spali.
-Dobrze. Zapamiętam sobie tę cenną uwagę, może nawet gdzieś zapiszę, żeby nie zapomnieć. - wyjęłam mój telefon i napisałam przypomnienie "Po imprezie wrócić DO DOMU! " teraz nie zapomnę.
-A gdzie będziecie się bawić ?
-Jeszcze nie wiemy.
-Jay zna zasady, ale tobie też wytłumaczę o co chodzi. Zawsze informujecie mnie lub Kevina gdzie idziecie, o której wychodzicie i po zamknięciu klubów czyli po północy widzę was w domu. Takie są zasady i mocno się ich trzymamy.
-Dobrze. Tak zrobimy. Dzięki, że mi powiedziałeś.
   Jechaliśmy jeszcze parę minut i rozmawialiśmy o wieczorze, starałam zapamiętać każdą rzecz jaką mówił mi Martin, bo chciałam się do tego uporządkować, w końcu tu chodzi o bezpieczeństwo Jay'a.
-To tu. - powiedziałam, gdy dojechaliśmy pod moją kamienicę.
-Śliczny kolor. - powiedział Martin.
-A dziękuję. - smile. - Dzięki za podwózkę.
-Nie ma za co. Bawcie się dobrze.
-Znowu dziękuję. Pa ! - wyszłam z samochodu, Martin odjechał, a ja ruszyłam do mojego domu.
   Nie było mnie w nim dwa dni, a tak mocno się stęskniłam. Może kiedyś zamieszka ze mną Max właśnie w tym budynku ? Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się i weszłam do środka, wyjęłam pocztę ze skrzynki i nie patrząc na nią weszłam na piętro do swojego królestwa. Przydałoby się tu odkurzyć. Szybki sms do Jay'a
"Wrócę jednak trochę później, muszę posprzątać w mieszkaniu."
   No nic, zaczęłam ścierać kurze z mebli, a później w ruch poszedł odkurzacz. Poszło szybko i sprawnie. Nawet umyłam podłogi i teraz stałam przed szafą zastanawiając się co wybrać na wieczór, zdecydowałam się na spodenki jeansowe, które z przodu miały flagę USA do tego białą zwiewną koszulę bez rękawów, którą miałam zamiar włożyć luźno w spodenki, do tego czarny stanik, bo bluzka była prześwitująca, czerwone szpilki i małą czarną torebkę z ćwiekami przewieszaną przez ramię, do tego ciemne okulary, które na szczęście zmieściły się do torebki. Z dodatków wzięłam dużo kolorowych bransoletek i czarne wiszące kolczyki, a na szyje miałam zamiar założyć czarny kołnierzyk z kolcami. Dzisiaj będę wyglądać jak milion dolarów i tak będę się bawić. Gdy wszystko spakowałam do mojej niebieskiej torby, która pomieściła nawet buty poszłam do kuchni. Miałam zamiar napić się kawy. Postawiłam wodę w czajniku elektrycznym i siedziałam przy blacie jedząc ciasteczka czekoladowe. Zrobiłam sobie kawę i spojrzałam na stół, na którym leżała poczta. Moją uwagę przykuła beżowa koperta, skądś ją kojarzyłam. Podeszłam do stołu i wzięłam kopertę do ręki. Nawet taki sam papier, lekko szorstki. 
   Moi rodzice zawsze wysyłali pocztę w takich kopertach, moje serca zaczęło szybciej bić, usiadłam przy stole z kopertą w ręce. Adresatem listu byłam ja. Pismo było krzywe i niedbałe przypominało mi pismo mojej ciotki z Sheffield, u której mieszkałam po śmierci rodziców. Odwróciłam kopertę. To co zobaczyłam na drugiej stronie poważnie mnie wystraszyło. Nadawcami listu byli John i Meredith Gonzales - moi nieżyjący od pięciu lat rodzice. Jak to możliwe, że dostałam od nich list. To z pewnością jest jakaś pomyłka, drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę. Był w niej list napisany pismem mojej mamy. Kartka tak samo jak koperta była beżowa i sztywna. To jakieś żarty. Położyłam list na stole, bo nie byłam w stanie trzymać go w rękach i czytać, za bardzo się trzęsłam. Zaczęłam czytać.

Kochana Lauro !
   Jeśli czytasz ten list, oznacza to, że nas już przy Tobie nie ma. Ciocia Amber miała Ci go wysłać, gdy ochłoniesz z emocji po naszej stracie. Mamy nadzieję, że dajesz sobie radę sama. Nigdy nie chcieliśmy, żebyś dostała ten list, żebyś dowiedziała się w ten sposób. Wiedz, że zawsze cię kochaliśmy i kochamy mimo, że nas przy tobie nie ma. Marzymy o tym, żebyś nas nie znienawidziła po tym czego się zaraz dowiesz.
   Od zawsze traktowaliśmy cię jak córkę, a ty nas jak rodziców. Byłaś dla nas tęczą pojawiającą się po burzy. Naprawdę cię kochaliśmy i kochać cię zawsze będziemy. Niestety po ślubie z John'em nie mogłam zajść w ciąże, leczenie nie przynosiło żadnych pozytywnych rezultatów. Bardzo pragnęliśmy dziecka, ale nie mogliśmy go mieć.
   Jednego słonecznego dnia poznaliśmy młodą dziewczynę. Była w ciąży i błąkała się po mieście. Podeszliśmy do niej i zaoferowaliśmy jej pomoc. Okazało się, że poznała chłopaka, wakacyjna miłość, lecz zaszła z nim w ciąże. Gdy ten się o tym dowiedział szybko zniknął z jej życia, nigdy więcej już go nie widziała. Maureen, bo tak miała na imię ta dziewczyna, nie wiedziała co ma zrobić, jej rodzice od samego początku byli przeciwni jej znajomością z tym chłopakiem ich nienawiść do tego chłopaka wzrosła, gdy dowiedzieli się, że ich córka jest z nim w ciąży. Ale ten nigdy nie poznał konsekwencji swoich czynów, zostawił młodą dziewczynę samotnie w ciąży ze zdenerwowanymi rodzicami na głowie. Rodzice Maureen chcieli usunąć ciążę, ale ta była za urodzeniem dziecka, nie chciała zabijać małej istotki, która rosła w jej brzuchu. Po długich rozmowach z samą dziewczyną oraz z jej rodzicami postanowiliśmy adoptować dziecko.
   To ty jesteś tym dzieckiem. Razem z John'em nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami. Przepraszamy, że dowiadujesz się w ten sposób zawsze chcieliśmy ci to powiedzieć w cztery oczy, ale byliśmy tchórzami baliśmy się, że odsuniesz się od nas. Prosimy cię tylko o to byś zawsze pamiętała o naszej wielkiej miłości do ciebie, o naszych wspólnie spędzonych chwilach. Prosimy o twoją pamięć.
   Maureen Allen miaszkała w Mansfield jest to miejscowość w hrabstwie Nottinghamshire. Nie chciała utrzymywać z tobą realnego kontaktu, bo bała się, że się do ciebie przywiąże. Mieliśmy ze sobą jedynie kontakt poprzez pocztę, do szóstego roku życia wysyłaliśmy jej twoje zdjęcia, później nasz kontakt się urwał i nigdy więcej nie mieliśmy informacji o niej, ale uszanowaliśmy jej decycję. Nie miej jej za złe faktu, że cię porzuciła, zostawiła. Była młodą, samotną matką, nie poradziłaby sobie z opieką nad małym dzieckiem, miała szkołę i całe życie przed sobą. Odnajdź ją jeśli chcesz.
   Tak więc znasz już całą historię. Przekazaliśmy ci w tym liście wszystkie istotne informacje dotyczące twojej przeszłości. To wszystko co wiemy o twojej biologicznej matce. Pamiętaj, że zawsze cię kochaliśmy i ty również nas kochałaś. Miłość to mocne uczucie, trwałe, nie zaniedbaj go.

Meredith i John.

   Czyli tak w zasadzie nie wiedziałam o moich "rodzicach" kompletnie nic. O tych biologicznych i tych, którzy mnie wychowywali. Przez 19 lat żyłam w złudzeniu, że są moimi rodzicami, a oni kłamali mi w żywe oczy. Co najśmieszniejsze zawsze mówili, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, ale sami nie dostosowali się do tego co mówili. Opłakiwałam ich przez pięć lat, a teraz czuję do nich odrazę. Jak mogli mnie tak okłamywać ?! Nie są dla mnie teraz nikim. Przez całe życie byłam sama, rodzice, którzy podawali się za moich opiekunów ciągle mnie okłamywali, a biologiczna matka jest mi kompletnie nie znana o ojcu nie ma co wspominać.
   Włożyłam list do torby i wyszłam z mieszkania. Zadzwoniłam po taksówkę, miałam zamiar się dzisiaj bawić i nic mi tego nie zepsuje, nawet ludzie, którzy uważali się za moich rodziców, a nigdy nimi nie byli. Taksówka przyjechała po paru minutach, wsiadłam i podałam adres posiadłości boysbandu. Po parunastu minutach byłam na miejscu, Jay otworzył mi drzwi.
-Dobrze, że już jesteś. Ugotowałem właśnie pyszną zupę, skusisz się ? - od samego początku był wesoły, poprawił mi odrobinę humor.
-Pewnie, jestem głodna. Sprzątanie mnie wykończyło. - powiedziałam i ruszyłam do kuchni.
-Tylko tyle rzeczy wzięłaś ? - zapytał Jay widząc moją niebieską torbę.
-Tak, wzięłam ubrania na wieczór, resztę mam w torbie na górze. - powiedziałam jedząc faktycznie pyszną zupę, moje myśli ciągle krążyły wokół listu, musiałam się ich pozbyć przed imprezą, sięgnęłam po piwo z lodówki.
-Nie za późno ? Wyrobisz się do wieczora z wypiciem całej butelki ? - śmiał się McGuiness, spojrzałam na niego i duszkiem wypiłam całą zawartość butelki.
-Mówiłeś coś ? - zapytałam z wyższością.
-O kurde, faktycznie dopiero zaczynam poznawać twoje możliwości. - powiedział zdziwiony i zajął się zupą.
   Sama dokończyłam swoją porcję i nawet umyłam naczynia po obiedzie. Było trochę po 14 za wcześnie by szykować się na wieczór, więc wygodnie rozsiadłam się przed telewizorem. Próbowałam skupić się na jakimś programie, ale moje myśli uparcie krążyły przy liście. Opuściłam salon i poszłam na górę, postanowiłam posprzątać pokój Max'a. Gdy sprzątam moje myśli są zazwyczaj bezpieczne, nie skupiają się na problemach życia codziennego tylko na tym jak wyczyścić rozlaną czekoladę na białym dywanie. Tak jak teraz. Wzięłam wszystkie detergenty do dywanów i próbowałam pozbyć się ciemnej plamy na dywanie. Po parunastu minutach udało mi się zmniejszyć widoczność plamy, później zajęłam się odkurzaniem, ścieraniem kurzu z mebli i układaniem wszystkiego. Starałam się odkładać wszystko na poprzednie miejsca, by nie narobić Max'owi problemu i w ten sposób zleciały dwie godziny, a myśli o liście popłynęły sobie daleko. 
   Zajęłam "moją" łazienkę na górze i zaczęłam się przygotowywać na party, wtedy myśli też dryfowały na problemach czy pomalować oczy czy nie. Postanowiłam na czarny smoky eyes i wyraziste czerwone usta. Włosy upięłam w koka, który wyglądał jak macki ośmiornicy i zrobienie jego zajęło mi większość czasu. Później ubrałam się w przygotowane ubranie i odstawiona jak milion dolarów wyszłam z łazienki. Zobaczyłam, że Jay również szykuje się w łazience obok, więc zapukałam.
-I jak wyglądam ? - okręciłam się, na początku zatkało Jay'a, ale później wydukał.
-Mam zawał. - zaśmiałam się i odeszłam zostawiając osłupiałego Jay'a.
   Była 17:44 zapewne zaraz będziemy wychodzić. Cieszyłam się z tego faktu, że dam upust moim myślą i zajmę się wypełnianiem głowy procentami, to było mi potrzebne. Tak jak myślałam parę minut później pojechaliśmy z Jay'em taksówką pod pewien klub, wylewały się z niego decybele muzyki i hektolitry alkoholu. Doskonałe miejsca do uciszenia własnych myśli. Na początku zamówiliśmy parę drinków na odwagę i zaczęliśmy tańczyć. Parkiet był pełny i ciągle ocieraliśmy się o jakiś ludzi, ale to mi nie przeszkadzało w zabawie. Piliśmy i tańczyliśmy. Gdy byliśmy w klubie ponad dwie godziny, Jay dostał wiadomość od Nathana.
"Hej ! Gdzie wy jesteście skoro nie ma was w domu ? Też chcę tam być ; ) "
   Odpisał mu adres klubu, w którym byliśmy i po pół godzinie bawiliśmy się we trojkę. Nawet nie pamiętałam ile drinków już wypiłam, starałam się ich nie liczyć. Teraz ważna była zabawa, nie konsekwencje.
-Laura może ty już trochę przystopujesz ? - powiedział Jay, gdy zamawiałam kolejnego drinka, zaczynałam już tracić równowagę
-No co ty ?! Ja się dopiero rozkręcam. - rzuciłam do niego, wypiłam duszkiem alkohol i ruszyłam na parkiet, widziałam, że chłopaki rozmawiali i ciągle mnie obserwowali, z pewnością mówili o mnie, miałam to gdzieś, ja przyszłam się bawić.
-Laura ty już jesteś pijana. Ledwo stoisz. - powiedział Nathan ciągnąć mnie do stolika.
-Tak masz racje. Lepiej będzie jak usiądę, wtedy rozleje mniej alkoholu. - powiedziałam, chociaż sama już nie wiedziałam co mówię.


***Perspektywa Jay'a***


   Laura mówiła, że chce się dzisiaj zabawić, ale nie sądziłem, że u niej zabawa wygląda tak. Ciągle piła i tańczyła, pilnowałem jej i nie wypiłem zbyt dużo. Dobrze, że przyszedł Młody w razie czego pomoże mi uporać się z dziewczyną. Razem z Nathanem wypiliśmy jedno piwo, a Laura w tym czasie zdążyła wypić cztery drinki i zatańczyć z każdym mężczyzną w klubie, gdy zobaczyliśmy, że jeden koleś się do niej dosadnie dobiera Nathan poszedł po nią.
   Ale ta ledwo stała i nie dopuszczała do siebie możliwości powrotu do domu, mówiła, że pójdziemy jak zamkną klub, oby do tej pory przeżyła. 
-Laura ty już nic nie pijesz ! - krzyknąłem na nią, gdy ta zaczęła opowiadać o swoim misiu z dzieciństwa.
-Ja nie piję ? No chyba ty ! Przyszłam się zabawić, ostrzegałam cię w domu. Pamiętasz ? - wydukała.
-Pamiętam, ale wtedy nie wiedziałem, że mówisz na serio.
-To teraz wiesz. Braciszku przyniesiesz mi jeszcze jednego drinka ? Takiego malutkiego, proszę . - zwróciła się do Nathana.
-Nie. Siostra ty już nie pijesz dzisiaj. - odpowiedział Nathan.
-Jak nie, jak tak ! Ale skoro żaden z was nie chce przynieść mi drinka to sama pójdę. - Laura zaczęła wstawać, ale w porę ją złapałem.
-Widzisz ! Przewracasz się ! Idziemy do domu. - krzyknął na nią Nathan.
-Nie krzycz na mnie ! - nie została dłużna Laura. - Wiem co robię. Jay pomoże mi dojść do baru, prawda ? - spojrzała na mnie swoimi przepitymi oczami.
-Zostań tu, przyniosę ci coś. - powiedziałem i posadziłem ją.
-Tylko ten taki różowy ze słomką ! - krzyknęła za mną, poszedłem do lady i poprosiłem o wodę, wróciłem z tym do niej i powiedziałem, że to drink specjalnie dla niej, nawet nie poczuła, że to woda, była tak pijana, że nie odróżniała smaku alkoholu.
-A wiecie co ? Wiecie ? - śmiała się i próbowała nam coś powiedzieć.
-Nie wiemy, powiedz nam. - powiedział Nathan.
-Haha - śmiała się. - Bo ja miałam wypadek pięć lat temu i moi rodzice umarli w nim. Matkę przekłuła barierka i było dużo krwi na przedniej szybie, mówię wam jak to zabawnie wyglądało. - zaczęła się śmiać. - No i ja wyszłam z samochodu i chwilę później on wybuchł. Było takie BUM. - pokazała rękami wybuch. - Takie duże ognisko było, można było zrobić grilla, ale byłaby zabawa. - znowu zaczęła się śmiać. - Ale wiecie co w tym jest najzabawniejsze ? Wiecie ? Wiecie ? Nie wiecie. - znowu się zaśmiała. - Bo się dzisiaj dowiedziałam, że to nie byli moi biologiczni rodzice. Jakie jaja, nie ? Adoptowali mnie. I przez 19 lat wciskali mi kit, że są moimi rodzicami. - zaczęła się głośno śmiać. - Ale oni są żałośni, teraz ich szczątki leżą głęboko pod ziemią i mam ich gdzieś. No bez kitu. - teraz zaczęła płakać. - Oni nie byli moimi rodzicami. Jestem sama na tym cholernym świecie. - cała zalała się łzami, przytuliłem ją, a ta szlochała, spojrzałem na Nathana miał ten sam wyraz twarzy co ja, zdezorientowanie i smutek. Nagle Laura mi się wyrwała.
-Nienawidzę tych gnoi. Muszę ich zabić. Pomożesz mi ich wykopać ? - zapytała z powagą w głosie i ogniem w oczach.
-Jutro, dobrze ? Dzisiaj musimy już odpocząć. Idziemy spać ? - zapytałem łagodnym tonem.
-Okey, ale Martin kazał nam jechać prosto do domu, widzisz nawet to sobie zapisałam na telefonie. - pokazała mi wyświetlacz.
-Grzeczna dziewczynka. Chodźmy już. - wytoczyliśmy razem z Nathanem Laurę z klubu i wsiedliśmy do taksówki pod budynkiem, pojechaliśmy prosto do naszego domu, Nathan napisał mamie wiadomość, że przenocuje dzisiaj w naszym domu.
   Przez całą drogę próbowaliśmy powstrzymać Laurę przed zaśnięciem i udało nam się. 
-Jak można jeść bezbronne zwierzątka ? - zaczęła łkać. - Jak możesz jeść mięso ? Przecież to są bezbronne i głupiutkie zwierzątka, które nieświadomie idą na śmierć ! - wykrzykiwała to Nathanowi prosto w twarz.
   Gdy weszliśmy do domu Laura postanowiła sama wejść po schodach, już na pierwszym się potknęła i musiałem jej pomóc.
-Jay. - szepnęła i nachyliła mi się do ucha. - Musimy skakać, oni tu są i nas obserwują, masz Gumisiowy sok receptury Buni ?
-Nie mam. - odszepnąłem.
-To trudno musimy jakoś sobie poradzić. Musimy skakać. - Laura zaczęła skakać, szybko by nie zleciała ze schodów wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pokoju, zasnęła mi na rękach, zdjąłem jej buty, torebkę i przykryłem kołdrą.
   Zszedłem do kuchni, w której Nath robił herbatę. Podał mi jeden kubek.
-Wiedziałeś o tym ? O jej rodzicach ? - zapytał.
-Nie. Nic nie mówiła. Może powiedziała Max'owi o tym wypadku, ale skoro mówiła, że dzisiaj dowiedziała się, że jej rodzice jednak nie byli tymi, za którymi się podawali to tego nie mógł wiedzieć. To nie jest wiadomość przez telefon. - powiedziałem analizując jej słowa w klubie.
-To by tłumaczyło jej zachowanie, gdy przyjechała popołudniu z domu. - dodałem. - Chciała się upić i uciszyć myśli.
-Trzeba się nią zająć i powiedzieć Max'owi. - powiedział Nathan.
-Zrobimy to jutro, jest już późno. Chodźmy spać. - odstawiłem kubek do zlewu i nawet go nie myjąc ruszyłem do sypialni, to samo zrobił Nathan. 
   Laura miała racje mówiąc dzisiaj, że nie mam zielonego pojęcia o niej. Nie znam jej w ogóle. Nie znam, ale postaram się poznać. Nie zostawię jej samej. Nie teraz.



Tabum !
Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy ? Ale was wrobiłam ; P Chciałabym zobaczyć wasze miny ; D
Co o tym sądzicie ? Piszcie.
Życzę wam miłego długiego weekendu i widzimy się w piąteczek ; *

4 komentarze:

  1. "No bez kitu" - skąd ja to znam? ;p
    Rozdział świetny, smutny ale nie dało się nie śmiać pod koniec, kiedy Laura zaczęłą gadać o gumisiach ;D Nieoczekiwany obrót sprawy, podoba mi się.
    Ciekawe, jak zareaguje Max?

    OdpowiedzUsuń
  2. oooołł to wyjechalas z akcja...nie powiem - zdziwiłam się deczko O_o
    jestem ciekawa co będzie dalej.
    upila się z rozpaczy bidulka :(

    czekam na więcej !

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo masakra! Laura przebiła wszystko! trzeba skakać? gumisiowy sok? boskie teksty;pp
    Ale w sumie współczuje jej kurczę się okazało że została adoptowana;(((
    Mam nadzieje, że jakoś sobie biedulka poradzi z tym;((

    OdpowiedzUsuń