poniedziałek, 24 czerwca 2013

36. Nathalie to zły pomysł.

   Po piątkowych przeżyciach liczyłam, ze ta sobota przyniesie lepsze wrażenia. Zaczęło się o 10, wstałam i poszłam do łazienki, ogarnęłam się i ubrałam w pierwsze lepsze rzeczy z torby. A były to jeansowe shorty i kwiecista koszulkę, której przód wsadziłam w spodenki. Poszłam do kuchni. Na lodówce wisiała kartka.
"Wujek jest w pracy a ja na zakupach. Wrócę jakoś po 12. 
Amber"
   Czyli mam jeszcze półtora godziny pusty dom, wyjęłam mleko z lodówki i płatki z szafki obok. Zjadłam przygotowane przeze mnie śniadanie i z niewiedzy co mam zrobić poszłam do pokoju po telefon i zadzwoniłam Nathalie.
-No hej ! - przywitał mnie jej świergot.
-Co ty taka szczęśliwa ? - zaśmiałam się.
-A bo właśnie się pakuję i o tobie pomyślałam, patrzę a ty dzwonisz.
-Telepatia jakaś.
-No i teee no ... voodo.
-Voodo ?
-No chodzi mi o te magiczne rzeczy, wiesz o co kaman. 
-Tak, tak wiem. - Nat jak zwykle myliła pojęcia. - Może ci pomóc ? 
-Ale, że teraz ?
-No na przykład.
-Okey to wbijaj. Czekam.
-To do zobaczenia. - rozłączyłam się i pędem pobiegłam do łazienki, zrobiłam sobie koka i założyłam różową bandanę, szybko włożyłam stopy w różowe Vansy, napisałam ciotce kartkę o tym gdzie jestem i powiesiłam na lodówce pod kartką od niej, zamknęłam dom i wyszłam.
   Drogę do domu Nathalie znałam na pamięć, więc bez żadnych problemów dotarłam do niej. Przycisnęłam guzik dzwonka do drzwi,po chwili usłyszałam krzyk Nathalie.
-Wejdź !
   Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Zostawianie otwartego domu jest nieodpowiedzialne.
-Jestem u siebie, jak chcesz coś do picia to lodówka nadal stoi w kuchni ! - dalej krzyczała dziewczyna.
   Poszłam do kuchni i z lodówki wyjęłam karton soku pomarańczowego, nalałam go do dwóch szklanek i tak przygotowana ruszyłam po schodach na górę. Pierwsze drzwi po prawej były otwarte, to pokój Nathalie. Weszłam tam i to co tam zobaczyłam mnie zaskoczyło. Wszystkie szafki i półki były puste, a pod jedną ze ścian leżały kartonowe pudła za pewnie to w nich było wszystkie rzeczy z pokoju dziewczyny. Sama zainteresowana siedziała po turecku na podłodze i sortowała ubrania. Jedne trafiały poukładane do torby podróżnej, a inne na kupkę ubrań. Jedna walizka stała pod drzwiami. Gdy mnie zobaczyła od razu zaczęła się tłumaczyć.
-Spokojnie nie wezmę tego wszystkiego od razu do twojego mieszkania. Wezmę tylko ubrania i kosmetyki.
-Wiesz mi to nie przeszkadza, jak nie zmieściło by mi się to w mieszkaniu to mam jeszcze miejsce w garażu. Chodzi mi o to, że się szybko z tym uwinęłaś.
-No wstałam wcześnie rano i nie miałam co ze sobą zrobić, więc zajęłam się pakowaniem. Muszę ci powiedzieć, że znalazłam wiele rzeczy, które myślałam, że wyrzuciłam. Dobrze, że jesteś to mi pomożesz. Te ciuszki trzeba złożyć i oddać do jakiegoś sklepu z używaną odzieżą, jakaś kaska wskoczy do portfela. - pokazała na stertę ubrań. - A to trzeba wynieść przed dom, same śmiecie.
   Podałam jej sok i szybko połowę wypiła, swój też nadpiłam, położyłam go na komodę z pootwieranymi szufladami i zabrałam się za worki ze śmieciami.
-To do roboty.- uśmiechnęłam się i zaczęłam schodzić po schodach, a za mną dziewczyna.
-Kobieto co ty tu masz ? - zapytałam, bo worek nie należał do najlżejszych.
-No wszystko. - powiedziała i położyła swój worek obok kubła na śmieci, zrobiłam to samo, wróciłyśmy do domu.
-A gdzie są wszyscy ? - zapytałam, gdy zdałam sobie sprawę, że w oprócz nas w domu nikogo nie ma.
-Nick wyszedł rano do swojej dziewczyny wczoraj już się pakował, ale jeszcze się nie wyprowadza. A matka wyszła wczoraj na imprezę i jeszcze nie wróciła. - wdrapałyśmy się na górę i wzięłyśmy kolejne worki. - Ale to nawet lepiej, że tego nie widzi, bo zaraz by zaczęła dramatyzować. Wystarczy, że muszę ciągle za nią łazić i sprzątać pety i puste butelki po piwie. O sprzątaniu jej wymiocin nie wspominając.
-Nie wiedziałam, że jest aż tak źle. - powiedziałam, kładąc kolejny worek.
-I tak masz na głowie mnóstwo swoich własnych kłopotów. A jak tam wczorajszy wyjazd ?
-Nawet się nie pytaj.
-Do dupy ?
-Nooo. - usiadłyśmy na podłodze w jej pokoju i popijając soczek wszystko jej opowiedziałam.
-Tak w zasadzie to się im nie dziwię. Ich córka ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa, więc nie chcą mnie do niej dopuścić, bo wtedy mogłoby się posypać. Ale to i tak boli. - zakończyłam swoją opowieść o wizycie u moich "dziadków", nie wspominał o jeździe z powrotem do domu i o tym co się później działo, nie chciałam się upokarzać.
-Ale i tak z ich strony to niezbyt miłe. Mogli ci to powiedź troszkę delikatniej. - powiedziała i wzięła łyka soku.
-No mogliby, ale tak nie zrobili.
-Ciekawe czy ta kobieta by ci coś powiedziała, gdyby nie było jej męża ? - myślała na głos.
-Być może, ale tego się nie dowiem, bo dostałam od nich wilczy bilet.
    Spojrzałam na Nathalie, miała ten wyraz twarzy.
-O czym myślisz ? - zapytałam podejrzliwie.
-Ty dostałaś wilczy bilet, ale nie ja. Mogłybyśmy tam pojechać udałabym, że jestem kimś kim nie jestem, weszłabym do domu i gdyby nie było w nim wtedy tego staruszka dałabym ci cynk i wspólnymi siłami wydusiłybyśmy coś od tej kobiety.
-Nathalie to zły pomysł.
-Jak zły ?! Dobry. Genialny. - Nathalie wstała i ruszyła do schodów.
-A ty gdzie się wybierasz ? - zapytałam.
-Jak to gdzie ? Jedziemy tam. Pamiętasz dom ?
-No coś tam pamiętam.
-No to ruszaj swój szanowny tyłeczek z mojej jakże wygodnej i czystej podłogi i jedziemy. - uśmiechnęła się zachęcająco.
-Masz dar przekonywania, siostro. - zaśmiałam się i wstałam.
-Się wie. - powiedziała i zaczęłyśmy schodzić po schodach.

-Jutro wyjeżdżam i pomyślałam, że wybiorę się z Nathalie na zakupy. Tak dawno się nie widziałyśmy. - tłumaczyłam Amber dlaczego biorę samochód.
-Sama wiesz jak jest Amber. - dodała swoje Nathalie.
-No dobrze, ale zjedź coś tam. - powiedziała moja ciotka.
-Spokojnie. - powiedziałam, pożegnałam się z nią i wyjechałyśmy w tylko nam znanym celu.
-O co chodziło Amber z tym jedzeniem ? - zapytała w drodze Nathalie.
-A bo jak przyjechałam to mało co jadłam i się martwi.
-A co dzisiaj jadłaś ?
-Śniadanie. No nie mów mi, że będziesz mnie kontrolować tak jak ona.
-Nie. Nie jestem twoja matką, ale z kolei co na to twój Max ?
-On o tym nie wiem.
-Jak to nie wiem ?
-No normalnie. Wczoraj wyjechali z Londynu i są w trasie po UK, to co mam dzwonić do niego i mówić, że dzisiaj kręciło mi się w głowie, bo zapomniałam o jedzeniu ? Wystarczy, że martwi się tą całą sprawą z rodzicami.
-Rozmawiałaś dzisiaj z nim ?
-Nie, nie miałam czasu. On też pewnie jest zajęty. - minęłyśmy tabliczkę MANSFIELD.
-I gdzie teraz ? - zapytała Nathalie.
-Tu, a później w prawo. I tyle na tę chwilę pamiętam.
-To nieźle.
-Przypomni mi się.

-Przecież już tu skręcałaś ! - krzyczała Nathalie.
-Ja cię proszę nie krzycz na mnie, bo ja zaraz ze skóry wyjdę.
-No to kurczę tak trudno jest zapamiętać drogę do tych ludzi ?
-Phil non stop skręcał w jakieś uliczki jak mam pamiętać je wszystkie ?!
-Teraz ty krzyczysz na mnie.
-Bo mnie już denerwuje ta cała sytuacja. - a po chwili dodałam już spokojniejszym tonem. - Ooo już jesteśmy.
   Uśmiechnęłam się i zaparkowałam trochę dalej od domu, żeby domownicy nie zobaczyli auta lub co gorsza mnie.
-I co masz zamiar zrobić ? Tak po prostu tam wejdziesz ? - zapytałam.
-No. Zapytam się czy jest jej mąż w domu, bo chcę z nim porozmawiać i mi odpowie.
-A jak będzie to co ?
-Będę improwizować.
-A jak to on ci otworzy drzwi ?
-To powiem, że pomyłka. Och dziewczyno, nie zadawaj tyle pytań, bo ci zmarszczki wyskoczą.
-Co mają zmarszczki do moich pytań ?
-Nie wiem. Idę. A ty miej włączony telefon. - wyszła i tyle ją było widać.
   Zostałam w samochodzie z milionem pytań i żadnej odpowiedzi. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem tego całego planu, a jeżeli znowu zostanę potraktowana jak wycieraczka w deszczowy dzień ? Znowu cierpieć ? Nie lubię tego uczucia. Poczułam wibrację mojego telefonu.
"wbijaj"
   Krótko i na temat. Cała Nathalie. Wyszłam z samochodu. Stanęłam przed drzwiami. I miałam dylemat dzwonić do drzwi, czy nie. Stałam tak przed tymi drzwiami jak jakaś debilka dobre parę minut w tym czasie wracałam przed nie trzy razy, bo dopadły mnie wątpliwości, gdy nagle drzwi się otworzyły. Stała w nich Natalie.
-Na zaproszenie czekasz, czy jak ? Wchodź szybko, jest w kuchni. - szepnęła, a ja szybko weszłam do środka.
    Wchodziłyśmy właśnie do salonu, gdy kobieta do niego weszła.
-Niech mnie Pani wysłucha. - powiedziałam. - Jak nasza rozmowa zakończyła się wczoraj to wiemy, ale czy nie mogłaby mnie Pani zrozumieć i chodź trochę pomóc ?
-Musisz stąd wyjść póki mój mąż nie wrócił.
-Ale niech mi Pani da chodź jedną małą wskazówkę. - wręcz ją błagałam.
-Proszę cie wyjdź. Mój mąż zaraz się tu pojawi. - usłyszałam trzask wejściowych drzwi. -To on. Musicie uciekać. Tylnym wyjściem.
   Zaprowadziła nas do tylnego wyjścia.
-Ale proszę chodź jedną podpowiedź. - byłam nieustępliwa.
   Kobieta wręcz nas wypychała z domu.
-Mieszka w Newark. - usłyszałam jej głos przed zamknięciem mi drzwi przed nosem.
   Szybko z Nathalie uciekłyśmy z ich posiadłości do mojego samochodu.
-Widzisz już coś mamy. - powiedziała dziewczyna, po wejściu do samochodu.
-Mam gdzie zacząć poszukiwania. - odpowiedziałam.
-To pół godziny stąd. Jedziemy ?
-Nie, nie teraz. Wracajmy do domu.
-Okey.
   W drodze powrotnej rozmawiałam z Nathalie o jej wyjeździe do stolicy.
-Co ty robisz ?! Skręcaj w prawo do galerii handlowej. - powiedziała Nathalie, gdy przejeżdżałyśmy obok galerii.
-Przecież to była tylko przygrywka.
-Ale nie będzie przekonująca, jeżeli wrócimy do domu z pustymi rękami. Wracaj się, muszę kupić sobie parę ubrań do Londynu, bo jak widziałaś rano to sporo wyrzuciłam i musimy zjeść obiad.
-Dobrze, ale muszę jeszcze odwiedzić bankomat. - zawróciłam i wjechałyśmy na duży parking przed galerią handlową.
   No więc było tak jak mówiłyśmy, najpierw znalazłyśmy bankomat, później zjadłyśmy obiad w restauracji w galerii i na cztery godziny zniknęłyśmy w sklepach. Wieczorem zmęczona po zakupach i z paroma fajnymi ciuszkami wróciłam do domu. Amber i Phil siedzieli w salonie i oglądali wspólnie film w telewizji, gdy usłyszeli trzask drzwi zawołali mnie do siebie.
-Widzę, że te zakupy wyszły ci na dobre. - zaśmiał się Phil. - Totalnie inna dziewczyna, uśmiechnięta, zadowolona i widzę, że sobie nie pożałowałaś na nowych ubraniach.
-A jak. Przed wyjazdem trzeba odświeżyć swoją garderobę. - nie pozostałam dłużna i sama się zaśmiałam, usiadłam w fotelu.
-No pochwal się co sobie kupiłaś. - powiedziała Amber i pochwaliłam się jej moimi łupami.
   Kupiłam sobie parę jasnych rurek, trzy koszulki i jedną seledynową koszulę bez rękawów z żabotem, parę czerwonych shortów, czarne, niskie trampki i czerwoną torebkę - worek, z której byłam najbardziej zadowolona.
-To ja się nie dziwię, że wam cały dzień zszedł na tych zakupach. - zaśmiała się ciotka.
-Gdybyś zobaczyła to co kupiła sobie Nathalie to byś w życiu nie uwierzyła, że kupiła to wszystko sobie dzisiaj.
-Aż tyle tego było ? - zapytał Phil.
-Strasznie dużo. No właśnie jak już rozmawiamy o Nathalie to muszę wam coś powiedzieć. Chodzi o to, że Nath wyprowadza się do Londynu. Na początek zamieszka u mnie, ale jak znajdziemy jej mieszkanie to się wyprowadzi.
-Aż tak jest źle u niej ? Słyszałem, że Nick też się wyprowadza do swojej dziewczyny, bodajże. - powiedział Phil.
-Owszem, ale nie wiem kiedy.
-Zostawią swoją matkę samą ? - zapytała Amber.
-Z opowiadań Nathalie jej matka stoczyła się na dno i nie ma zamiaru się z niego podnieść.
-To prawda, to się stało z tą kobietą jest straszne. - dodał Phil.
-To ja lecę do siebie i się pakuje, wyjeżdżamy rano, żeby Nathalie miała jeszcze czas na rozpakowanie. - powiedziałam i zmyłam się do pokoju.
   Zebrałam wszystkie ubrania porozrzucane po pokoju i poskładane znalazły się w walizce. Następnie włączyłam mojego laptopa i po jego włączeniu automatycznie włączył się Skype, nawet nie zdałam sobie z tego sprawy dopóki nie usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni.
-Max ! - wydarłam się do jego twarzy na wyświetlaczu.
-Jak dobrze cię widzieć i słyszeć. Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale nie miałem czasu.
-Spokojnie ja też nie zawsze mogłam odebrać. Zajęta byłam.
-No właśnie. Opowiadaj jak tam ? Masz jakieś wiadomości ?
-A weź szkoda gadać. Z Philem pojechałam wczoraj do moich "dziadków" - cudzysłów w powietrzu. - Ale ci mnie wyrzucili z domu mówiąc, że nic mi nie powiedzą o Maureen, bo zepsuje jej życie. A z kolei dzisiaj byłam tam znowu tym razem z moją przyjaciółką i dowiedziałam się, że mieszka w Newark.
-Niby nic, ale już coś. - Max się uśmiechnął.
-Max idziemy ! - usłyszałam czyiś krzyk w tle.
-Musisz iść. - powiedziałam, widząc, że Max na to nie zareagował.
-Nie chcę.
-Wiem, ja też. Ale musisz. Leć.
-Jutro wracasz ? - zachowywał się tak jakby nie usłyszał tego co przed chwila powiedziałam.
-Owszem. - nie mówiłam mu o Nathalie.
-Miłej podróży.
-Dziękuje, ale teraz leć. - uśmiechnęłam się zachęcająco.
-Laura ? - zapytał.
-Tak ?
-A wiesz, że cię kocham całym moim sercem ?
   Przez parę sekund po prostu się w niego wpatrywałam z bananem na twarzy, a po chwili powiedziałam.
-Myślę, że wiem, bo ja też kocham cię całym serduchem.
-To dobrze.
-Do jasnej cholery ! Max rusz swój zad z tego laptopa ! - w pokoju pojawił się Nathan.
-Laura ! - od razu zmienił ton głosu. - Czemu nie mówisz, że rozmawiasz z Gonzales ? Tylko sam napawasz się tym faktem ? - z wyrzutem zapytał Max'a.
-Sam przed chwilą kazałeś mi się stąd zbierać.
-Tak w zasadzie to mamy jeszcze troszkę czasu. - Nath się dosiadł. - To co tam u ciebie ?
-Laura ! Kolacja. - krzyczała Amber z kuchni.
-Max ci wszystko opowie, ale teraz ja muszę lecieć i wy również. - odpowiedziałam.
-Jedzenie nie zająć nie ucieknie. - dodał Nathan.
-Powiedź to mojej ciotce. Ale dobra wy też musicie iść. Trzymcie się tam. Kocham was chłopcy. - posłałam im buziaka.
-My ciebie też. Do zobaczenia. - dodał Nathan, a Max spojrzał na mnie stęsknionym wzrokiem na co odpowiedziałam szerokim uśmiechem, po czym się rozłączyłam i ruszyłam do kuchni na posiłek.


Lalala :)
Już się nie mogę doczekać opublikowania rozdziałów w Londynie. Są takie . . . hipnotajzing :D Lubię je po prostu i są takie lekkie i przyjemne. Rozpływam się. 
Były upały, było źle. Leje deszcz jeszcze gorzej. No kurde co to za pogoda jest, ja się pytam ; P 
Czyli widzimy się w środę :)
Ostatni tydzień z moją jakże wspaniałą klasą, a raczej z tymi, którzy postanowili się pojawić w szkole na ostatni tydzień :)
To do środy :*

PS. zmieniłam opis na górze :) i zastanawiam się nad zmianą wyglądu bloga, ale nie wiem czy zdążę przed zakończeniem bloga i czy będą chęci :P

4 komentarze:

  1. No to się porobiło.
    Kiedy planujesz wysłać Laurę do Newark?

    Aha i ANI MI SIĘ WAŻ zmienić wygląd bloga, gdyż jest idealny.

    OdpowiedzUsuń
  2. oho jaka akcja ;D Nathalie - ta to ma mózg krejzola jedna ;) ale dzięki niej Laura ma już jakiś punkt zaczepienia ;D

    oooo i Maxiu stęskniony...wyobrażam sobie ten jego wzrok do ukochanej :)

    a co będzie się dzialo w Londynie to ja nie mam pytan xD !!

    już nie mg się doczekać ;)

    do srody ziomeczku :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze wiesz, że wygląd mi się podoba.
    A co do rozdziału: nie mogę doczekać się mamuśki, Laura pewnie też!
    I Max'a! I Nathan'a! I środy! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Już się boję spotkania z matką biologiczną;///
    Max coś nie ogarnia;pp

    OdpowiedzUsuń