poniedziałek, 17 czerwca 2013

33. Czwartek 25 maja.

   Weszłam do dobrze mi znanego domu. W środku oprócz ciotki nie było nikogo. Wujek Phil pewnie był jeszcze w pracy, a ich syn Charlie dwa lata temu wyjechał do Hiszpani i tam już został, z tego co wiem poznał tam dziewczynę i od tamtej pory widziałam mojego młodszego kuzyna raz. Zostawiłam torbę na korytarzu i weszłam do kuchni. Żółte ściany i stare meble, które pamiętam od dzieciństwa nadal były na tym samym miejscu i przywitały mnie mnóstwem wspomnień. Nad blatem nadal była plama na ścianie po pieczeniu przeze mnie ciastek na dzień matki, razem z Charliem wpadliśmy na ten genialny plan i z samego rana zaczęliśmy przygotowywania. Pech chciał, że przy moich ośmiu lat i jego pięciu, nie mieliśmy wystarczającego doświadczenia i cała nasza masa na ciasteczka wylądowała wszędzie tylko nie w foremkach. Nawet lepiej, że to się tak zakończyło, bo jeszcze komuś zaszkodziłyby nasze wypieki i dzień matki zakończyłby się wizytą w szpitalu, a tego nikt nie chciał.
   Cała nabuzowana i przytłoczona tym wszystkim oraz zmęczona po podróży usiadłam przy stole i z podpartą głową na rękach przy nim siedziałam. Usłyszałam, że ciotka weszła do domu.
-Laura. Twoi rodzice mówili mi, że gdyby coś im się stało, mam ci przekazać ten list, bo jest tam wszystko na temat twojej przeszłości. Domyślam się co tam jest, ale nie jestem do końca pewna ile rodzice ci wyjaśnili. - zaczęłam siadając naprzeciwko mnie.
-Jest wzmianka o mojej matce - biologicznej. Tylko trochę. Jak się nazywała i jej krótka historia, ale najważniejsze jest to, że oni nie byli moim biologicznymi rodzicami. - powiedziałam spokojnie z wzrokiem wbitym w stół.
-To prawda. Nie byli twoimi biologicznymi rodzicami, ale fakt, że cię wychowali i się tobą zajmowali przez ten cały czas sprawia, że są twoimi rodzicami.
-A czy to, że okłamywali mnie przez 19 lat jest dobre ? - spojrzałam na nią.
-Nie.
-A czy fakt, że cała moja "rodzina" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - również mnie okłamywała i podawała się za kogoś innego też jest dobre ?
-Nie, ale...
-Nie ma żadnego ale. Kto jeszcze wiedział ?
-Tylko najbliżsi. 
-A Charlie ?
-Nie, nie włączaliśmy w to dzieci, baliśmy się, że któreś może się wygadać.
-Świetnie. Gdzie jest wujek ?
-Zaraz powinien przyjechać. Dlaczego pytasz ?
-Nie chcę powtarzać dwa razy.
-Laura jutro jest piąta rocznica śmierci twoich rodziców. - pominęłam fakt, że nazwała ich "moimi rodzicami", doczepię się do tego, gdy wujek wróci, nie mam siły mówić tego samego dwa razy, wiedziałam, że jeżeli będę się nakręcała mogę nie wytrzymać i wpaść w jakąś chorobę psychiczną. - Mam nadzieję, że do nich pójdziesz na cmentarz.
-To dopiero jutro. Jeszcze nie wiem. - zastanawiałam się nad tym wiele razy, ale nie widziałam sensu w odwiedzaniu ich.
   Usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
-Amber to ja ! - usłyszałam głos wujka, po chwili wszedł do kuchni. - Laura ! - podszedł do mnie.
-Nawet nie próbuj mnie dotknąć. - syknęłam. - Siadaj.
   Mężczyzna spojrzał zdezorientowany na swoją żonę i posłusznie usiadł.
-Skoro już jesteśmy razem możemy spokojnie porozmawiać o tym. - podsunęłam Philowi list, ten spojrzał na niego i trochę zajęło mu czasu o co chodzi. - Skoro już ja sama wiem, że Meredith i John nie byli moim rodzicami, z czym już się pogodziłam. Chcę i mam takie prawo, żeby odnaleźć moich biologicznych rodziców i wy mi w tym pomożecie. Nie przyjmuję sprzeciwów. Zaczynamy od jutra. Macie mi wszystko powiedzieć co wiecie na temat mojej matki, bo o ojca się nawet nie pytam. Więc macie całą noc na zebranie wiadomości i jutro chcę już wszystko wiedzieć. To tyle z mojej strony. Mogę zająć pokój gościnny na dole, czy mam znaleźć sobie pokój w hotelu ? Dla mnie to żaden problem.
   Ich miny. Bezcenne. Zdezorientowanie, szok, złość i gniew. Na co oni liczyli, że po tym jak się dowiedziałam przyjadę tu i będę płakać, bo dowiedziałam się, że ludzie, którzy mnie wychowywali również mnie oszukiwali ? Raczej nie.
-Tak, już jest przygotowany. - powiedziała po chwili ciotka, wyszłam z kuchni, wzięłam torbę z korytarza i zajęłam łazienkę na dole, wzięłam prysznic i skierowałam się do pokoju gościnnego na dole. Amber i Phil byli już na górze. Niebieskie ściany, łóżko przykryte pościelą w kwiatki, biurko z krzesłem, szafa i komoda oraz dwa okna nadal były w tych samych miejscach co zawsze, ten dom nic się nie zmienił.
   Przypomniałam sobie, że zaraz po przyjeździe miałam zadzwonić do Maxa, dochodziła już 22, więc widzieliśmy się pięć godzin temu. Wybrałam jego numer i czekałam aż odbierze. Po trzech sygnałach usłyszałam jego głos w słuchawce.
-Laura proszę cie nie mów mi tylko, że dopiero dojechałaś. - niektórzy mówią "cześć" lub "hej", ale Max odbiega od normy.
-Cześć. - ja się przynajmniej przywitałam. - Nie, ale miałam krótką pogawędkę z moją ciotką i wujkiem, a później poszłam się jakoś ogarnąć trochę mi to zajęło, więc dzwonię dopiero teraz. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz. Jak podróż ?
-Długa. Prawie cztery godziny się tłukłam, ale jestem już i padam ze zmęczenia.
-Trzymaj się tam. - powiedział po chwili.
-Mam taki zamiar. Chcę się już wszystkiego dowiedzieć, bo cała ta sprawa z udawanymi rodzicami powoli mnie przerasta, po dzisiejszej rozmowie z Amber i Philem, czyli z moją ciotką i wujkiem, mogę z ręką na sercu stwierdzić, że jeżeli nadal będę analizowała całą swoja przeszłość i myślała o Mer i Johnie to popadnę w jakąś depresję czy jeszcze coś gorszego. Już mnie to powoli zaczyna przerastać, a to dopiero początek i jeszcze bardziej się denerwuję.
   Chłopak nic się nie odezwał.
-Dlaczego nic nie mówisz ? - zapytałam po dłużej chwili ciszy.
-Zdałem sobie sprawę, że dwa tygodnie to cholernie dużo czasu. Więcej nas nie ma jak jesteśmy.
-Ironia losu.
-Nie lubię jej.
-Nie tylko ty. A co tam porabiacie ?
-A siedzimy sobie w salonie i gramy na playstation.
-Fajnie tam macie.
-Było by fajniej jakbyśmy byli tu razem albo gdziekolwiek indziej.
-Nie zaprzeczam. Wiesz będę kończyć. Padam na twarz.
-Śpij dobrze. Kocham cię.
-Też cię kocham. Dobranoc. - rozłączyłam się.
   Rozmowa z Georgiem jakoś mnie uspokoiła i już bez negatywnych myśli oddałam się snu.
   Obudziłam się jakoś po 9. Był czwartek 25 maja. Pamiętny dzień. Od pięciu lat był to najgorszy dzień w roku i mimo, że byłam zła na Mer i Johna ten nastrój mi się udzielił. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do mojej torby, jak nic był to dzień żałobny i tego się nie wyprę, wybrałam czarną spódnicę, sięgała przed kolana, która na wierzchu miała jeszcze czarną koronkę, do tego czarną bokserkę i czarne szpilki, makijaż nie zachwycał, był taki jak na co dzień, a włosy nawinęłam na lokówkę. Przygotowana na dzisiejszy dzień wyszłam z łazienki i ruszyłam w kierunku kuchni, gdy do niej dochodziłam słyszałam głosy. Starałam nie narobić hałasu obcasami. Słowa były wręcz szeptane, zatrzymałam się przed wejściem.
-A co jeżeli ona pozna swoją biologiczną matkę i odsunie się od nas ? - szeptała Amber.
-Słuchaj, wiem, że z Meredith nigdy byście nie dopuściły do tego, żeby Laura od nas odeszła, ale teraz jest inaczej. Nie ma już z nami Meredith i Johna, a dziewczyna ma prawo poznać swoją matkę.
-Żałuje, że namówiłeś mnie na wysłanie tego listu.
-Naprawdę chciałabyś, żeby Laura żyła w niewiedzy. I tak już za długo zwlekaliśmy z tym.
   Czyli gdyby nie wujek nadal nie znałabym prawdy. Już sama nie wiedziałam kto jest razem ze mną, a kto przeciwko mnie. Weszłam do kuchni.
-Cześć. - przywitałam się.
-Ślicznie wyglądasz Lauro. - powiedział do mnie Phil i uśmiechnął się, Amber siedziała przy stole i błagalnym wzrokiem na mnie patrzyła.
-Dobrze zrobiłaś wysyłając mi ten list i nie martw się, że was opuszczę. Jakby nie patrzeć jesteście moją rodziną tylko, że w pewnym momencie się zagubiliście. Chcę się spotkać z moją biologiczną matką tylko po to, żeby ja poznać, zapytać się o mojego ojca, odnaleźć ich oboje, zobaczyć jak wyglądają i jak żyją. Nie liczę na łzy, przytulanie i jej smutną historię, nie chcę tego. Marzę o tym, żeby zobaczyć i poznać moich biologicznych rodziców. Tylko tyle. - usiadłam naprzeciwko Amber i przykryłam jej dłonie swoimi, ciotka miała łzy w oczach.
-Nie płacz ciociu. - podeszłam do niej i mocno przytuliłam.
    Jest częścią mojego życia włącznie z częścią kłamstwa, ale to z nią i z wujkiem spędziłam tyle czasu. Dali mi ciepło i cudowne wspomnienia. Tego nie da się cofnąć lub wymazać. Ciotka mocno się do przytuliła jakby bała się, że ostatni raz się widzimy.
-Zrobię nam coś do jedzenia. - powiedział wujek i zajął się przygotowywaniem posiłku.
-Wiecie może co słychać u Nathalie ? - zapytałam przygotowując napoje.
-Jej rodzice rozwiedli się jakoś z pół roku temu. - powiedział Phil.
-Co ?!
-No tak. Wszystko zaczęło się rok temu. Kłótnie i krzyki. Szybko postanowili się rozwieść i rozejść w inną stronę. I tak od sześciu miesięcy nie są już małżeństwem. Nathalie i Nickolas mieszkają z matką, a ich ojciec wyjechał na obrzeża miasta.
   Nathalie była dwa lata młodsza ode mnie, a jej brat cztery. Od zawsze byli w moim życiu, ale bardzo długo przyszło mi przyswojenie się do nich, a gdy już osiągnęłam cel byliśmy nierozerwalni. Razem z Charliem i rodzeństwem spędzaliśmy wakacje w mieście i nigdy nam się nie nudziło. Mój kontakt z Nathalie i jej bratem urwał się po śmierci rodziców. Wtedy straciłam kontakt z wszystkimi znanymi mi osobami w Sheffield. Co prawda, gdy przyjeżdżałam tu co roku pod koniec maja, widziałam się z Nathalie i próbowałyśmy jakoś nadrobić stracony czas, ale to zawsze ona bardziej się angażowała. Gdy na początku byłam w rozsypce po stracie najbliższych to właśnie ona mi pomagała i do tej pory się jej nie odwdzięczyłam za to co mi zrobiła.
-Będę musiała ją odwiedzić. - powiedziałam zalewając wrzątkiem saszetki herbaty.
-Przydałoby się. Z tego co słyszałam teraz u niej kiepsko. - dodała ciotka, a ten temat bardziej mnie zainteresował, ale postanowiłam, że później się z nią spotkam i wybadam sprawę.
-No to smacznego wszystkim. - powiedział wujek i położył na stół talerz kanapek, podałam domownikom kubki z parującą herbatą i dosiadłam się do nich.
-Lauro co wiesz o swojej biologicznej matce ? - zapytał wujek.
-W liście było napisane, że nazywała się Maureen Allen i mieszkała w Mansfield.
-Tak to prawda. Pamiętam nawet dzień, w którym spotkaliśmy ją. - powiedziała ciotka. - Był początek września. Pamiętam, że razem z twoimi rodzicami byliśmy tego dnia na mieście. Meredith i John byli już po ślubie, a my z wujkiem byliśmy na etapie randkowania. Spacerowaliśmy po rynku i Meredith zauważyła młodą dziewczynę w ciąży błąkającą się samotnie, podeszła do niej. Dowiedziała się, że jest samotna w nieznanym jej mieście, więc zaopiekowała się nią i zaoferowała nocleg. Okazało się, że rodzice kazali jej wynieść się z domu. Więc bez większych bagaży wsiadła do pierwszego lepszego autobusu, który przywiózł ją do Sheffield. Była młoda, w ciąży, bez jedzenia, bez pieniędzy z paroma ubraniami w torebce. Mer i John się nią zajęli, poznali jej historię i byli nią wstrząśnięci. Nie pojmowali jak można wyrzucić własne dziecko z domu w takiej trudnej sytuacji. Następnego dnia pojechali z Maureen do jej rodziców, gdy już tam dojechali i weszli do jej domu zobaczyli, że rodzice tak naprawdę martwili się o nią. Wynikła kłótnia i jej ojciec kazał jej się wynosić, czego później żałował. Zaoferowali im pomoc, ale nie chcieli on nich nic przyjąć. Byli im wdzięczni za to, że zaopiekowali się ich córką przez noc. Później jeszcze często się razem spotykali i doszli do wniosku, że Meredith i John mogą adoptować dziecko, które w tamtym domu było nie akceptowane. Dla Maureen to było jedyne dobre wyjście, bo wiedziała, że jej rodzice po urodzeniu dziecka karzą je oddać do domu dziecka, więc wiadomość, że ktoś kogo już trochę zna, chcę adoptować dziecko, ucieszyła ją. I tak oto trafiłaś w ich ręce.
-Maureen mimo swojego młodego wieku, była bardzo mądra. Za wszelką cenę chciała urodzić dziecko, mimo, że jej rodzice proponowali jej aborcję. Urodziła cię i oddał cię ludziom, którym ufała, wiedziała, że będziesz z nimi szczęśliwa, że będziesz miała pełną i kochającą rodzinę. - dodał wujek.
-Ona mnie kochała. - po policzku spłynęła mi pojedyncza, duża łza. - A ja myślałam, że chciała się mnie pozbyć, żeby móc dalej żyć bez zmartwień i bachora na głowie.
-Pewnie, że cię kochała, ale jej rodzice nie zgodzili się na to, żeby cię wychowywać. Decyzja była z pewnością dla niej brutalna i niesprawiedliwa, ale z czasem zrozumiała, że tak będzie lepiej. I tak stałaś się córeczką państwa Gonzales. Kochaną i rozpieszczaną przez całą rodzinę. Tylko wtajemniczeni w całą sprawę widzieli, że z charakteru i z zachowania jesteś kompletnie inna od swoich rodziców. Nieśmiała i jakby zagubiona. Otwierałaś się bardzo powoli i czasami mimo starań ci to nie wychodziło, ale z wiekiem było coraz lepiej. Małymi kroczkami. - powiedziała ciotka.
-Aż doszłam do tego, że mieszkam w stolicy i mam wymarzoną pracę w radiu. - powiedziałam.
-I spotykasz się ze sławnymi osobami. - dodał z uśmiechem wujek, spojrzałam na niego ze znakiem zapytania na twarzy.
-Taka praca w radiu. Przeprowadzam wywiady ze sławnymi osobami, więc czy chcę czy nie widzę się z nimi. - powiedziałam z lekka zdezorientowana.
-Wujek miał na myśli spotykanie się poza pracą. Randki. - dodała z bananem na twarzy ciotka.
-Co macie na myśli ? - zapytałam, a wujek podał mi jakieś kolorowe czasopismo otwarte na 12 stronie, moim oczom ukazał się nagłówek.
"Max George z The wanted spotyka się z prezenterką radiową"
"24 letni wokalista słynnego boysbandu od pewnego czasu jest często widziany w towarzystwie uroczej prezenterki radiowej z "Music Ever". Najprawdopodobniej poznali się podczas wywiadu, którego chłopcy udzielali jakieś trzy tygodnie temu właśnie w tym radiu i z tą prezenterką. Mowa o 24 letniej Laurze Gonzales, która w ciągu swojej pięcioletniej kariery w tym radiu stała się jednym z ulubionych prezenterów w londyńskich stacjach radiowych. Czy to kolejny romans czy może miłość na dłuższy czas ? Na podstawie tych zdjęć można stwierdzić, że tym razem nasz przystojniak z The wanted odnalazł miłość swojego życia. "
   Poniżej było zdjęcie moje i Max'a pod czas naszego ostatniego spotkania przed wyjazdem Max'a do Manchesteru, ale artykuł jeszcze się nie skończył.
"Ale Panna Gonzales nie jest jedynie miłością Pana Georga, często można ją spotkać w towarzystwie najmłodszego członka zespołu - Nathana Sykesa. Nie żałują sobie poufałych gestów i przyjaznych uśmiechów."
   Poniżej było zdjęcie moje z Nathanem przed galeria handlową, szłam wtedy z Młodym przytulona, bo ten ciągle marudził, że boli go brzuch po zjedzonych lodach. Tak oto stałam się "dziewczyna Max'a Georga na forum publicznym"
-Co to jest ?! - rzuciłam gazetą na stół ciągle wpatrzona na zdjęcia, artykuł był na całą stronę, więc nie był raczej niezauważalny.
-Czyli to nie prawda ? Nie umawiasz się z tym chłopcem ? - zapytała ciotka.
-Jestem z Max'em, ale skąd o tym wiedzą gazety ?
-Kochanie taki jest świat osób publicznych. Musisz ciągle uważać, bo fotoreporterów często nawet nie widać, a oni i tak robią ci zdjęcia. - pogłaskał mnie po ramieniu wujek.
-Jeżeli się kochacie to nic nie zniszczy tej miłości. - powiedziała ciotka i się do mnie uśmiechnęła, odwzajemniłam ten gest i zajęłam się jedzeniem.
   Spojrzałam jeszcze na datę magazynu, wczorajsza. Czyli świat zaraz się dowie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, nie lubię być pępkiem świata. Ale cóż, sława niesie pewne niedogodności i to jest jedna z nich. Kocham Max'a i nic nie zniszczy naszej miłości. Te słowa dają mi siłę do dalszego dbania o nasze uczucie.
-Jeżeli chcesz to możemy pojechać do Mansfield dzisiaj przed obiadem, wiem gdzie mieszkała Maureen, może jej rodzice coś nam powiedzą. - powiedział wujek.
-Zrobiłbyś to dla mnie ? - zapytałam.
-Pewnie. - wujek się uśmiechnął.
-Pojedziecie, ale jutro. Lauro dzisiaj jest rocznica, wiem że możesz już nie chcieć iść na cmentarz, ale nie pozwolę, żeby Phil tego dnia był w innym miejscu. To była moja siostra i chce uczcić jej pamięć. - powiedziała ciotka.
-Dobrze w takim razie pojedziemy jutro, a dzisiaj chciałabym spotkać się z Nathalie. - powiedziałam.
-Dobrze, zadzwoń do niej. - powiedziała ciotka i po zjedzonym śniadaniu zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, umówiłyśmy się na spotkanie za godzinę w naszej ulubionej kawiarni.



Heeej!
Nawet nie wiem co mam napisać o tym rozdziale, bo ... no nie wiem. Muszę się dzisiaj wyspać, bo jakaś niezdecydowana jestem ; P
Chociaż do czegoś jednak mam pewność, do tego, że dodam kolejny rozdział mojego new bloga ;D
Co nic nie piszecie pod rozdziałami tak jakoś mało się udzielacie, focham ; ( 
Trzymajcie się cieplutko co przy takiej pogodzie jest raczej pewne i do środy ; D

4 komentarze:

  1. Ja piszę pod każdym rozdziałem!!!
    Kocham twoje oby dwa blogi! <3
    A rozdział jest świetny!!!
    Miłego spania ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh oh raz mi się zapomniało... Ale jak chcesz mogę skomentować go zaraz albo napisać tu na temat dwóch rozdziałów- zdecydowanie wolę tą drugą opcję xD
    Są dwa blogi to i ja mam więcej pisania xD
    Fajnie, że nie zostawi cioci i wujka w niewiedzy o niej. Dobrze, że chce z nimi utrzymać kontakt. Szkoda tylko biednego Max'a :( Gdyby nie ta trasa koncertowa to mogł by z Laurą pojechać ;) Nathalie, czekam aż się pojawi ;D Chcę ją spotkać xD a to już w środę xD
    Jak widzisz CZYTAŁAM! A to że nie komentuje to moje 'nie chce mi się' ;* I nie przestanę czytać, chodź bym nie wiem co! Amen. xD
    Do środy ;*
    PS- Nie fochać mi tu! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o jaa... hieny dziennikarskie w natarciuuuu ;P . Ojjjjj poradzi sobie nasza Gonzalesówna, poradzi ;)

    wszystko dobrze, ale Max ... tak mi go szkoda :( 2 tygodnie ... podobal mi się ten fragment z ironią losu kiedy rozmawiali przez tel, ze Max jej nie lubi ;) ...to było takie .. cute *_*

    sorki ze tak krotko ale chciałam dac znac ze PRZECZYTAŁAM a musze leciec obiadek robic.

    do jutra Bejbe ;) :*

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak myślałam, że wyjdzie artykuł na temat Laury;//
    Kurczę przykro mi jak czytam że zakochani za sobą tęsknią;//
    Rozdział bardzo dobry;pp

    OdpowiedzUsuń