poniedziałek, 3 czerwca 2013

27. Ona zabije się przeze mnie.

   Tak cieszyłam się tym, że obok mnie siedzi Max, że kompletnie zapomniałam o Matt'cie i liście, kompletnie nic się wtedy nie liczyło.
-Przyjechałam tu swoim samochodem i muszę do niego wracać. - powiedziałam po około 10 minutach spędzonych w samochodzie Max'a.
-Wiem, czekałem kiedy to powiesz. - odpowiedział.
-To do zobaczenia w domu. - odpowiedziałam i wyszłam, miałam wrażenie, że zaraz zobaczę Matta, ten koleś miał nie równo pod sufitem, wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam; za mną jechał Max.
   Gdy dojechaliśmy pod dom, Max wysiadł i otworzył bramę po czym wsiadł do samochodu i wjechaliśmy. Max wjechał do garażu, a ja zostawiłam samochód na podjeździe. Czyli dzisiejszą noc spędzę już u siebie w domu. Czas na przeprowadzkę. Czekałam na moja chłopaka, gdy ten wjeżdżał do garażu i wspólnie weszliśmy do domu, walizki Max'a stały w holu. Gdy zamknęliśmy drzwi wejściowe dopadł nas Nathan.
-Dlaczego nie mówiłeś, że wracasz wcześniej ? - przytulił się do Max'a jak syn do ojca, który wraca po wyjeździe służbowym.
-Chciałem zrobić wam niespodziankę. - poczochrał włosy Młodemu.
-I zrobiłeś. - doszedł do nas Jay. - Chodźcie do kuchni, zrobiłem spaghetti.
-Ja tylko skoczę do pokoju i do was dojdę, dobrze ? - zapytałam.
-Okey, tylko szybko wracaj. - przelotny buziak w usta od Max'a.
   Pobiegłam na górę i zaczęłam zbierać swoje ubrania i rzeczy do torby, jeszcze mi brakuje, żeby Max zobaczył moje ubrania rozrzucone po całym pokoju. Ostatni raz spojrzałam na cały pokój i gdy byłam pewna, że wszystko wzięłam zeszłam na dół z trzema torbami. Położyłam je obok drzwi i weszłam do kuchni.
-Ale ładnie pachnie. - powiedziałem ze smilem na ustach, Max miał zaniepokojoną minę, Młody spuścił głowę na dół, a Jay patrzył na mnie jak profesor na Harvardzie. - Co się stało ?
-Dlaczego nie powiedziałaś mi o liście ? - podszedł do mnie George i przytulił, szybko się rozplątałam z uścisku i spojrzałam na chłopaków siedzących przy stole.
-Wielkie dzięki. - powiedziałam do nich przez zęby, a później zwróciłam się do samego zainteresowanego. - Nie było okazji.
-Tak mi ...
-Taaa, a mi nie jest przykro. - powiedziałam i wyminęłam go, usiadłam obok Nathana przy stole, spojrzał na mnie niepewnie, wysiliłam się na uśmiech i nałożyłam sobie jedzenia.
-Laura, ale to twoi rodzice. - powiedział nadal stojąc Max.
-W tym liście jest dokładnie napisane, że nie są moimi rodzicami. - odpowiedziałam nie patrzą na niego.
-No, ale jednak to oni cię wychowali i byli dla ciebie przykładem.
-Przykładem kłamstwa i oszustwa oraz tchórzostwa. Nie ma co. - zajęłam się jedzeniem.
-Jak ty możesz jeść w takim momencie ?
-Jem bo jestem głodna i tobie też przydałoby się coś zjeść. Miałeś długą drogę to Londynu. - przy stole jadłam tylko ja.
-Rozmawiamy o twoich zmarłych rodzicach ...
-Nie są moimi rodzicami. - przerwałam mu, ale ten udał, że nie usłyszał.
-... a ty sobie w spokoju jesz ? !
-Masz racje ! - rzuciłam widelec na talerz na co Nathan podskoczył na krześle. - Nie będę już jadła ! Straciłam apetyt. Jak już ochłoniesz to pogadamy. - energicznie wstałam od stołu.
- Cześć - rzuciłam na odczepnego, na korytarzu otworzyłam bramę, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
    Wrzuciłam wszystko na tył samochodu i odjechałam. Skoro Max ma mieć mi za złe to, że miałam własne zdanie nie byłam mu do niczego potrzebna. Jechałam z dużą prędkością, ale i tak ruch na ulicy nie pozwalał mi na więcej. Z piskiem opon zatrzymałam się pod kamienicą, zabrałam torby i weszłam na piętro, dopiero teraz stęskniłam się za swoim mieszkaniem. Musiałam zająć czymś ręce, bo miałam ochotę coś stłuc, poszłam do kuchni i zajęłam się przygotowywaniem obiadu, tylko w ten sposób mogłam się uspokoić. Usłyszałam wibracje telefonu w torbie, podeszłam. Dzwonił do mnie Nathan. W pierwszym momencie miałam ochotę odrzucić połączenie, ale później pomyślałam, że on nic nie zrobił. Chciał dobrze, odebrałam.
-Widzieliśmy się jakieś 25 minut temu. - roześmiałam się.
-Czyli się nie gniewasz na mnie ? - zapytał cicho.
-No pewnie, że się nie gniewam.
-A czy - zamilkł. - Gniewasz się na Max'a ?
-Jeżeli kazał ci do mnie zadzwonić i się wszystkiego wypytać to możesz mu przekazać żeby się pocałował tam gdzie słońce nie dochodzi. - jak mógł wykorzystywać mojego braciszka ?!
-Laura ? - Max. - Przepraszam za to całe zajście, nie powinienem tak na ciebie naciskać w tej sprawie. To twoja decyzja co z tym fantem zrobisz. Zaskoczyła mnie ta cała sytuacja i nie wiedziałem co robię i mówię.
-Dobrze, że przynajmniej zrozumiałeś swój błąd, ale wytłumacz mi dlaczego sam nie zadzwoniłeś ? Tylko wykorzystujesz swojego młodszego kolegę ?
-Co ? Ja bałem się, że nie odbierzesz ode mnie.
-Faktycznie masz się czego bać. Przestań wykorzystywać ludzi wokół ciebie. Zacznij działać na własną rękę. - rozłączyłam się wściekła.
   Nie podobał mi się ten dzień. Było tego wszystkiego za dużo. List, pocałunek Matta i ogromne obrzydzenie do samej siebie, później radość z powrotu Max'a i niepokój ze sprawą z pobiciem, a co jeśli Matt rozgłośni tę sprawę i Max będzie miał kłopoty i na deser pokłóciłam się moim chłopakiem...  Nawet nie byliśmy na randce. Jestem tak strasznie żałosna. Nie dziwię się, że sama jestem na tym świecie i moi biologiczni rodzice mnie nie chcieli. A ci którzy się za nich podawali robili wszystko bym się o tym nie dowiedziała. Dopiero teraz poczułam ten cały ciężar i zmęczenie, bezradna osunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać, oparta plecami o ścianę widziałam Londyn przez okna na przeciwko mnie.
   Cała panorama Londynu była taka spokojna i piękna, a wewnątrz mnie rozgrywała się wojna, niech to się wreszcie skończy. Gdy zaczynałam już wychodzić na prostą po śmierci Meredith i Johna zaczęło się wszystko sypać. Mogłam wtedy umrzeć razem z nimi w tym samochodzie, cały ból zniknął by jak za dotknięciem różdżki. Marzyłam o zdjęciu tego bólu, który teraz rwał moje serce na miliony kawałków. Telefon zaczął wibrować, zignorowała go. Nic teraz nie było ważne, wszystko zasłonił wielki ból. Nie wiedziałam kim jestem, nie znałam się. Poczułam, że mam całą mokrą górę bokserki. Kiedy ostatni raz tak mocno płakałam ? Chyba wtedy, gdy dotarła do mnie wiadomość, że moi "rodzice" nie żyją. Zawsze próbowałam zrzucić winę na coś innego, gdy nie udawało mi się w życiu, a może to ja jestem powodem mojego bólu ? Ranię ludzi naokoło siebie. Znowu zadzwonił telefon, spojrzałam kto dzwoni. Nathan.
   Mój mały braciszek, kochałam go całym sercem, które teraz krwawiło. Mówił, że boi się mojej straty, już wtedy wiedział, że będę chciała zrobić sobie krzywdę, zachował się wtedy jakbyśmy byli rodzeństwem od zawsze. Wiedział to jeszcze zanim ja sama się o tym dowiedziała. Nie chcę już czuć tego bólu. Może w tym momencie jestem samolubna, zostawić Nathan samego na tym świecie. Będzie musiał mi wybaczyć. Zadzwonił znowu, musiałam go przeprosić za to co zaraz zrobię, nie chcę zostawiać go w niewiedzy. Nie chcę by cierpiał tak jak ja pięć lat temu.



***Perspektywa Nathana***


   Jay tak po prostu zapytał się Max'a czy wie o liście, nie pomyślał nawet, że może Laura chciałby mu to sama powiedzieć, nie spodobało mi się to. Zachował się samolubnie. A teraz żałował swojego czynu, gdy Laura wybiegła z domu byliśmy w takim szoku, że dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do nas co się stało. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Po jakimś czasie zadzwoniłem do niej, ale ta szybko przejrzała, że dzwonię w imieniu Max'a, jeszcze bardziej się pokłóciła z Łysym. Nie czekając na więcej wsiadł do samochodu i pojechał do niej. Bardzo źle się czułem z tą sytuacją, martwiłem się o nią, była sama w mieszkaniu, bo przypuszczam, że tam właśnie była. Nagle poczułem się bardzo słabo w ostatniej chwili przed upadkiem złapał mnie Jay.
-Nathan, wszystko gra ?
-Laura. - strach postawił mnie na nogi. - Coś się dzieje.
   Jay mocno się wystraszył, wziąłem telefon, nie odebrała. Byłem taki wystraszony, że zaczęły płynąć mi łzy. Jay posadził mnie na kanapie, spróbowałem jeszcze raz, po czterech sygnałach odebrała.
-Nathan. - płakała.
-Laura nie płacz, kochanie. - byłem wystraszony, ale i zadowolony, że usłyszałem jej głos, nic jej nie jest.
-Nathan nie gniewaj się na mnie. - mówiła cicho.
-Nie gniewam się na ciebie. - mówiłem łagodnie.
-Ale będziesz.
-Co masz na myśli ? - wystraszyła mnie.
-To tak mocno boli. Ja nie mogę tak dłużej żyć.
   To zdanie postawiło mnie na nogi, szepnąłem do Jay'a żeby zadzwonił do Max'a i powiedział mu, że musi się śpieszyć. Szybko wykonał telefon.
-Co cię boli ? - zapytałem, musiałem improwizować, musiałem dostarczyć Max'owi odpowiedni czas na dojazd pod kamienicę.
-Serce, ono krwawi. Od zawsze. Mam już tego dość. Nie mogę tak dłużej.
-Pomożemy ci.
-Nie. Tego nie da się naprawić. Już za późno. Ja krzywdzę ludzi, sama się krzywdzę. Myślałam, że wszystkie złe rzeczy, które spotkałam na swojej drodze nie były przeze mnie, ale teraz wiem, że ja sama jestem dla siebie niebezpieczeństwem. Dlaczego ja wyszłam wtedy z tego samochodu ? Tak łatwo by poszło, nawet bym nie poczuła bólu. Lekarze tak mówili. Dlaczego ja jeszcze żyję ?
-Laura spokojnie. Przeanalizujmy to na spokojnie.
-Nie ma co analizować to koniec. Nath. Nie gniewaj się, kocham cię.
-Laura ! - rozłączyła się.
   Czy ona mówi prawdę ? Chyba nie chce się zabić ? Mimo sprzeciwów Jay'a, który był mega wystraszony, zadzwoniłem do Max'a, odebrał po dwóch sygnałach.
-Max ruszaj dupę ! Ona właśnie powiedziała, że to koniec i się rozłączyła. Nie spieprz tego. - płakałem.
-Nic jej nie będzie. Jestem już pod kamienicą. - rozłączył się, był zadziwiająco spokojny.
   Spojrzałem tępo na Jay'a ten nawet nie ukrywał swoich łez.
-To wszystko przeze mnie. Po co mówiłem o tym Max'owi ? Ona zabije się przeze mnie. - przytuliłem go.
-To nie twoja wina Jay. Max już tam jest. Musimy być dobrej myśli.
   Chciałbym być przy dobrej myśli, ale mój mózg nie potrafił trzeźwo myśleć. Laura była taka krucha i to wszystko było ponad jej siły, czy będzie na tyle silna, by się zabić ? Oby nie.


***Perspektywa Max'a***


   Dlaczego ja na nią tak naskoczyłem z tym wszystkim ? Musiałem ją przeprosić, wsiadłem do samochodu i ruszyłem, układałem sobie w głowie zdanie, które miałem zamiar jej powiedzieć, gdy zadzwonił Jay.
-Max ! Z Laurą się coś dzieję. Pośpiesz się. - mówił; słyszałem, że płakał.
-Spokojnie Jay. - rozłączyłem się, czy ona była odważna do tego stopnia, by zrobić sobie krzywdę ?
   Nie chciałem się tego dowiedzieć, dlatego ze stopą na gazie jechałem dalej. Jeszcze parę zakrętów i będę na miejscu, znowu telefon, tym razem od Nathan.
-Max ruszaj dupę ! Ona właśnie powiedziała, że to koniec i się rozłączyła. Nie spieprz tego. - płakał.
-Nic jej nie będzie. Jestem już pod kamienicą. - wyskoczyłem z samochodu i miałem to szczęście, że ktoś wychodził z budynku, więc szybko podbiegłem do drzwi, by się nie zamknęły.
   Popędziłem na piętro modliłem się w duchu, by drzwi były otwarte i były. W mieszkaniu było pusto i cicho, biegałem po pomieszczeniach, ale nigdzie jej nie było. Wbiegłem do kuchni. To co tam zobaczyłem wstrząsnęło mnie do szpiku kości.



Siemaneeeeczko Laski ; *
Już dzisiaj dwa razy płakałam, raz ze szczęścia i drugi raz czytając ten rozdział :  '(
Ale ze mnie płaczka ;)
Jayla miło mi, że nadrobiłaś te rozdziały, nie popadaj w depresję, proszę. Nie martw się nie przestanę pisać, bo to sprawia mi frajdę, ale jak na wszystko kiedyś przyjdzie czas tak i ten blog zostanie zakończony. Daty wam nie podam, bo nie znam takowej. 
ROZDZIAŁY DODAJĘ W PONIEDZIAŁKI, ŚRODY I PIĄTKI - tak dla przypomnienia ; )
To do środy <3

Aha i jeszcze chciałabym wam serdecznie podziękować za te ponad 2 tys wyświetleń ; ) 
Kocham was : *** Teraz popracujmy nad komentarzami ; )

4 komentarze:

  1. O rany... Też się popłakałam ;( byle tylko nie wsadziła głowy do kuchenki gazowej :o już sobie zapisałam- poniedziałek, środa i piątek ;D w depresjie spróbuje nie popaść ;P tak więc czekam na kolejny środowy zajebisty rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no, no...
    Nie krzywdzimy Laury! =0
    Skoro coś Max'em wstrząsneło, musiało być strasznie... =(
    Dlaczego musimy czekać do środy??? :'c
    Do płaczu mnie prawie doprowadziłaś! :'(
    Co się ze mną dzieje? ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. kuzia mordka .... Lauuuuuuuuuuraaaaaaaaa - co jej do bani strzelilo ;O ?

    a teraz proszę państwa - szybka akcja ratunkowa Maxusia i o :)
    taki ze hero po raz kolejny ;) hero, hero ^^ ;]

    podciela sobie zyly. obstawiam -.-

    do nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Sama się popłakałam! Kurdę tak mi jej żal;((
    Oby Max ją uratował w porę!!

    OdpowiedzUsuń