piątek, 31 maja 2013

26. Łapy przy sobie.

   Obudziłam się. Ale po paru sekundach tego żałowałam, wolałabym umrzeć niż dzisiaj funkcjonować. Impreza musiała być udana, bo już na początku urwał mi się film. Ledwo wyszłam z łóżka, a głowa mnie tak rozbolała, że musiałam usiąść, ale i to nie pomogło, więc znowu się położyłam. Po paru minutach ponowiłam próbę wstania. Udało się, wyjęłam z torby legginsy i jakąś dłuższą koszulkę, kosmetyczkę i wyszłam na korytarz. Oślepiło mnie światło w holu i mrużąc oczy doszłam do łazienki, położyłam rzeczy na szafkę i usiadłam na muszli łapiąc się głowy. Co ja wczoraj robiłam ? Nie pamiętam kompletnie nic. Wstałam i akurat stanęłam przed lustrem, a w nim zobaczyłam odbicie dna. Bo tak właśnie wyglądałam, zapite, nieobecne i zapadnięte oczy, resztki fryzury ledwo się trzymały, a makijaż był strasznie rozmazany, a raczej to co z niego zostało. Weszłam pod prysznic i puściłam letnią wodę, myślałam, że choć odrobinę mi pomoże, ale długo tam nie stałam, bo woda bardzo głośno odbijała się o moje ciało. Hałas był niemiłosierny. Wyszłam i owinęłam się ręcznikiem, mleczkiem zmyłam makijaż i mój wygląd się polepszył. Z kosmetyczki wyjęłam podkład i tusz do rzęs, zrobiłam sobie prowizoryczny makijaż, rozczesałam włosy i zrobiłam sobie kłosa. Założyłam świeżą bieliznę i ubranie. Nawet jakoś wyglądałam. Bardzo cicho zamknęłam za sobą drzwi łazienki, zaniosłam rzeczy do pokoju i zeszłam na dół do kuchni. Bardzo chciało mi się pić i musiałam znaleźć coś na ból głowy, w między czasie spojrzałam na zegarek było grubo po 10. No to nieźle. Najciszej jak umiałam zeszłam po schodach uważając, by się nie wywrócić i weszłam do kuchni.
-Nathan ?! Co ty tu robisz ? - zapytałam i od razu się skrzywiłam, bo powiedziałam to trochę za głośno.
-Nie pamiętasz ? - zapytał.
-Nie musisz krzyczeć, nie jestem głucha. Nie, nic nie pamiętam z wczorajszego wieczora. - odpowiedziałam.
-Dlaczego szepczesz ? - zapytał Jay.
-Ja szepcze ? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, Jay tylko pokiwał pozytywnie głową.
-Ja siebie i tak wystarczająco głośno słyszę. - sięgnęłam po półlitrową butelkę wody, odkręciłam ją i zaczęłam pić. - Macie coś przeciwbólowego ? - Jay podał mi opakowanie tabletek na kaca, wzięłam dwie i popiłam. - Dziękuje. Ale powracając do pytania. Co tu robisz braciszku ?
-Bawiliśmy się wczoraj razem, dołączyłem się do was jakoś przed 21. - odpowiedział.
-To tego nie pamiętam, w ogóle mało pamiętam. Macie dziwne miny, pewnie powiedziałam coś głupiego. Przepraszam za to, jak jestem pijana mówię dużo nieinteresujących rzeczy.
-Tym razem powiedziałaś coś bardzo interesującego. - przerwał mi Jay.
-A co konkretnie ? - zapytałam dobierając się do drugiej butelki.
-Mówiłaś nam o swoich rodzicach. - powiedział łagodnie Nathan, chłopaki patrzyli na mnie tak jakby się bali, że zaraz upadnę.
-Których ? - zapytałam chłodno.
-Laura. Twoi rodzice nie są winni temu wszystkiemu, wychowali cię i to jest istotne. Oni są twoimi rodzicami, mimo że nie biologicznymi. - mówił Jay.
-Są winni, bo przez 19 lat żadne z nich nie odważyło się powiedzieć mi prawdy, a zawsze mówili, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Tyle, że sami wciskali mi przez cały czas kit. I nie są moimi rodzicami.
-Laura, przemyśl to. - przejął pałeczkę Nath.
-Ja doskonale wiem co mówię i będę tego zdania bronić. Muszę dowiedzieć się o tym wszystkim trochę więcej.
-Jaki masz plan ? - zapytał Jay.
-W czwartek jest piąta rocznica śmierci Johna i Meredith, co roku ich odwiedzam na cmentarzu. Pojadę do Sheffield i wyciągnę jakieś informację od mojej ciotki Amber, jest siostrą Mer na pewno wie coś więcej. - myślałam na głos.
-John i Meredith ? - zapytał Nathan.
-Moi papierkowi rodzice. - odpowiedziałam bez jakichkolwiek emocji.
-Laura ...
-Och przestań Jay, nie mam zamiaru słuchać twoich złotych myśli. Mam kaca i muszę się ogarnąć, bo o 14 muszę iść do radia. Zresztą sama muszę dowiedzieć się więcej o tej całej sprawie. A teraz was przepraszam. - wzięłam trzecią butelkę wody i wyszłam z domu, nie wiedziałam gdzie iść, więc poszłam nad basen.
   Woda działa na mnie uspokajająco. Położyłam się na leżaku, pogoda była dzisiaj ładniejsza niż wczoraj, słońce mocno przygrzewało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Ta cała atmosfera sprawiła, że cały niepokój uleciał w powietrze i poczułam ogromną ulgę. Nawet nie przejmowałam się sprawą z "rodzicami". Nie żałuje, że wczoraj film urwał mi się na początku imprezy, bo wypite procenty uwolniły mi głowę z niepotrzebnych myśli, znając siebie cały kac minie po parudziesięciu minutach. Usłyszałam, że ktoś idzie, odwróciłam głowę w tamtą stronę.
-Nathan nie pomyślałeś, że chcę pobyć sama ? - powiedziałam.
-A chcesz ?
-Sama nie wiem.
-W takim razie się dosiądę. - i położył się na leżaku obok.
-Nie musisz mnie pilnować, nie planuje samobójstwa.
-Czasami zachowujesz się jakbyśmy byli prawdziwym rodzeństwem i znali się od małego. Teraz właśnie jest taki moment.
-Słuchaj, śmierć Mer i Johna tak mną wstrząsnęła, że nic mnie teraz nie załamie. Przynajmniej uodpornili mnie na duży szok. Nie ma co.
-Twoje zdanie o nich zmieniło się diametralnie i to z minuty na minutę.
-Co nie znaczy, że chcę się zabić. Przeciwnie. Dało mi to siłę do dalszego życia.
-Martwię się o ciebie. - złapał mnie za rękę.
-Niepotrzebnie. Ej co to za mina ? Uśmiechnij się. - wstałam i przytuliłam chłopaka, półleżąc i wtulając się w siebie nawzajem zobaczyłam pojedynczą łzę na policzku Sykesa. - Brat, dlaczego płaczesz ? - wytarłam dłonią łzę z policzka Nathana.
-Nie chcę cię stracić, a boję się, że tak może się stać. - powiedział bardzo smutny, mocniej go przytuliłam.
-Nie wolno ci tak myśleć. Będę żyła jeszcze bardzo, bardzo długo i zdążysz mnie znielubić przez ten czas. Tak będę wredna, że będziesz miał mnie dość do szpiku kości. Będziesz błagał, żebym zniknęła z twojego życia. - ucałowałam go w czoło, uśmiechnął się. - No i tak lepiej. Przez życie idź z uśmiechem na twarzy i osiągniesz wszystko czego sobie zażyczysz.
-Masz bardzo fajne podejście to życia, zazdroszczę ci.
-Sporo przeszłam i z doświadczenia wiem, że zawsze trzeba iść do przodu. Nigdy się nie zatrzymywać, cofać lub co gorsza poddawać. Chodźmy do Jay'a bo pomyśli, że obydwoje się zabiliśmy. - zawsze chciałam mieć rodzeństwo, to miłe uczucie kiedy czujesz, że jesteś komuś potrzebna, a teraz byłam potrzebna młodemu.
-Dobrze, chodźmy. - wstaliśmy i objęci wracaliśmy do domu, próbowałam jakoś rozweselić chłopaka, więc raz za razem uderzałam go biodrami, aż w końcu sam odpowiedział tym samym i tanecznym krokiem weszliśmy do domu, śmialiśmy się.
-Czyli już wszystko po staremu ? - zapytał z uśmiechem na twarzy Jay.
-Pewnie, nie ma co się smucić czy poddawać. Ktoś jest głodny czy tylko ja ? - zapytałam.
-Tylko ty. - odpowiedzieli równo chłopaki.
-To ja zrobię sobie coś do jedzenia. - poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki i gorącą herbatę, tak przygotowana poszłam do salonu, gdzie chłopaki oglądali telewizję, usiadłam obok Nathana na kanapie, a Jay siedział na fotelu.
-Nathan mówiłeś, że nie jesteś głodny. - powiedziałam, gdy chłopak zabrał mi jedną kanapkę.
-No, ale te kanapki tak apetycznie wyglądają, więc to grzech ich nie zjeść. - bronił się.
-Niech ci w boczki pójdzie. - odpowiedziałam.
-To ty do mnie z takim miłym tekstem ? - oburzył się.
-No przecież mówiłam, że będziesz miał mnie dość. - wystawiłam mu język.
-W takim razie się zmywam. Nie no tak na poważnie, to obiecałem mamie, że będę wcześnie w domu. To pa. - dał mi całusa w policzek i z Jay'em przybił piątkę. Odjechał taksówką.
-Dobrze się czujesz ? - zapytał Jay.
-Tak, już jest dobrze. - odpowiedziałam.
-Masz mocną głowę.
-I kaca też zazwyczaj szybko się pozbywam.
-Zazdroszczę ci.
-Haha jest czego. - pośmialiśmy się i oglądaliśmy jakiś film przyrodniczy, gdy zjadłam swoje śniadanie, zakomunikowałam Jay'owi, że muszę się ogarnąć na spotkanie z April i ruszyłam na górę.
   Moim pierwszym przystankiem była łazienka. Wzięłam długi prysznic, bo teraz szum wody mi nie nie przeszkadzał, włosy związałam w turban i ubrałam się w te same ciuchy co rano. Poszłam do pokoju i wybrałam niebieskie spodenki i czarną bokserkę z koronką na plecach. Do tego niebieskie trampki i moją ukochaną szara torbę z ćwiekami. Dość często ją nosiłam w tym tygodniu, na szczęście w domu mam mnóstwo innych torebek. Zrobiłam sobie makijaż z kreskami i brzoskwiniową szminką, a włosy upięłam w dużego koka z warkoczem z tyłu. Po skończonej pracy była 13:12. W sam raz. Zeszłam na dół i powiedziałam Jay'owi, że jadę do radia. Otworzyłam garaż i wyjechałam moim autkiem. Na ulicy był mały ruch jak na Londyn, czyli nie było kilometrowych korków. Do radia dojechałam prawie na styk z 14, wyszłam z samochodu i ruszyłam do radia. Już na parterze panował gwar.
-Laura ! Jak dobrze, że już jesteś. - April stała przy "recepcji".
-Cześć April ! - przywitałam się z kierowniczką miśkiem.
-O kurczę jak ty świetnie wyglądasz. Mam nadzieję, że tak się czujesz, bo od poniedziałku widzę cię w pracy. - zaśmiała się.
-No tak, stęskniłam się już za swoim fotelem i konsolą. Dziękuje, że dałaś mi tyle czasu na odpoczynek.
-Widzisz jaka jestem dobra. Chodźmy do mojego biura. Mam tam nowy grafik. - poszłyśmy do windy, po paru chwilach byłyśmy już u niej w biurze.
-Spójrz. Wymyśliłam, że twoje audycje będą w poniedziałki, środy i piątki od 10 do 14 tak jak sobie zażyczyłaś. Twoja wypłata będzie taka sama lub trochę wyższa, ale nic nie obiecuję, a dodatkowo będziesz zajmowała się papierkową robotą związaną z wytwórnią muzyczną tu obok. Podpisaliśmy razem kontrakt i młode gwiazdy, które będą nagrywać tam swoje pierwsze kawałki, będą mogły zyskać rozgłos w naszych głośnikach, dzięki temu nasze radio może stać się wytwórnią talentów, a dodatkowo wpadnie nam parę pensów. Ale to będzie w zakresie czasu twojej pracy, więc nie będziesz musiał zostawać po godzinach czy coś. Ty masz być w pracy w poniedziałki, środy i piątki od 10 do 14, pasuje ci czy coś zmienić ?
-Pewnie, że mi pasuje. Lepszej ofert nie mogłam dostać. Dziękuje ci April. - cieszyłam się tym jak małe dziecko z wygranego lizaka na loterii.
-Cieszę się, że ci się podoba i nie będę musiała nanosić poprawek.
-A słuchaj April, bo jest jeszcze jedna sprawa, bo w czwartek mam rocznicę śmierci moich ... - " rodziców" to słowo zawisło w powietrzu, musiałam to powiedzieć, ale nie chciało mi to przejść przez gardło.
-Tak wiem, pamiętam. Kochanie nie martw się w ten piątek nie będziesz musiała przychodzić do pracy. Tak w drodze wyjątku. - na szczęście April domyśliła się o co mi chodzi.
-Naprawdę ? Dziękuje, jesteś najlepszym szefem na świecie. - uściskałam ją.
-A ty najlepszym pracownikiem z resztą nie będę ukrywać, że darzę cię wielką sympatią.
-Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna za to wszystko co dla mnie robisz.
-Oj weź bo się rozkleję. - zaśmiałyśmy się. - To trzymaj swój grafik i masz jeszcze grafik całego radia. Kto i kiedy ma audycje. Jak chcesz to skseruj sobie drugi egzemplarz.
-Dobrze, dziękuje. Odwiedzę jeszcze moje studio, bo dawno w nim nie byłam.
-Pewnie. To do zobaczenia.
-Cześć. - powiedziałam.
   Wyszłam z biura April, zeszłam po schodach na trzecie piętro i weszłam do swojego pustego i ciemnego studia, okna były pozaciągane żaluzjami, podniosłam je i podlałam kwiatki na parapecie. Cały sprzęt był powyłączany, spojrzałam na nowy grafik całego radia, powiesiłam go na tablicę korkową na jednej ze ścian i wyrzuciłam stary. Wyszłam ze studia w celu zejścia do piwnicy, w której mieliśmy drukarki, kopiarki i mnóstwo innego sprzętu, nie lubiłam tam przychodzić, bo zawsze było tam pewno ludzi, los chciał, że wpadłam na Matta.
-Nie wiedziałem, że na mnie lecisz. - powiedział łapiąc mnie i uśmiechając się, miał bardzo ładny uśmiech, od razu jego twarz zmieniała wygląd, wydawał się wtedy miły, ale nie nabierze mnie na te swoje sztuczki.
-Bo nie lecę. Cześć. - byłam przynajmniej kulturalna i się z nim przywitałam.
-No właśnie co ze mnie za kolega skoro nawet się z tobą nie przywitałem. Cześć nazywam się Matt Lee. - podał mi dłoń, zaskoczył mnie, ale uścisnęłam mu dłoń.
-Laura Gonzales.
-Czyli już się znamy, teoretycznie. Nasze spotkanie nie należało do najmilszych, ale to za pewnie przez twój wypadek. Mam nadzieję, że na co dzień jesteś milsza. - nadal stał tak, że nie mogłam przejść na korytarz.
-Jestem miła dla tych których lubię i którzy na to zasługują.
-Mam nadzieję, że się polubimy. - oparł się o futrynę tak, że nie miałam żadnych możliwości wyjścia ze studia.
-Z pewnością, ale teraz cię przepraszam, ale muszę iść. - na chama zaczęłam przeciskać się między drzwiami a nim, szybko mnie przepuścił, gdy już myślałam, że się od niego uwolniłam usłyszałam jego głos za sobą.
-Widzę, że czujesz się już lepiej. - powiedział.
Dopóki cię nie zobaczyłam - pomyślałam.
-Tak już jest lepiej. - powiedziałam na głos.
-Czyli będziesz w poniedziałek w pracy ?
-Owszem.
-Mam audycje przed twoimi.
-Super.
-Potrafisz wypowiedzieć całe zdanie ?
-Tak. - odpowiedziałam otwierając drzwi na klatkę schodową, skoro miał zamiar za mną iść nie chciałam spędzać z nim czasu w windzie.
-Widzę, że niespecjalnie chcesz pokazać mi swoje umiejętności. - ciągnął dalej.
-Nie lubię się chwalić.
-Wow, powiedziałaś całe zdanie. Zapiszę to sobie w kalendarzu. - zaśmiał się. - Widzę, że nie jestem zbyt zabawny.
-Zależy dla kogo. Ja mam wysokie wymagania.
-Postaram się im podporządkować.
-Nie musisz.
-Ale chcę.
-A to już twoja sprawa co chcesz. - byliśmy już na drugim piętrze. - Powiesz mi jak to się stało, że się tu znalazłeś ?
-Ciekawi cię to ? - zainteresował się.
-Nie, po prostu nie chcę odpowiadać na twoje pytania. - posłałam mu uśmiech.
-Okey. No po prostu chciałem zacząć coś nowego.
-Coś nowego ? Czyli jesteś amatorem, który nie zna się na pracy w radiu ?
-T-tak, czy to źle ?
-No raczej ! Nie wiem dlaczego April cię przyjęła, ale musiała mieć bardzo dobry powód skoro zatrudniła gościa bez stażu zamiast doświadczonych prowadzących.
-Czy ty właśnie powiedziałaś, że zabrałem komuś robotę ?
-Sam to powiedziałeś.
-Ale według tego co powiedziałaś rozumiem właśnie to.
-Nie będę komentować twojego rozumowania. Nie chcę obrażać twoich szarych komórek.
-Kurczę, zabawna jesteś. Już od samego początku cię polubiłem. - zjechałam go wzrokiem i na szczęście byliśmy już w piwnicy, skopiowałam swój grafik i znowu wróciłam na schody, Matt gdzieś zniknął. Już myślałam, że znowu będzie za mną iść.
   Byłam już prawię na pierwszym piętrze, gdy ktoś włożył mi od tyłu palce w żebra, wystraszona podskoczyłam do góry, odwróciłam się.
-Matt ! Co to miało być ? Przestraszyłeś mnie.
-Taki miałem zamiar. Fajnie podskoczyłaś.
-Tsaa.
-Gdzie teraz idziemy ?
-Ja idę do swojego studia, a ty nie wiem.
-Ja idę tam gdzie ty.
-Nie masz swojego życia ?
-Pewnie, że mam.
-To co ty w ogóle tu robisz, skoro pracę zaczynasz dopiero w poniedziałek ?
-Uczę się, zbieram doświadczenie.
-Na klatce schodowej na pewno go nie znajdziesz.
-Ale na klatce jesteś ty, a ty masz doświadczenie w tej sprawie, więc to mówi samo za siebie.
-I tak ci nic nie pomogę. Radź sobie sam. Przychodzisz tu bez doświadczenia i myślisz, że ci pomogę. Może bym ci pomogła gdybyś roznosił kawę lub załatwiał papierkową robotę, ale nie - ty jesteś prezenterem. Wiesz ile ludzi w tym radiu stara się o tę posadę od iluś tam z kolei lat ? A ty przychodzisz tu sobie totalnie zielony i od razu dostajesz najwyższe stanowisko. Nie licząc naszych szefów, oczywiście. Niektórzy ludzie pracują tu od bardzo dawna i nawet nie mogą skoczyć na stanowisko wyżej.
-Okey, czyli już mnie skreśliłaś za to, że ja mam to szczęście i zabrałem tym ludziom pracę o którą się starają od paru lat. Gdyby starali się mocniej na pewno by im się udało.
-A ty co zrobiłeś, żeby dostać te stanowisko ? Maślane oczka ? Nie wiem z jakiego powodu dostałeś tę pracę. Wytłumacz mi.
-Długa historia. - weszliśmy na trzecie piętro.
-No tak, najlepiej jest tak wywinąć się odpowiedzi. Brawo za inteligencję.
-Jesteś na mnie cięta.
-Ciekawe dlaczego ? Zachodzę w głowę. - weszłam do studia i przyczepiłam nowy grafik do tablicy, a drugi włożyłam do torebki.
-Z pewnością tak jest. - odpowiedział Matt.
   Zasłoniłam żaluzję i ruszyłam do wyjścia, po drodze zgasiłam światło w pomieszczeniu. Nie miałam ochoty na schodzenie po schodach, więc ruszyłam w kierunku windy.
-Gdzie teraz idziesz ? - kurde ten chłopak nie ma swoich kłopotów ?
-Do domu.
-Odprowadzę cię do drzwi wyjściowych.
-Nie trzeba poradzę sobie. - weszłam do windy.
-Ale ja nalegam. - chamsko wepchał się do windy, a ta zamknęła się za nim, pułapka bez wyjścia.
-Ile już tu pracujesz ? - zapytał.
-5 lat.
-Długo. Ciekawe, czy ja też tyle wyciągnę.
Oby nie. - pomyślałam.
-To jest zabawne, wiesz ? - spojrzał na mnie.
-Co jest zabawne ? - przestałam się patrzeć tępo na drzwi windy i spojrzałam na niego, był ode mnie wyższy o głowę, przy czym Max jest wyższy połowę z tego.
-Twoja niechęć do mojej osoby.
-Przynajmniej będziemy się dobrze bawić w pracy. - winda się zatrzymała, szybko z niej wyszłam.


***Perspektywa Matt'a***


   Laura jest bardzo ciekawą osobą. Każda dziewczyna, gdy z nią flirtuje wręcz sika w majtki, ale z nią było wręcz przeciwnie. Była dla mnie trudnym do zdobycia trofeum, ale to jeszcze bardziej zmotywowało mnie do działania. To może być ciekawe doświadczenie.
   Gdy winda się zatrzymała szybko z niej wyszła, ruszyłem za nią. Starała się przede mną uciec, ale w mojej głowię zobaczyłem czerwone światełko, które zadziałało na mnie jak czerwona płachta na byka. Wyszła już z radia, szybko ją dogoniłem i złapałem na rękę. Ze znakiem zapytania się odwróciła, przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie pocałowałem, po chwili wyswobodziła się z uścisku i dostałem mocnego liścia w lewy policzek. Najmocniejszy w moim życiu.
-Ty chory jesteś ! - krzyknęła cała zdenerwowana.
-Jesteś śliczna jak się denerwujesz. - podniosłem rękę by pogładzić jej policzek, ale ta zrobiła unik.
-Łapy przy sobie, gnoju. - usłyszałem, a później zrobiło mi ciemno przed oczami, upadłem.


***Perspektywa Max'a***


   Przyjechałem do domu przed 14 chciałem zrobić Laurze niespodziankę, gdy wszedłem do domu, krzyknąłem.
-Cześć ! To ja ! Jestem już !
   Z salonu wybiegł Jay, gdy mnie zobaczył ucieszył się i do mnie podbiegł, przytuliliśmy się do siebie.
-Miałeś być w niedzielę. - powiedział klepiąc mnie po plecach.
-Ale jestem wcześnie. Jakiś problem ? - zapytałem śmiejąc się.
-Nie no skądże. Laura się ucieszy.
-A właśnie gdzie ona się podziewa ?
-Musiała pojechać do radia, po coś tam, ale wyjechała nie dawno, jak tam pojedziesz to ją złapiesz.
-Pojechała swoim samochodem ?
-Tak. Jedź już to ją jeszcze złapiesz.
-Okey. To lecę.
   Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do radia. Zaparkowałem przed wejściem i czekałem na Laurę. Na parkingu stał jej samochód, czyli jeszcze była w radiu, doskonale. Po parunastu minutach otworzyły się drzwi i wyszła z nich Laura, nie zauważyła mnie, już miałem ją wołać, ale za nią wyszedł jakiś koleś i ją pocałował. WTF ! Laura szybko przyłożyła mu z liścia, to go tylko podnieciło i wyciągnął do niej rękę, tego za wiele. Podszedłem do nich i z całej siły uderzyłem tego lalusia z prawej pięści. Nie zauważył mnie i nawet nie zdążył zrobić uniku, upadł na ziemię jak długi.
-Łapy przy sobie, gnoju. - powiedziałem. - Jak jeszcze raz zobaczę, że wyciągasz łapy do mojej dziewczyny to pogadamy inaczej. - otworzył pełne nienawiści oczy.
-Może nie wypowiadaj się w imieniu Laury, co ? Nie jest twoja własnością. - powiedział.
-Uważaj co mówisz.
-Max nie ma powodu by marnować na niego czas, chodźmy. - powiedziała tym swoim melodyjnym głosem, tak bardzo chciałem ją zobaczyć, dotknąć, usłyszeć jej głos.
-Dobrze. - wzięła mnie pod rękę i ostatni raz zerknęła w stronę leżącego na ziemi chłopaka.
   Gdy szliśmy do mojego samochodu nic nie mówiliśmy, dopiero gdy weszliśmy zaczęliśmy rozmawiać.
-Jak dobrze, że już jesteś. - powiedziała, ale nie mogłem się powstrzymać i ją pocałowałem, ochoczo oddała pocałunek.
   Jak dobrze było mieć ją przy sobie, Czuć jej perfumy, dotykać jej rąk. Czułem się jak w niebie dopóki nie  przypomniało mi się co ten koleś przed chwila jej zrobił, przerwałem pocałunek.
-Czy to ten cały Matt ? - spojrzałem na wejście do radia, nikogo tam nie było.
-Niestety. Ja nie wiem co on sobie pomyślał. Gdybym wiedziała, że do tego dojdzie, nie przyjeżdżałabym tu.
-Nieźle mu przywaliłaś.
-Zebrałam doświadczenie na Jay'u. - zaśmialiśmy się i nasze usta znowu połączył pocałunek.



Ello!
Jak być może zauważyliście "odchudziłam" troszkę mojego bloga. Myślę, że tak będzie się lepiej czytało.
No i jest Max ! Tak bardzo za nim tęskniliście, że postanowił przyjechać. ; )
Matt się nam rozpędził za co dostał w twarz. ; P
Max Hero ; D
To widzimy się w poniedziałek. <3


4 komentarze:

  1. No, no, nie mogę się doczekać do poniedziałku.
    Nieźle wykombinowałaś z tym Matt'em, ale facet trochę przegina.
    I nasz zazdrosny Max, jak ja za nim tęskniłam! <3
    Czekam na następne momenty z Max'em i Matt'em, laluś powinien nieźle oberwać! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooouuuuu Maxiu Maxiu - full of agresor ;D

    tak jest ! takiego Maxa to ja uwielbiam <3
    ale mnie ten Matt wkurzal- nie miałam pytan -.-

    b.dobry rozdzial Kobitko :*

    do zoba w pon ;) tzn do przeczytania ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo jooo :o ... Jakoś mi ten czas przez palce przeleciał... Tyle rozdziałów :o Muszę sobie zapisać, że u Ciebie rozdziały są regularnie! Wybacz mi tą nieobecność, ale bądź spokojna wszyściuteńko nadrobiłam i mam w małym paluszku :D
    Ja przez Ciebie w depresję wpadnę! To jest lepsze niż nutella! Jak przestaniesz pisać to chyba przyjdę do Twojego domu i zrobię z Tobą porządek :D NIE PRZESTAWAJ! Zajebiste to masz! Ale dosyć pochwał bo już chyba wierz jaki ten blog fajny xD
    Max się nieźle wkurzył i mu oddał, tylko trochę za słabo... Matt miał upaść na ziemię, zgubić połowę zębów, mieć pocharataną facjatę i podarte spodnie :D Następnym razem jak Laura będzie szła do pracy niech weźmie psa albo lepiej Max`a :D Ale taka jedna uwaga: MAX NIE WOLNO BIĆ JAY`A!!!
    Czekam aż dalej akcja będzie się rozwijać :P Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego, że Matt mi się nie podoba.
    Co za łajza z niego! Najpierw podrywa Laure, a później ją całuje!
    Dobrze, że Laura mu przywaliła!
    Zasłużył na to!!
    Maxio wrócił!! Ale fajnie;ppp

    OdpowiedzUsuń